Bożena Ratter: "Wygląda nawet na to, że ta walka wciąż trwa"
data:05 sierpnia 2014     Redaktor: Agnieszka

Przypominamy felieton z 2014r., gdyż jest boleśnie aktualny - tak, ta walka wciąż trwa!

 
Czesław Miłosz wspomina w „Rodzinnej Europie” dzień 1 sierpnia 1944r. Wybrał się na herbatę do przyjaciół, by omówić swój nowy przekład wiersza angielskiego poety. W ręku niósł pożyczony z uniwersyteckiej biblioteki tomik jego poezji. W kilka minut później czołgał się między zagonami warzyw podmiejskich ogródków przygwożdżony przez ogień karabinowy. Mimo to nie wypuścił z ręki książki, tak nakazywał szacunek do własności społecznej. Jego dom został zniszczony.
 
 
 
Dokument „Dziewczyny” (TVP Historia)  to wspaniała opowieść dziewczyn-żołnierzy Powstania Warszawskiego, byłych łączniczek i sanitariuszek. Do końca piękne kobiety ciałem i duchem, z żarem, miłością do człowieka i piękną polszczyzną przypominają tamte dni. Utrwalone przez powstańczego fotoreportera, malarza, grafika, Stefana Rassalskiego nie tylko na zdjęciach, ale w obrazach znajdujących się w Muzeum Powstania Warszawskiego.
 
Barbara Fricze wspomina podróż z Żoliborza, tramwajem, z teczką  wypełnioną kilkoma pistoletami. Na wiadukcie do tramwaju wpadają gazeciarze, mali chłopcy, którzy krzyczą: łapanka, łapanka! Wszyscy zaczynają wyskakiwać, Barbara nie wie, co zrobić, podchodzi do niej konduktor, zabiera teczkę, wypycha z tramwaju i umawia się z nią za 45 minut na placu Narutowicza. Barbara podbiega do rykszarza, obwieszcza, że jest bez grosza i zostaje bez słowa zawieziona na plac Narutowicza. Rozgląda się przerażona wokół. Pełno tramwajów, a przecież nie zapamiętała nawet twarzy. Podchodzi do niej konduktor i oddaje teczkę. To opowieść „o wielkim zaufaniu warszawskim, Warszawa dorastała do tego powstania, byliśmy zaprzyjaźnieni ze sobą, obcy ludzie”.
 
Wspomina też swój pierwszy punkt sanitarny, znajdował się na Rynku pod numerem 5, było w nim  45 sanitariuszek. Było jeszcze spokojnie, niemieccy oprawcy rozprawiali się wtedy z ludnością cywilną na Woli. Ale i tu rozpoczęły się wkrótce bombardowania i ostrzał karabinowy. Barbara pamięta do dzisiaj wzrok kobiet, na których oczach zwalił się dom, a pod nim, w gruzach, znalazły się ich dzieci. Bezradność sanitariuszki, która tylko  mogła podać matkom krople walerianowe. Wspomina też wielką zażyłość, przyjaźń zarówno z kolegami, rannymi żołnierzami, jak i z ludnością cywilną, która żyła w ciemnych piwnicach staromiejskich. Nad jedną z takich piwnic był punkt opatrunkowy, który po zburzeniu pomieszczenia dziewczyny przeniosły do piwnicy. Wtedy zetknęły się z niezwykłymi ludźmi, którzy mimo ropiejących ran, poparzeń i straszliwych warunków życia odnosili się do siebie z wielkim  sercem, to była naprawdę nadzwyczajna atmosfera, tyle dobroci było między ludźmi. Byliśmy jednym, wielkim miastem, w którym wszyscy żyli jakąś  jedną, wspólną  sprawą!
 
„Każda warszawska kamienica stanowiła światek sam w sobie. Przed wojną można było mieszkać przez 10 lat w tym samym domu nie wiedząc, kim jest i jak się nazywa sąsiad o piętro wyżej. W czasie powstania wszyscy mieszkańcy kamienicy stanowili jedną, zwartą gromadę. Ta wspólnota stanowiła chyba jedną z najbardziej charakterystycznych cech powstańczego życia, była to wspólnota piwnicznego schronu, kotła z zupą i kawałka chleba.  Wspólnota niebezpieczeństwa, a bardzo często wspólnota śmierci i mogiły. Jej zewnętrznym wyrazem był ołtarz ustawiony w sieni, na podwórku lub piwnicy, przed którym gromadzili się do wspólnej modlitwy domownicy, zarówno ci najpobożniejsi, jak i tacy, którzy od lat nie przekroczyli progu kościoła" (Jan Nowak Jeziorański „Kurier z Warszawy”).
 
