POLECAMY! Mirosław RYMAR: 33 – wiek chrystusowy
data:16 grudnia 2014     Redaktor: husarz

Mężczyzna kończący 33 lata osiąga pełnię dojrzałości fizycznej i duchowej. Staje się gotowym do podejmowania największych wyzwań i jest przygotowany do podołania najtrudniejszym obowiązkom.

 
 
 

Właśnie minęła 33-cia rocznica ogłoszenia stanu wojennego i 33-ci rok naznaczony tym haniebnym aktem przemocy i pogardy dla Polaków. Aktem ustanowionym przez „związek przestępczy o charakterze zbrojnym” pod którym to określeniem III-ciorzędne sądy ukryły moskiewskich rabów, polskojęzycznych bandytów zniewalających Polaków i Polskę dla swego dobra i dobra rosyjskiego imperium. Ci zdrajcy działali w interesie naszego wroga i jego wola była dla nich wszystkim. Ich być, albo nie być oznaczało zmarszczenie czoła na Kremlu!

 

W tym roku z honorami należnymi zasłużonym Polakom przy zaangażowaniu hierarchów Kościoła, prezydenta i władz III RP pochowano na Powązkach „Wolskiego”, sowieckiego generała, który tamtego pamiętnego poranka wystąpił zamiast „Misia Uszatka”. Z peerelowskiej telewizorni powiało Syberią i w miejsce misia dzieci zobaczyły skryty za okularami cień ruskiego niedźwiedzia. Było im smutno, bo zabrano im ich poranek, ale rodzice byli przerażeni, bo im zabrano nadzieję i usłyszeli kroki trwogi: ktoś minonej nocy wbiegł już po schodach, trzasnęły gdzieś drzwi, zadzwoniły łańcuchy i kajdany. Sowieciarze wypowiedzieli Polakom wojnę, a 33 lata później ci sami i następni, młodsi Polacy przyzwolili na pochówek komunistycznego watażki na najbardziej prestiżowej polskiej nekropolii ,obok i nad naszymi Bohaterami. Odszedł za wcześnie, by w pełni dotknęły go moje życzenia (... tutaj) rocznicowe, które od lat kierowałem pod adresem Jaruzelskiego. Jest jeszcze wśród nas godny jego następca, oberesbek Kiszczak, który oby żył długo i miał możność doznać „dobrodziejstwa” tych życzeń. On i jego hołota.

 

Konsekwentnie postąpili prawi Polacy, których jako pierwszy wezwał Tadeusz Płużański. Zmienili tylko adres i kontynuowali swoje pikiety rocznicowe tym razem pod domem naczelnego zbira peerelu odpowiedzialnego za mordy w stanie wojennym i później (lista pomordowanych). Jeżeli sumienie nie przeszkadza mu spać, bo on „nie żałuje żadnej decyzji. Robił wszystko, aby nie doszło do tragedii”, to Polacy mający dobrą pamięć i odporni na propagandę w obronie „ludzi honoru” tej nocy nie pozwalają mu na sen o dobrze wypełnionym obowiązku, o trwaniu władzy ruskiej partii na trupach Polaków mających odwagę wykrzyczeć całym swym jestestwem: nie! - w obronie Boga, ojczyzny i honoru.

 

To Kiszczak jest twarzą polskiej demokracji, którą ustanowił w Magdalence, a sygnował przy stole z kantami rękami „konstruktywnych opozycjonistów” dobranych z klucza oficerów prowadzących i ich agentów. To jest „polska demokracja”, która taką pozostanie tak długo, jak długo będzie trwał nowotwór III-ciorzędnej RP. Ten cyrk demokracji kontrolowanej trwa już 25 lat, pikuje conajmniej od 2010 roku kiedy to Jarosław Kaczyński przegrał wybory prezydenckie - po nocy cudów - z Komorowskim, kandydatem jego otoczenia „ze WSI i – koniecznie wykształconych – miast” na lokatora pałacu.

