Z zapisów ekspertyzy krakowskich biegłych badających zapis KOPII czarnych skrzynek, wynika, że o godzinie 8.36,51 (czyli niecałe pięć minut przed katastrofą) ktoś powiedział: "Generałowie", a zaraz potem członkowie załogi powtórzyli: "Witam" i "Dzień dobry".. Po minucie, o 8.37,51, męski niezidentyfikowany głos zachęcał: "Siadajcie, siadaj". O 8.39,02: "Tadek, proszę".
Szef rządowej komisji zinterpretował te słowa jako zachętę do lądowania.
Gdy do sali lekcyjnej wchodzi nauczyciel, uczniowie wstają z miejsc, słyszą: „Siadajcie”.
Miałem kiedyś psa, kiedy mówiłem do niego „siadaj” on siadał. Z całą pewnością nie lądował.
Trzeba być naprawdę ciemnym sekciarzem pancernej brzozy, żeby interpretować te słowa jako nakaz lądowania.
Rozkaz, panie doktorze, musi nosić pewne cechy, które takim utytułowanym laikom jak Pan najwyraźniej umknęły, albo bezczelnie wciska, Pan ludziom ciemnotę.
Musi być skierowany do konkretnej osoby, gramatycznie w trybie rozkazującym, głosem zdecydowanym i nie budzącym sprzeciwu.
Uruchommy wyobraźnię.
Treść przedstawionej wymiany zdań wskazuje, że do kabiny weszły co najmniej dwie osoby w stopniu generała. Zostali powitani przez załogę. Któryś z generałów lub obaj, wyciągnęli ręce na powitanie i tu następuje coś co wynika z naszej kultury. Siedząc nie podaje się ręki, szczególnie osobie której z racji starszeństwa należy się szacunek. Podnosi się tyłek z fotela, choćby odrobinę. Co w tym przypadku skutkuje prośbą „Siadajcie, siadaj” oraz do wyjątkowo upartego, który mimo wszystko się podnosił - „Tadek, proszę”. Czy byłaby prośba, gdyby to był rozkaz?
Jakoś nie chce mi się śmiać z kiepskich dowcipów tandemu Kublik-Lasek. Szczególnie, że oboje nie mają zamiaru przepraszać za oskarżenie Generała Błasika o picie alkoholu przed lądowaniem.