Marka i Wojciecha Wareckich PRYWATNE REKOLEKCJE DLA SZYBKICH (?) I WŚCIEKŁYCH (!!!) - odcinek trzeci: ZDRADA
data:14 marca 2015     Redaktor: GKut

 

Wtedy szatan wszedł w Judasza, zwanego Iskariotą, który był jednym z Dwunastu. Poszedł więc i umówił się z arcykapłanami i dowódcami straży, jak ma im Go wydać. Ucieszyli się i ułożyli się z nim, że dadzą mu pieniądze. On zgodził się i szukał sposobności, żeby im Go wydać bez wiedzy tłumu. (Łk, 22, 3)

Wstańcie, chodźmy, oto zbliża się mój zdrajca. (Mk,  14, 42)

 

Według dostępnych danych cząstkowych oraz wykonanych na ich podstawie szacunków najwyższy w historii PRL wzrost liczebności tajnych współpracowników nastąpił pod koniec 1988 r., gdy ich liczba sięgnęła niemal 100 tys. Było to więcej niż w szczytowym okresie epoki stalinowskiej. Jeśliby doliczyć do tej liczby kontakty operacyjne (około 15 tys. w roku 1985), służbowe oraz lokale kontaktowe, to ogólna liczba osobowych źródeł informacji znacznie przekraczała 100 tys[1].

 
 
A

Jeśli nie poradzimy sobie z jasnym określeniem, czym jest zdrada nigdy nie wyeliminujemy zdrajców i agentów z naszego życia, zawsze będziemy błądzili we mgle. Cóż… W czasie kryzysów strzeżcie się agentur! jak ostrzegał Józef Piłsudski.

 

Judasz był najlepiej wykształconym z apostołów. Nosił trzos z pieniędzmi i często wykazywał niezbyt szczerą skłonność do oszczędzania. Dlaczego zdradził? Z chęci zysku? W końcu dostał 30 srebrników. Ze strachu? Dla władzy? Skoro zdradził, to dlaczego się powiesił? Są tacy, co uważają, że uznał, że jego grzech jest większy niż Boskie Miłosierdzie.

 

Jak w Polsce wyglądała historia zdrady?

 

Czy można stworzyć jednoznaczne kryteria zdrady? Aleksander Kwaśniewski, Donald Tusk, Józef Oleksy, Leszek Miller, Radosław Sikorski, Bronisław Komorowski - czy to są zdrajcy?

 

Jedni w niejasnych okolicznościach kontaktowali się z przedstawicielami obcych służb specjalnych, działali ewidentnie na niekorzyść ojczyzny, składali wiernopoddańcze deklaracje obcym przywódcom, zamiast dbać o dobre imię Polski (Jedwabne) upijali się na uroczystościach państwowych w Charkowie, zawierali niejawne porozumienia szefami obcych mocarstw (na Westerplatte) godzące w nasze interesy.

 

A jak potraktować podpisanie przez Waldemara Pawlaka przedziwnie niekorzystnej umowy gazowej[2] z Rosją w 2010 roku? Jak traktować obecne próby wyprzedaży Lasów Państwowych przez PO czy PSL? Czy zdrada czy niekompetencja? Ale najważniejsze, dlaczego nic nas to nie obchodzi? Może źródeł tego niepokojącego faktu należy szukać w historii?

 

Gdzieś od mniej więcej końca XVII wieku ryzyko kary za zdradę w Polsce staje się z biegiem czasu coraz mniejsze. Dziś praktycznie nie istnieje. Czy to przypadek, może jakaś osobliwa dolegliwość narodowa? A może po prostu konsekwencja wielu lat wysiłków, przede wszystkim Niemiec i Rosji? Czasem jest to historia bardzo bliska.

 

W dniach 9-11 lipca 1989 roku wizytę w Polsce składał Prezydent USA George Bush. W swej, wydanej w 2000 roku, również w Polsce – książce pt.: "Świat przekształcony” pisze on: "…to co miało być dziesięciominutowym spotkaniem przy kawie, przekształciło się w dwugodzinną dyskusję. Jaruzelski mówił o swojej niechęci kandydowania na fotel prezydenta i pragnieniu uniknięcia wewnętrznych konfliktów tak Polsce niepotrzebnych… Powiedziałem, że jego odmowa kandydowania może mimo woli doprowadzić do groźnego w skutkach braku stabilności i nalegałem, aby przemyślał ponownie swoją decyzję" - cytuje Busha Jaruzelski.

