Okiem Shorka - Czasy bezwstydu
data:13 lutego 2015     Redaktor: Shork

Po czasach bezcnoty, obfitujących w kpiny z osób, które nie „używają życia”, nastał czas bezwstydu.





Chodzi mi o bezwstyd polegający już nie tylko na eksponowaniu zewnętrznych cech płciowych, bo do tego nas przyzwyczajono ‒ chodzi mi o bezwstyd będący antonimem przyzwoitości.

Oto wieczorem na rynku młoda dziewczyna z parasolką zaczepia panów i zaprasza ich na „niezapomniane wrażenia” związane z alkoholem i widokiem nagich kobiet. Nakłania nieznanego sobie mężczyznę, być może czyjegoś męża i ojca dzieci. A jak nie uda się go nakłonić? Myśli: trudno ‒ zaczepię następnego. A jak mnie zelży albo zwróci uwagę, że zachowuję się niegodnie? A co mnie obchodzi, co on sobie o mnie pomyśli?

Praca jak każda inna? 

W sobotnie leniwe popołudnie dzwoni do mnie pani i zachęca do wzięcia udziału w prezentacji cudownych garnków, polecanych przez jakiegoś kucharza z telewizji, ma to być połączone z występem szansonisty z czwartej ligi, poczęstunkiem o wartości 2,50 zł na osobę i gwarantowanym prezentem w postaci suszarki do włosów, zapewne kupionej w hurcie od Chińczyka po 2 dolary za sztukę. Skąd ta pani ma mój numer telefonu? Aha, odpowiada, że jakiś mój znajomy jej podał. A skąd pomysł, że potrzebne są mi garnki? To jasne. Z całą pewnością cierpię na ból pleców, niestrawność, wzdęcia, otyłość, apatię, senność i nadpobudliwość, a po paru tygodniach jedzenia potraw przygotowanych w cudownych garnkach któreś z wyżej wymienionych schorzeń przepadnie w niebycie. A jeżeli nie cierpię na żadne z powyższych schorzeń? Próbuję się bronić, ale pani nakłania mnie, żebym powiedział, na jaką chorobę cierpię, wtedy ona opowie mi, w jakim czasie cudowne garnki mnie z niej wyleczą.

Próbuję zbyć panią, informując: o braku zapotrzebowania na garnki, że nie znam pana z telewizji, czuję niechęć do szansonisty i mam uczulenie na składniki proponowanego poczęstunku. Przelatuje to bez echa, nie zatrzymuje monologu pani, która po raz kolejny kusi wspaniałym prezentem w postaci suszarki. Walę więc z ciężkiej artylerii, chcę uprzedzić kolejny argument: jestem łysy, moje dzieci są łyse, moi rodzice są łysi i żona też jest łysa. Stawiam wszystko na jedną kartę, skoro chcą mnie zachęcić do kupienia super garnków obietnicą podarunku w postaci badziewnej suszarki. Panią zatyka, ale na tylko na krótko. Bezczelnie prosi mnie o kontakty do moich znajomych, których chciałbym uszczęśliwić możliwością uczestniczenia w pokazie. Odpowiadam, że lubię swoich znajomych, a do wrogów nie posiadam numerów telefonów.

Praca jak każda inna?

 Dzwoni telefon. Pan przedstawia się jako przedstawiciel operatora sieci komórkowej, w której mam numer i proponuje nowy aparat. Kilka razy upewniam się, że chodzi o nowy aparat w ramach przedłużena umowy, a nie o nowy numer. Uzyskuję kilkukrotnie potwierdzenie.

Ponieważ akurat mój telefon jest leciwy, wybieramy wspólnie aparat, zmieniamy taryfę i umawiamy się na odbiór w punkcie obsługi. Punkt obsługi okazuje się nieoznaczonym biurem. Pan, z którym rozmawiałem, podsuwa mi dokumenty i trochę jest zdziwiony, że nie wyciągam ręki, aby je podpisać. Zaczyna przypominać mi o zaletach telefonu, podaje mi pudełko, kartę SIM... Zaraz, zaraz… Czy karta SIM jest innego typu? Bo ja już jedną posiadam. Przedstawiciel odpowiada bez krępacji, że to karta z nowym numerem. Ale ja nie potrzebuję nowego numeru ‒ mówię. Jego odpowiedź jest bezczelna: nowy numer każdemu się przyda. Pan łypie na oglądany przeze mnie aparat, który zdążyłem w międzyczasie rozpakować, i szybko orientuje się, że popełnił błąd. Ze znaczącym uśmiechem zostawiam aparat na biurku i zbieram się do wyjścia. Słyszę jak pan jeszcze mówi, że napracował się nad sporządzeniem umowy, że musiał ją wydrukować, że włożył w to dużo pracy. Nie komentuję tego. Wychodzę.

Praca jak każda inna?

