Jarosław Szarek: Historyczna schizofrenia
data:28 lutego 2014     Redaktor: husarz

O takich życiorysach młodzież nie usłyszy w szkołach. Nie zainspirują one współczesnych reżyserów. Choć, z drugiej strony, może jednak… spójrzmy choćby na dynamikę, jaką nadaje obchodzonemu już po raz trzeci Narodowemu Dniu Pamięci Żołnierzy Wyklętych młode pokolenie. Skąd takie zaangażowanie młodzieży, która rzekomo – ileż to razy już to słyszeliśmy – nie interesuje się przeszłością. A to właśnie oni wołają: Żołnierze Wyklęci – chwała bohaterom!, dostrzegając w nich ludzi do końca wiernych sprawie niepodległości, bohaterów dających świadectwo prawdzie.




Przed szkołą w Dzierzkówku Starym pod Skaryszewem odsłonięto pomnik upamiętniający osiemnastu Żołnierzy Wyklętych – wśród nich Tadeusza Zielińskiego „Igłę”. W podniosłej uroczystości uczestniczyła kompania honorowa Wojska Polskiego, oficerowie, przedstawiciele kancelarii sejmu, duchowni, weterani, harcerze… Monument przekazano pod opiekę uczniów, którzy przyjeżdżając do pobliskiego Radomia i spacerując ulicą księdza Piotra Skargi, mogą skręcić w ulicę Alfreda Wnukowskiego – oficera sowieckiej armii, który walczył w Brygadzie im. 25-lecia Sowieckiej Białorusi z żołnierzami Armii Krajowej na Nowogródczyźnie, po wojnie zaś, jako dowódca Korpusu Bezpieczeństwa Publicznego w Rzeszowie, rozbijał podziemie niepodległościowe.

 

Tadeusz Zieliński „Igła” był od roku 1943 członkiem oddziału Armii Krajowej słynnego kpt. Antoniego Hedy „Szarego”, z którym to oddziałem brał udział w akcji na komunistyczne więzienie w Kielcach. Od roku 1946 natomiast miał pod swoją komendą oddział Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość”. Podczas jednej akcji wpadł w jego ręce Alfred Wnukowski. „Igła” dał mu ostrzeżenie, aby zaprzestał walki z niepodległościowym podziemiem i puścił wolno. Wnukowski jednak ostrzeżenia nie posłuchał, więc kiedy kilka miesięcy później, jadąc na odprawę do Warszawy, ponownie wpadł w ręce Zielińskiego, ten wykonał wyrok na zdrajcy. Wnukowskiego pośmiertnie odznaczono orderem Virtuti Militari, tworząc legendę komunistycznego męczennika, „Igła” zaś zginął dwa lata później.


Człowiek, który walczył przeciwko niepodległej Polsce od dawna ma ulicę swego imienia i obelisk w miejscu śmierci, żołnierz antykomunistycznego podziemia, który przed nim niepodległości Polski bronił, też (choć od niedawna) ma własny pomnik. Takich przykładów można mnożyć setki, a niemal każdy tydzień przynosi nowe ich odsłony również w innych wymiarach. To efekt fundowanej nam przez III RP historycznej schizofrenii, nie tylko doskonale wpisującej się we współczesny świat zapaści kulturowej i cywilizacyjnej, ale czerpiącej stamtąd wsparcie.

 

Postpeerel ma się dobrze

Powstała po roku 1989 III Rzeczpospolita nie tylko nie odwołała się jednoznacznie do tradycji II Rzeczypospolitej, Polskiego Państwa Podziemnego i władz RP na uchodźstwie – bo nie był takim aktem teatralny gest odebrania przez wyłonionego w wolnych wyborach prezydenta Lecha Wałęsy insygniów władzy z rąk ostatniego Prezydenta RP na Uchodźstwie Ryszarda Kaczorowskiego. Nie poszła za tym delegalizacja PRL jako obcego, narzuconego przez Moskwę tworu i odcięcie się od totalitarnej spuścizny oraz jej osądzenie. W efekcie blisko ćwierć wieku po upadku PRL została ona praktycznie zrehabilitowana, w czym pomogły – i to w znacznym stopniu – ostatnie lata rządów Platformy Obywatelskiej.


