Okiem Shorka - Semantyka głupcze!
data:14 stycznia 2015     Redaktor: Shork

Kradzież znaczeń, przeinaczanie, fałszowanie terminologii to elementy zwykle umykające historykowi, a co dopiero przeciętnemu zjadaczowi chleba.
 
 
 


Taka na przykład Święta Inkwizycja kojarzy się ze stosami i czarownicami, po kilku latach dość intensywnej edukacji, wspartej dokumentami, zmniejszyła się liczba osób twierdzących, że Galileusz spłonął na stosie z okrzykiem „A jednak się kręci”. Teraz Inkwizycja kojarzy się jedynie z kontrolą sumień i poglądów przez władzę.
 
A co tak naprawdę robiła Inkwizycja?
 
Tak naprawdę kontrolowała, aby na ambonach, uczelniach i szkołach nie uczono dub smalonych czyli bzdur.
Nauka, po upadku Cesarstwa Rzymskiego wraz z jego archiwami i cywilizacją, zachowała się w księgach. A księgi w czasach średniowiecza przechowywane były klasztorach i opactwach.
Miedzy innymi kodeksy Teodozjusza II i Justyniana, uznające herezję za zbrodnię obrazy majestatu i nakazujące karanie jej śmiercią. A czym była herezja? Herezja była zaprzeczaniem nauce Kościoła. Nauce nie tylko w sprawach liturgicznych, ale we wszystkich.
Sama w sobie była dość lekkim wykroczeniem. Ciężkim stawała się gdy była głoszona publicznie, albo nauczana.
W czasach starożytnych religia stanowiła pierwociny, a później bardzo ważny element prawa. Wtedy nie mieliśmy daktyloskopii, sklasyfikowanej dedukcji, czy metod dowodzących zbrodni. Mieliśmy za to bogobojnych obywateli, którzy zdawali sobie sprawę, że krzywoprzysięstwo jest czynem niewybaczalnym przez władców zaświatów. Stąd funkcja świadectwa, zachowana nawet do dziś w dekalogu. Świadczenie przynajmniej dwóch dorosłych mężczyzn, mogło stanowić dowód w sprawie, w której mógł zapaść nawet wyrok śmierci, przepadku majątku i sprzedaży dzieci w niewolę.
Z tego powodu, w starożytności ateizm czy agnostycyzm był ścigany z całą surowością. Istnienie osób, które nie mogły przysiąc, burzyło cały system prawny.
Za ateizm, wyrok śmierci otrzymał między innymi Sokrates.
Pewnie teraz przestało was dziwić, dlaczego lewacy tak rzadko się do niego odwołują. Zbyt dużo zainwestowali w gloryfikowanie starożytności, jako wspaniałych czasów zniszczonych przez chrześcijaństwo, żeby nagle się okazało, że wtedy bycie wierzącym było przymusowe.
Wracajmy do Inkwizycji, a właściwie jej kształtowania się. Mamy Europę, przez którą przetoczyło się kilka fal barbarzyńców. Nastąpił koniec Pax Romana. Na gruzach starego cesarstwa powstaje nowe. Jedyne dokumenty systematyzujące podstawy istnienia państwa znajdują się we władzy Kościoła. Zostały przez Kościół ukryte przed zniszczeniem i po kilku wiekach stały się podstawą odradzającej się nauki. Nie było innego wyjścia, trzeba było zacząć praktycznie od nowa i na czymś się oprzeć. Ponieważ matematyka przekazana przez starożytnych była łatwa do zweryfikowania, przyjęto wszelkie nauki starożytnych jako podstawę i oparcie. Ale nie jako opokę.
Nauka postępowała. Wiele osób zajmowało się weryfikowaniem zarchiwizowanej wiedzy. Naukowcy, wzbogaceni o średniowieczne wynalazki, podważali skutecznie dawne dowody tworząc nowe. Padło właśnie słowo, które nie pasuje do „ciemnoty” Średniowiecza mitologizowanego skutecznie przez rzeczywistą ciemnotę Oświecenia. To słowo to wynalazki. Średniowiecze niewątpliwie jest wiekiem wynalazków ułatwiających pracę. Nie będę ich kolejno wymieniał, ale wymienię powód ich powstania. Chrześcijaństwo zniosło niewolnictwo. Apostoł Paweł : "nie ma już niewolnika ani człowieka wolnego". A skoro nie było niewolników, których można było zagonić do ciężkich prac, trzeba było wynaleźć narzędzia, dzięki którym praca była tańsza.