Znowu telefon. Tym razem z firmy, w której kiedyś na odczepnego ubezpieczyłem się w trzecim filarze. Rozmowa jest nagrywana, a dotyczy super oferty, dodatkowego ubezpieczenia od sportów niebezpiecznych. Płatne 21 zł co pół roku. Jako że dziennie robię minimum 25 km rowerem, a trasa wiedzie przez ruchliwe miasto, plus robię co najmniej dwa wypady rocznie na narty (a lubię sobie śmignąć szybko), wyrażam zainteresowanie, przezornie nie używając słowa „tak”. Mimo to pan wyrzuca z siebie szybko formułkę zgody na usługę, wplata w nią moje dane i prosi o potwierdzenie. Stanowczo odmawiam potwierdzenia, domagając się szczegółów. Pan prowadzi rozmowę w taki sposób, abym jednak użył słowa „tak” ‒ ta swoista ekwilibrystyka w jego wykonaniu mnie bawi. Zadaję pytanie, jakie sporty ekstremalne obejmuje ubezpieczenie ‒ pan recytuje listę egzotycznych konkurencji, z których tylko kitsurfing jest mi znany. Z mojej strony pada kluczowe pytanie o to, czy ubezpieczenie dotyczy jazdy rowerem i zjazdów narciarskich. Odpowiedź jest przecząca. Wybucham wtedy śmiechem i pytam go wprost, czy ma mnie za głupca. Przedstawiciel firmy ubezpieczeniowej stwierdza, że przyśle mi umowę opiewającą na nową kwotę. Godzę się jedynie na przyjęcie umowy, wciąż do mojej decyzji, plus dwa kwity wpłaty, stary i nowy, uwzględniający „sporty ekstremalne”. Pan kombinuje jeszcze, chce zmusić mnie do wyrażenia zgody, ale po chwili daje za wygraną. Otrzymuję przesyłkę, w której jest tylko kwit na podwyższoną kwotę i umowa. Płacę po staremu.

Praca jak każda inna?

 Mógłbym podać wiele innych przykładów naciągania na ubezpieczenia, domeny, prenumeratę i zakup erotycznych akcesoriów (wstyd się wtedy sądzić), może nie wszystkich sytuacji doświadczyłem osobiście, ale wielu z nich dotyczyły opowieści zaczynające się od słów „Tylko nie dajcie się nabrać tak jak ja”.

 Te przykłady łączy to, iż waszym rozmówcą jest osoba bezwstydna, chcąca was oszukać, zabrać wam pieniądze, które dzięki temu trafią w ręce kogoś innego. Wasz rozmówca usprawiedliwia swoje postępowanie koniecznością zarobkowania za wszelką cenę, nawet za cenę czyjejś krzywdy ‒ on nie zawaha się oszukać nawet kogoś w potrzebie.

Nie łudzę się, że którykolwiek z moich rozmówców przejął się na dłużej reprymendą, zbiciem z pantałyku czy aktem wyśmiania. Ja po prostu nie dałem się nabrać. Ale inni się nabiorą.

Tylko jeden raz poczułem, że naciągacz się boi. Kiedyś mimo wielokrotnych wyjaśnień telefonicznych, że nie jestem zainteresowany usługą, dostałem spam zaczynający się od słów „Zgodnie z ustaleniami telefonicznymi”. Oddzwoniłem wtedy bezpośrednio do kierownika, nastraszyłem go, że nagrałem wszystkie rozmowy i wyjaśniłem, że nie życzę sobie nękania. Wcześniej wysłałem mu zwrotny e-mail z widocznym śladem, że powiadomiłem biuro GIODO. Gość był tak wystraszony, że zadzwonił z prośbą o jednorazową zgodę na wysłania e-maila, potwierdzającego usunięcie moich danych osobowych z bazy. Bał się go wysłać bez mojej zgody.

Piszę o bezwstydności w bardzo ważnego powodu. Z powodu bezwstydnego ataku na warsztaty edukacyjne WSKSiM w Warszawie, ataku w wykonaniu pani Kluzik-Rostkowskiej. Warsztaty te dotyczyły między innymi zagrożeń wynikających z manipulacji telewizyjnej, radiowej czy prasowej, a pani Kluzik, korzystając ze stanowiska upomniała dyrektorów szkół, że w godzinach pracy nie wolno niszczyć starannie wypracowanego przez rząd, przez koalicję PO‒PSL (przy współpracy z UE) porządku. Nie wolno niszczyć „porządku”, polegającego na starannym omijaniu tematów obnażających manipulację czy też dotyczących obrony przed nią, tudzież dotyczących asertywności społeczeństwa. Tak, zaiste kłóci się to z celem MEN, którym jest stworzenie homo konsumenticus ‒ bezwolnego, podatnego na proste manipulacje i reklamy niewolnika korporacji, z ochotą bezkrytycznie przyłączającego się do grupy bezwstydnych naciągaczy. Byle tylko był seks, piwo i rozrywka w TV.

 






Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.