Na portalu Niezalezna.pl ceniona publicystka Joanna Lichocka opublikowała tekst zatytułowany „Musimy działać jak w PRL”.

Znalazły się w nim następujące fragmenty:

 

Być może wyniki drugiej tury byłyby lepsze gdyby nie część tzw. prawicowych dziennikarzy. Niektórzy z nich, z wyrachowania albo z własnego braku rozwagi, przyczynili się do zniechęcenia centrowego elektoratu do glosowania na kandydatów PiS. I to niemniej niż dziennikarze rządowi.

Oczywiście mam na myśli przede wszystkim okupację siedziby PKW pod wodzą Grzegorza Brauna i Ewy Stankiewicz. Hasła, że demokracja to zło, i że trzeba walczyć o przyjście króla i monarchię wygłoszone przez Grzegorza Brauna, a potem wyważanie drzwi do PKW, okupowanie jej, sączone tu i ówdzie zapowiedzi „drugiego majdanu” były wymarzonym prezentem dla rządowej machiny. Nic to, że PiS błyskawicznie odciął się od awantury – nagłaśnianie jej przez media rządowe, ale i kibicowanie awanturnikom przez część mediów prawicowych, umocniły wrażenie, że to jest prawdziwa twarz, sposób działania i myśl opozycji. > […] Dobrze, że na tydzień przed drugą turą Jarosław Kaczyński zapowiedział demonstrację na 13 grudnia – trochę rozpalone głowy ostudził. Ale bez względu na skalę nieprawidłowości i fałszerstw wyborczych Polacy na masowy bunt nie mają ani ochoty, ani społecznego potencjału – większość z tych, którzy mogliby dokonać rewolucji jest dziś na zmywaku w Londynie czy Berlinie. Żadnego drugiego majdanu w Polsce nie będzie (abstrahując od tego, że sam majdan nie należy do naszej tradycji politycznej, to tradycja kozacka, ukraińska)



Poniżej publikujemy polemikę Ewy Stankiewicz.



Cieszę się że jesteście normalni

Cieszę się że jesteście normalni. I że w związku z tym macie dobre samopoczucie. Zwracam się do Joasi Lichockiej i do Łukasza Warzechy, którego „czujność etapu” jest nieoceniona. Zwłaszcza on zawsze stanie na medialnej ściance dumny z tego, że może zabłysnąć swoją normalnością na tle skompromitowanych oszołomów.

Zazwyczaj nie chce mi się wdawać w jałowe polemiki, które nic nie zmieniają, jednak Joanna Lichocka w ostatnim tekście popadła w ”odmęty szaleństwa” (że posłużę się tutaj klasykiem Bronisławem K). Otóż zarzuca ona osobom pokojowo protestującym przeciwko fałszowaniu wyborów, do których grona się zaliczam – spowodowanie przegranej w wyborach partii Prawo i Sprawiedliwość. Więc PiS nie przegrało dlatego że 90 procent środków masowego przekazu będących narzędziem rozmowy publicznej jest w rękach antypisowskich propagandystów. PiS nie przegrało przez własne słabości. PiS przegrało według Joanny Lichockiej przez grupę 12 osób z których żadna nie należny do żadnej partii, jedenastu demokratów i jednego monarchistę.

 

Ciekawe, że Joanna Lichocka przyznaje że wybory zostały sfałszowane, ale najwyraźniej jakoś godzi ona wiedzę o fałszerstwach wyborczych z zaufaniem do wyników wyborów. I zrzuca winę za przegraną na osoby domagające się uczciwości procesu wyborczego. To kojarzy mi się z leninowską logiką. Powiesić tego komu ukradziono rower. Normalne.

