Mirosław Rymar: "DEMOSKRATOS" - Lud za kratami demokracji
data:02 października 2014     Redaktor: GKut

 
 
Dzisiaj już niewielu zadaje sobie pytanie, czym jest ta demokracja, do której ponoć nie dorośliśmy, jak twierdził m.in. „starozakonny mędrzec” zwany Kwaśniewskim.

 
 

Słowo oznaczające formę ustroju państwa i sposobu sprawowania władzy stało się – jak wiele innych – wypranym z jakiegokolwiek znaczenia wytrychem, elementem nowomowy do ogłupiania, dyscyplinowania i utrzymania społeczeństw w określonych ramach zachowań. Ot, chociażby „społeczność międzynarodowa”. Nikt tego zwrotu nie zdefiniował, ale jakie to świetne słowo-klucz dla „panów naszego życia i śmierci” - wybranych oczywiście, a nie narzuconych - których władza jest usankcjonowana wolą „wyborców” ciągle wierzących w oszustwo ”ludowładztwa”. Ukuli taką zbitkę pojęciową mającą za zadanie przekaz, że decyzje tego „ciała”, jego opinie, są również naszymi decyzjami i wyrażają nasze przekonania, a to g... prawda jak, ruska „Prawda”.

 

Decyzje reprezentantów ludu są niepodważalne, słuszne i sprawiedliwe? Wszystko to bzdura, bo podważalne, bardzo często niesłuszne i niesprawiedliwe. Począwszy od opozycji w III-ciorzędnej RP, poprzez jej hersztów, krytyków i zwolenników - wszyscy powołują się i odwołują do nieśmiertelnej i niezbędnej – Bóg jeden wie jakiej jeszcze - demokracji jako jedynej – wszyscy w to wierzą – niepodlegającej krytyce formy władzy. To po prostu jest koniec możliwości homosapiens, już niczego lepszego nie jest w stanie wymyślić i próżno szukać. Tylko demokracja, a każdy, kto powątpiewa, to wariat. Niczego lepszego nie było i niczego lepszego nie będzie. To dopiero wariacja na temat głupoty.

 


Za PWN (skrót):
demokracja; dosłownie — rządy ludu, ludowładztwo”.


Czujecie to? Władacie, macie zatem wpływ na wasz los. Decydujecie, a zatem nie jęczcie. Wybraliście i macie reprezentantów WASZYCH interesów. Profesorowie, inteligenci, filozofowie, edukatorzy, kunktatorzy, technokraci, czmychający z „zielonej wyspy”, ludu „pracujący miast i wsi” – czujecie? Głowa do góry „ruszymy z posad bryłę świata” ..., ależ to głupie.

 

I dalej:


„Obecnie termin demokracja jest używany w 4 znaczeniach: 1) władza ludu, narodu, społeczeństwa; 2) forma ustroju politycznego państwa, w którym uznaje się wolę większości obywateli jako źródło władzy i przyznaje się im prawa i wolności polityczne gwarantujące sprawowanie tej władzy; 3) synonim samych praw i wolności politycznych, których podstawą jest równość obywateli wobec prawa oraz równość ich szans i możliwości; 4) ustrój społeczno-gospodarczy zapewniający powszechny równy udział obywateli we własności i zarządzaniu narodowym majątkiem produkcyjnym, dostęp do dóbr kultury, oświaty i ochrony zdrowia.Stosując kryterium zakresu udziału obywateli w wykonywaniu władzy, rozróżnia się demokrację pośrednią i demokrację bezpośrednią.

Demokracja pośrednia demokracja przedstawicielska) jest dominującym systemem władzy w państwie współczesnym. Demokracja bezpośrednia polega na bezpośrednim podejmowaniu decyzji państwowych przez ogół obywateli, głównie w formie referendum”.

Przed tą wyżej opisaną, jako jej „pierwowzór”, była jeszcze demokracja antyczna, a później – już u nas - demokracja szlachecka. Długo trwało zanim dostało niekontrolowanego przyspieszenia to całe gnanie na szczyt rozpasania bez miary, z którym mamy do czynienia we współczesnej – ciągle jeszcze? – demokracji.

