DYKTATURA DEBILI cz. V
data:16 kwietnia 2012     Redaktor: Barbara Chojnacka



Dzień dobry po Świętach.



net

Szanowny Rozmówco "zdziwiony"! Pański pseudonim trafnie oddaje istotę rzeczy. Ja też jestem zdziwiona i właściwie z tego zdziwienia powstają niniejsze teksty. Mam nadzieję, iż umiejętność dziwienia się to jedna z cech specyficznie ludzkich, więc może nie jest z nami jeszcze tak źle! Jestem właściwie pewna, że to, co napisałam wcześniej, zawierało odpowiedzi na wszystkie Pańskie pytania, ale na wszelki wypadek pozwolę sobie postawić kilka kropek nad "i".


Organizowanie dodatkowych lekcji po godzinach ma miejsce nieustająco, jest tylko jeden problem: nikt na nie nie przychodzi, chyba że musi coś "zaliczyć". Kiedyś przychodzili. Nawet w soboty. Warto było, naprawdę.


Nie dysponuję "prawdziwymi" dowodami (cieszę się, że sam Pan raczył użyć cudzysłowu!) wyższości naszej inteligencji nad zachodnią (mówiąc w skrócie), mam jednak pewność, że jeśli rankingi wyników maturalnych czy egzaminów wyższych uczelni w Europie zachodniej produkowane są w ten sam sposób, co u nas, to ich "prawdziwość" jest co najmniej dyskusyjna. Wspominałam już, że o sprawdzaniu matur i sposobie uzyskiwania tych wyników mogłabym napisać doktorat (może spróbuję coś na ten temat w następnych odcinkach). Ważne jest zresztą, CO się sprawdza. Jeżeli tzw. "czytanie ze zrozumieniem" (przebój ostatnich 8-miu sezonów!), to tak, jesteśmy gorsi. Na zachodzie od lat uczą już tylko tego, nie zawracając sobie głowy jakąś literaturą piękną, to i wyćwiczyć się zdążyli! U nas literaturą zawracamy sobie jeszcze głowę, teoretycznie, jak wielokrotnie zapewniałam, i stąd brak w liceach czasu na naukę składania liter i zdań oraz towarzyszące mu (temu brakowi czasu) miłe złudzenie, że przecież to materiał z klas 1-3 w podstawówkach! I wreszcie ? pisałam, iż anegdoty z pierwszego odcinka pochodzą ze starego liceum, teraz ich żałosna aktualność dla Polski dosięgła nas w sposób tyleż przykry, co nieubłagany. A debilami nie nazywam uczniów, którzy czegoś nie wiedzą (chyba że na swoim etapie edukacyjnym zdecydowanie powinni!), tylko takich, którzy wiedzieć nie chcą, nie zamierzają, nie będą, odmawiają i śmieją się w nos. To samo dotyczy zresztą dorosłych.


Czy "w konsekwencji najgorzej mają nauczyciele"? Mają bardzo trudno i zazdroszczenie im dwumiesięcznych wakacji naprawdę wynikać może tylko i wyłącznie z nieświadomości, ale najgorzej ? nie. I tu jest pies pogrzebany. Najgorzej, proszę Pana, to ma Polska, a będzie miała jeszcze gorzej, jak nowa podstawa programowa wejdzie do szkół średnich. Powrót do liceów PRL-owskich nie marzy mi się dlatego, że były PRL-owskie, tylko dlatego, że uczęszczała do nich inteligencja lub ci, co chcieli nią zostać, a więc ci, którzy czytali, uczyli się historii z wypiekami na twarzy, jeśli trafili na nauczyciela, którzy mówił im prawdę, a takich było wielu, słowem ? marzy mi się szkoła, w której uczniowie są po naszej stronie, a nie po stronie jakiejś dyktatury ? ciemniaków czy debili. Dyktatura debili zaś jest atrakcyjniejsza od dyktatury ciemniaków, bo daje przyzwolenie na każde lenistwo, każdą przyjemność i każdy relatywizm, bez ograniczeń, bez wysiłku, bez dotkliwych dla doraźnego życia strat.


