Armia amerykańska kojarzy się z silnymi więzami między żołnierzami tej samej jednostki. Słynne jest, powtarzane m.in. w wielu filmach, „Nie zostawiamy nikogo.” Znaczy: nikt nie zostanie pozostawiony własnemu losowi w obliczu wroga. Taka postawa rozpowszechniła się w czasie wojny w Wietnamie.
John McCaine – jeniec wojenny
Naszym wrogiem jest system, który osacza nas pojedynczo i często bez jednego okrzyku protestu doprowadza do wykluczenia społecznego, a niekiedy śmierci. Z powodów politycznych, nadmiernego fiskalizmu lub dla przykładu i zastraszenia innych. Czasem jesteś ofiarą sędziego czy komornika, agresywnego policjanta, niesprawiedliwego urzędnika skarbowego lub niedbałego lekarza. Bywa, że dręczy Ciebie w pracy bezkarny mobber. Czasem oprawcą jest pojedynczy człowiek, a dość często instytucja czy rój, sitwa agresorów. Najczęściej jesteś zwykłym człowiekiem, ale bywa, że jesteś kimś znanym, ale i to Ci wiele nie pomoże. System dba tylko sam o siebie i nawet jego członkowie oraz siepacze mają na tyle wolności o ile realizują jego cele.
Jacy ludzie najczęściej padają ofiarami systemu? Niepokorni, kreatywni i tacy, co nie umieją sobie poradzić z opresyjnym państwem, zamordyzmem i dyktatem nowej klasy (biurokratury). Jedni chcieli być pożyteczni dla Polski, inni żyć normalnie i godnie.
Co to znaczy „nie zostawiamy nikogo”? Znaczy, że pomagamy ludziom, którzy toną i stracili wiarę, że dadzą sobie radę. Czasem z winy przytłaczających okoliczności a czasem z powodu własnej nieumiejętności w radzeniu sobie z systemem. Chodzi o tych wszystkich, którzy wykazali aktywność i inicjatywę na polu polityki, ekonomi, kultury i zostali wdeptani w ziemię, osamotnieni, pozostawieniu własnemu losowi.
Nasza wiecznie młoda demokracja (zakamuflowany totalitaryzm) jest bardzo podobna do portretu Doriana Grey’a. Z zewnątrz widzimy wylizane medialnymi ozorami gęby polityków, ale ta fasada kryje koszmarny obraz pełen zepsucia i szpetoty: korupcji, kłamstwa, zaprzaństwa i zdrady. Dokładnie tak, jak na metafizycznym portrecie bohatera powieści Oskara Wilde’a.
Powinniśmy pamiętać słowa Jana Pawła II „Jeden drugiego brzemiona noście” – to zwięzłe zdanie apostoła jest inspiracją dla międzyludzkiej i społecznej solidarności. Solidarność – to znaczy: jeden i drugi, a skoro brzemię, to brzemię niesione razem, we wspólnocie. A więc nigdy: jeden przeciw drugiemu. Jedni przeciw drugim. I nigdy brzemię dźwigane przez człowieka samotnie. Bez pomocy drugich. Nie może być walka silniejsza od solidarności. Nie może być program walki ponad programem solidarności. Inaczej rosną zbyt ciężkie brzemiona. I rozkład tych brzemion narasta w sposób nieproporcjonalny. Gorzej jeszcze, gdy mówi się: naprzód „walka” – choćby w znaczeniu walki klas – to bardzo łatwo drugi czy drudzy pozostają na polu społecznym przede wszystkim jako wrogowie. Jako ci, których trzeba zwalczyć, których trzeba zniszczyć. Nie jako ci, z którymi trzeba szukać porozumienia – z którymi wspólnie należy obmyślać, jak dźwigać brzemiona. „Jeden drugiego brzemiona noście”. (...)[1]
Jak wyglądamy w świetle tych słów?
Kilka przykładów:
To tylko trzej trochę bardziej znani. Przykłady można mnożyć.
Proponujemy założyć grupę wsparcia (w Internecie lub realu). dla takich ludzi wykluczonych przez system, którzy dla Polski poświęcili swoje zdrowie i szanse kariery życiowej. Formy pracy do ustalenia. Co o tym myślicie?
Podobna inicjatywa działa w Krakowie pod nazwą Stowarzyszenie Sieć Solidarności http://www.sss.net.pl/
Nie zostawiamy nikogo?