 

Ludzie, których szanuję, których chciałbym mieć zaszczyt bycia uczniem, jak i ci, którymi gardzę, którzy tym pierwszym winni schodzić z drogi z pochyloną głową, mają jedną wspólną cechę: wątpią w wielkość ludzkiego rozumu, który nie jest w stanie „przebić” demokracji i wszyscy oni gloryfikują nie tylko pojęcie, ale i praktykę tego zdegenerowanego mutanta. Mało tego, są jemu poddani, usłużni i uzależnieni, niczym bezwolny narkoman wypatrujący dealera z Zachodu z nową działką towaru.

 

Zagubieni w gąszczu „demokracji”

 

Według Alberta Einsteina „W czasach Platona, a nawet później, w czasach Jeffersona, było jeszcze możliwe pogodzenie demokracji z istnieniem elit moralnych i intelektualnych, natomiast obecnie demokracja opiera się na odmiennym założeniu – że nikt inny nie jest lepszy ode mnie. (…) Pogląd taki nie sprzyja naśladowaniu dobrych wzorców”. Ten mądry człowiek myśl tę wyraził ponad pół wieku temu. To jak się sprawy mają dzisiaj?

Trudno się sprzeczać z tak ukazaną prawdą o zajmującym nas temacie. Jakie elity rządzą światem (!) i III-ciorzędną, każdy widzi. W kraju nad Wisłą osiągnęły one poziom kwalifikacji „trampkarzy z podwórka”, czyli dna uosobianego przez ulicznika. I to jest jedyna różnica „in minus” w stosunku do Zachodu, antyelity = prostactwo. Reszta - mechanizmy, ludzie - tu i tam są te same. Pokusy też, tylko na innym poziomie. To co widocznie ich różni, to tylko opakowanie: perfidia, doświadczenie i salonowe obycie w kłamstwie zwanym dyplomacją.

 

Trzeba jednak rozpisać demokrację, ten zabieg propagandowy na praktyki obowiązujące we współczesnej – nie tylko naszej, ale i globalnej - rzeczywistości. Należy jasno i wyraźnie powiedzieć, skąd „toto” do nas przychodzi wraz z całym niszczącym bagażem.

Te „wyżej rozwinięte formy demokracji” przychodzą z ZACHODU. Nie są dorobkiem Polaków. Nie są zwieńczeniem ich wysiłku państwo-twórczego, budującego nowoczesne społeczeństwo na fundamentach odziedziczonych po przodkach. Polacy łykają bezkrytycznie demokratyczny gadżet „made in China” pakowany w Eurokołchozie. Tam to już funkcjonuje od lat i wiedzcie naiwni i oburzeni, że tam, skąd wypatrujecie ratunku i poprawy, jest tylko to, co już do was zawitało i zawita w wypatrywanej przyszłości. Ta rzeka płynie tylko w jedną stronę, bo nie robimy nic, żeby zawrócić jej nurt. Nie potrafimy nawet skierować jej wód do swoich oczyszczalni. Nie ma czego naśladować, bo nie ma dobrych wzorców. Każdy „nowatorski” pomysł, który przychodzi do nas, wymaga procesu dostosowania, adaptacji, a nie „małpowania” z zacięciem papugi powtarzającej z rozdziawionym dziobem w kółko odkrywcze „o k...a?!, o k...a?!...”.
 
 
 
 
 
 

Demokracja socjalistyczna

 

Spora część z nas, w tym piszący te słowa, ma za sobą doświadczenie socjalistycznej demokracji, żyjąc w peerelu. (Proszę mi nie zwracać uwagi na niepoprawność pisania z małej litery nazwy kremlowskiego karła.) Nie będę się rozpisywał o cechach tego systemu zarządzanego przez „świnie, po których mogą przyjść jeszcze gorsze świnie”, bo jest dość powszewchnie znany i łatwo uzyskać informacje o tej czarnej dziurze naszej historii od rodziców i dziadków – Polaków.


