Okiem Shorka - Jaka piękna katastrofa
data:01 października 2014     Redaktor: Shork

Czy Do Rzeczy wjechało właśnie na minę?






 
Popatrzmy na publikację o profesorze Kieżunie, pomyslmy o jej treści, o czasie, o otoczce z tym związanej, o tłumaczeniu obu stron na zimno. Szukając powodu, płatnika i korzyści.
Gdy mam trudności ze zrozumieniem ciągu przyczyn i skutków, tworzę sobie psychopowieść. Umiejscawiam realnych bohaterów wraz z akcją w jakimś realnym otoczeniu i traktuję ich tak, jak traktuje autor, a później tak, jak traktuje czytelnik.
Rozbieram akcję na kawałki i szukam duszy, czyli intrygi.
Otoczenie dalsze:
Tusk zwija manatki i odchodzi, dając pretekst do rekonstrukcji rządu i pozbycia się z niego większości zrobionych w Sowę, przyjaciół królika. Premiera obiecuje w pierwszych słowach, że w razie eskalacji działań wojennych schowa się w domu. Ogólnie, jest o czym pisać nie co tydzień, ale i co dzień.
Otoczenie bliższe:
Po prawej stronie. Prawej rozumianej jako patriotycznej mamy:
Imperium Ojca Rydzyka, który natchniony postawił na opcję zerową, czyli sam sobie kształci dziennikarzy, na własnej uczelni, dzięki temu wie, że nie mają głupich przyzwyczajeń. Idzie z całą pewnością na sukces.
Trzy tygodniki: Gazetę Polską, W Sieci i Do Rzeczy. Jak na rynek czytelników, a przede wszystkim rynek reklamodawców, stanowczo za dużo. Tym bardziej, że z racji wyrazistych wydarzeń, zmuszone są konkurować o każdy temat. O każdy wywiad. Dziennikarze przycupnęli to tu, to tam, wiążąc się mocno albo słabo. Tym łatwiej było ich pozyskać po serii czystek w do tej pory wiodących tygodnikach „środka”. Co ważne, jest to zwykle zbiór indywidualności. Jak to na prawicy. Każdy dumny i niezależny. Każdy nieprzekupny. Po prostu szeryf.
 
Akcja:
W niedzielę ukazuje się publikacja stawiająca szanowanego profesora ekonomii i Powstańca Warszawskiego w bardzo złym świetle jako współpracownika SB. Za publikację odpowiedzialni są historycy współpracujący od dawna z IPN i mający na swoim koncie wiele sukcesów. Mają też po swojej stronie sympatię patriotów. Co zdaje się być dość ważnym wątkiem, choć autorzy na samo wspomnienie reagują oburzeniem, profesor Kieżun ma skrajnie inne od nich zdanie na temat powodów, przyczyn i konieczności wybuchu Powstania Warszawskiego. Po publikacji, w autorów uderza fala krytyki, w której przeważa niestety pytanie: „dlaczego Kieżun, a nie Bartoszewski, czy Borusewicz?” Jednak są i inne pytania, na które najwyraźniej autorzy przygotowani są słabiej. W końcu padają jednoznaczne słowa, że profesor wyrósł na autorytet, wszedł na sztandary i trzeba go było zlustrować, zanim zrobi to lewica.
 
Tutaj zrobię wtręt definicyjny, bo być może nie każdy wie, co to jest autorytet i wnioskuje sobie definicję z kontekstu.
A definicje osobowe są dwie:
 
1. Osoba lub instytucja ciesząca się uznaniem, mająca kredyt zaufania co do profesjonalizmu, prawdomówności i bezstronności, w ocenie jakiegoś zjawiska lub wydarzenia
2. W psychologii osoba, której jesteśmy skłonni ulegać, podporządkowywać się i wykonywać jej polecenia.
 
Tę drugą odrzucam, bo przecież prawicowy tygodnik nie opiera się na metodach pompowania autorytetów tylko po to, aby powoływać się na nie. Prawda?
Zostaje nam pierwsza, która ściśle związana jest z oceną zjawiska lub wydarzenia. Tym zjawiskiem lub wydarzeniem jest w tym przypadku, niewątpliwie Powstanie Warszawskie.
 
