Życie to ciągła zmiana, a jeśli nie lubi się zmian, to nie lubi się życia.
(Niezawinione Śmierci, William Wharton)
Dyskusje i polemiki polityków przypominają historię, jaka się wydarzyła w pewnym mieście, w którym mieszkali sami ślepcy. Otóż kiedyś pod murami tegoż miasta stanęła wroga armia i poszła wieść, że posiada ona na swoim wyposażeniu zwierzę równie tajemnicze jak i groźne, zwane słoniem. Wtedy król ślepców rozkazał swoim poddanym zbadać sprawę i powiedzieć, jaki jest tenże tajemniczy słoń. Jak powiedział, tak zrobili. Wysłańcy wrócili i mówią do króla:
Pierwszy: „Królu jest to zwierze, które posiada coś bardzo długiego z przodu, które wije się niczym wąż i miota wodę i powietrze!”
Drugi: „Nie… Ono ma wiele nóg wielkich jak słupy, którymi może wszystko zdeptać!”
Trzeci: „Ono ma skórę, której nie przebije żadna strzała!”
No i nastąpił pat decyzyjny z powodu sprzecznych diagnoz stanu wyjściowego.
Ponoć jedyna w życiu rzecz, jaka jest niezmienna, to są zmiany. Obserwacja naszej rzeczywistości tego nie potwierdza. Te same twarze uprawiają politykę, kulturę, nawet skandale. Mamy najmniejszą wymienialność kadr w cywilizowanym świecie, za to największe (może poza Hiszpanią) bezrobocie wśród młodzieży. Oczywiście wśród tej, która jeszcze została.
Wychudzona i wyczesana nad podziw pani Gronkiewicz informuje w czerwonym kubraczku, z pobożnie złożonymi rękoma na chudziuchnym brzuszku, że podobno wszyscy tworzymy Warszawę. Ja myślę, że starczy. Namawiamy do zmiany i to nie tylko Bufetowej, ale większości z tego towarzystwa, co za nasze pieniądze funduje nam państwo uwłaszczonej biurokracji i etatyzmu.
Może na początek krótkie ćwiczenie.
Proszę, weźcie długopis do ręki i błyskawicznie udzielajcie odpowiedzi na kolejne pytania:
Jak się udało odpowiedzieć? Wiedziałeś? Gratulujemy. Co z tego wynika?
"Jesteśmy tym, czym nasze nawyki. Doskonałość zależy więc nie od czynności, lecz od nawyku ich wykonywania" - słowa te prawie 2 300 lat temu wypowiedział Arystoteles i nic nie straciły na aktualności.
A teraz niech każdy postara się przypomnieć trzy podstawowe przyzwyczajenia, nawyki związane z załatwianiem spraw w urzędach, bytnością (nie daj Boże) w szpitalu lub w sądzie.
Należy sądzić, że czasy PRL i III RP wykształciły w nas nawyki, które warunkują naszą niewolniczą mentalność. Można rozpatrywać je na dwóch osiach (dymensjach): stopień zakorzenienia i częstość występowania. Im więcej zakorzenianych złych nawyków i występują one częściej, tym gorzej. Tym trudniej o zmianę. Podatni na zmianę są osoby posiadające nawyki występujące rzadko i słabo zakorzenione. Nawyki przekształcają się w określone typizacje zachowań, a te często „się instytucjonalizują” pod postacią państwa, firmy czy korporacji – słowem otoczenia społecznego i organizacyjnego, w jakim działamy.
Lewinson wymyślił, że organizacje mają osobowość – podobnie zresztą jak każda jednostka (może prawie każda, nawet jak jest to „człowiek bez właściwości”. Tak na przykład są firmy kobiece i męskie, konserwatywne lub liberalne (nie w sensie gospodarczym, ale relacji pomiędzy pracownikami) odnośnie reguł i klimatu organizacji. Robiono nawet badania nad osobowością korporacji i okazało się, że korporacje często wykorzystują bez najmniejszych skrupułów swoich członków, są bezwzględne w realizowaniu swoich interesów i niemoralne. Jednym słowem organizacje bywają psychopatami. Bywają też – myślimy o organizacjach państwowych – nadopiekuńcze i rozpieszczające swoich członków nie egzekwowaniem kar i socjalem (na przykład).