Film „Powstanie i medycyna” to kolejna opowieść o ludzkiej solidarności i poświęceniu służby zdrowia. W powstaniu brali udział lekarze wszystkich specjalizacji, oczywiście najbardziej pożądani byli chirurdzy, mieli najwięcej do zrobienia. Niektórzy chirurdzy operowali po 2-3 doby bez przerwy, to się wydaje nieprawdopodobne, ale tak było. „Miałam zajęcia na 24 godziny, operowałam na maskach samochodów, przy świeczkach - wspomina pani doktor. „Lubiłam konkretną robotę, zaczęłam odwiedzać szpitale. Wreszcie trafiłam na Chmielną 28, przyjęła mnie dr Janina Krzyżanowska. Szpital był w hoteliku – domu  lekkich obyczajów, doskonale nadającym się na szpital ponieważ miał niezbędne wyposażenie, łóżka, pościel. W każdej wolnej chwili ścierałam krew na schodach, nie mogłam znieść, że ludzie deptali po niej” – wspomina sanitariuszka. Z kolejnym dniem powstania było gorzej, bombardowane  szpitale, przenoszenie rannych do nowych pomieszczeń, leki na wyczerpaniu, brak opatrunków, „odcięci od dostaw, a tylko rannych przybywało, a jak dochodzi do tego brak wody, to klęska”. Bezradność wobec pacjentów rannych powtórnie wskutek bombardowania szpitala, przygniecionych gruzem, poparzonych. Przeprawa z lżej rannymi kanałami do chwilowo bezpieczniejszych dzielnic. I wreszcie rozprawa z rannymi i wiernymi przysiędze lekarzami. Ulica Freta 10  to miejsce, w którym niemieccy oprawcy rozstrzeliwali wyprowadzonych ze szpitala lekarzy i pacjentów.
 
Sanitariuszka Halina Wołłowicz została ciężko ranna ostatniego dnia powstania, w parku Dreszera. Odzyskała przytomność  opatrywana przez lekarza oddziału, radzieckiego jeńca, który trafił do niewoli niemieckiej. Pracował w szpitalu Ujazdowskim, skąd został wykradziony przez żołnierzy AK i w ten sposób  trafił do oddziału Haliny. Gruzin z pochodzenia, wspaniały, dzielny człowiek i lekarz, wielki przyjaciel powstańców.
 
Halina pozostawiona jako ciężko ranna, cudem uniknęła śmierci w piwnicy, którą niemieccy żołnierze szabrowali i w niej dobijali rannych. Uratował ją starszy Niemiec, miał córkę w jej wieku, przyprowadził  sanitariuszki, między innymi Małgorzatę, bohaterkę piosenki „Sanitariuszka Małgorzata”, by zabrały ją w bezpieczne miejsce. Niestety, nie miał szczęścia lekarz, Gruzin, po zakończeniu wojny został zesłany przez tzw. „wyzwolicieli” na 18 lat ciężkiego, sowieckiego łagru.
 
Kapitulacja. W niemieckiej kronice filmowej, niemiecki komentarz niemieckiego dziennikarza brzmi: „Ostatni opór powstańców w Warszawie ostatecznie załamał się pod ciężarem ognia niemieckiej broni".
 
„Była ciemna noc, gdy opuszczaliśmy Warszawę, musieliśmy trzymać się za ręce, by nie pogubić się, nie widzieliśmy, ale czuliśmy, że na chodnikach stoją ludzie”. Warszawskie dziewczyny wywożono do jenieckich obozów, niektórym udało się zbiec do lasu. Wiele z nich działało w konspiracji. „Zostałam aresztowana 16 listopada 1946r., na Kruczej, podjechał czarny samochód, wzięli mnie pod pachy i zawieźli na Koszykową” – wspomina sanitariuszka  Krystyna Kosiorek. Skazano ją na 10 lat więzienia.
 
