Notatnik smoleński [fragmenty] - Przemysław Dakowicz
data:08 września 2014     Redaktor: ArekN

Publikujemy fragmenty książki Przemysława Dakowicza „Przeklęte continuum. Notatnik smoleński”, która ukaże się jesienią nakładem wydawnictwa Arcana.

28 września 2012 roku

Dziś odbył się drugi pogrzeb Anny Walentynowicz. Pierwszy prawdziwy. Zaczynam pisać „notatnik smoleński”. Zdałem sobie sprawę, że od dwóch lat przecieka mi przez palce prawda o naszej historii. Jestem jej uczestnikiem, ale w zalewie informacji, prawdziwych i fałszywych, gubię się, zapominam. Po niegdysiejszych emocjach zostaje tylko mgliste, gorzkie wspomnienie.

To wszystko trzeba notować, by po latach ktoś mógł odnaleźć drogę w plątaninie faktów i interpretacji. Będę robił retrospekcje. Chcę wszystko dobrze zrozumieć, wytłumaczyć sobie raz jeszcze. Fakt pierwszy: zamiana ciał. W Moskwie. Sądzę, że to czyn w najwyższym stopniu intencjonalny. Władze Rosji chcą, by sprawa Smoleńska dzieliła nas, byśmy nie mogli się od niej uwolnić. Smutne, że nasz rząd zachowuje się, jakby tego nie rozumiał. Ale historyk stojący na jego czele musi zdawać sobie sprawę, że zapisał się w annałach jako ktoś, kto dopuścił do poniżenia państwa polskiego, kto doprowadził do całkowitego resetu polityki wschodniej po roku 1989.

3 października 2012 roku

Katastrofa smoleńska jest punktem zwrotnym w historii Polski, kolejnym z serii. Na początku agresja Niemiec i Związku Sowieckiego, eksterminacja ludności polskiej, planowa niemiecko-sowiecka akcja wyniszczenia inteligencji (symboliczne wspólne konferencje NKWD i Gestapo). Tworzenie fikcyjnych „polskich” struktur w ZSRS, PKWN, Bierut et consortes, fizyczna likwidacja podziemia niepodległościowego, zmiana struktury społecznej kraju, generowanie „nowej inteligencji”. Z drugiej strony ruchy oddolne, protesty społeczne: Poznań, Gdynia, Ursus, Solidarność. Wszystko to skanalizowane w 1989 roku. Wolność, która została nam wmówiona. Wmówiono nam także, że żyjemy w państwie, które cieszy się niezależnością, że w ciągu 20 lat zdołaliśmy stworzyć stabilne struktury, procedury etc. Nagle wszystko obnażone. Polska jak domek z kart. W rzeczywistości to, co budowaliśmy po roku 1989, to nie była Polska.(...)

16 października 2012 roku

Nie czytałem o tym wcześniej. Marek Pyza cytuje w swoim artykule o „upokorzeniu smoleńskim” jedną z gazet: „Rosjanie sprosili wszelkie swoje media z kamerami i aparatami fotograficznymi, informując, że zaraz pokażą ciało pierwszej damy Polski”. Dziennikarze czekali na sygnał do rozpoczęcia zdjęć. Skandalowi zapobiegła interwencja prezydenckiego ministra Andrzeja Dudy”.

„Komsomolskaja Prawda” pokazała kilka tygodni po katastrofie filmik dokumentujący złożenie do trumny ciała prezydenta.

Wywiad z fotoreporterem „Naszego Dziennika” z grudnia 2010 roku. Tylu szczegółów wciąż nie znamy… Fragment rozmowy, w której fotoreporter relacjonuje przebieg spotkania z dr. Michaiłem Maksymienkowem, uczestniczącym w badaniu ciała Lecha Kaczyńskiego.

