Ewa Kurek TRUDNE SĄSIEDZTWO: POLACY I ŻYDZI ok.1000-1945 cz. 44
data:03 marca 2014     Redaktor: AlicjaS

Nikt nigdy nie policzył wszystkich parafii i klasztorów, w których – bez odgórnych deklaracji i nakazów – polscy Żydzi znaleźli ratunek i ocalenie.

fot. Lord Vader
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Wydawanie metryk chrztu, które pozwalały polskim Żydom na funkcjonowanie w środowisku Polskim, a tym samym dawały im szansę na przeżycie, było jednak w wielu wypadkach syzyfowa pracą. Tych bowiem polskich Żydów, którzy przy pomocy polskich księży próbowali sprzeciwić się niemieckim rozporządzeniom rasowym i pozostać wśród Polaków, wydawały w ręce Niemców żydowskie władze.

 

Pytaniem, na które przez lata nie znajdowałam odpowiedzi, była dla mnie zawsze przyczyna, dlaczego do żydowskich autonomii (gett) ściągnęli tak tłumnie Żydzi zasymilowani, zwłaszcza ci, którzy byli chrześcijanami i z żydostwem nie mieli nic wspólnego oprócz przodków, lub którzy w pierwszych latach wojny otrzymali od księży metryki chrztu pozwalające wtopić się w „aryjską” stronę.

 

Odpowiedź na nie znalazłam w dziennikach Adama Czerniakowa, który wśród zagadnień, które opracował w 1939 roku dla rządzących od dwóch tygodni stolicą Niemców, pod datą 14 X 1939 wymienia na przykład Problem przechrztów, o których, jak pisze, informacje przekazał już dwa dni później. Niemcy bardzo szybko wykorzystali przekazane im przez żydowskie władze informacje. W swoim dzienniku pod datą 6 stycznia 1940 roku Czerniakow zanotował: 6 XII 1939 – Po obiedzie SS. Plotki. Listy mechesów. 4 II 1940 – Wczoraj zatrzęsienie mechesów. 8 II 1940 – Kwestia żydów ochrzczonych. Prosiłem o kontyngent adwokatów żydowskich. 10 II 1940 – Władze [niemieckie] żądają traktowania przechrztów tak samo jak Żydów. Do dnia dzisiejszego zarejestrowano 112.620 osób. […] Delegacja rodzin obrzuciła mnie wyrzutami, że podałem nazwiska 100 (?) lekarzy. 24 VII 1941 – Rewizytowałem księdza Popławskiego, który mnie odwiedził w swoim czasie w sprawie pomocy dla chrześcijan pochodzenia żydowskiego. Powiedział, że czuje palec Boży w tym, że go umieścił Bóg w ghetcie, że po skończeniu wojny wyjdzie z ghetta tak samo antysemitą jak do ghetta przybył.


Chrześcijan żydowskiego pochodzenia Żydzi nazywali „mechesami” lub „chrzczakami”. Jak wynika z Dzienników Czerniakowa, Niemcy w chwili wkroczenia do Polski nie dysponowali żadnymi bliższymi informacjami o ludności żydowskiej, a tym bardziej nie mogli posiadać żadnych informacji na temat chrześcijan żydowskiego pochodzenia, bowiem akt przyjęcia chrześcijaństwa odnotowywany był jedynie w metrykach kościelnych i, jak się okazuje, w archiwach żydowskich gmin. Przez wiele lat prowadziłam badania w archiwach kościelnych i zakonnych. Jestem pewna, że o Żydach, którzy przyjęli chrzest, Kościół katolicki w Polsce nigdy Niemcom informacji nie udzielał. Pewnym tego był także ks. Popławski,  którego deklaracje o antysemityzmie wiązać prawdopodobnie należy z oburzeniem na zdradę władz żydowskich w sprawie ochrzczonych współbraci.

 

Jak dowodzą cytowane wyżej fragmenty dzienników Adama Czerniakowa, Niemcy weszli w posiadanie informacji na temat ochrzczonych warszawskich Żydów dzięki służalczości władz żydowskich. Prawdopodobnie tak samo było w innych miastach. Trudno zrozumieć, zdradą czy głupotą tłumaczyć należy udzielanie Niemcom przez żydowskiego senatora Adama Czerniakowa informacji na temat ochrzczonych Żydów. Senator znał ustawy norymberskie i wiedział, że udzielając Niemcom informacji o chrześcijanach żydowskiego pochodzenia, wkracza w sposób absolutnie niemoralny w prywatne życie konkretnych osób. Czas pokazał, że udzielone Niemcom przez Judenraty informacje odebrały chrześcijanom żydowskiego pochodzenia szansę na przetrwanie wojny w ich własnym środowisku, a w większości wypadków, także szansę na uratowanie życia.

