Marek Baterowicz: BERLIŃSKI MUR UPADŁ (i co dalej?)
data:14 listopada 2014     Redaktor: GKut

 
 
Z  DALEKA  LEPIEJ  WIDAĆ...

 

Minęła 25-ta rocznica zburzenia muru w Berlinie, który dzielił dawną stolicę Niemiec, ale i kraj cały na strefę wolności i zniewolenia. Słynne Pergamon Museum z zabytkami starożytności Assyrii i Babilonu znalazło się po stronie sowieckiego zaboru, natomiast Galeria Malarstwa w zachodniej części Berlina. Na szczęście, albowiem wiele obrazów mistrzów holenderskich mogłoby dziwnym trafem znaleźć się w Leningradzie, podczas gdy o wiele trudniej byłoby przetransportować w głąb Rosji ogromne i ciężkie rzeźby z kręgu kultury Mezopotamii.

 

Po 25-ciu latach okazuje się, że łatwiej przyszło zburzyć długi, 15-kilometrowy, mur niż pojedyncze pomniki stawiane w PRL-u sowieckim „wyzwolicielom”. Kilka dni temu usunięto wreszcie, na życzenie obywateli, takie sowieckie straszydło w Nowym Sączu. Pomnik „czterech śpiących” w Warszawie podobno już nie powróci na swej miejsce, a co z resztą tych monumentów zniewolenia?

Problemy z pomnikami w Polsce rozpoczęły się po Kongresie Wiedeńskim, kiedy to w r.1817 w Warszawie powstał projekt wzniesienia pomnika dla cara Aleksandra I, rzekomo z wdzięczności za jego liberalne obietnice. Miał on stanąć u wylotu ulicy Świętojańskiej, tworząc jakby kontrapunkt dla kolumny Zygmunta. Do erekcji pomnika wprawdzie nie doszło, ale marmurowe kopie popiersia cara-króla (dłuta Thorvaldsena) znalazły się w kolekcjach wielu rodzin arystokracji. Po zgonie Aleksandra sejm ponownie rozważał projekt pomnika, który ostatecznie postawiono dopiero w r.1835, a więc już po powstaniu listopadowym.

 

Obelisk cara wzniesiono jednak na terenie zbudowanej właśnie cytadeli, która miała symbolizować rosyjską dominację i zniechęcać do powstań. Pomnik Aleksandra I opatrzono tablicą z napisem: „Cesarzowi Wszechrosji, zwycięzcy i dobroczyńcy Polski”. Dodatkowo w ogrodach Belwederu postawiono mu postument, a także umieszczono tam popiersie Katarzyny II.

 

W r.1841 erygowano na placu Saskim szczególnie przewrotny pomnik, bo poświęcony siedmiu polskim generałom, którzy w Noc Listopadową odmówili wzięcia udziału w insurekcji i zginęli z rąk powstańców. Dlatego też pomnik odsłonięto 29 listopada, a sam ceremoniał przypominał Polakom o obowiązku wierności carowi. Do udziału w tej przykrej uroczystości zmuszono też biskupa archidiecezji warszawskiej Tomasza Chmielewskiego. A ks. prałat Antoni Kotowski w kazaniu potępił rodaków za bunt, chwaląc za to tych, którzy pozostali wierni wobec cara-króla. Zgromadzono też uczniów szkół warszawskich i obywateli stolicy, aby byli świadkami tej ceremonii zakończonej hymnem „Boże, cesarza chroń”. Po latach – pomnik tych siedmiu łajdaków (jak nazywali go warszawiacy), co nie chcieli walczyć o Polskę – przeniesiono na plac Zielony (dzisiaj Dąbrowskiego ).  Ogrodnicy obsadzali go wysokimi krzewami, aby nie rzucał się w oczy. A jakiś warszawski satyryk ułożył  rymy:

 

                           Ośmiu lwów i czterech ptaków,

                           Wszystko dla siedmiu łajdaków.

 

Rosyjscy gubernatorzy wznosili też w latach 1846/7 obeliski na polach bitew pod Warszawą, stoczonych w czasie powstania listopadowego. Miały one upamiętniać „chwałę” rosyjskiego oręża. Monument rosyjskich „przewag” zbudowano też na polu bitwy pod Ostrołęką „wielki, paskudny, ciężki, pompatyczny pomnik”, a także na polach Grochowa. Jak odnotowano: „było w zwyczaju pluć w stronę błyszczących na postumencie dwugłowych orłów, kiedy się tamtędy przechodziło”. A w pomniku wzniesionym pod Grochowem widział Żeromski „chęć urągania podbitym, mongolizm i dzikość zwierzęcą”. Jego zdaniem Rosjanie wszystkie swoje pomniki budowali na wzór samowara. Pomniki te irytowały kolejne pokolenia młodzieży, czego dobrym wyrazem są te słowa z dziennika Żeromskiego(w r.1888): „Apuchtina powiesiłbym na pomniku Paskiewicza, Hurkową wbiłbym na pal: na pomnik Saskiego Placu”.

Inni starali się nie dostrzegać tych znaków rosyjskiej dominacji i zaboru. W pisanych przez wiele lat kronikach tygodniowych Prus nie wymienia nigdy tych pomników, nie widzą ich też bohaterzy „Lalki”. Mieszkańcy Warszawy obchodzili też z daleka wznoszoną powoli cerkiew.

 

Inni z kolei reagowali gwałtownie na te symbole władzy Moskali, pomniki oblewano farbą lub ozdabiano obelżywmi napisami. A pomnik Iwana Paskiewicza (postawiony w r.1870 przed pałacem namiestnikowskim, tam gdzie dziś stoi ks.Józef Poniatowski) smarowano wilczym sadłem, co zwabiało psy, które potem godzinami wyły posępnie.