Młodzież zawsze omijała zakazy i buntowała się przeciwko wymaganiom posłuszeństwa rodzicom, nauczycielom, społeczeństwu. Jednak czym innym jest młodzieńczy bunt, a czym innym ? realizacja powszechnego prawa! Cała współczesna popkultura i obyczajowość pracuje 24 godziny na dobę na to, by zdemoralizować młodzież, ale odpowiedzialność spada przeważnie na szkołę, bo już nawet rodzice są zwalniani z pracy nad autentycznym wychowaniem. Albo zwalniają SIĘ, bo są tak zapracowani i pozbawieni tradycyjnych narzędzi wychowania, że szybko rezygnują i pozwalają robić dzieciom to, co im się żywnie podoba. A co się podoba dzieciom? Wiadomo od wieków! Luz i zabawa! Żeby to jednak przynajmniej była zabawa na poziomie!


Tymczasem proponujemy reklamy telefonii komórkowej, której spot parodiuje przysięgę małżeńską: "Czy przyrzekasz, że zerwiesz z nią zupełnie bezkarnie??", rozum regularnie przegrywa z sercem rozumianym jako ślepe posłuszeństwo emocjonalnemu impulsowi, kotopodobna maskota z głosem Borysa Szyca poucza ojca pragnącego ukarać syna za jakieś poważne przewinienie: "Szlaban na telewizję?! Teraz?! Jak jest taka oferta w Cyfra Plus???!" Nowoczesny tatuś z twarzą Marka Kondrata nie tylko nie wyprasza nastoletniego gnojka, który mu wparowuje do wypieszczonego gabinetu z piłką odbijaną bez żadnej ostrożności, nie tylko toleruje wulgaryzmy i roszczenia, ale bez mrugnięcia okiem przelewa mu na konto przez internet kilka tysięcy złotych, by popisać się znajomością "zdobyczy technologicznych" i zasłużyć na pochwałę tegoż młodzieńca. Nauczyciel, który pragnie zapoznać dzieci z prawami fizyki dotyczącymi energii cieplnej i sposobami obliczania kosztów na nią wydatkowanych, musi skapitulować przed przemądrzałą dzieweczką, która uświadamia go: "Moja mama mówi, że jak zamówimy system ocieplenia firmy X, to ogrzewanie będziemy mieć za darmo!" Nobliwi staruszkowie opowiadają o dostawaniu się pokarmu pod sztuczną szczękę ze szczegółami, od których normalnemu człowiekowi chce się wymiotować, a obdarzone miaukliwymi głosikami panienki śpiewają piosenki o? wzdęciach ? na melodię "Walentyna twist"! Sklepy z zabawkami oferują maskotki śmierdzące zużytymi skarpetkami czy inną brudną bielizną (polecam ostatni numer miesięcznika "Polonia Christiana"), a dzień przyjęcia Sakramentu Eucharystii nazywany jest "Dniem Pierwszej Komórki".


To tylko przykłady z reklam, powie ktoś. No pewnie, ale w tym samym czasie i w tychże mediach "eksperci" od psychologii dowodzą, jak wielkie spustoszenie w młodych umysłach czynią księża i katecheci, wzięta autorka programów satyrycznych chwali się aborcjami, w każdym kiosku i na każdym portalu internetowym dziecko może znaleźć pornografię i żadne zabiegi techniczne z wyjątkiem zdrowej tradycyjnej moralności nauczonej przez normalne rodziny temu nie zaradzi, ale zamiast apelować o jej powrót, przygotowuje się ustawę zakazującą "bicia dzieci" (co w istocie oznacza, że nieświadomy niebezpieczeństw czyhających na niego we współczesnej rzeczywistości dwulatek ma lepiej wiedzieć, co jest dla niego dobre niż doświadczeni dorośli), propaguje się "nowoczesne" modele "małżeństwa" i "rodzicielstwa", przygotowuje programy szkolne, w których nie ma miejsca na pytania o etykę? Moja przyjaciółka, wysoko i humanistycznie wykształcona katoliczka od pokoleń denerwuje się, że "wrzucam te wszystkie tematy do jednego worka", a Szanowna Rozmówczyni "neti" cały wywód nazywa "słowną ekwilibrystyką"?