 

Zakrojona na szeroką skalę denuncjacja chrześcijan żydowskiego pochodzenia winna być postrzegana w dwojaki sposób: jako wypełnienie żądań Niemców, aby „mechesów” traktować jak Żydów, ale także jako wypełnienie jednego z podstawowych żydowskich obowiązków przywracania żydowskiej religii i narodowi ludzi, którzy od niej odeszli. Kwestię tę swego czasu wytłumaczył mi w Izraelu pochodzący ze Lwowa rabin Dawid Kahane, który powiedział: Trzeba bowiem wiedzieć, że w narodzie żydowskim każdy Żyd ma coś wrodzonego w kierunku pochodzenia żydowskiego. Dlatego naród żydowski dba, aby z tego drzewa żydowskiego nie odpadła żadna gałązka.[1]

 

Możliwe, że motorem działań Adama Czerniakowa i urzędników warszawskiego Judenratu była chęć przywrócenia narodowi żydowskiemu wszystkich żydowskich gałązek, które oderwały się do chrześcijaństwa. Jakiekolwiek jednak były motywacje Adama Czerniakowa i podległych mu urzędników, stwierdzić trzeba, że niweczyły wysiłek polskich księży zmierzający do ratowania żydowskiego życia. Niemcy bowiem, na podstawie dostarczonych im przez Judenraty list, już na przełomie 1939/1940 roku zlokalizowali chrześcijan żydowskiego pochodzenia, którzy, chcąc nie chcąc, musieli zgłosić się do żydowskiej gminy, a następnie zamieszkać w getcie. Odsłaniając kulisy działań Judenratów wobec ochrzczonych Żydów, zapiski Adama Czerniakowa pozwalają zrozumieć, dlaczego znajdujący się na terenie warszawskiej autonomii żydowskiej kościół Wszystkich Świętych do końca jej istnienia miał parafian. Podobnie jak w Warszawie, władze żydowskie postępowały na terenie całej okupowanej przez Niemców Europy.[2]

 

Mimo denuncjacji władz żydowskich i żydowskich archiwistów, księża polscy wydawali polskim Żydom metryki przez cały okres niemieckiej okupacji. Wielu spośród nich właśnie metrykom zawdzięcza ocalenie. Mieszkająca dziś w Izraelu Irit Romano relacjonuje: W 1943 roku byłam u jednego chłopa, który powiedział mi, że mam przynieść metrykę. Zaczęłam się zastanawiać i wymyśliłam. Nogi same szły. Kościół jest przy rynku, a z drugiej strony jest mała bramka. Otworzyłam tę bramkę i weszłam. Widzę, akurat idzie ksiądz. – Dzień dobry panie ksiądz. Proszę księdza, aby dał mi moją metrykę – powiedziałam. Ksiądz następnego dnia wręczył mi metrykę.[3]


Nikt nigdy nie policzył wszystkich parafii i klasztorów, w których – bez odgórnych deklaracji i nakazów – polscy Żydzi znaleźli ratunek i ocalenie. Nowojorski adwokat Milton Kestenberg wspominał: Wybuchła wojna. Mamę wywieźli. Ojca udało się bratu wyprowadzić na „aryjską stronę”. Tak przetrwał do Powstania Warszawskiego. Po powstaniu, razem z rzeszą warszawiaków, wieźli Niemcy mego ojca w nieznane. W obawie przed dekonspiracją, wyskoczył ojciec z pociągu. Leżącego przy torach ze zwichniętą nogą znaleźli strażnicy, których poinformował, że szedł właśnie do znajomego księdza, aby w ten wojenny czas przystąpić do sakramentu pokuty. Doprowadzony do najbliższej plebani, został przywitany przez obcego mu proboszcza jak stary znajomy. Dostał dach nad głową i doskonałą opiekę. Przyjaźń mego ojca, Żyda, i tego przypadkowego proboszcza o dobrym sercu przerwała wiele lat po wojnie dopiero śmierć.[4]


Jedyne kompleksowe badania, jeśli chodzi o skalę ratowania Żydów i żydowskich dzieci ratowanych przez Kościół katolicki w Polsce, przeprowadzone czterdzieści lat po wojnie, dotyczą żeńskich zgromadzeń zakonnych. Dzieci żydowskie i dorosłych Żydów polskie zakonnice ratowały w co najmniej 200 klasztorach; za pomoc okazaną Żydom polskim Niemcy zamordowali dziesięć polskich sióstr zakonnych.[5] Taką samą postawę przyjęły zakony i zgromadzenia męskie oraz księża diecezjalni. Nie ulega wątpliwości, że postawa Kościoła katolickiego w Polsce wobec zagłady Żydów była jednoznaczna. Wszystkie parafie i klasztory były dla ukrywających się polskich Żydów tymi miejscami, gdzie – jeśli nie udzielono im wsparcia – na pewno liczyć mogli na to, że nikt nie wyda ich w ręce Niemców.

 


[1] Relacja rabina Dawida Kahane, w: E. Kurek, Dzieci żydowskie w klasztorach, Lublin 2004, s. 161.

[2] B. M. Rigg, op. cit., s. 114, pisze: Na ironię zakrawa fakt, że naziści, chcąc udowodnić osobie służącej w Wehrmachcie niearyjskie pochodzenie, niejednokrotnie zwracali się o pomoc do instytucji żydowskich. Dyrektor Centralnego Archiwum Żydów Niemieckich Jacob Jacobson pomagał nazistom w ich rasowych kwerendach. Na podstawie materiałów z tego archiwum nazistom udało się udowodnić żydowskie pochodzenie wielu osób, w tym także służących w siłach zbrojnych.

[3] Relacja Irit Romano, w: E. Kurek, Dzieci żydowskie w klasztorach, Lublin 2004, s. 216-219; E. Kurek, Your Life is Worth Mine, Hippocrene Books Inc., New York 1997, p. 191-197.

[4] E. Kurek, Podajmy sobie ręce, w: „Nowy Dziennik” z dn. 25 czerwca 1987.

[5] E. Kurek, Dzieci żydowskie w klasztorach, Lublin 2004; E. Kurek, Your Life is Worth Mine, Hippocrene Books Inc., New York 1997.

Zobacz równiez:





Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.