Doktor Maksymienkow pokazał nam w sumie kilkanaście zdjęć. (…) Były zdjęcia ciała jeszcze brudnego, więc chyba zrobione zaraz po przyniesieniu z miejsca katastrofy. Były też zdjęcia, które wykonano po obmyciu ciała. Widać było zbliżenia blizn. Widziałem też zdjęcie ciała w krawacie i bez krawatu… Nagie ciało tylko w krawacie. To było dla mnie bardzo upokarzające. Miałem wrażenie, że sposób potraktowania ciała prezydenta był też jakąś formą upokorzenia całego państwa polskiego. Nie sposób było nie odnieść dokładnie takiego wrażenia. („ND” 2010, nr 296)


Sekcję przeprowadzono w znanym z przekazów medialnych baraku na lotnisku Siewiernyj.

Skąd brały się słowa Ewy Kopacz i Donalda Tuska o wzorowej współpracy rosyjsko-polskiej? Przecież to sceny żywcem wyjęte ze Snu srebrnego Salomei Słowackiego. Zbezczeszczone ciała najwyższych polskich urzędników. Dwie wątroby w ciele Przemysława Gosiewskiego. Gumowe rękawiczki zaszyte w brzuchach zmarłych.

Dzisiaj informacja obiegająca portale: w rosyjskim internecie zdjęcia ciał zrobione tuż po wydobyciu z błota i w trakcie sekcji. Słusznie podejrzewa się prowokację Putinowskich służb specjalnych.

Czeka nas ekshumacja ciała spoczywającego w grobie Ryszarda Kaczorowskiego. Nie wierzę, by było przypadkiem, że właśnie te szczątki sprofanowano. Prezydent Kaczorowski to przedstawiciel niezłomnej emigracji londyńskiej, tak konsekwentnie lżonej po wojnie. Anna Walentynowicz była symbolem Solidarności i wygranej (okazuje się: połowicznie) walki z sowieckim smokiem.

(...)

18 października 2012 roku, godz. 1 w nocy

Żyjemy w czasach archeologicznych. Poznawanie dwudziestowiecznej historii Polski przypomina dziś pracę archeologa. Kto chce znać prawdę, musi ją wydrzeć spod ziemi, spod zwałów trwającej 45 lat roboty propagandowej, przykrawającej rzeczywistość do wymogów sowieckiej propagandy. Tak wielu umarło, nie pozostawiając świadectwa, z kneblem goryczy w gardle. Wiedzieli, że ich prawdy nikt nie wysłucha. Nikt – ani po jednej, ani po drugiej stronie żelaznej kurtyny. Historia sformatowana. By nie psuć dobrego samopoczucia zwycięzców. Polscy żołnierze – wyrzutki dziejów. Nawóz wielkiej polityki. Generał Sosabowski pracujący w brytyjskiej fabryce jako magazynier. Uciekinierzy z Kresów, przez dziesięciolecia trzymający języki za zębami. Lwowiacy we Wrocławiu. Wilniucy w Łodzi. Dziadek A., pochodzący z Wilna. Po wojnie waltornista Filharmonii Łódzkiej. Jej babcia, ciotka – wspominające Wilno. Złamani. Nawóz historii. Przodkowie mojego ojca. Uciekinierzy z Sokala. Nawóz historii. Do ich opowieści już nigdy nie dotrzemy. Przykryją wszystko czerń gazet, głupie doniesienia o życiu celebrytów. Generał Anders na poligonie pod Sokalem. Generał Anders podejmowany w Poturzycy. Generał Anders zrzucany ze schodów przez enkawudzistów. Generał Anders degradowany przez „polskich” komunistów, pozbawiony obywatelstwa. Nawóz historii. Prezydent Kaczyński na stole sekcyjnym. Okaleczony. Nawóz historii?