Dzisiaj znamy przyczyny takiego stanu rzeczy: Okrągły Stół – doskonale przygotowana operacja mająca na celu bezpieczne ulokowanie pezetpeerowskiej formacji w nowych warunkach, co się udało bodaj nawet lepiej, niż zamierzali jej autorzy. W swych działaniach zyskali bowiem wsparcie tej części solidarnościowej opozycji, która zanim zgłosiła do niej akces, wspierała system komunistyczny. Dla nich kontestacja PRL‑u zaczęła się od uczestnictwa w nurcie rewizjonistycznym w PZPR po październiku 1956 roku, względnie w marcu roku 1968.

Czerwoni rządzili przez kilkadziesiąt lat. Zajęli miejsce niepodległościowych elit wymordowanych pod niemiecką i sowiecką okupacją, ostatecznie zaś dobitych przez rodzimych komunistów. Mieli czas na stworzenie własnych elit i dokończenie rewolucji. Stworzyli trwałe środowiskowo‑rodzinne więzi we wszystkich fundamentalnych sferach sprawowania pełni władzy: w służbach specjalnych, wojsku, aparacie gospodarczym, wymiarze „sprawiedliwości”, mediach, nauce i kulturze. Później do elit owych dokooptowano ludzi gotowych legitymizować istniejący układ. Próby zerwania z nim podejmowane w roku 1992 i w latach 2005–2007 zakończyły się niepowodzeniem. Układ wciąż trwa, choć dzisiaj już dostrzegamy jego bankructwo i widać na nim coraz głębsze rysy…

 

Już nie biją i do Rosji nie pojedziesz

Od trzech lat w Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych otwarcie składamy hołd bez mała dwustu tysiącom żołnierzy niepodległościowego podziemia walczącym w antykomunistycznym powstaniu po drugiej wojnie światowej, którego koniec wyznaczyła śmierć sierżanta Józefa Franczaka „Lalka”, zastrzelonego 21 października 1963 roku przez funkcjonariuszy SB i ZOMO we wsi Majdan Kozic Górnych na Lubelszczyźnie.

„Lalek” był ostatnim zamordowanym, ale nie był sam. Do marca 1957 roku przetrwał trzyosobowy oddział podporucznika Stanisława Marchewki „Ryby”. W specjalnie wybudowanej ziemiance w gospodarstwie w Jeziorku koło Łomży oraz w bagnach nad Biebrzą skutecznie ukrywał się do początku marca 1957 roku. Dopiero na skutek zdrady współpracującej z SB siostry jednego z ludzi „Ryby” zostali oni otoczeni przez grupę operacyjną bezpieki oraz Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego, a „Ryba” zginął w walce.


Przez dziewięć lat samotnie ukrywał się Michał Krupa „Wierzba”. Aresztowany w lutym 1959 roku w Kulnie niedaleko Leżajska, został skazany na piętnaście lat więzienia, z którego wyszedł w roku 1965. Również samotnie od 1953 roku, w specjalnie zbudowanym schronie ukrywał się Andrzej Kiszka „Dąb”. Zimę spędzałem w bunkrze. Śniegu nawaliło z pół metra, żadnego śladu nie było widać. Z bunkra, zgodnie z wieloletnim doświadczeniem, nie wychodziłem. A jednak ktoś mnie zdradził, bo wiedziano, gdzie pod taką grubą warstwą śniegu jest mój bunkier. Słyszałem jak odwalają śnieg i kopią. Słyszałem już, że w śledztwie tak nie katują, dlatego mimo posiadanego arsenału broni poddałem się bez walki. Był 31 grudnia 1961.


Po wyjściu od razu zakuto go w kajdanki. W drodze do Biłgoraja jeden z poruczników powiedział mu: Kiszka, nie bój się, już nie biją i do Rosji nie pojedziesz. Przed procesem w roku 1962 komunistyczny „Sztandar Ludu” pisał, że „Dąb” był postrachem mieszkańców wsi i osad województwa lubelskiego, który przez siedemnaście lat grabił i mordował bezbronnych ludzi. Sąd Wojewódzki w Lublinie skazał go na dożywotnie więzienie. Wyszedł już za Gierka 3 sierpnia 1971 roku. Do dziś jednak nie został zrehabilitowany…


Amnestia z kwietnia 1956 roku nie oznaczała zwolnienia wszystkich więźniów politycznych. Za kratami pozostali, między innymi, skazani w latach 1952–1953 na karę śmierci członkowie antykomunistycznych ugrupowań, którym wyroki zmieniono na dożywocie lub wieloletnie więzienie. W roku 1958 wypuszczono Hieronima Wysockiego, członka Ruchu Oporu Armii Krajowej, a następnie Armii Polskiej, skazanego na karę śmierci.

Dopiero w styczniu 1963 roku, po jedenastu latach, wyszedł z więzienia Edward Kiciński, żołnierz Narodowych Sił Zbrojnych.


Natomiast Wiktor Wlazło, założyciel Młodego Legionu, był więziony przez dziesięć lat z czterokrotną karą śmierci. Wyszedłem w 1962 roku załamany fizycznie i psychicznie; wykończony tak, że wiatr mógł mnie przewrócić. Po powrocie do domu jeszcze dwa lata nie miałem prawa oddalać się z miejsca zamieszkania. Jeszcze dwóch braci siedziało. Jednego z nich, Wacława, zwolniono w roku 1964.


Wtedy też wyszedł na wolność Feliks Klujewski, żołnierz oddziału tworzonego przez członków Zrzeszenia WiN na Lubelszczyźnie. Dostał karę śmierci, a jego syn – trzynaście lat.


Również w roku 1964 wypuszczono Jana Turzynieckiego walczącego w oddziale WiN.


Jako ostatni żołnierz Polski Walczącej opuścił komunistyczne więzienie – 29 listopada 1967 roku – Adam Boryczko, oficer Armii Krajowej, cichociemny, kurier Zrzeszenia WiN, skazany w roku 1955 na trzykrotną karę śmierci.

 

Osiemnaście lat w ukryciu…

Do więzień trafiali również ci, którym udało się ukryć przed bezpieką i ujawnili się po amnestii 1956 roku. Taki był los Stefana Niewiarowskiego, żołnierza Narodowego Zjednoczenia Wojskowego. Pojmano go już kilka miesięcy później i w wytyczonym w 1958 roku procesie skazano na dziesięć lat.


W marcu 1963 roku aresztowano – skutecznie od osiemnastu lat ukrywającego się pod zmienionym nazwiskiem – żołnierza Narodowych Sił Zbrojnych Czesława Czaplickiego „Rysia”. Wyrok zapadł w czerwcu 1964 roku. Prokurator żądał kary śmierci, ostatecznie sąd wydał wyrok piętnastu lat pozbawienia wolności – zamieniony następnie na pięć lat. Czaplicki stał się obiektem propagandowych ataków w komunistycznej prasie, między innymi w „Życiu Warszawy”, „Chłopskiej Drodze”, „Prawie i Życiu” oraz „Panoramie Północy”. Syn chłopskiej rodziny, jeden z dziesięciorga w domu mógł upatrywać swą przyszłość tylko w zdobyciu zawodu, tylko w opuszczeniu wsi. Ale zastał Czaplicki w domu „rozkaz” i zamiast zasiąść na szkolnej ławce jak jego rówieśnicy, poszedł zabijać, katować, rabować posterunki milicji… – pisał Stanisław Podemski.


Próby uzyskania przedterminowego zwolnienia, podejmowane przez rodzinę „Rysia”, władze z polecenia ówczesnego szefa MSW Mieczysława Moczara zdecydowanie odrzucały. Czaplicki opuścił więzienie dopiero w marcu 1968 roku. Rodzina zorganizowała jego spotkanie z najbliższymi. Większość z tych osób widziałem już w więzieniu mokotowskim po zakończeniu śledztwa lub na sali sądowej podczas procesu. Siostry i bracia bardzo się postarzeli, a ich dzieci urosły. Moja nieobecność wśród nich trwała dwadzieścia trzy lata. Niektóre, nawet dorosłe dzieci, widziałem po raz pierwszy.

 

W imię wartości

O takich życiorysach młodzież nie usłyszy w szkołach. Nie zainspirują one współczesnych reżyserów. Choć, z drugiej strony, może jednak… spójrzmy choćby na dynamikę, jaką nadaje obchodzonemu już po raz trzeci Narodowemu Dniu Pamięci Żołnierzy Wyklętych młode pokolenie. Skąd takie zaangażowanie młodzieży, która rzekomo – ileż to razy już to słyszeliśmy – nie interesuje się przeszłością. A to właśnie oni wołają: Żołnierze Wyklęci – chwała bohaterom!, dostrzegając w nich ludzi do końca wiernych sprawie niepodległości, bohaterów dających świadectwo prawdzie.


Dzisiaj budowniczowie „nowego wspaniałego świata” wywracający odwieczny porządek i ład, rozbijający jego ostoję – rodzinę, odbierający pierwotne znaczenie wartościom i słowom, uderzają nie tylko w pamięć, ale również w podstawowe powinności jednostki wobec swej narodowej wspólnoty. Ogłaszane ostatnio przez osoby znane z częstych występów w telewizji deklaracje natychmiastowego wyjazdu za granicę w wypadku ewentualnej wrogiej napaści na Polskę – co najdelikatniej można ocenić jako wstydliwe tchórzostwo bądź też ostrzej: jako zdradę – budzą zachwyty samozwańczych, medialnych elit.


Te również, podobnie jak część solidarnościowej opozycji, nie chcą pamiętać o Żołnierzach Wyklętych. Boją się tej pamięci. Jakże zbladłyby w konfrontacji z nią ich dokonania czy życiorysy. Okazałoby się wtedy, że List otwarty do partii Kuronia i Modzelewskiego, w którym z fundamentalistycznie marksistowskich pozycji krytykowali oni powstanie i rządy „nowej klasy” – partyjnej nomenklatury – i zarzucali Gomułce zdradę ideałów rewolucji, gloryfikując okres wojny domowej po rewolucji bolszewickiej w Rosji, nijak nie daje się wpisać w niepodległościową tradycję, a co najwyżej pokazuje naiwność jego autorów, którzy do więzienia trafili przecież w wyniku sporów w łonie partii komunistycznej. W więzieniu Kuroń spotka zresztą najdłużej siedzących żołnierzy AK i NSZ, o których napisze, iż z czasem cała ich działalność ograniczyła się do rabowania


Wobec dzisiejszej rzeczywistości, wobec zapaści kulturowej i cywilizacyjnej, wobec świata kundlizmu, tchórzostwa, cwaniactwa i bylejakości jakże pociągająco jawi się mit Żołnierzy Wyklętych, z ich odwagą, honorem i wiernością.


Łukasz Ciepliński, prezes IV Zarządu Głównego Zrzeszenia WiN, zamordowany 1 marca 1951 roku (stąd data Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych), idąc na śmierć, pozostawił swoisty testament – grypsy, w których pisał, że cieszy się, iż zginie jako katolik za wiarę świętą, jako Polak za Ojczyznę i jako człowiek za prawdę i sprawiedliwość. Wierzę bardziej niż kiedykolwiek, że Chrystus zwycięży, Polska niepodległość odzyska, a pohańbiona godność ludzka zostanie przywrócona. Jakże dzisiaj nam potrzeba tej wiary. Jakże nam trzeba zwycięstwa tej prawdy.

 

Jarosław Szarek – dr historii, pracownik Oddziałowego Biura Edukacji Publicznej IPN w Krakowie.

 

Za: http://www.pch24.pl/
Zdjęcia do artykułu :
Zdjęcia do artykułu :





Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.