Scenka z wiejskiego sklepiku sprzed lat kilkunastu wydaje się przy tym wszystkim szczytem niewinności, a jednak ją opiszę, bo jest jakąś esencją wypierania odpowiedzialności, o którym pisałam wyżej. Mały przybytek prowincjonalnego handlu z cyklu "mydło i powidło" gdzieś na obrzeżach byłego pegeeru. Biednie wyglądająca kobiecina z 8-letnią może córką liczy każdy grosz na skromne zakupy. Na ladzie ogromny słój z kolorowymi landrynkami, od których dziewczynka nie może oderwać wzroku. Dobrotliwie uśmiechnięta sprzedawczyni odsypuje szufelkę słodkości do papierowego rożka i wręcza małej, która łakomie wyciąga rączkę. Ekspedientka, obserwując rozpoczętą już konsumpcję, nadal z miłym uśmiechem pyta: "A ?dziękuję? ? to kto powie?" Matka dziewczynki natychmiast wraca do przytomności: "No i widzi pani? Czego ich w tej szkole uczą?!" Autentyczne.


W poprzednim odcinku pisałam, że głupota jest przyzwoleniem na zło. Nauczyciele, zwłaszcza od przedmiotów humanistycznych mogliby sporo powiedzieć o cienkiej granicy pomiędzy takimi przykładami a zachowaniami palikociarskiej hołoty spod Krzyża na Krakowskim Przedmieściu. O cienkiej granicy pomiędzy dyktaturą debili a dyktaturą diabła. Dlatego będę uparcie "wrzucać te tematy do jednego worka", bo komuś bardzo zależy na tym, byśmy właśnie tych związków nie umieli dostrzec! Dzieci potrzebują i chcą PRAWDY oraz jasnych kryteriów moralnych, bo w rzeczywistości, którą mamy, czują się zagubione, choć nie zdają sobie z tego sprawy. Czy naprawdę robimy, co trzeba, by im te granice i różnice pokazać, by je ich nauczyć? A jeśli próbujemy ? czy mamy szansę?


Więc - co ma z tym wszystkim wspólnego czytanie książek? Ano dawniej uczyliśmy, czym jest relatywizm moralny na przykładzie losów bohatera opowiadań Tadeusza Borowskiego w obozie koncentracyjnym, a więc w warunkach ekstremalnych. Dziś zastanawiamy się, jak wytłumaczyć nastolatkowi, dlaczego współżycie seksualne człowieka ze zwierzęciem jest złe, skoro "on nikogo przez to nie krzywdzi" (cytat z wypowiedzi ucznia). Moralność kacetu była w jakiś sposób "usprawiedliwiona" zagrożeniem życia. Współczesna zaś, podyktowana jest zagrożeniem tzw. "świętego spokoju" przy grillu, utraty "ciepłej wody w kranie" i innych wygód oraz swobód. Wzorce moralne od wieków znajdowano w tekstach kultury. Tekstem kultury jest i lektura szkolna, i reklamowy spot. Naprawdę nie jest wszystko jedno, co się czyta "ze zrozumieniem".


Żmirska


 


Wcześniejsze artykuły z cyklu:


Cz. I: http://solidarni2010.pl/n,2760,8,dyktatura-debili-cz-i.html
Cz. II: http://solidarni2010.pl/news.php?readmore=2762
Cz. III: http://solidarni2010.pl/n,2814,8,dyktatura-debili-cz-iii.html
Cz. IV: http://solidarni2010.pl/n,2874,8,dyktatura-debili-cz-iv.html






Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.