 

Jaruzelski dowodzi też, że był ceniony przez Busha za swoje doświadczenie. Oto fragment książki Busha, który zacytował przy tej okazji generał: - "Zakrawało to na ironię, że amerykański prezydent usiłuje nakłonić przywódcę komunistycznego do ubiegania się o urząd polityczny. Byłem jednak przekonany, że doświadczenie, jakie posiadał Jaruzelski stanowiło najlepszą nadzieję na sprawne przeprowadzenie zmian okresu przejściowego w Polsce”.[3]

 

Zdrajcy zwykle miej czy bardziej bezczelnie starają się swoim działaniom przypisać wyższe motywy i racjonalizować swoje postępki, jednak przy bliższym oglądzie zazwyczaj można dojrzeć – mówiąc nieco teatralnie – srebrniki sypiące się z rękawa kanalii.

 

Targowiczanie stali się symbolem zdrady narodowej, ale chyba dużo bardziej niż oni zasługują na to wszyscy prominentni współtwórcy PRL-u. Ich potomkowie w trzecim czy czwartym pokoleniu żyją dalej (niestety wśród nas) i dbają o swoje interesy.

 

Podsumowując można wymienić takie motywy zdrady:

  • Wartości materialne
  • Władza
  • Zemsta
  • Psychopatyczna chęć krzywdzenia ludzi czy całych nacji
  • Zawiść
  • Antypolonizm
  • Lęk, strach
  • Naiwność i głupota (pożyteczni idioci)
  • Zaślepiona miłość

 

Doskonale widać te motywy w wypowiedzi Marysi Sokołowskiej, kiedy uzasadniała swoje twierdzenie, że Donald Tusk jest zdrajcą.[4] Motywy najczęściej występują w różnych konfiguracjach i połączeniach, a zazwyczaj pieniądze łączą się z władzą, o ile nie formalną, to ze słodką świadomością wpływania na cudze życie. Czasem powody są bardziej osobiste: zdarza się brat donoszący na brata, żona na męża…

 

Zdrajcy mają tendencje do ukrywania swoich motywów i prezentowania siebie nie jako merkantylne kanalie żądne władzy i luksusu, ale hamletyzujące, rozdarte postacie cierpiące za naród i muszące wybierać pomiędzy mniejszym a większym złem. Nie jest to prawda w większości wypadków. W wielu dostępnych relacjach (na przykład Lesława Maleszki) uderza to, że w gruncie rzeczy nie mają nic na swoje usprawiedliwienie.

 

Świadomość tego, że jest się zdrajcą jest zbyt niemiła, aby ją dopuścić do własnej świadomości. Dlaczego? Mało kto może żyć w miarę komfortowo z przekonaniem, że sprzedał siebie lub innych (nawet, jeśli nie podziela wartości takich jak wiara, ojczyzna, niepodległość) za wartości materialne i władzę lub lukratywną synekurę. Jest w tym coś z prostytucji duchowej i fizycznej, a raczej nikt nie chce uchodzić za ladacznicę w oczach własnych czy cudzych.

 

Jaruzelski chciał, żeby sądziła go historia (jakby to wykluczało osąd ludzki) i kreował się na kogoś pomiędzy Konradem Wallenrodem a Juliuszem Cezarem, który internował i zabił bardzo wielu Brutusów.

 

Nie bez kozery uważa się, że jak ktoś raz zdradził, ten będzie bardziej skłonny do zdrady na przyszłość. Mimo że sprzedawczycy są bardzo użyteczni (jest takie powiedzenie, że ponoć nie ma takiej bramy w murze, której nie przejedzie osioł z workiem pełnym złota), to jednak w żadnej chyba kulturze zdrajca nie cieszy się szacunkiem. Mogą oni co prawda organizować na własny użytek specjalną subkulturę, szczycić się tym ostentacyjnym kosmopolityzmem i lekceważyć swoją ojczyznę (jak to się dzieje u nas), wytwarzać miraże i złudzenia, ale tacy ludzie nigdzie nie są naprawdę szanowani i traktowani są zaledwie jako narzędzie polityki.

 

Owi judasze, zgodnie z prawem konsekwencji opisanym przez profesora Cialdiniego, muszą swoje dawniejsze wybory i działania potwierdzać głoszeniem dziś niesprzecznych z nimi poglądów. Muszą dalej zachowywać się konsekwentnie, ponieważ w przeciwnym przypadku sami przed sobą przyznaliby się pośrednio, że zrobili źle i wyrządzili konkretnym osobom bądź społecznościom krzywdę.

 

Zdrajca stosuje kilka metod obrony swojego (zdradzieckiego) ego:

 

  • Racjonalizuje, że to co robi jest jedynie słuszne i sensowne
  • Wypiera informacje, że jego działania mogły komukolwiek zaszkodzić
  • Dehumanizuje ludzi, którym szkodzi – można stwierdzić to u wielu oprawców stalinowskich
  • Atrybucja winy, czyli uważa, że to właśnie jego ofiary są sobie same winne.

