Przed chwilą zakończył się wiec pod teatrem w Bydgoszczy. Tłumy mieszkańców protestowały przeciwko mającej odbyć się w tym czasie projekcji "Golgoty Picnic".
Do wyświetlenia nie dopuszczali też obecni na sali działacze środowisk niepodległościowych. W pewnym momencie po sali teatru rozniósł się straszliwy odór. Był tak silny, że nawet na placu pod teatrem było go czuć. Widzowie w pośpiechu opuszczali salę. Działaczowi Narodowej Bydgoszczy policja zabrała komórkę, na której rejestrował to, co działo się w środku.
Tymczasem na placu modlono się, śpiewano religijne i patriotyczne pieśni, odmawiano modlitwę do świętego Michała Archanioła. Wznoszono okrzyki: Wielka Polska katolicka, zwyciężymy, Bóg Honor i Ojczyzna. Przemawiali posłowie: Tomasz Latos, Bartosz Kownacki, Jan Ardanowski. W manifestacji uczestniczyli też radni PiS Stefan Pastuszewski, Marek Gralik oraz jezuici - ojcowie Andrzej Lemiesz i Mieczysław Łusiak. W końcu ojciec Andrzej poświęcił budynek teatru, by odpędzić złego ducha. Kończąc stwierdził: poświęciłem też telewizję i nie uciekła, co mnie trochę zdziwiło. Pod koniec wiecu rozeszła się wieść, że projekcję Golgoty Picnic wznowiono w innej sali. Manifestanci przenieśli się w tym kierunku. Wyciem syren i gwizdem starali się zakłócić widzom oglądanie.
Już po oficjalnym rozwiązaniu zgromadzenia zza murów teatru w manifestantów zaczęto rzucać jajkami, jabłkami. Starsza pani została uderzona w stopę prawdopodobnie pojemnikiem z kwasem, na co wskazywały powstałe oparzenia. Konieczne było wezwanie pogotowia.
We Wrocławiu spokojnie. Łatwo odróżnialni ludzie, pozornie zbuntowani przeciw porządkowi tego świata, ustawili się grzecznie w kolejce na film.
Kobiety, które brak osobowości nadrabiały przaśną ekstrawagancją dały się przeszukać przed wejściem do teatru. Podobnie ubrane w rurki indywidua spornoseksualne - z szaliczkami pod rzęsowatym zarostem na cofniętych podbródkach pokazywały zawartości swoich torebek ochroniarzom. Przed wejściem brylował szkieletowaty, długowłosy koleś, który podobno jest dyrektorem tego teatru, łypiąc ze strachem na tłum uzbrojony w różańce. Wyraźna ulga pojawiła się na jego zbolałej nad niezrozumieniem nowoczesnej kultury twarzy dopiero wtedy, gdy prowadzący modlitwę dominikanin zapewnił, że żadnych przepychanek nie będzie. I nie było. Na komisariat przewieziono jedną osobę, która wdała się w pyskówkę z policjantami i miała przy sobie narzędzie podobno niebezpieczne.
Wymykający się przed czasem widzowie nie wyglądali na uduchowionych.
Na prawicowych imprezach - zwykle bezpłatnych - jest przy wyjściu do koszyka zbierany pieniądz na pokrycie kosztów podróży prelegenta, noclegu, czy wynajmu sali. Koszyk zawsze jest pełen, zanim wyjdą ostatni goście. Śmiem twierdzić, że gdyby taki postawić przy wyjściu z teatru, nie wystarczyłoby nawet na cienkie piwo bezalkoholowe z kropelką soku malinowego dla złamania goryczy.