Wystarczy wspomnieć wybory pokazane w „Alternatywach 4”:


"-Kto jest przeciw?
-...
-Kto się wstrzymał?
-...
-A więc wszyscy są za."

I dodać, że wszystko, co wówczas nosiło „przymiotnik socjalistyczny/a/e”, było zaprzeczeniem znaczenia towarzyszącego mu rzeczownika: socjalistyczna demokracja nie miała nic wspólnego z demokracją, socjalistyczna gospodarka/ekonomia, to był zjazd po pochylni prowadzącej do Magdalenki, socjalistyczna sprawiedliwość, to wyroki na polskich bohaterów, itd. Głosowało 99.9% wyborców na komunistów, bo innych nie było na listach.

 

Demokracja liberalna


To ta, u schyłku której przyszło nam żyć. To ona otworzyła okres dekadencji cywilizacji białego człowieka. W nowomowie poprawności politycznej „cywilizacji zachodniej”. A zachodniej w stosunku do czego? - pytam. Dla Japończyka zachód to Chiny. Umówili się? Nie ze mną się umawiali. W tej przechodzącej do lamusa odmianie demokracji „rządząca większość’” została zdominowana przez – jakże często – wynaturzoną mniejszość i w miejsce szacunku i troski o „słabszych” staliśmy się ich ofiarami. Ofiarami terroru „mniejszości”, ale za to terroru demokratycznego. Piękne - prawda? Żeby było mniej śmiesznie, to ciągle będący w większości „nasi” reprezentanci bardziej dbają o sprawy „mniejszościowych terrorystów” niż o nasze, a my nadal ratyfikujemy nie nasze przecież wybory.

Zdaniem Nicolas’a Gomez’a Davila:
Lud nigdy nie wybiera. Co najwyżej ratyfikuje”


MY tylko ratyfikujemy to, co ONI zdecydują - żyjący w iluzji „wyborco”.

 

Pozwalamy sobie na luksus życia w iluzji. Produkty tej formy demokracji zalewają świat i Polskę w tempie zastraszającym. Powodują, że ona sama niepostrzeżenie odchodzi do historii zostawiając nam swoje bękarty z nieprawego łoża, ale płodzone przez „naszych wybrańców”.

Ilość i różnorodność tych „bękartów” pozwala im dowolnie sterować naszymi zachowaniami i tresować społeczeństwa prowadzone na smyczy New Age do Nowego Światowego Porządku, czyt. totalnego chaosu i rozpadu znanych nam form cywilizacji. Tzw. Zachód ciągle nas wyprzedza i to do czego on dochodził przez dekady, Polacy akceptują w mgnieniu oka jako nowoczesne i jedynie słuszne. Każdy badziew przyjmują z otwartymi w podziwie ustami. To stamtąd przychodzi „cywilizacja śmierci” z eutanazją, aborcją, niszczeniem państw narodowych, promocją wynaturzeń, dekompozycją tradycji i praw naturalnych, eliminacją słów mama i tata... Zachód już dawno przestał być kolebką wzorców wartych naśladowania, a stał się początkiem zmierzchu świata, jaki znamy.

 

Gender demokracja


Przejmuje po swojej liberalnej poprzedniczce, matce nadchodzących „ciekawych czasów”, to, czego nawet komuniści nie byli w stanie przeforsować ani ich ideowi bracia, niemieccy "nadludzie" demokratycznie wybranego kanclerza Hitlera. To spadkobiercy „świata Orwella”, „dzieci kwiaty”, potomkowie rewolucji - od francuskiej do październikowej - po cichu, na palcach przejęli wszystkie instytucje kształtujące politykę i obyczajność człowieka bez zasad, człowieka tolerancyjnego dla wszelkiej maści brzydoty, bezguścia i zboczeń, a zupełnie pozbawionego tolerancji dla tradycji i norm życia społeczeństwa cywilizowanego, jakie ukształtowały tysiące lat. Wraca kult anty-ciwilizacji brabarzyńców i pogan. Ta genderowa ideologia będąca kontynuacją nieudanego marksistowskiego eksperymentu wiedzie nas na krawędź zapaści cywilizacyjnej, promując jako elity, płytkich i durnych celebrytów, wszelkiej maści seksualnie rozwydrzonych odmieńców i kreatury negatywnej selekcji demokratycznej. W jej cieniu, niepostrzeżenie rozwijają się hybrydy z demokracją mające jeszcze mniej wspólnego niż te opisane wyżej.

