Burmistrz Hajnówki porównał w rozmowie z „Naszym Dziennikiem” kpt. Romualda Rajsa „Burego” do Jürgena Stroopa. Nie szokuje to Pana?
Przez lata niemieckie władze okupacyjne określały żołnierzy polskiego podziemia niepodległościowego mianem bandytów. Potem na bandytów kreowała ich propaganda komunistyczna.
Rajs z całą pewnością nie był bandytą, uczestniczył w wojskowych strukturach podziemia niepodległościowego, jakimi były AK, AKO i NZW. Teraz burmistrz z Hajnówki Jerzy Sirak w publicznej wypowiedzi stawia znak równości między nim a niemieckim zbrodniarzem wojennym.
Uważam, że pan Sirak ma obowiązek przeproszenia rodziny Romualda Rajsa i jego podkomendnych. Zachęcałbym go wręcz do dokonania takich publicznych przeprosin, bo gdyby np. rodzina Rajsa wytoczyła mu proces o naruszenie dóbr osobistych, przegrałby z kretesem.
Choć niektóre działania Rajsa z zimy 1946 r. nie są dziś dla nas, delikatnie mówiąc, powodem do dumy, porównywanie go do Stroopa jest dalece nieuprawnione, prostackie i obraźliwe. Nie tylko dla „Burego”, także i dla innych uczestników polskiego zbrojnego ruchu niepodległościowego, jego towarzyszy broni. Nawiasem mówiąc, Jürgen Stroop był wyznawcą ideologii nazistowskiej i rasistą, natomiast działania na szkodę społeczności żydowskiej nie był w stanie zarzucić Rajsowi nawet Jerzy Kułak w swej nader szczegółowej rozprawie poświęconej jego działalności partyzanckiej.
Niektórzy publicyści sugerują, że „Bury” kierował się fobią wobec prawosławnych mieszkańców terenów, na których operował.
Gdzie jak gdzie, ale na Kresach Północno-Wschodnich, a więc tam, gdzie działał także „Bury”, prawosławni obywatele stosunkowo licznie uczestniczyli w polskim podziemnym ruchu niepodległościowym. W oddziałach Nowogródzkiego Okręgu AK w niektórych batalionach partyzanckich prawosławni stanowili nawet po 30-40 proc. stanów osobowych, np. u broniącego przed Niemcami i bolszewikami mieszkańców nadniemeńskich wiosek ppor. Czesława Zajączkowskiego „Ragnera” prawosławni stanowili ok. 35 proc. stanu osobowego batalionu liczącego około tysiąca osób.
W prawie każdej brygadzie wileńskiej odnajdziemy prawosławnych. Także w oddziale „Burego”, nawet już po jego przejściu z AK – AKO do NZW, służyli prawosławni. Kiedy przeszedł do NZW, w jego oddziale funkcje dowódcze pełnili polscy partyzanci wyznania prawosławnego.
Ale oddział „Burego” spacyfikował jednak kilka wsi białoruskich.
Te wsie nie były bezbronne. Mieszkańcy byli zaangażowani po stronie władzy komunistycznej, byli uzbrojeni, broń dostawali bezpośrednio od NKWD. W tym czasie polski chłop za posiadanie karabinu mógł dostać karę śmierci. Fakt posiadania broni przez chłopów z Zań potwierdzają wypowiedzi opublikowane w ukraińskiej prasie wydawanej w Polsce (artykuł Janusza Bakunowicza w „Nad Bugom i Narwoju” nr 1(65) z 2003 r.). O odnalezieniu egzemplarzy broni maszynowej w pogorzeliskach Zaleszan mówi oficjalny raport starostwa bielskiego.
To, co zrobił „Bury” z kilkoma wioskami i zatrzymanymi wcześniej furmanami, należy ocenić oczywiście jako przekroczenie otrzymanych rozkazów. Przeprowadzenie operacji w taki sposób, że zginęły też kobiety i dzieci, było zbyt surowe i błędne. Jedyne usprawiedliwienie, które znajduję dla niego w tym przypadku, to że w niektórych wioskach sytuacja wymknęła się spod kontroli.
Wiadomo, że kolumna partyzanckich sań została ostrzelana od strony Zaleszan, jak również, że niektórzy uzbrojeni mieszańcy Zań otworzyli ogień do partyzantów w momencie, w którym wkraczali do wsi. Ten ostatni fakt wpłynął na wymknięcie się sytuacji spod kontroli dowódcy. W wyniku chaotycznego rozwoju wydarzeń w strzelaninie zginęli nie tylko uzbrojeni mężczyźni, ale również przemieszane z nimi osoby zupełnie niewinne.
Widział Pan plakat reklamujący spotkanie poświęcone „Buremu” w Hajnówce?
Jest godne ubolewania, że tego rodzaju imprezy, jak wspomniana, odbywają się w instytucjach utrzymywanych przez miejscowe – jak rozumiem – samorządy, że są tolerowane czy wręcz wspierane przez miejscowe władze. To tym bardziej bolesne, że odbywa się w kontekście – nie wiem, jak to ocenić – co najmniej obojętności wobec działań podejmowanych przez polskie gremia patriotyczne. Trwanie z uporem przy patronach ulic wywodzących się z kręgu członków KPP działającej na szkodę państwa polskiego nie wymaga jakiegokolwiek komentarza. Patronami tych ulic powinni być ludzie, którzy w tym regionie działali na rzecz niepodległości Polski lub w inny sposób dobrze się jej zasłużyli – np. Danuta Siedzikówna „Inka” czy Władysław Wołonciej „Konus”. Urządzanie uroczystości na cześć armii sowieckiej 10 lipca, w rocznicę rozpoczęcia obławy augustowskiej, jest wprost szokujące. Skala tego nietaktu zakrawa wręcz na prowokację wymierzoną w Polaków i ich odczucia.
Zawsze będziemy pamiętać o prawosławnych żołnierzach Wojska Polskiego walczących za kraj w latach 1919-1920 i w 1939 roku. A także w szeregach Armii Krajowej i innych polskich organizacjach niepodległościowych. To oni powinni być patronami ulic w Hajnówce, Narewce i innych miejscowościach wschodniego Podlasia. Nie tracę nadziei, że kiedyś, gdy wysiądę z autobusu w Hajnówce, pójdę ulicą Włodzimierza Jurasowa „Wiarusa”, skręcę w ulicę Leona Łapota „Magika” i zatrzymam się dopiero w centrum, na placu Bułaka-Balachowicza.