1 sierpnia 2014 r. poranek Radia Wnet poświęcony w całości pamięci Powstania Warszawskiego. Przybyła słuchaczka Radia Wnet podziękowała za audycję w imieniu swojej mamy, która walczyła o pamięć powstania (autorka wspomnień „Kiedy kłamstwo było cnotą”-Dulag). Jako wolontariuszka wróciła do obozu ludności cywilnej w Pruszkowie, ponieważ znała niemiecki i chciała pomóc uciekinierom z Warszawy, bronić ich przed wywózką do niemieckich obozów pracy. To jeszcze jeden przykład solidarności warszawiaków. W Poranku Radia Wnet śpiewali też biegacze z Głubczyc, którzy  przybyli uczcić 70 Rocznicę Powstania Warszawskiego. Grupa młodych mężczyzn, potomków Kresowian. Biegnąc do Warszawy zatrzymali się również przy pomniku Powstań Śląskich na Górze św. Anny, odwiedzili Stalag 344 Lamsdorf (obecnie Łambinowice). To tam dowożeni byli wagonami młodzi, 12-letni chłopcy po upadku Powstania Warszawskiego, obrzucani kamieniami i obdzierani z ubrań przez miejscowych Niemców, wszak w myśl propagandy niemieckiego najeźdźcy byli polskimi bandytami. Szczególnym gościem Poranka była p. Barbara Butler-Błasińska, przynosząca świadectwo tego, co działo się przy Placu Zbawiciela podczas Powstania Warszawskiego. U wylotu ul. Mokotowskiej i Pl. Zbawiciela znajdowała się powstańcza barykada,  w tym rejonie walczył Batalion Ruczaj, a w nim  ciotka p.  Barbary, Hanka, ps. Sarna. Przy pl. Zbawiciela znajdowała się komenda pogotowia harcerek i internat harcerski przygotowany na potrzeby szpitala polowego, obok przy ul Marszałkowskiej kolejny szpital harcerski. W tym miejscu pełniła też służbę rodzona siostra matki p. Barbary, podharcmistrz Aniela Butler-Kowalska, ps. Janka. 4 sierpnia ciotka miała dyżur w szpitalu. To tego dnia  Niemcy kazali harcerkom oraz mieszkańcom kamienic wyjść na podwórze i zorganizowali z nich żywą tarczę, pędząc przed czołgami do barykady. Prawie wszyscy zginęli.
 
Eugeniusz Ajski przeżył powstanie w miejscu, w którym mieszkał, na Mokotowie. Walczył  o upamiętnienie uczestników powstania, którzy zginęli „wskutek egoizmu zachodu i zdrady wschodu”. Eugeniusz Ajewski, ps. „Kotwa”,  jest twórcą 10 pomników związanych z Powstaniem Warszawskim. Ostatnim z nich była Kotwica ustawiona na Kopcu Czerniakowskim. Pomniki stawiane były w miejscu zroszonym krwią mieszkańców Warszawy i przybyłych im na pomoc, którym droga była wolna Polska. Pomnik pułku AK "Baszta", powstał społecznie, stoi w miejscu powstańczego cmentarza. Ciała zamordowanych przez okupanta wkładano na tym placu do grobu wraz z buteleczką  z danymi na karteczce, by po wojnie wszystkie ciała ekshumować i pochować na cmentarzu na Powązkach. Pan Eugeniusz upamiętnił  bohaterów powstania również w albumie, zdjęciami twarzy, nie zawsze dobrej jakości, niektóre wykonywane były podczas ekshumacji. A gdy zabrakło zdjęcia, rysował z pamięci twarz pięknej łączniki, w której kochali się wszyscy chłopcy z jego oddziału.
 
Zdjęcia uczestników Powstania  można obejrzeć również na ciekawej wystawie Bogusława Lustyka Barykady Warszawy 2014, przy Krakowskim Przedmieściu.
 
Społeczny Komitet Obchodów Powstania Warszawskiego na Pradze przypomniał o heroizmie i determinacji żołnierzy i ludności cywilnej Pragi, która z ogromnym zapałem pomagała walczącym. Na Skwerze pułk. Antoniego Żurowskiego władze samorządu i społeczne grupy opowiedziały historię tamtych dni i złożyły wieńce przy pomniku. Grupa Historyczna Niepodległość wykonała rekonstrukcję walk toczonych przy barykadzie, życia oddziału powstańczego, w tym ślubu, bo przecież młodzi kochali się i marzyli o szczęśliwej przyszłości. A na zakończenie zebrani otrzymali śpiewniki i przy akompaniamencie harmonii śpiewali piosenki Powstania Warszawskiego prowadzeni przez znakomitą wokalistkę.
 
Pani Prezydent miasta uczestniczyła w obchodach 70 rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego, a nawet wygłosiła  przemówienie, w którym wypowiedziała kilka zdań o wybuchu powstania "przeciwko okrutnej hitlerowskiej okupacji”.  Poprawność polityczna wbrew nauce, dokumentom, świadkom czy odporność na  wiedzę powoduje używanie tego terminu? A jak pogodzić udział w uroczystościach wyrażający  szacunek dla   powstańców,  z tandetną, papierową tęczą  na Placu Zbawiciela, postawioną wbrew woli mieszkańców kamienic solidaryzujących się z walczącymi i poległymi na tym placu? Na szczęście Pani Prezydent nie dokonała oceny powstańczej służby zdrowia i nie odebrała prawa do wykonywania zawodu lekarzom, którzy w tamtych dniach ratowali życie  nie bacząc na to, że ich pacjenci będą  ludźmi niepełnosprawnymi.
 
Słusznie powiedział Prezydent, Powstanie Warszawskie nie może dzielić, powinniśmy być solidarni, uszanować pamięć powstania. Tylko czy solidarność katów i ofiar oznaczać będzie godne warunki egzystencji bezinteresownych uczestników zbrojnego oporu sprzed 70 lat i ich rodzin? Czy otrzymają 8 tys. emerytury, jak ich oprawcy?
 
Czy żyjący do dzisiaj, a polujący po Powstaniu na naszą wyjątkową elitę Polaków, niezwykłych obywateli świata, w tym świata nauki, kultury i sztuki, funkcjonariusze zbrodniczych służb w PRL zostaną publicznie  potępieni? Czy przeproszą w imię solidarności swoje ofiary?
 
Większość wspaniałych naszych Rodaków już odeszła, skrzywdzona, bez przeprosin i bez rekompensaty za lata pogardy, więzienia i odsunięcia na margines społeczny oraz zakazu zamieszkania na terenie miasta (sic!). I pamiętajmy, na pomoc warszawiakom przybyli Polacy z odległych terenów Polski, a nawet spoza jej granic. Im też dziękujemy.
 
Czy wypowiedź Prezydenta oznacza przeproszenie za zatrzymanie i ukaranie uczestników protestu „Wszystkich nas nie zamkniecie”? Przecież działamy na rzecz uszanowania pamięci uczestników powstania, a po zakończonej wojnie ofiar łagrów, więzień, zabójczej pracy w kopalniach, kamieniołomach, których sprawcy, funkcjonariusze zbrodniczych służb są gloryfikowani przez aktualnie rządzącą tzw. „władzę".
Jako państwo nie otrzymaliśmy od niemieckiego najeźdźcy-grabieżcy rekompensaty za zniszczone dobra materialne, dziedzictwo kulturowe, za zubożenie nas wszystkich, za udział w kradzieży terenów wschodnich bogatych w dobra wypracowane wiekami pracy wspaniałej, polskiej elity z różnych grup społecznych. Nie otrzymaliśmy nawet słowa przeprosin. Mieszkańcy niemieckiej gminy Sylt oddali hołd Polakom zamordowanym na rozkaz generała SS Heinza Reinefartha, zwanego katem Woli, który po wojnie był burmistrzem miasta Westerland, a także zasiadał w Landtagu Szlezwik-Holsztyn. Czekali 70 lat, jakie minęły od wybuchu Powstania Warszawskiego.
 
Jako obywatele państwa  nie otrzymaliśmy rekompensaty za unicestwienie naszych najwspanialszych Rodaków przez innych naszych rodaków, którzy wkroczyli na arenę dziejów  wraz z czerwoną zarazą, wyznając  i  ucząc nienawiści do odmiennych ideologicznie, walcząc z polską elitą, kościołem, indoktrynując młodzież i bogacąc się na naszym wspólnym dziedzictwie. Wygląda nawet na to, że ta walka wciąż trwa.
 
Bożena Ratter


Materiał filmowy 1 :

Zobacz równiez:





Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.