 

Propagandowo-promocyjna demokracja


Zwana też mediokracją. Spełniła ona swoje zadanie płynnego przejścia do gender demokracji i nadal pozostaje istotnym czynnikiem maskującym poczynania tej nadrzędnej, najnowocześniej zboczonej ideologii. Osiągnięciem sankcjonującym przewagę mediokracji nad liberalną były wybory „najsłynniejszego Kenijczyka”, który żeby zostać najgłupszym prezydentem USA, musiał zebrać i wydać prawie dwa miliardy (!) dolarów na kampanię wyborczą. Kupił za te pieniądze od sponsorów i swojego „mięsa wyborczego” na tyle dużo czasu antenowego i medialnego rozgłosu, że rywal nie miał szans. Przepraszam, to znaczy nie miał na tyle kasy, żeby się „najsmutniejszemu Barakowi Amerykanów” przeciwstawić, żeby się równie mocno wbić w głowę temu. co myśli, że wybiera. Nie Obama wygrał. Wygrały pieniądze. Wygrali zatem sponsorzy. Nie rozum, umiejętności, doświadczenie, służba społeczna, kwalifikacje są decydujące, a ilość billboard’ów, naiwny wyborco. To Szechtery i medialny ściek decyduje, a ty tylko ratyfikujesz ich ustalenia. W cenie jest tylko „piar” i słupki, a to zapewniają media. One ich mogą wypromować, wynieść na cokoły i one mogą ich strącić w niebyt. Media wskazują, komu wybrańcy mają służyć, a to nie jesteś ty, zniewolony i otumaniony „obywatelu”. To mediom w ramach „wyrazów wdzięczności” twoi wybrańcy z twoich podatków sypią sowicie groszem opłacając w nich reklamy, bo za chwilę znowu one... I tak w koło Macieju „demokracja”.

 

Demokracja oligarchiczna


Jest kolejną mutacją wynurzającą się z mediokracji. Tutaj już nie patrzy się nawet na zachowanie pozorów. Zmanierowane i ogłupione społeczeństwo przechodzi bez większych problemów do porządku dziennego nad oszustwem, w którym uczestniczy i akceptuje swoją zakłamaną rolę „listka figowego” demokracji, w której kasta uprzywilejowanych bogaczy rozstrzyga o tym, kto ma najwięcej na medialny lans i kto w związku z tym ma rządzić. Jest to etap obecnie obowiązujący w ramach rozwijającej się gender demokracji. Jako że podobno – tak przyjęto na obecnym etapie - kapitalizm w globalnej wiosce jest ponadnarodowy, to ta mutacja świetnie wypełnia genderową rolę niszczenia państw narodowych, ich podstaw kulturowych i prawnych. Ponieważ dla oligarchy liczy się tylko zysk, to nie ma większego znaczenia, na czym zarobi, i tu także idzie ta atrapa ludowładztwa ręka w rekę z ideologami gender, bo ... wszystko jest na sprzedaż: i honor, i ojczyzna, i Bóg. Wszystko staje się towarem. Lud także. Nie ma żadnych ograniczeń i barier. Jedynie zysk. Bardziej wnikliwi i samodzielni w myśleniu wiedzą, że „prywatny portfel poparcia” od długiego czasu wpływa na wyniki „wyborów”, a teraz tylko ten stan rzeczy został oczyszczony z „zarzutu” spiskowych teorii. Oligarcha ma więcej, to i może więcej, prawda wyborco? A ty to akceptujesz bez zastrzeżeń, bo takie czasy. Też chciałbyś mieć więcej... Może jednak warto zacząć wracać do „być” więcej?