 

Istnieją też pomniejsi, codzienni funkcjonariusze zdrady. Są to pomagierzy polityków, którym świadczą usługi w mediach, wymiarze sprawiedliwości, tajnych służbach, policji, administracji. Taki melanż serwilizmu, konformizmu, robienia kariery i zdrady. Są całkowicie pewni swojej bezkarności. Przecież zawsze w razie, czego powiedzą, że musieli albo, że nie szkodzili, a w ogóle są bezpartyjnymi fachowcami i nie ma czegoś takiego jak odpowiedzialność zbiorowa.

 

Jak potraktować dyspozycyjnych sędziów, propagandzistów robiących nam z premedytacją wodę z mózgu? Innych zdrajców drobniejszego płazu? Oto jest pytanie.

 

Może najwyższa pora na poważnie zająć się tematem zdrady.

 

 

 

warecki.pl

 


[1] Tadeusz Ruzikowski, BEP IPN AGENCI, Biuletyn IPN, nr 3 marzec 2005, str. 46)
A -

Waldemar Łysiak, „Malarstwo białego człowieka”, tom 1, str. 69

Całe malarstwo białego człowieka (i chyba w ogóle cała sztuka ludzka) nie zna drugiej tak miażdżącej mowy oskarżycielskiej przeciw aktowi zdrady, jak fresk Giotta di Bondone. Jest tu nawet więcej aniżeli to — nigdy, żadnemu innemu artyście, nie udało się pokazać zderzenia Dobra i Zła w równie przejmujący sposób. Reżyseria tej sceny jest tak

sugestywna, iż widzowie drżą, przechodzą ich ciarki, nawet tego, kto ma

sumienie czyste. (…)Nikczemny, spłoszony wzrok zdrajcy i czysty wzrok syna cieśli z Nazaretu. Fałsz i prawda zderzone w centralnym punkcie malowidła. I my ten punkt obserwujemy, ślepi na całą resztę.

Chociaż fresk zawiera mnóstwo figur, i dzieje się tak dużo (z lewej strony odwrócony tyłem zbir chwyta za płaszcz uciekającego św. Marka; św. Piotr odcina prawe ucho słudze arcykapłana, itd.) — widzimy tylko mikroskopijną przestrzeń między profilami dwóch twarzy. Cały dramat został przez Giotta skondensowany w kilkucentymetrowej, nie namalowanej, lecz egzystującej fizycznie linii łączącej wzrok Jezusa ze wzrokiem Judasza, i tutaj ta linia nie jest nicią — jest szpadą, którą Bóg przebija na wylot podłe oczy zdrajcy. Ani szpadą wstrętu, ani szpadą gniewu — przewierca je prawością. Pojedynek między spojrzeniem a spojrzeniem, jak w wierszu Or–Ota:

„Zdrada stoi na boku i czeka!

Na powiekę się wsparła powieka,

Oko w oko zajrzało i patrzy:

Kto z nas dwojga trwożliwszy i bladszy?

Kto z nas dwojga pod wstydu drży łuną?”.

U Giotta widać, kto ma sumienie brudne, choć nie widać czy to wstyd, czy strach, czy tylko obłuda. Z estetycznego punktu widzenia ważniejszą jest wszakże ta kilkucentymetrowa kreska między źrenicami, której nie namalowano, a którą świetnie widać, bo jak magnes przyciąga oczy widzów. „Struna sprzężenia źrenic” (wszystkie prawa zastrzeżone). Cały ten obraz byłby bez tego jednego szczegółu niby „Hamlet” bez Hamleta.


 

 
 
Psychologowie Marek i Wojciech Wareccy - jedni z rozmówców twórców "Lawy" - to autorzy niezwykle ważnych książek: „Woda z mózgu”, wydanej w 2011r. oraz „Pożeracze mózgów”, która jest pozycją przeznaczoną dla młodego odbiorcy. Książka ta powstała, jak twierdzą autorzy, by dać narzędzie młodemu czytelnikowi i całej rodzinie; żeby młodzież nie przyjmowała bezkrytycznie wszystkich postaw, wszystkich wzorców propagowanych przez media.Psycholodzy Wojciech Warecki & Marek Warecki zajmują się przeprowadzaniem treningów oraz doradztwem psychologicznym szczególnie w zakresie:
 
 
  • Stres, psychosomatyka
  • Mobbing funkcjonowanie człowieka w organizacji
  • Psychologia wpływu i manipulacji
  • Psychologia oddziaływania mass mediów (w tym nowe media)
  • Rozwój osobisty i kreatywność
  • Praca zespołowa i kierowanie
  • Psychologia sportowa
  • Problemy rodzinne.
  • Warsztaty skutecznego uczenia się.
Kontakt: : wojtek@warecki.pl , Tel.: 509 274 053






Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.