Jaką osobowość ma organizacja pod nazwą III RP ? Oto pytanie dla mądrych i uczonych. Cisną się pod pióro niemiłe metafory, z których jedna jest bajkowa. Nasze państwo ma osobowość Baby Jagi, a my jesteśmy takim Jasiem i Małgosią i nawet nie wiadomo czy jesteśmy tuczeni specjalnie, czy mamy iść na pieczyste jak stoimy.
Niewykluczone, że nasze społeczeństwo gnębi dylemat jak z Zygmunta Freuda: liberalny ojciec czy opiekuńcza matka. Ojciec jest liberalny w tym sensie, że chciałby, aby jego dzieci radziły sobie same za pomocą przedsiębiorczości i zaradności, a mama (być może solidarna) pragnie się nimi opiekować i chronić przed kłopotami. To tak w największym skrócie.
Nadopiekuńcza matka jeszcze żadnemu dziecku „nie wyszła” na zdrowie i dzieci (zwłaszcza te duże), podobnie jak obywateli, można traktować jako osoby poczytalne i dorosłe, i powinny radzić sobie same, i być samodzielne. Jaka w praktyce wygra wizja zmian, to zobaczymy, i to nie po deklaracjach, ale po czynach.
Aby dokonywać zmian, trzeba spełnić kilka warunków. Oczywiście trzeba mieć jasną diagnozę stanu organizacji – państwa (wiedzieć jak wygląda słoń) i znać codziennie sposób funkcjonowania i myślenia jej pracowników (obywateli), czyli miedzy innymi znać zakorzenione nawyki i wszystko to, co stanowi o specyfice, wartościach i klimacie organizacji pod nazwą Polska (tu: Słoń Polski).
Konieczne jest zrozumienie procesów i mechanizmów państwa-organizacji, tych dobrych i tych patologicznych: od korupcji, poprzez mechanizmy władzy aż do nepotyzmu. Istotne jest, aby mieć dobrą koncepcje wyjaśniającą, dlaczego sprawy idą tak a nie inaczej.
Na koniec trzeba wzbudzić gotowość i motywację do zmian. Znaleźć i ludzi gotowych namawiać innych do zmian (agentów zmiany, jak to się nieładnie nazywa, i to jawnych a nie tajnych). Powiązać cele ludzi z celami państwa – chodzi o to, aby każdy w zmianie widział dla siebie realną korzyść, co wcale nie jest dla wielu naszych rodaków oczywiste.
Koniecznym warunkiem zmiany jest informowanie, informowanie, informowanie do bólu wszystkich bez końca w sposób atrakcyjny, dokładny i kompetentny.
Ważne jest, aby twórcy zmian odpowiadali za ich wprowadzenie i to prędzej niż straceniem posady za cztery lata. Należy być świadomym, że trzeba przekonać sporą grupę ludzi, aby zmiana się udała.
Polskim kłopotem i przekleństwem lat ostatnich była fasadowość zmian (grube, grubsze i jeszcze grubsze kreski)– tak pozmieniać, aby wszystko zostało po staremu. Nie wszyscy ludzie potrafią to wyartykułować, ale dobrze to czują patrząc na wciąż te same twarze w telewizji administrujące najdłuższą transformacją nowoczesnej Europy (a końca nie widać). Zdobyć serca i namówić ludzi tyle razy wystawionych do wiatru, żyjących w państwie, często, mówiąc eufemistycznie, niesprzyjającym w rozwoju, nie będzie prosto.
Psychologowie Marek i Wojciech Wareccy - jedni z rozmówców twórców "Lawy" - to autorzy niezwykle ważnych książek: „Woda z mózgu”, wydanej w 2011r. oraz „Pożeracze mózgów”, która jest pozycją przeznaczoną dla młodego odbiorcy. Książka ta powstała, jak twierdzą autorzy, by dać narzędzie młodemu czytelnikowi i całej rodzinie; żeby młodzież nie przyjmowała bezkrytycznie wszystkich postaw, wszystkich wzorców propagowanych przez media.Psycholodzy Wojciech Warecki & Marek Warecki zajmują się przeprowadzaniem treningów oraz doradztwem psychologicznym szczególnie w zakresie: