Głos spod ziemi cz. 1. - rozmowa z Przemysławem Dakowiczem; z naszego archiwum
data:02 marca 2014     Redaktor: MichalW

Był to drugi Katyń, również w tym sensie, że po raz kolejny to homo sovieticus mordował „wroga ludu”, a nie Polak swojego brata —  mówi Przemysław Dakowicz w rozmowie z Krystianem Kratiuk (pch24.pl), autor książki poetyckiej "Łączka".

Krystian Kratiuk: Dlaczego poeta szuka inspiracji pod murem cmentarza? Po co przygląda się mozolnemu procesowi odkopywania niezidentyfikowanych szczątków, miast sławić piękno świata?


Przemysław Dakowicz: Poeta (można zresztą powiedzieć po prostu: człowiek) żyjący w tej części Europy zostaje postawiony — notabene, wbrew własnej woli — przed doświadczeniem, które jest trudno zrozumiałe lub całkowicie niepojęte dla odbiorcy zachodniego. Musi, podobnie jak jego kolega z Zachodu, zmierzyć się z pytaniem: „kim jestem?”, to najważniejsze pytanie literatury; ale (to odróżnia go kolegi z Zachodu) odkrywa, że nie sposób udzielić na tak postawione pytanie wiążącej odpowiedzi, jeśli nie odpowie się na inne, równie ważne pytania: skąd przychodzę? kto i co bezpośrednio mnie poprzedza? czy jestem cały, wewnętrznie koherentny, czy też charakteryzuje mnie jakaś nie całkiem zrozumiała, trudna do pojęcia organiczna sprzeczność, bo składam się z kawałków, elementów, fragmentów, które nie tylko nie pasują do siebie, ale po prostu kłócą się, prowadzą ze sobą wojnę? I zdaje mi się, że człowiek środkowoeuropejski (a więc także: poeta polski), jeśli jest jednostką refleksyjną, spostrzegawczą i przyzwyczajoną do tego, by od siebie wymagać, by nie zadowalać się gotowymi odpowiedziami serwowanymi przez media i kulturę masową, musi dojść do wniosku, że coś z nim jest nie tak, że coś go gryzie, że coś w nim samym nie pozwala mu odczuwać komfortu bycia kimś jednoznacznym. Poeta polski, a zatem także człowiek środkowoeuropejski i Polak, którzy w poecie tkwią, nie wiedzą, kim są, albo może raczej: nie do końca wiedzą.

Przyznanie się do owej fundamentalnej niewiedzy rozpoczyna proces poszukiwania własnej tożsamości, bo przecież każdy z nas chce wiedzieć, kim jest, prawda?

KK: Chyba jednak nie każdy...


PD: Słowo „tożsamość” jest przez niektórych traktowane jako słowo podejrzane, a nawet niebezpieczne, więc zgoda: w dzisiejszym świecie — ale w naszej części Europy z innych względów niż na Zachodzie — nie każdy chce wiedzieć, kim jest. Mówią, że to wygodniej, bezpieczniej i lepiej. Ja się z tym nie zgadzam i chyba właśnie dlatego trafiłem pod mur cmentarza, na wykopaliska.

KK: Co to znaczy, że Polska to Łączka, a Łączka to Polska? Czy cała Polska, jej historia, kultura, tożsamość, są cmentarzem?


PD: Zanim odpowiem wprost, anegdota. Zimą zeszłego roku, jakoś na początku lutego 2013, wybrałem się na Cmentarz Powązkowski. Prowadziłem wtedy zajęcia z literatury współczesnej na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego, co dwa tygodnie jeździłem na zjazdy studentów uczących się w trybie zaocznym. Postanowiłem którejś soboty, że wejdę na cmentarz i spróbuję odszukać kwaterę „Ł”, gdzie kilka miesięcy wcześniej rozpoczęto prace wykopaliskowe. Byłem wtedy świeżo po lekturze książki Śród żywych duchów Małgorzaty Szejnert, traktującej o śledztwie dziennikarskim w sprawie mordowania w latach 40. i 50. członków polskiego podziemia niepodległościowego. Z książki, w której mowa jest o granicy między cmentarzem komunalnym a wojskowym, wywnioskowałem, że zdołam odnaleźć kwaterę „Ł”, przechodząc przez Stare Powązki. To był błąd. Wtedy tego nie wiedziałem. Wszedłem na teren nekropolii między szesnastą a siedemnastą. Czytałem informację, że bramy zamykane są o osiemnastej, ale nieszczególnie się tym martwiłem, byłem przekonany, że dysponuję wystarczającą ilością czasu, odnajdę kwaterę „Ł”, pomodlę się i wrócę. Kiedy wchodziłem w bramę było jeszcze jasno, dało się czytać napisy na nagrobkach, rozpoznawać literowe oznaczenia poszczególnych kwater. Śnieg leżał między grobami, ale w alejkach niepokrytych asfaltem gromadziła się woda, sporo było błota, kałuż, które musiałem obchodzić, omijać. Dotarłem do najdalszego krańca, gdzieś przy bramie nr 7, przy ulicy Ostroroga, obszedłem wszystkie kwatery wzdłuż muru, znalazłem się gdzieś w pobliżu Cmentarza Żydowskiego, a kwatery „Ł”, tej właściwej, jak nie mogłem znaleźć, tak nie mogłem. Zapadał zmrok, okazało się, że nie sprawdzę, która jest godzina, bo nie wziąłem ze sobą telefonu komórkowego. Sądziłem, że czasu mam dość, zresztą, w jednej z alejek minąłem jakichś ludzi. Skręciłem raz jeszcze i wszedłem w kolejną ścieżkę między grobami. Bez rezultatu. Trzeba było wreszcie zawracać, zrobiło się całkiem ciemno. Na szczęście, wszystkie ulice otaczające cmentarz są dobrze oświetlone, zwłaszcza Powązkowska, kiedy więc idzie się wzdłuż muru zewnętrznego, nie sposób się zgubić.

KK: Doszedł Pan do bramy...


PD: Była zamknięta. Następna także i każda kolejna. Zrozumiałem, że jestem uwięziony, uwięziony na cmentarzu. I chyba natychmiast przyszła mi do głowy myśl, że to wszystko nie dzieje się z przypadku, że to jest sytuacja znacząca. Wszystkie pomyłki, niedopatrzenia, również fakt, że nie miałem jak skontaktować się ze światem zewnętrznym (brak telefonu), wszystko to było celowe. Właśnie tak to zostało ukartowane, nie wiem przez kogo: miałem zostać zamknięty na cmentarzu, za wysokim na trzy metry murem, którego nie da się sforsować.

Postanowiłem obejść cmentarz wokoło, sprawdzić wszystkie bramy. Doszedłem do kościoła św. Karola Boromeusza, był rzęsiście oświetlony, mogłem sobie dokładnie obejrzeć wszystkie tablice i tabliczki wmurowane w boczną ścianę świątyni, która jest sanktuarium Polaków pomordowanych na Wschodzie, na ziemiach II Rzeczypospolitej i w Związku Sowieckim. Kiedy tam stałem, przed prawą ścianą kościoła, przypomniałem sobie, że proboszczem tej parafii był w latach osiemdziesiątych ksiądz Stefan Niedzielak. Spotkanie z nim opisała w swojej książce Małgorzata Szejnert. Ksiądz Niedzielak, inicjator powołania w późnym PRL-u wspólnoty „Rodzina Katyńska – Rodzina Polska”, został zamordowany 21 stycznia 1989 roku, w przededniu Okrągłego Stołu, i jest, jak sądzę, jedną z ofiar tamtego porozumienia elit, którego zapewne nie byłby w stanie zaakceptować. Obszedłem z zewnątrz kościół, sprawdziłem, czy żadne z drzwi nie są otwarte, po czym powędrowałem dalej, jednocześnie martwiąc się, bo liczyłem się z tym, że do rana pozostanę uwięziony, i — by tak rzec — chłonąc to słodko-gorzkie doświadczenie, które dane mi było przeżywać jednocześnie od wewnątrz i z zewnątrz, jakbym jednocześnie był aktorem i widzem.

KK: I co, udało się Panu wydostać?