 

 

Demokracja korporacyjna


Z obecnego poziomu doświadczeń i praktyki zarządzania światem postrzegana może być jako docelowa forma przejmowania kontroli nad NWO przez świetnie zorganizowane korporacje, bogate i posiadające własne, prywatne armie. Już dzisiaj wyraźnie zarysowuje się taki scenariusz, kiedy w Iraku, i nie tylko, regularną „armię państwową” zastępuje prywatna „firma ochroniarska” - Blackwater Agency. Science fiction is coming. Problem w tym, że fikcja na naszych oczach przybiera rzeczywisty kształt, rzeczywistego zniewolenia “ludowładców”. Korporacje wchłaniają „zasłużonych” dla ich intersów polityków. Piarowcy wraz z socjologami szkolą następnych reprezentantów-oszustów. Media ich promują, a oligarchowie płacą im za promocję towaru. Wyborcy nadal żyją w iluzji nieistniejącej już „zachodniej demokracji”. Ona właśnie upada wraz z cywilizacją białego człowieka, który ją stworzył, rozwijał i chronił przez wieki przed agresywnym Islamem, podporządkowując sobie świat. Teraz współczesny Europejczyk samobójczo niszczy chrześcijaństwo, ostatni bastion odchodzących w przeszłość: wolności i potęgi. Natura nie znosi próżni i w nasze miejsce wejdą wyznawcy Allaha. Już wchodzą, by urżnąć głowę demokracji i nam, jej twórcom, by zamiast dzwonów rozbrzmiewał krzyk imama.

 


Tylko Kratos może uratować Demos
- bóg siły fizycznej i władzy

Lud oddał się „swoim” wybrańcom w niewolę, a oni, mocą ustanawianych przez siebie praw, wepchnęli go za kraty demokracji. Najtragiczniejsze jest to, że ten „lud” przyjmuje taki stan rzeczy z pokorą i pełnym zrozumieniem nieuchronności tego, co na siebie sprowadza. Przyjął dobrowolnie rolę niewolnika i stał się bierny, a Arystoteles twierdził, że Warunkiem istnienia demokratycznego państwa jest wolność”. Straszny był z niego oszołom. No, ale to było dawno. Dzisiaj już jest inaczej. Prawda? Dzisiaj każdy wie najlepiej, a że każdy inaczej? O to chodzi, by każdy inaczej. Co by to było, gdyby się - nie daj Boże - wyborcy dogadali?

 

Rządzimy poprzez „swoich” reprezentantów? Oczywista i totalna bzdura! Nominujemy, przyklepujemy, ratyfikujemy ONYCH decyzje i decyzje reprezentantów ich interesów, nie naszych. Oddajemy im władzę bezwzględną nad sobą, nie rozliczamy ze składanych z okazji „wyborczego mieszania w głowach” obietnic. „Robio, co chco!” Dbają o siebie i wyłącznie o siebie. Odprawy, synekury, stanowiska, zabezpieczenie bytu, immunitety - to jedyne czynniki mobilizujące dla tych paskarzy, na których głosują ogłupieni „obywatele”.

Ten cały chłam, razem z "osiągnięciami cywilizacyjnymi", przychodzi z wyżej rozwiniętego zachodu, zachłyśnięty Polaku. Wiedz jeszcze, że to, co tam potrzebowało dekad do powolnego wdrażania, tutaj, w kraju „25 lat wolności” po degenerującym peerelu adaptuje się błyskawicznie, bo tutejsi niewolnicy nie dostrzegają nadchodzących zagrożeń i są zbyt pasywni, żeby się przeciwstawić zdychającej za progiem Odry „nowoczesności”.

 
 
 
 

Benjamin Franklin rzekł:

Demokracja jest wtedy, gdy dwa wilki i owca głosują, co zjeść na obiad. Wolność jest wtedy, gdy uzbrojona po zęby owca może się bronić przed demokratycznie podjętą decyzją.

 

Kiedy owce się „uzbroją po zęby”, wówczas może poczują tęsknotę za wolnością, a wtedy pojawi się szansa, że wyłoni się spośród nich Kratos i wyprowadzi zza krat demokracji. Kim będzie Kratos?

 

Mirosław Rymar
http://www.rodaknet.com/

 
Zobacz równiez:





Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.