W przeciwieństwie do tego jak określasz mnie Joasiu, nie jestem żadnym prawicowym dziennikarzem, zwłaszcza jeśli Ty zaliczasz się do tego grona wraz z nieocenionym Warzechą Łukaszem. Nie jestem też politykiem. Staram się mówić to co myślę bez kalkulacji politycznych, które zresztą jak dotąd przynoszą same klęski. Powód dlaczego porwałam się na istne szaleństwo i podczas jednej z oszołomskich dla Ciebie manifestacji ogłosiłam zbiórkę na telewizję, w której teraz Ty kulturalnie zasiadasz już jako normalna osoba -jest jeden. Zależało mi na powstaniu rzetelnej telewizji, która w odróżnieniu od brutalnej propagandy władzy będzie po prostu informować, bez względu na to, czy się to opłaca czy nie, czy wydaje się śmieszne, wstydliwe, czy nienormalne, bez względu na to, czy to się komuś podoba czy nie.

 

Tak samo teraz powziąwszy wiedzę na temat fałszerstw wyborczych oraz całkowitej bierności prezydenta Polski odpowiedzialnego za nominacje sędziów PKW uważałam, że trzeba krzyczeć. Tak właśnie: krzyczeć. Jeszcze parę lat temu można było spokojnie dyskutować, polemizować… Nasz pokojowy protest był słabym wołaniem na alarm wobec gigantycznego zagrożenia państwa. To jest moja subiektywna ocena z którą nie musisz się zgadzać, ale postaram się przytoczyć argumenty. Na podstawie wiedzy którą zgromadziłam przez ostatnie lata zajmując się tematyką fałszerstw wyborczych mogę powiedzieć że:

 

1. W Polsce wybory fałszuje się od lat.

2. Jest przyzwolenie sądów na fałszerstwa wyborcze. Tylko znikomy procent ewidentnych fałszerstw trafia na wokandę sądową, a już tylko promil z nich kończy się wyrokami skazującymi zawsze bardzo łagodnymi i uznającymi niezgodnie z prawdą że fałszerstwo to nie miało wpływu na wynik wyborów.

3. Wybory fałszuje się na dwóch poziomach. Na poziomie lokali wyborczych na wiele sposobów, najczęściej poprzez zaufane komisje, unieważnianie lub “dosypywanie” głosów, czy też najprościej poprzez nieuczciwe sortowanie głosów. Jednak ostateczne wyniki wyborów są kształtowane za pomocą fałszerstw na poziomie systemu komputerowego, który jest całkowicie poza kontrolą społeczną i w rzeczywistości całkowicie poza możliwością weryfikacji ze stanem faktycznym, czyli z kartami do głosowania.

4. W praktyce nie ma najmniejszych szans, by porównać głosy na papierze z wynikami systemu komputerowego. W skali kraju nigdy to się jeszcze nie zdarzyło, choćby ze względu na konieczność zgody sądu (niemal zawsze odmowa) aby zgromadzić w jednym miejscu karty do głosowania z poszczególnych regionów. Karty są niszczone po 30 dniach.

5. Nikt nie prowadzi poważnej centralnej bazy fałszerstw wyborczych (wiem co mówię, szukałam również w partiach opozycyjnych)

Jest wiele normalnych zjawisk w naszym kraju. Najnormalniej w świecie wystawia się prezydenta na śmierć, prowadzi grę na najwyższym szczeblu władzy z rosyjskimi służbami przeciwko prezydentowi Polski i nikt nie reaguje. A potem osoby odpowiedzialne za to awansują w strukturach państwa, a nawet w strukturach unijnych.

To jest normalne że przed wojną przy 30 procentach analfabetów mieliśmy ok 1 proc głosów nieważnych, a teraz w niektórych rejonach ta liczba dochodzi do 50 procent. Całkowicie normalnym jest, że wyniki wyborów samorządowych może zmienić każdy średnio rozgarnięty student informatyki, a kod źródłowy programu PKW kursuje w sieci internetowej przed wyborami. Także w normie pozostaje, że ów system liczenia głosów przeprowadza do drugiej tury wyborów prezydenta kilkusettysięcznego miasta osobę, która wcale nie kandydowała na to stanowisko.

 

Po co się czepiać, czy to takie istotne kto będzie rządził w Szczecinie? W sytuacji gigantycznej ilości głosów nieważnych, jedna z partii otrzymuje kilkadziesiąt razy wyższy wynik niż to przewidują sondaże. W niektórych rejonach nie można głosować na zarejestrowaną partię, tak się nieszczęśliwie składa że jest to akurat PiS.

Na Śląsku znika kilka tysięcy głosów, wyparowują głosy krakowskich sióstr zakonnych. Są skargi na lokale, w których wydaje się karty z zaznaczonym głosem, rośnie lawina zgłoszeń “dodatkowej” ilości kart w urnach ponad to, co zostało wyborcom oficjalnie wydane. Żadnego niepokoju o odchylenie od normy nie wzbudzają dosłownie setki relacji osób które głosowały na kogoś, kto po odpowiednim podliczeniu otrzymał “zero” głosów lub o kandydatach którzy przegrali o jeden głos przy udowodnionym „dosypaniu” fałszywych kart do urny.

Można powiedzieć w normie było także w Płońsku, w którym kandydat dostał ponad 600 głosów, z czego prawie 500, to były głosy nieważne. Na tle tych jakże normalnych zjawisk, najnormalniej było w Państwowej Komisji Wyborczej, kiedy w oficjalnych komunikatach sędziowie podawali fałszywe dane. Na Śląsku “pomylili się” o 130 tys głosów, normalne.

W Świętokrzyskim podali 50 procentowy wynik PSL ku zdumieniu wojewódzkiej komisji z tego regionu, która nie przesłała do PKW jeszcze żadnych danych. W Wielkopolsce powiększyli liczbę radnych do sejmiku o 3 osoby. Drobiazg. Po co się pieklić skoro wcześniej normalne było wynajmowanie rosyjskich serwerów do liczenia głosów Polaków, a potem szkolenie się członków polskiej Państwowej Komisji Wyborczej w Moskwie, jak wiadomo mekce standardów życia demokratycznego. Gdzie byłaś wtedy Joasiu (zwracam się do Joanny Lichockiej) i dlaczego temu skutecznie nie przeciwdziałałaś?

W tym bezprecedensowym chaosie i totalnym zawaleniu się systemu zliczania głosów, co stworzyło warunkido fałszerstw na niespotykaną dotąd skalę nawet w kraju gdzie tradycja fałszerstw jest tak ugruntowana - jak na ironię, głowa państwa prezydent Bronisław Komorowski według kompetencji swojego stanowiska nominalnie współodpowiedzialny za ten chaos, oświadcza najnormalniej w świecie że „kwestionowanie uczciwości wyborów, to odmęty szaleństwa”. Wszak on także jest z tych normalnych.



Jestem w trakcie procesu karnego, ale skoro najwyraźniej nie zadałaś sobie Joasiu trudu sprawdzenia podstawowych informacji zanim zabrałaś się do pisania tekstu i rzucania oskarżeń pod moim adresem to zachęcam, dowiedz się np. u szefa ochrony siedziby PKW Konrada Komornickiego, czy kiedy wchodziliśmy do budynku PKW drzwi były zamknięte, czy otwarte. Wiem że opierasz się na relacjach telewizyjnych ale warto czasem samemu sprawdzić u źródła zwłaszcza kiedy pretenduje się do roli dziennikarza (dla przyzwoitości nie dodam - prawicowego).

Piszesz o okupacji siedziby PKW. Może Ty w wyniku rzetelnej dokumentacji dziennikarskiej powzięłaś jakąś nieznaną mi wiedzę, jednak o ile mi wiadomo, a byłam tam na miejscu, osoby protestujące znajdowały się w ogólnodostępnej sali dla mediów, w korytarzu prowadzącym do tej sali oraz w holu. Pomimo kilkukrotnej prośby skierowanej przez PKW aby udać się na rozmowy do osobnej sali  na szczęście nikt z nas tam nie poszedł. Wydaje mi się że siedziba PKW nie sprowadza się do jednego pomieszczenia - centrum prasowego. Protest był pokojowy. Nikomu nic się nie stało, nie zostało zniszczone żadne mienie.

No nie było tam PRowca. Ani pięknie wyglądających dziewczyn (chociaż akurat tu bym się nie zgodziła). Byliśmy rzeczywiście spontanicznie uformowaną grupą osób i możliwe, że Ty byś spaliła się ze wstydu w takim gronie: ktoś zaczął się modlić (fe!) ktoś ma idee fixe i jest zwolennikiem monarchii (tacy ludzie też są na świecie), ktoś był po prostu młodym przedsiębiorcą… Zbieranina od sasa do lasa. To co połączyło te osoby to świadomość ogromnego zagrożenia, właściwie zapaści systemu demokratycznego na którą trzeba reagować.

 

Być może różnimy się w ocenie sytuacji. Ja uważam, że na naszych oczach rozpada się system demokratyczny w Polsce, a mechanizmy które do tego prowadzą funkcjonują w układzie zamkniętym. Ekipa trzymająca władzę jest ubezpieczana z jednej strony przez media z drugiej przez sądy. Ci ludzie nie oddadzą władzy, bo czeka ich odpowiedzialność karna za poważne afery, czeka ich także rzetelne śledztwo w sprawie śmierci prezydenta. Jak fałszerstwa wyborcze przestaną być skuteczne, to wprowadzi się stan wyjątkowy. Obecny prezydent Bronisław Komorowski bardzo aktywnie uczestniczył we wprowadzeniu ustaw w tym zakresie całkiem niedawno.

Nie rozumiem Twojej logiki Joasiu. Nie protestować za bardzo, bo można zaszkodzić wizerunkowi partii opozycyjnej. W ten sposób można skompromitować i sparaliżować wszelkie zdroworozsądkowe działanie. I narobić wiele zła. Tak jak kiedyś, w imię jakiejś kalkulacji politycznej należało milczeć o wystawieniu prezydenta na śmierć przez służby podległe premierowi. To było wbrew naturalnym odruchom ludzkim, zdrowemu rozsądkowi i zafundowało nam rządy sympatyka WSI na długie lata, a także zapaść demokracji. Twoją krytykę można by było użyć do zablokowania każdego działania, bo nie ten czas, bo może zaszkodzić. To absurd który prowadzi nas w przepaść. Cokolwiek nie zostanie zrobione to antypisowscy funkcjonariusze medialni i tak to skrytykują.

 

Niestety konsekwencją tej logiki jest wniosek, że właściwie najlepiej nie mówić i nie robić nic. Ewentualnie pomachać balonikami, pogadać przez megafon i pójść do domu. Po prostu pogodzić się z fałszerstwami, tak jak z awansami stanowisk za wystawienie prezydenta Lecha Kaczyńskiego na śmierć.

W tej piramidzie normalności gdzie Ty Joasiu i Łukasz Warzecha zajmujecie niepoślednie miejsce, mam wrażenie, że na samym szczycie uśmiecha się Michnik, Żakowski i Paradowska. Rzeczywiście w tej konfiguracji ja znajduję się na samym dole, jako czystej wody „freak”.

Proponuję zacząć działać najprościej, bez żadnej „logiki etapu”, politycznych kalkulacji, zgodnie ze zdrowym rozsądkiem. Gromadzić ludzi wokół potrzebnych inicjatyw, nie dławić ludzkiej energii, nie pałować medialnie. I co najważniejsze - reagować odpowiednio do zagrożenia, wtedy, kiedy dzieją się rzeczy złe. Potem zwykle jest już za późno.

 

Ewa Stankiewicz

za: wpolityce.pl