Toyah: Zapraszamy naszych na ośmiorniczki      
data:09 listopada 2014     Redaktor: GKut

 

W dokumentalnym filmie „Killing America” jest, jak możemy przypuszczać, autentyczna scena, kiedy to wezwana na miejsce zdarzenia policja próbuje uspokoić pewnego czarnego bandytę, który stoi na nowojorskiej ulicy z pistoletem i… no właściwie nie wiadomo, co. Po prostu sobie stoi, gapi się przed siebie, a w dłoni trzyma ten pistolet. Dokładnie rzecz biorąc sytuacja wygląda tak, że ten czarny lewą nogą opiera się o ścianę jakiegoś budynku, w prawej ręce trzyma opuszczony pistolet, kilka metrów od niego stoją ci policjanci i, tak jak to czasem widzimy na filmach, celują do niego ze swoich z kolei rewolwerów i wrzeszczą, żeby rzucił broń i się poddał. Trwa to kilka minut, czarny ani drgnie, tylko tak stoi z tym pistoletem i gapi się przed siebie, oni cały czas krzyczą, żeby rzucił pistolet na ziemię, i diabli wiedzą, jak to długo potrwa i jak to się w ogóle skończy. W pewnym momencie czarny postanawia zmienić nogę, a zatem lewą zdejmuje z tej ściany, a jednocześnie bardzo powoli podnosi prawą. I w tym momencie zostaje zastrzelony.

KRZYSZTOF OSIEJUK- Palimy licho czyli o Tymktórynigdynieprzepuszczażadnejokazji
 

Komentarz jest taki, że policjanci uznali, że on wykonuje ten manewr po to tylko, by razem z prawą nogą, która będzie stanowiła zasłonę, unieść też rękę trzymającą pistolet. No więc go zastrzelili. Ja nie wiem, czy oni mieli rację tak chytrze kombinując, czy ten człowiek miał szczególnie złe intencje, nie mam pojęcia, co on tam w ogóle z tym pistoletem robił, czy to był jakiś morderca, czy wariat, czy może zwykły głupek, wiem jednak, że ci policjanci musieli się najeść strachu, kiedy tak stali naprzeciwko niego, no i wiem, że on postąpił bardzo źle, nie chcąc im oddać tego pistoletu. Źle i, jak się okazuje, głupio jak cholera.

 

Wspominałem tu już chyba na tym blogu, że kiedy lądujemy w Wielkiej Brytanii, czy to samolotem, czy promem, czy tym podwodnym pociągiem, pierwsze co nam się rzuca w oczy, to wielkie czerwone tablice, z kłującym w oczy ostrzeżeniem, że każdy kto spróbuje przestraszyć („intimidate”) urzędnika celnego, który w tym akurat miejscu reprezentuje Koronę, zostanie potraktowany przez owego urzędnika zgodnie z prawem i wedle jego uznania. To jest naprawdę mocna rzecz i wystarczy mieć choćby odrobinę wyobraźni, by spojrzeć na jednego czy drugiego z nich i zobaczyć, z jaką pewnością siebie oni się zachowują, i by wiedzieć, że tu nie ma żartów. Stąd zresztą moje rozbawienie na wiadomość, jak to Lech Wałęsa, wracając swego czasu z Londynu do Polski, postanowił, że ten jakiś „kastoms coś tam” może mu skoczyć na Nobla.

 

No ale Wałęsa to postać szczególna i z pewnego punktu widzenia zasługująca na pełne wybaczenie, więc sprawę tamtej awantury wyrzuciłem wkrótce z pamięci, żałując może tylko, że oni go tam wtedy na tym Heathrow choćby na godzinę nie aresztowali. No ale to już kwestia mojej małostkowości. Inaczej jednak było parę dni temu, kiedy się dowiedziałem, że czterech polityków Prawa i Sprawiedliwości razem ze swoimi żonami, lecąc samolotem do z Warszawy do Madrytu, zachowali się, jak nie przymierzając połączone delegacje lokalnych struktur Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego, udające się w towarzystwie wynajętych dziwek na zakupy do Paryża. Przyznam szczerze, że wiadomość o tym, co się tam na pokładzie tego samolotu wydarzyło zwyczajnie mnie poraziła, i to nawet uwzględniając fakt, że ja naprawdę w stosunku do posłów Hofmana, Kamińskiego, czy całej kupy ich kolegów i znajomych naprawdę nie miałem większych oczekiwań. Ja wiedziałem, że oni wszyscy, kiedy już Prawo i Sprawiedliwość zdobędzie władzę po Platformie, pokażą nam takie rzeczy, że my się tym całym naszym oddaniem, tymi emocjami, tym zaangażowaniem, zwyczajnie udławimy. No ale sądziłem przy tym, że to dopiero nastąpi; że na razie to oni tylko aspirują, żeby zostać tymi ministrami, tymi prezesami spółek, tymi dyrektorami w telewizji czy cholera wie kim. Na razie jednak, mając tę świadomość, że sam fakt występowania w telewizji, jako wieczna opozycja, to stanowczo zbyt mało, żeby zadzierać nosa. Tymczasem okazuje się, że nic podobnego. Oni najwyraźniej uznali, że to mądrzenie się raz na tydzień w telewizorze czyni z nich prawdziwych bohaterów. No i jeszcze, jak się okazuje, a o czym ja jakoś zapomniałem, są te żony, które też mają swoje oczekiwania od świata. I to, przyznaję, mnie zaskoczyło. Ja, owszem, podejrzewałem, i dawałem temu wyraz tu na blogu, że ani taki Hofman, ani Kamiński, ani większość z nich nie chce, żeby PiS wrócił do władzy, bo dla nich to tylko więcej roboty i kłopoty, ale, jak widzę, tu nie chodzi o to, że oni nie chcą rządzić – oni żyją w głębokim przekonaniu, że tak jak jest, będzie już zawsze i że to im gwarantuje status, który im bardzo, ale to bardzo pasuje. Status, który ich upoważnia do tego, by się odlewać publicznie, bić z policjantami, awanturować w samolocie, a stewardessę traktować, jak którąś z brzydszych działaczek partyjnej młodzieżówki.