18 października 2012 roku

„Rossijskaja Gazieta”, putinowski dziennik rządowy, pisze dziś o zdjęciach zamieszczonych w rosyjskim internecie. W artykule m.in. następujące stwierdzenie: obecni przy procedurze identyfikacji ciał ofiar uważają, iż zdjęcia te mógł wykonać każdy, kto miał przy sobie telefon z wbudowaną fotokamerą: od krewnych ofiar po personel techniczny – tak z Rosji, jak i Polski. Sugestia, że fotografie mogłyby pochodzić od rodzin ofiar tragedii, jest tak horrendalne i cyniczne, że po prostu należy wstrzymać się z komentarzem. Władzom Rosji bardzo zależy na podgrzewaniu emocji i kierowaniu naszej uwagi nie tam, gdzie powinna być skierowana. Nieustanny szum informacyjny w sprawie Smoleńska sprawia, że percepcja przeciętnego odbiorcy zwyczajnie kapituluje. Sztuczna mgła – to dobre określenie na „twórczość” większości mediów po 10 kwietnia 2010 roku (nawet jeśli część przekłamań pozostaje poza świadomością osób przygotowujących serwisy). Wszystko tonie w bezładnej logorei, w błocie wykluczających się komentarzy, w sprytnie zmontowanych sekwencjach sprzecznych obrazów. Zadanie do wykonania: porządkować ten chaos.

*

W drugiej połowie lat 40. NKWD i Urząd Bezpieczeństwa miały zwyczaj przesyłać rodzinom przesłuchiwanych żołnierzy podziemia antykomunistycznego krwawe koszule. Czerwone płótno krzyczało: gotujcie się na śmierć, jesteście martwi. W kwietniu 2010 roku władze Rosji postąpiły podobnie. Zabłocone ciała, ludzkie szczątki wrzucone do foliowych worków, gumowe rękawiczki i odpadki zaszyte w ciałach. Gumowa rękawica albo fragment materiału tkwiący w głowie Anny Walentynowicz. Fotografie ciał, zmasakrowanych, zniekształconych, zalanych krwią. Krzyczą. Słyszycie? Krzyczą krwawe koszule. (...)

23 października 2012 roku

Ostatnie dni przyniosły dziwną informację kolportowaną przez media rosyjskie. Ma ona stanowić przeciwwagę dla uzasadnionych zarzutów o złamanie wszelkich cywilizowanych standardów, do którego doszło w chwili opublikowania makabrycznych zdjęć ofiar katastrofy smoleńskiej. W roku 1953 miały się odbyć w Polsce Ludowej ekshumacja i przeniesienie na inny cmentarz zwłok żołnierzy Armii Czerwonej. Rosjanie twierdzą, że w nowym miejscu pochówku spoczęły jedynie czaszki i kości ramieniowe poległych czerwonoarmistów. Uznają to za profanację szczątków. Oskarżają Polaków o zbezczeszczenie zwłok.

Bardziej absurdalnego zarzutu nie dało się wymyślić. Kto rządził w Polsce w 1953 roku? Namiestnicy Moskwy, agenci NKWD. Czy mamy się czuć odpowiedzialni za błędy komunistycznych towarzyszy? Przepraszać za czyny Bieruta, Bermana, Minca, Różańskiego, Radkiewicza? Czy w państwie całkowicie kontrolowanym przez Sowietów, w środku stalinizmu, towarzysze z Moskwy nie mogli dopilnować swoich spraw? Pomieszanie porządków jest tu tak cyniczne, że nie powinno się tego komentować. Uczmy się historii – to jedyne, co może nas uzbroić przeciwko kłamstwom i manipulacjom.

(...)

Podstawowa teza powtarzana przez kolejnych uczestników naukowej konferencji dotyczącej Smoleńska: w samolocie nastąpił wybuch. Nie dysponuję wiedzą, która pomogłaby zweryfikować wnioski fizyków, chemików, specjalistów w zakresie lotnictwa, aerodynamiki etc. Wiem jedno: członkowie komisji Millera i wszyscy, którzy zawodowo zajmują się tymi zagadnieniami, powinni pochylić się nad wynikami badań i poddać je weryfikacji. Musi się rozpocząć zwyczajna, merytoryczna, rzetelna dyskusja. Dopóki boimy się mówić, dopóki obawiamy się rechotu „oświeconych”, dopóty pozostajemy niewolnikami.