Tak więc powolutku, nauka dźwigała się na podwalinach tej starożytnej. Księgi były przepisywane i interpretowane z ogromną ostrożnością, pod ścisłym nadzorem władz kościelnych.
Dlaczego z ostrożnością? Może powinno się puścić wszystko na żywioł?
Klasztory, opactwa i kościoły stanowiły w dźwigającej się Europie praktycznie jedyny nośnik informacji. Pierwowzór dzisiejszego internetu. Widzicie co się dzieje w Internecie? 80% stanowi pornografia, ważne informacje przykrywane są przez śmieci i skandale, celebryci kreowani są na autorytety. Wszędzie kłamliwe reklamy i krzykliwy marketing. A gdzie nauka?
Jeszcze nie tak dawno niezdrowe były jajka i masło. Wiek temu amerykańscy naukowcy przysięgali, że benzyna ołowiowa jest zdrowa, podobnie jak palenie tytoniu. Wcześniej Rockefeller bogacił się sprzedając tysiące butelek lekko oczyszczonej ropy naftowej jako niezawodne lekarstwo na raka.
Kościół w Średniowieczu nie mógł sobie na to pozwolić. Funkcjonowała prosta zasada: Możesz publikować i głosić swoje nauki pod warunkiem, że je udowodnisz. Oczywiście teraz, gdy znamy teorię względności, zdajemy sobie sprawę, że wielu rzeczy udowodnić się nie da i fizyk nie ma prawa jednoznacznie wydawać osądu, że coś jest niemożliwe, albo zdarza się zawsze. Powie, że coś jest wysoce nieprawdopodobne, albo wysoce prawdopodobne.
No ale w Średniowieczu teorii względności nie znali, więc trzymali się dowodów. Jeżeli udowodniłeś że jest inaczej niż pisali starożytni w zachowanych księgach – możesz to rozpowszechniać. Jeżeli nie wracamy do starożytnych, którzy być może niezbyt dokładnie opisali świat, ale to jedyne na czym możemy się oprzeć. Były oczywiście stany pośrednie. Można było głosić, ale zastrzegając pewne niedokładności. Tak było z traktatem Kopernika.
W Oświeceniu wprowadzono definicję teorii naukowej, funkcjonująca praktycznie do dziś. W skrócie przedstawia się tak. Możesz głosić co chcesz pod warunkiem, że nikt nie udowodni ci że jest inaczej. Zwróćcie uwagę na to, że Oświecenie od Einsteina dzieliło ładnych parę wieków więc geneza powstania teorii naukowej, jako odpowiednika dowodu nie miała żadnych podstaw. Była po prostu zrobieniem wbrew i na złość. A komu wbrew i na złość możecie się łatwo domyślić.
Mnogość teorii „naukowych” rozpowszechnianych od tego czasu przyczynia się do opóźnień w rozwoju i upadków cywilizacji. Od nagrody Nobla za nieistniejące promieniowanie do teorii Walki Klas, przez którą komunizm zamordował 100 milionów ludzi, do eugeniki kładącej podwaliny pod szaleństwo II Wojny Światowej. Tak, to wszystko i wiele więcej jest wynikiem niekontrolowanej nadprodukcji wątpliwych autorytetów, wymyślających teorie i zwalczających metodami nienaukowymi wszystkich, którzy te teorie próbowaliby obalić.
Przez lata trwania mojej „choroby” polegającej na wchłanianiu i analizowaniu informacji, wypracowałem sobie metodę która zwielokrotnia mój sceptycyzm wobec kogoś i jego poglądów. Metoda jest bardzo prosta. Jeżeli jakiś naukowiec poprzestaje na jednym odkryciu, wynalazku czy teorii i lansuje ją do upadłego, to wiedz że coś jest nie tak. To znaczy, że jego droga życiowa nie jest drogą poznania, tylko drogą sławy za wszelką cenę, a i przy okazji pieniędzy.
 
A wy? Wierzycie Hartmanowi, który „odkrył” właśnie eugenikę, albo Płatek, która twierdzi, że w parach jednopłciowych rodzi się więcej dzieci? Tytuły naukowe się przewartościowały. A nauka, z powodu stałego rozwoju, nieczęsto ma rację.





Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.