No ale przy takiej definicji ocenić muszę pobudki panów historyków i panów dziennikarzy jako bardzo niskie. Każdy musi tak ocenić. Pozwolę sobie jednak wrócić do intrygi, która gdyby była zbyt prosta, byłaby nudna i czytelnik w życiu nie sięgnąłby po nią w księgarni.
 
Akcja ciąg dalszy. Do obrony. (Już obrony) kolegów z pisma przyłączają się inni lubiani przez patriotyczną stronę społeczeństwa dziennikarze. W imię szeroko pojętej solidarności stają za kolegami murem. Często orientując się w temacie dużo słabiej od oburzonych czytelników, którzy oczom nie wierząc, sięgają coraz głębiej do źródeł. Role się zmieniają. Dziwne prawda?
Dziennikarze spoza Do Rzeczy znajdują w materiałach ślady kpin z UB czy wręcz inteligentnej manipulacji w wykonaniu profesora. Nawet laik odczyta w pewnych miejscach kabaretowe wręcz wymigiwanie się od współpracy.
 
Mamy tło, mamy akcję. Wymyślmy intrygę.
 
Na rynku prasy dominowała niedawno Agora, jednak czytelnicy decydują, że nakład jej gazet spada drastycznie. Mimo tego nadal utrzymuje się na rynku. O jej życiu decydują reklamodawcy. Większość z sektora spółek zarządzanych przez skarb państwa. Zdarzają się również reklamy instytucji, które nie mają konkurencji (jak ZUS), a i w akcjach lokują zupełnie nieracjonalnie decydenci spółek, którymi zarządza rząd. Krótko mówiąc czytelników może nie być, a firma się utrzyma. Łatwy kąsek. Nic nie robisz kasa zawsze spływa. Czytelnicy odpłynęli. Ale dokąd. Trzeba ich chwycić. A jak ich chwycić? I tu pojawia się szpieg z krainy deszczowców w czerwonym kapeluszu i szepcze do ucha naczelnemu: „Patrz jak Wprostowi sprzedaż wzrosła po aferze z taśmami, weź coś zrób niespodziewanego!”.
"Tylko co? Kopać rząd? Zaraz każdy się rzuci kopać. Wojna? Wszyscy piszą o wojnie."
„A patrz, tu jest profesor Kieżun. Nie wydaje ci się, że on coś za często występuje w mediach? A podobno na niego jakieś papiery są. Weź poślij tych chłopaków, co mają inne od niego zdanie na temat powstania, na pewno chętnie się tym zajmą..\”
No i naczelny stwierdza, że to świetny pomysł, historycy chętnie się zajmują, starając się, aby tekst był bezstronny. Ma jednak wątpliwości.
„A jak ktoś zapyta, dlaczego?”
„Wtedy powiemy, że w imię prawdy. Że taka nasza rola. Że jak nie my, to być może inni, ci źli by go zlustrowali.”
 
Koniec intrygi. Kiepsko kończy się też historia.
 
Miało być dobrze, a wyszło jak zwykle. Lustracja dla prawdy została odebrana jako bezsensowny atak na szanowanego w kręgach patriotów profesora. Sensacyjne wątki, wydłubane z dokumentów są tak dwuznaczne, że mogą być również elementem gry niewątpliwie inteligentnego człowieka z aparatczykiem PRL. Bardzo dużo ludzi kupujących do tej pory Do Rzeczy z czystego patriotyzmu, z chęci wsparcia naszych mediów, zadeklarowało zaprzestanie.
 
Tomasz Sakiewicz, w zeszłym roku na spotkaniu we Wrocławiu, powiedział, że w Polsce dla trzech patriotycznych tygodników rynek jest za ciasny. I to Gazeta Polska, i W Sieci na tym rynku pozostaną.
 
Ziemkiewicz sobie poradzi, ma drugi fach w ręku. Tylko Gmyza żal...
 
A tak zupełnie BTW przy okazji analizowania przeze mnie, do czego służy czwarta władza. Czy mieliście jakieś przecieki co do udziału profesora Kieżuna w przyszłym rządzie i woleliście go wstępnie zlustrować?
 
 





Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.