 

Wszystko to furda, drobiazg, małe błędy nie mające wływu na wyniki wyborów w opinii sądów i tylko coraz to nowe wezwania i zapowiedzi „naszych” o konieczności pilnowania, kontroli społecznej, liczenia głosów i ... walki o demokrację. Coraz to nowi wzywający i nadzorujący, by wreszcie w wyborach samorządowych PSL, peowska przystawka pokazała „naszym” kto tu rządzi.

 

Nie darmo Państwowa Komisja Wyborcza odbyła bezcenne szkolenie u speców kagiebisty, żeby teraz nie dać sobie rady z lokalnymi „nominacjami demokratycznymi” traktowanymi jako próba generalna przed najważniejszym etapem z metą w pałacu dla prezydenta. Trochę to już było „na chama”, ale skąd mogli wiedzieć, że pojechali po bandzie jakby nie spróbowali. To znaczy ONI wiedzieli, ale chcieli sprawdzić jak daleko mogą się posunąć. Co na to „mięso wyborcze”? Kiedy zdecydujemy się szepnąć w swym świętym, - koniecznie - demokratycznym oburzeniu razem z „naszą” opozycją – nie. „Nasze” media i „nasza” frakcja opozycyjna partii władzy na wszelkie sposoby – „dopuszczalne w ramach gry demokratycznej” – podniosły klangor i wyrażały zdecydowany sprzeciw wobec tak niedemokratycznych zachowań. PKW rżnęłą głupa z uśmiechem na ustach, a „nasi” łapali ich za słowa jakby to miało jakiekolwiek znaczenie co ONI mówią. Traktowali ich i całe zdarzenie jak rzecz, którą da się wyjaśnić w cywilizowanej debacie zamiast zawalczyć jak ofiary nielegalnej operacji służb i ich demokratycznie wybranych przełożonych. Zamiast stanąć w prawdzie, dalej tkwili w iluzji i kiszczakowym matrixie.

 

Jedyna adekwatna reakcja na zaistniałe fałszerstwo miała miejsce w PKW. Niewielka grupa osób spośród pikietujących/manifestujących pod tym przybytkiem i ostoją demokracji skorzystała z zaproszenia i weszła do pomieszczeń komisji. Osoby te odmówiły jakichkolwiek „kuluarowych rozmów” i w ten sposób rozpoczęły okupację sali konferencyjnej PKW nie dając się sprowadzić do roli „demonstrantów konstruktywnych”. Zamiast „rokowań dających nadzieję” postawili żądania unieważnienia wyborów samorządowych, zmiany prawa wyborczego i dymisji członków PKW. Konkret w przeciwieństwie do bicia opozycyjnej piany. Około północy na polecenie kancelarii lokatora pałacu dla prezydenta wkroczyła policja i aresztowała kilkanaście osób. Wśród nich dziennikarzy.

 

„Nasze” media i „nasza” partia znów stanęły na wysokości zadania i ochoczo wzięły w obronę DWÓCH DZIENNIKARZY za nic mając tych „mniej wartościowych/amatorów” z mediów rzeczywiście niezależnych i społecznych jak chociażby szefowa portalu Solidarni 2010. Tych dwóch podsądnych sprawozdających „zamach na demokrację w PKW” młodzian w togę odzian potraktował łagodnie stwierdzając, iż aresztowanie „wynikło z nieporozumienia, przez pomyłkę” i tym samym łaskawie, autorytetem III RP przywrócił im wolność równocześnie nie karząc bynajmniej winnych zaistniałej pomyłki. Kiedy pomyłką będą takie i inne usłużne, albo wręcz głupie „togi”?