Norwid w liście do Michała Kleczkowskiego: Niewolnicy wszędzie i zawsze niewolnikami będą – daj im skrzydła u ramion, a zamiatać pójdą ulice skrzydłami. (...)

26 października 2012 roku

Rok 1905 był rokiem rozruchów. Ulicami miast nieistniejącego państwa przetaczały się demonstracje. W styczniu ogłoszono strajk powszechny. Radykalizm społeczeństwa wzrastał.

Władze pruskie, rosyjskie i austriackie postanowiły działać. Lista najaktywniejszych działaczy podziemia była od dawna gotowa. W szeregi konspiratorów przeniknęły tysiące tajnych agentów, którzy informowali władze o planach organizacji niepodległościowej. Od kilku lat specjaliści pracowali nad portretami psychologicznymi jej przywódców – szukano „najsłabszych ogniw”. Z archiwów państw zaborczych wydobyto dokumenty tajne specjalnego znaczenia. Szczególną uwagę zwracano na teczki tych, którzy niegdyś podjęli współpracę, teraz zaś, pragnąc odkupić winy przeszłości, przeistoczyli się w konspiratorów. W listopadzie car Mikołaj II wprowadził na terenie Królestwa Polskiego stan wojenny. Podobnie uczynili władca austriacki i pruski. Tej samej do nocy do mieszkań konspiratorów w trzech zaborach wkroczyły służby specjalne. Podejrzani mieli kwadrans na spakowanie najpotrzebniejszych rzeczy. Osadzono ich w miejscach odosobnienia. Obserwowano, podsłuchiwano, notowano. Prowadzono rozmowy, proponowano rozwiązania kompromisowe. Duch w społeczeństwie upadł. Wojsko rozpalało na ulicach ogniska, patrole patrolowały. Wprowadzono godzinę policyjną. Brakowało żywności, ludzie ustawiali się w ogromnych kolejkach, mówili do siebie: trzeba zająć się życiem, nie narażać się, oni są zbyt silni, nic przeciw nim nie zdziałamy.

Minęło kilka lat. Internowani wrócili do domów. Początkowo siedzieli cicho, zaciskali usta z dziwnym grymasem, na świat patrzyli spod półprzymkniętych powiek. Po pewnym czasie zaczęli się spotykać, szeptać, gestykulować. Rozpalali się, rumienili, podnosili głos. W kościołach śpiewali donośnie: Ojczyznę wolną racz nam wrócić, Panie.

W 1917 roku wybuchł strajk generalny. Zagotowało się. Ludność zaczynała wierzyć w zmianę. Słowo „rewolucja” było odmieniane przez wszystkie przypadki. Wtedy gruchnęła wieść: władze trzech państw proponują rozmowy. W Pałacu Namiestnikowskim na Krakowskim Przedmieściu ustawiono już wielki trójkątny stół. Z Magdeburga wrócił właśnie Józef Piłsudski. Tłumy witały go na Dworcu Wiedeńskim w Warszawie. Spodziewano się zdecydowanych działań, rozbrojenia oddziałów nieprzyjacielskich. Co prawda, niektórzy szeptali o jakichś dokumentach, zobowiązaniu do współpracy rzekomo podpisanym przez Komendanta. Były to jednak wieści tak nieprawdopodobne, że nikt nie dawał im wiary.

Piłsudski zamknął się z doradcami – profesorami i działaczami koncesjonowanych organizacji patriotycznych. Potem wszyscy ruszyli do Pałacu Namiestnikowskiego. Rozmowy trwały 40 dni i 40 nocy.

Wreszcie Piłsudski wyszedł do tłumów i ogłosił powstanie wspólnego rządu – polsko-austriacko-rosyjsko-pruskiego. Odkreślamy przeszłość grubą kreską – powiedział. – Kochajmy się!

Dagome

Tekst ukazał się w najnowszym numerze kwartalnika "Fronda Lux"

Zobacz równiez:





Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.