Spotkanie, które zgromadziło co najmniej 400 osób, prowadzili dziennikarze Radia Wnet- Krzysztof Skowroński i Magdalena Uchaniuk.
(…)
Było coś niepojętego w decyzji ministra Bronisława Komorowskiego, przyzwalającego na wyrzucenie w błoto milionów złotych na remont jednostki wojskowej i poniewierającego setkami żołnierzy i oficerów przerzucanych wraz z rodzinami z miejsca na miejsce. I choć łudzono się, że „klamka nie zapadła", tym niemniej dla wszystkich było oczywiste, że do ocalenia ośrodka potrzebny będzie cud. I właśnie teraz, na kameralnym spotkaniu z ministrem Komorowskim w świeżo wyremontowanej sali konferencyjnej ośrodka lotniczego w Białej Podlaskiej wyżsi oficerowie czekali na cud...
(…)
W spotkaniu pozwolono uczestniczyć kilku przedstawicielom mediów, więc jako reporter mogłem śledzić jego przebieg. Zapewne nikt w MON nie spodziewał się, że kameralne spotkanie z podwładnymi przybierze taki obrót, i zamiast wizerunkowego sukcesu, będzie wizerunkowe Waterloo.
(…)
- Decyzja zapadła i nie ma mowy o tym, by została zmieniona. - Teraz głos ministra brzmiał kąśliwym akcentem. - To chyba wszystko, co można powiedzieć na ten temat, proszę panów.
(…)
- Nonsens.
Minister szarpnął się w fotelu, zacisnął ręce na poręczach. Powiódł wokół wzrokiem i zatrzymał spojrzenie na oficerze, który śmiał wyrazić to, co zapewne większość myślała w duszy.
- Co pan powiedział, pułkowniku? - głos Komorowskiego brzmiał miękko, bezdźwięcznie.
- Nonsens! - z naciskiem powtórzył oficer. - Chciał pan szczerości, więc będę szczery. „Interes kraju"? Akurat. Jaki interes może mieć kraj w tym, by wyrzucać w błoto miliony złotych? Po co był ten cały cyrk z generalnym remontem wieży kontrolnej, wszystkich budynków, wymianą wind, modyfikacją pasów startowych, sprowadzaniem maszyn i ludzi, skoro teraz okazuje się, że wszystko to na nic? Bóg jeden wie, za pomocą jakich dziwnych skojarzeń, dzięki jakiej ekwilibrystyce myślowej, potrafi pan postawić znak równania między myśleniem propaństwowym, a marnotrawstwem milionów złotych i traktowaniem ludzi, jak worki ziemniaków przerzucane z miejsca na miejsce. - Oficer przerwał. W chwili milczenia wszyscy usłyszeli odpowiedź ministra Komorowskiego.
- Mam nadzieję, że pan jakoś usprawiedliwi swoją impertynencję...
- Usprawiedliwiać się? - oficer uśmiechnął się ze zmęczeniem. - Nie, panie ministrze, tego nie potrafię, ale chętnie uzasadnię swoje stanowisko. To może przynieść korzyść. Widzi pan tę naszywkę na moim mundurze: „Per aspera ad astra"? Przez ciernie do gwiazd. Być może tego pan nie wie, że to motto polskich lotników, które doskonale oddaje nasze samopoczucie, mieszanki romantyzmu z goryczą. Ze wskazaniem na gorycz - uśmiechnął się kwaśno.
Umilkł. Nikt nie przerwał milczenia.
- Dobiegają do nas głosy z ministerstwa, którym pan kieruje, że trzy ośrodki szkolenia lotniczego nie są potrzebne, bo wystarczą dwa, w Radomiu i Dęblinie, a idąc dalej, że może w ogóle lepiej w Polsce nie szkolić lotników, bo nie stać nas, no i mamy sojuszników. Najwyraźniej ktoś zapomniał o starym wojskowym przysłowiu, które mówi, że kogo nie stać na utrzymanie własnej armii, prędzej czy później będzie zmuszony utrzymywać cudzą. A odnośnie kwestii irracjonalnych pomysłów dotyczących lotnictwa wojskowego, to rozstrzygnęły ją wszystkie ostatnie wojny, zwłaszcza ta w Zatoce czy ta na Bałkanach. Dobitnie udowodniły, że dzisiejsza wojna konwencjonalna, to wojna lotników.
W pełnej napięcia ciszy można było usłyszeć przelatująca muchę.
- Jeszcze rok temu zapewniano nas, że w Białej Podlaskiej powstanie ośrodek szkoleniowy z prawdziwego zdarzenia. Minęło kilka miesięcy i okazuje się, że jesteśmy niepotrzebni. To po co szkolono nas od początku, po co była nauka pilotażu na śmigłowcach, po co to całe zawracanie głowy z przenoszeniem śmigłowców z Nowego Miasta do Białej Podlaskiej, po co robienie ludziom wody z mózgu? To niewybaczalne! Jeśli ktoś z obecnych będzie miał szczęście, to ucieknie do lotnictwa cywilnego, ale większość skończy jako instruktorzy nauki jazdy lub w firmach ochroniarskich. Ja na ciecia nie pójdę, dam sobie radę, tylko młodych lotników żal.
Przez dłuższą chwilę w sali panowała martwa cisza. Wysokie, delikatne zawodzenie wiatru i szelest gradu, który właśnie zaczął padać, wydawały się nienaturalnie głośne. Minister zerwał się nagle z krzesła. Zebrani oficerowie unieśli wzrok. Zrozumieli, że przegrali. Nie domyślali się, że byli na przegranej pozycji na długo przed tym, nim Bronisław Komorowski przyjechał do Białej Podlaskiej.