 

Ta spontaniczna akcja w PKW wywołała więcej efektów i skutków niż cała „potęga naszych” wespół, zespół opozycjonistów i mediów. Jarosław Kaczyński ogłaszając marsz 13 grudnia musiał oprócz nieustającej walki o demokrację ogłosić też bój o wolność słowa/mediów, co stało się wyłącznie na skutek działań „nierozsądnej i zmanipulowanej grupy”, bo inaczej nie byłoby aresztowania dziennikarzy i w związku z tym przyczyny podejmowania walki w ich obronie. Wszak do tej pory media szalenie obiektywne i z pełną wolnością realizowały swoje zadania czwartej władzy wspierającej demokrację, a nie sitwę w jej ramach wyłanianą. Prawda?  Żadne wezwania i wygłaszane protesty nie przyniosły wdrożenia jakiegoś opozycyjnego postulatu. To po okupacji Państwowej Komisji Wybiórczej podała się ona do dymisji. Okupacja to był czynnik decydujący o spotęgowaniu napięcia do takiego stopnia, że już nie można było lekceważyć zagrożenia dla reżimu. Pojawił się czynnik nieprzewidywalności, więc czym prędzej musiano poświęcić na ołtarzu „polskiej demokracji” jej najwierniejszych sługusów, sędziów jedynie sprawiedliwych z nominacji tych najsprawiedliwszych kolegów po fachu o których ostatnio donoszą w mediach obu „ścieków”. W jednych mniej, a w drugich więcej, ale to jedyna różnica.

 

Marsz się udał, bo:
- było nas kilkadziesiąt tysięcy,
- był pokojowy.

 

Mam ciągle nieodparte wrażenie, że on by się może i udał, gdyby uwzględniono postulaty opozycji dziarsko tupiącej w tym marszu, a nie tylko z tych dwu wyżej wymienionych wątłych powodów. Gdyby III-ciorzędny sejm na wyprzódki zwołał posiedzenie i zatwierdził odrzucone wcześniej propozycje zmian w ordynacji wyborczej, zmian w zasadach powoływania PKW i gdyby ogłoszono powtórkę z wyborów samorządowych. To byłoby zwycięstwo, a nie „pokojowy marsz” sam w sobie. To, co najwyżej PiS może sobie poczytywać jako jakieś tam zwycięstwo, że udało się im skrzyknąć na manifestację kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Sądzę, że więcej powinno być  samych członków i zwolenników partii, więc gdzie tu zwycięstwo Polaków? Żeby nie było żadnych wątpliwości. Kilkadziesiąt tysięcy ludzi nie zmieni „pokojowo” władzy, gdy nie może jej zmienić kilka milionów za pomocą karty wyborczej. Telewizja Trwam potrafiła zgromadzić więcej uczestników na manifestacji w obronie swoich praw do nadawania. Każda manifestacja, każdy wyraz protestu Polaków wobec reżimu i III-ciorzędnej państwowości narzuconej nam przez ruskich wasali jest powodem do uczucia zadowolenia i jakiejś tam – dla każdego według jego potrzeb i oczekiwań - satysfakcji. Tak budują się więzi i poczucie narodowej wspólnoty, tylko pojawia się pytanie: co dalej po – jak odtrąbiono – zwycięskim marszu?

 

Po okupacji PKW mamy dymisję komisji i pewność co do postaw władzy wobec wolności słowa rozpoznaną „bojem”. To są jakieś plusy, a po marszu? Pewność, że jest nas mało i poczucie radości, że jest nas chociaż tyle. Co zyskaliśmy poza rosnącym sercem na widok „morza polskich flag” i kolejnymi słowami rzucanymi na fale „głównego ścieku”, który je zaraz zaleje, a „nasi” będą się do tego ustosukowywać i dawać odpór „resortowym bachorom”? I tak p......nie w koło Macieja będzie trwało.

 

Profesor Zybertowicz w tym roku powiedział o tworzącym się „archipelagu polskości” składającym się z wysp oddolnych, społecznych i obywatelskich(?) inicjatyw. W czasie rocznicowego marszu Jarosław Kaczyński zaś wspomniał o „archipelagu małych, gminnych, miejskich dyktatur”. Nasuwają się nieodparcie pytania o te dwa archipelagi. Który jest większy? Który szybciej rośnie w siłę? Czy wreszcie, jakim sposobem uczynić by ten drugi skończył jak Atlantyda? Może Donald T. miał częściowo rację: stajemy się narodem wyspiarskim psia krew! Wszyscy nic tylko o wyspach. Może sedno sprawy z tymi archipelagami tkwi w tym, że wyspiarzy łatwiej od siebie odizolować, a co za tym idzie, kierować nimi. Może stąd tak naprawdę te porównania, skojarzenia, a może nawet skryte marzenia o – mniejsza o to jakiego koloru - wyspach.