 

Z upływem lat obywatelom Warszawy nie wystarczało już ani oblewanie farbą pomników, ani pogardliwe plucie na miejsca, gdzie Rosjanie kazali je wznieść. Symbole caratu stały się w końcu celem zamachów bombowych jak w r.1905 pomnik zdobycia Warszawy w r.1831, postawiony na Woli. A w roku 1917 zburzono pomnik wiernych carowi generałów, owych siedmiu łajdaków, ponieważ Rosjan nie było już w stolicy.

 

Wrócili w r.1945, uprzednio pozwalając – z całą premedytacją – by Niemcy rozprawili się z powstańcami i zburzyli miasto. I pozostali do dzisiaj – mimo wyjścia dywizji. Dysponują licznymi budynkami w Warszawie, oczywiście także rozległą agenturą. Z jej kręgów mogą też rekrutować się grupy zadymiarzy atakujących Marsze Niepodległości. Ale dość prowokatorów inspiratorzy zajść znajdą na pewno pośród tubylców żyjących na marginesie społeczeństwa. I boli to, że co roku powtarza się podobny scenariusz wydarzeń: bojówki zakapturzonych prowokatorów atakują legalny pochód i jego straże, a następnie wywołują burdy, również z policją. Dostali przecież na to zielone światło, byle tylko rozbić Marsz Niepodległości i odebrać Polakom chęć obchodów tak wielkiego święta.

 

Ostatecznie 11 Listopada celebrujemy powrót na mapę Europy i świata po 123 latach rozbiorów, a zatem jedynie antypolski element może kalać tak patriotyczną datę. Czy nie dziwne, że takie zamieszki mają miejsce, mimo oficjalnego poparcia prezydenta Komorowskiego dla Marszu? Zjawił się przecież na Placu Piłsudskiego i nawet przemawiał do rodaków, choć w przeszłości tyle razy nie postępował jak członek polskiego narodu. I nagle – za jego plecami (ale czy naprawdę bez jego wiedzy?) – dochodzi do starć na ulicach stolicy. Aresztowano 274 osoby, jest wielu rannych, w tym cztery osoby w stanie ciężkim trafiają do szpitala, a gumowe kule wybijają oczy kilku osobom. Czy to nie jest jaskrawym dowodem barbarzyństwa obecnego reżimu PO-PSL ? Reżimu, który jakże przypomina czasy PRL-u i tamtejsze metody tłumienia narodowych manifestacji czy pochodów 3 Maja? W roku 1946 do pochodu majowego w Krakowie także strzelano,byli ranni, aresztowano ponad tysiąc ludzi, zapadły surowe wyroki.

Podobieństwo represji obu patriotycznych marszów wskazuje, że w tzw. III RP jesteśmy nadal na poziomie swobód obywatelskich z roku 1946, a zatem jakby w rzeczywistości „stalinowskiej, chociaż bez Stalina”.

 

Przedstawiciele PiS-u nie brali udziału (i słusznie!)  w obchodach warszawskich, woląc świętować 11 Listopada w Krakowie. Ostatecznie stamtąd wyruszyły legiony, choć decydującą bitwę stoczono pod Warszawą. A dzisiaj Marszałek musi patrzeć z pomnika, jak antypolscy politycy i ich prowokatorzy profanują polskie święto i pamięć Bohaterów, którzy wywalczyli nam Ojczyznę po wiekach zaborów.

                                                              

                                                                                                                                                                       Marek Baterowicz

 
Marek Baterowicz ( ur. w 1944 w Krakowie ), poeta, prozaik, publicysta, tłumacz poezji krajów romańskich, latynoskich i Quebec’u. Romanista – doktorat o wpływach hiszpańskich na poetów francuskich XVI/ XVII wieku ( 1998), fragmenty tej tezy ukazały się we Francji. Wydał też tomik wierszy w języku francuskim – „Fée et fourmis” ( Paris, 1977). Jako poeta debiutował na łamach „Tygodnika Powszechnego” i „Studenta” ( w 1971). Debiut książkowy: „Wersety do świtu” ( W-wa,1976) – tytuł był aluzją do nocy PRL-u. W r.1981 wydał zbiór wierszy poza cenzurą: „Łamiąc gałęzie ciszy”. Od 1985 roku na emigracji, po czterech latach czekania na paszport, najpierw w Hiszpanii, a od 1987 w Australii. W roku 1992 odwiedził Polskę, w tym samym roku listem w „Arce” zrywał ze środowiskiem „Tygodnika Powszechnego”, które poparło grubą kreskę ułatwiającą nowe zniewolenie. Autor wielu zbiorów wierszy jak np. „Serce i pięść” ( Sydney, 1987), „Z tamtej strony drzewa” ( Melbourne, 1992 – wiersze zebrane), „Miejsce w atlasie” ( Sydney, 1996), „Cierń i cień „ ( Sydney,2003) czy „Na smyczy słońca” ( Sydney, 2008), "Status quo"(Toronto, 2014). W r.2010 we Włoszech ukazał się wybór jego wierszy – „Canti del pianeta”. Wydawca ( Roma, Empiria) tak określił jego poezję: „to zaproszenie człowieka planetarnego, ceniącego wartości uniwersalne całej ludzkości i braterstwo między ludźmi”.Wydał też kilka tytułów prozy, w tym powieść ze stanu wojennego pt. „Ziarno wschodzi w ranie” ( Sydney,1992). Mieszka w Sydney.


Zobacz równiez:





Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.