Codzienna rzeczywistość nie ułatwia nam zadania – zupełnie nie nastraja do umartwień, nie odzwierciedla w żaden sposób tego, co dzieje się teraz w Kościele, nie czeka na Zmartwychwstanie razem z wierzącymi, choćby tak komercyjnie, jak robi to przed Bożym Narodzeniem.
Więc jak to? Jak się odnaleźć w Wielkim Poście, w tej cichej samotności kościoła bez kwiatów i z zasłoniętymi krzyżami, w tajemniczym fiolecie ornatów, przejmujących albo już gdzieś zasłyszanych rozważaniach drogi krzyżowej, popiele, pokucie i rekolekcjach, kolejkach do spowiedzi i pieśniach o cierpiącym, wydawałoby się, pokonanym Bogu? Smutek, ból i cierpienie wiosną, kiedy wszystko dookoła zielenieje i budzi się do życia… nie w porę, nie we właściwym czasie…
Patrząc na zwyczajne koleje ludzkiego życia można dostrzec, że ból i cierpienie zawsze przychodzą nie w porę. Zawsze wtedy, kiedy tyle spraw na głowie, tyle znaczących wydarzeń, na które czekamy od dawna, które planujemy, a trzeba z nich zrezygnować, choćby z powodu zwykłej anginy, która przecież potrafi zwalić z nóg i odizolować od świata na parę dni. Wiele się zmienia także w naszym świecie, kiedy dowiadujemy się o chorobie czy cierpieniu bliskiej, ważnej dla nas osoby. Wtedy życie dookoła nas toczy się normalnie, ale my po zajęciach biegniemy w odwiedziny, choćby po to, żeby chwilkę przy kimś pobyć, nawet jeśli nic więcej nie możemy zrobić. Więcej czasu poświęcamy na modlitwę za tą osobę, martwimy się, czekamy na wieści o poprawie. Nie w głowie nam zabawy, badamy swoje serce, czy naprawdę robimy wszystko, co w naszej mocy, aby pocieszyć, podtrzymać na duchu…
Co ma do tego Wielki Post? W tym czasie szczególnie przeżywamy na nowo to, że Bóg żył kiedyś na ziemi i cierpiał. Jeśli nasza wiara to relacja z Nim, jeśli to przyjaźń, jeśli to bliskość i miłość, to Bóg zwyczajnie nas potrzebuje. Potrzebuje naszej obecności przy Nim w złowrogiej ciszy Ogrójca, w samotności więzienia i w nocnych przesłuchaniach. Potrzebuje naszej "weronikowej" chusty i naszego "szymonowego", silnego ramienia podtrzymującego krzyż. Potrzebuje naszego przejęcia się na serio Jego cierpieniem dla nas. Potrzebuje naszego zastanowienia się, jacy byliśmy dla Niego, gdy światu i nam okazywał Swoją moc. Potrzebuje pocieszenia przez naszą obecność na modlitwie. Potrzebuje tych materialnych podarków, które dajemy Mu przez potrzebujących i ubogich. Potrzebuje, bo jest Osobą, która bezgranicznie kocha, a jedyną prawidłową odpowiedzią na miłość jest po prostu miłość.
I kiedy zmęczeni i przejęci bogactwem przeżyć Triduum Paschalnego, wtulimy zapłakaną twarz w poduszkę, nie zdążymy zasnąć na długo, kiedy czyjaś dłoń obudzi nas przez delikatne dotknięcie ramienia… Zanim jeszcze zdołamy otworzyć oczy, usłyszymy głos, którego brzmienie napełni nas radością do samego szpiku kości… ”obudź się, i chodź – wejdź ze Mną do chwały Zmartwychwstania!”
Agalaura