 

„Nasza” opozycja już 25 lat walczy o „polską demokrację z twarzą Kiszczaka”. No tak, z twarzą Kiszczaka, bo ani słowem się nie zająknie o odejściu od magdalenkowych ustaleń i pociągnięciu do odpowiedzialności tamtych macherów. Nie zdeklaruje się jasno: jesteśmy opozycją antysystemową, będziemy was zwalczać! Mało tego, jest tego systemu częścią legitymizującą jego demokratyczny charakter. Słyszymy, że walczy z „arogancją i bezczelnością władzy”, jak na marszu powiedział prezes. Ostatni akt tej walki, walki o polską demokrację, to „pokojowy marsz” będący przecież niczym innym jak wyrazem klęski. Będący wyrazem powrotu z placu boju na tarczy i do tego przerażający brak jasnej odpowiedzi na pytanie - co dalej? Wiemy jedno: najdłuższa, 25-cioletnia „walka” w III RP, walka o demokrację była i póki co jest bezskuteczna. Jest przegrana! I pokojowy marsz tego faktu nie zmienił, a zwycięstwo póki co pozostaje propagandowym sloganem. Do przejęcia władzy, bo dopiero to będzie zwycięstwo, o ile przyniesie spodziewane przez patriotów efekty.

 

Profesor Nowak, nasz kandydat na prezydenta po sfałszowanych wyborach samorządowych powiedział: W sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy, jedynym rozwiązaniem będzie nowy zryw społeczeństwa, „na skalę większą niż przy wyborach 4 czerwca 1989 roku” i wtóruje mu Andrzej Gwiazda: „Tylko wyborcy, tylko społeczeństwo jest w stanie zapewnić, że polityka przestanie być rzeczą brudną. (Nie nasi wybrańcy?- MR) Mam nadzieję, że w przyszłych wyborach będziemy potrafili podtrzymać(? - MR) uczciwość i pilnować jak zachowują się wybrani przez nas ludzie. (Trąci myszką, bo to już przerabialiśmy i przerabiamy. – MR) Jeżeli tego nie potrafimy, pozostaje nam zbiorowe wyjście na ulice, czego – życzę sobie i wszystkim – ażeby udało się uniknąć.
Wskazówka słuszna, a życzenie z gatunku pobożnych.
No, cóż – daj Boże. A MY? Poczekamy. Może da.


Mijają 33 lata. Rzecz sięga wieku chrystusowego. Sprawy dojrzały do rozwiązań. Pytam tylko kto dojrzał i jakie dojrzały rozwiązania. Czy Polacy dojrzeli do czekających ich wyzwań i gotowi są sprostać zadaniu zniszczenia tej haniebnej III-ciorzędnej RP i jej zakłamanych, zdradzieckich elit? Czy też ONI dojrzeli do rozwiązań ostatecznych, przed którymi nie obroni nas kilkadziesiąt tysięcy pokojowych demonstrantów, jak nie obroni nas przed ruską zarazą kilkadziesiąt tysięcy żołnierzy zwanych buńczucznie armią.


Zgadzam się zupełnie z prof. Nowakiem: „To jest rzecz potworna, rzecz, którą można zrozumieć i zaakceptować tylko, jeśli uznajemy, iż jesteśmy narodem kretynów, którymi mają prawo rządzić łajdacy”. Dodam tylko, że łajdacy demokratycznie nominowani.

 

 

Mirosław Rymar

www.rodaknet.com

 

Polecam:

 

DLACZEGO MILCZELIŚCIE? – Aleksander Ścios

Jak to możliwe, że całe środowisko intelektualne, politycy i media kojarzone z opozycją, tak zgodnie przemilczały decyzję hierarchów o wycofaniu z Komitetu Honorowego wczorajszego marszu?






Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.