 

Dziś, jak widzę, większość z nas jest pogrążona w ciężkiej rozpaczy, przewidując, że Hofman z Kamińskim i tym trzecim załatwili nam najbliższe, a kto wie, czy również nie przyszłe wybory. A ja, szczerze powiedziawszy, jestem w nastroju dość optymistycznym. Przede wszystkim, potwierdziło się to co tu od dłuższego czasu pisałem: problem jest znacznie głębszy, niż to, czy rządzi PiS, czy PO, a zatem, nawet jeśli tamci gangsterzy odniosą kolejny sukces – w co akurat wciąż bardzo wątpię – wcale nie musimy myśleć, że straciliśmy coś, czego warto żałować. I dzięki demonstracji, jaką nam urządzili ci durnie z tymi swoimi ciziami, widzimy to najlepiej, jak tylko można. No ale jest jeszcze coś. Otóż ja naprawdę mam nadzieję, że już może dziś Jarosław Kaczyński najpierw na dobre wypieprzy tych pajaców z partii, a potem zechce jednak poświęcić odrobinę swojego jakże smutnego czasu na to, by się rozejrzeć wokół i rzucić okiem na towarzystwo, które go otoczyło. I już w następnej kolejności weźmie się za całą resztę. Oczywiście, szkoda bardzo, że on musiał dopiero zobaczyć to wszystko w aż tak drastycznym ujęciu, no ale przynajmniej już wie, jak ludzie, którym zaufał, potrafią być źli, głupi i gnuśni. Teraz już wszystko jest w jego rękach. Jeśli uda mu się wykonać ten jeszcze jeden wysiłek, zwyciężymy.

 

Żeby nam jednak nie było aż tak dobrze, mam na koniec refleksję dość ponurą, na którą tak naprawdę odpowiedzi znaleźć nie potrafię. Otóż w dniach, kiedy przeżywaliśmy wszyscy ową, dziś już odpowiednio zapomnianą, tak zwaną „aferę taśmową”, przy której – bardzo chętnie to dziś przypominam – to co zrobili ci durnie ze swoimi żonami, to jest drobiazg, o którym nawet nie warto gadać, wywiadu tygodnikowi „Wprost” udzielił Leszek Miller. I już na samym początku dziennikarz spytał go, czy on bywał w tej knajpie, w której gangsterzy z Platformy załatwiali swoje ciemne interesy. Na to Miller – a ja już sobie tylko wyobrażam ten cwany uśmiech – odpowiedział jakoś tak: „Panie redaktorze, my lewica mamy inne smaki. No wie pan: na początek śledzik i wódeczka, a potem schabowy z ziemniakami. Gdzie tam jakieś ośmiorniczki?” Rzecz w tym, że ja jestem niemal w stu procentach pewien, że on nie kokietował. Podobnie też, jak jestem w stu procentach pewien, że ani Millerowi, ani jego żonie nawet do głowy by nie przyszło, by lecąc gdzieś samolotem, wyjmować przemyconą na pokład flaszkę, że już nie wspomnę o szarpaniu się ze stewardessą, rzucaniu na policjantów, czy publicznym oddawaniu moczu. Dlaczego? Bo za nimi stoi stara PRL-owska szkoła. Ci tutaj to dzieci III RP, które jadąc gdzieś pociągiem, muszą mieć ze sobą komórkę, fejsa i dwie puszki piwa, bo inaczej zwyczajnie umrą z nudów.

 

Załatwili nas bez żadnej litości. Na sucho. I nawet Smoleńsk nie pomógł. Ale będziemy walczyć.

toyah.pl

 

Polecamy książki TOYAHA- Krzysztofa Osiejuka. Wśród nich - NOWOŚĆ - " Palimy licho czyli o Tymktórynigdynieprzepuszczażadnejokazji", której Autor poświęcił dzisiejszy(9.11.2014) wpis na swoim blogu  - toyah.pl

 

 

 
 
 
Zobacz równiez:





Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.