PD: O tym za chwilę. Szedłem obok tych wszystkich starych grobowców, przez narodowy panteon, miałem ubłocone buty, na ramieniu ciężką torbę z książkami, przede wszystkim chyba poezję Różewicza, taki był jeden z tematów zajęć ze studentami. Niosłem więc torbę z wierszami kaprala „Satyra”, podkomendnego Stanisława Sojczyńskiego „Warszyca” i — pan może nie uwierzy — pytałem sam siebie, kim jestem, skąd się tu wziąłem, co robię na tym cmentarzu, po zmroku wśród zmarłych. To wtedy nie było zwerbalizowane, teraz ujmuję to w słowa. Ale działo się. Modliłem się za nich, za tych, co leżą w ziemi, za tych, których nie udało mi się odnaleźć, bo ukryli się przed ludzkim wzrokiem, ktoś ich ukrył, wrzucił do dołu, zasypał i nie zostawił śladu.

Tak, wydostałem się na koniec. Znalazłem jedyne miejsce, jedyne wyjście. Trochę wstyd to powiedzieć, ale nie dało się inaczej: musiałem wspiąć się na mur po jednym z nagrobków, na szczęście — bardzo solidnym. Podciągnąłem się na rękach, przerzuciłem na chodnik po drugiej stronie muru torbę z książkami, z wierszami Różewicza, a potem sam zeskoczyłem. Musiałem wyglądać jak złodziej, jak włamywacz, który opuszcza miejsce przestępstwa. I w pewnym sensie byłem włamywaczem. Bo, niestety, do pokładów polskiej pamięci wciąż trzeba się włamywać. Bezpośrednio pod wpływem tego powązkowskiego doświadczenia napisałem wiersz Hortus conclusus.

Teraz wreszcie mogę odpowiedzieć na pańskie pytania: co to znaczy że „Łączka to Polska, a Polska to Łączka” i „czy cała Polska jest cmentarzem”. Tak, cała Polska jest cmentarzem. Tak, poeta polski jest zamknięty na cmentarzu. Musi tam, wśród grobów, wsłuchując się w głos spod ziemi, odzyskać pamięć, dla siebie i dla innych. Dopiero gdy to uczyni, otworzy się brama i poeta, a także Polak i środkowy Europejczyk, którzy w nim tkwią, wydostaną się na zewnątrz, dopiero wtedy będą mogli zacząć żyć życiem żywych. Współczesna kultura ucieka od tej prawdy, nie chce jej słyszeć. I dlatego jest martwa. Zacznie żyć, gdy do końca zrozumie ciemną mowę cmentarza, gdy dźwignie i poniesie gorzką (i słodką) naukę Łączki. Zmartwychwstać może tylko ten, kto umarł wszystek, kto — posłużę się oksymoronem — do końca przeżył własną śmierć. A śmierć z Łączki jest naszą własną śmiercią. Tam, na Łączce, wszyscy leżymy, z przestrzelonymi głowami, zrzuceni z drewnianej plandeki.

---------------------------------------

O Autorze:
Przemysław Dakowicz ur. w 1977 r. w Nowym Sączu. Poeta, krytyk literacki, historyk literatury; doktor nauk humanistycznych; adiunkt w Katedrze Literatury i Tradycji Romantyzmu Uniwersytetu Łódzkiego; w latach 2010-2013 wykładał literaturę współczesną na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie; stały współpracownik dwumiesięcznika literackiego „Topos”. Wydał zbiory wierszy Süßmayr, śmierć i miłość (2002), Albo-Albo (2006), Place zabaw ostatecznych (2011) i Teoria wiersza polskiego (2013), książkę krytycznoliterackąHelikon i okolice. Notatki o poezji współczesnej (2008) oraz rozprawę historycznoliteracką "Lecz ty spomnisz, wnuku". Recepcja Norwida w latach 1939-1956. Rzecz o ludziach, książkach i historii (2011). Redaktor tomu zbiorowego Moja Musierowicz. O twórczości autorki „Jeżycjady”(2008). Publikował m.in. w "Arcanach", "44", „Frazie”, "Frondzie", „Kresach”, „Odrze”, „Pamiętniku Literackim”, „Toposie”, "Twórczości", „Tygodniku Powszechnym”, "Wyspie" i „Zeszytach Literackich”. Tłumaczony na czeski, serbski i słoweński

wywiad opublikowany dzięki uprzejmości potalu:

http://www.pch24.pl/Mobile/Informacje/informacja/id/21400



[foto archiwalne - widok Łączki z 2014r.]
Zobacz równiez:





Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.