Z okazji Międzynarodowego Dnia Poezji, obchodzonego 21 marca przypominamy felieton poetki i tłumaczki Aleksandry Niemirycz o Zygmuncie Rumlu, zamordowanym poecie z Wołynia.
Nieznani poeci bez grobów
mieli zaginąć a jednak
łąki wciąż sypią kości
słowa z zetlałych warg
kamienieją od słońca
we łzach Sawitri
co kwiaty układa
w krzyż
usta maluje
do krwi
***
Aleksandra Niemirycz
Utwór poświęcony pamięci kobiet, dzięki którym wiersze Rumla nie przepadły - Anny Kamieńskiej i Anny Rumlowej.
Zygmunt Jan Rumel, urodzony w Petersburgu , rodzinnie związany był z Wołyniem. Jego ojciec, oficer Wojska Polskiego, uczestnik kampanii 1920 roku, odznaczony krzyżem Virtuti Militari, w odrodzonej Ojczyźnie otrzymał osadę wojskową pod Wiśniowcem. Tam właśnie, na wsi w powiecie krzemienieckim, poeta dorastał wśród kurhanów stepowych, słuchając, jak „burzan pieśń gędzie”. Tam mu dwie Matki-Ojczyzny hołubiły głowę – /Jedna grzebień bursztynu czesała we włos, /Duga rafy porohów piorąc koralowe,/ Zawodziła na lirach dolę ślepą – los, i uczyły mowy w warkocz krwisty plecionej jagodami ros, tej śpiewnej mowy kresowej, która rozrywała serce bólem w dwie połowy -/ By serce rozdwojone płakało – jak głos…. Wiersz „Dwie Matki” powstał dwa lata przed śmiercią poety w dniu, w którym na rozkaz pełnomocnika Rządu RP próbował powstrzymać rzeź wołyńską. Pojechał w tym celu do kwatery lokalnego dowództwa OUN bez wojskowej obstawy, wierząc, że jako syn wołyńskiej ziemi, pragnący dobra obydwu narodów, i jako oficjalny wysłannik Batalionów Chłopskich, nie musi się obawiać o własne życie. Idealistyczne przekonanie o uczciwości drugiej strony, pewność, że uszanuje ona zasadę nietykalności parlamentariusza, a może i wspomnienia o wspólnie śpiewanych ukraińskich dumkach, spotkały się z niewyobrażalnym okrucieństwem. Zamordowany przez rozdarcie ciała końmi dowódca Okręgu długo pozostawał nie tylko nieznanym żołnierzem, ale i nieznanym poetą. Został odkryty dla polskiej literatury jedynie dzięki żonie, Annie Rumlowej, sanitariuszce z Powstania Warszawskiego. To właśnie ona i w czasie Powstania, i przez wiele powojennych lat przechowała manuskrypty męża, pilnując ich jak najcenniejszej relikwii. W ten sposób wypełniła choś w części niemożliwą do spełnienia misję, zleconą jej przez Leopolda Staffa po jednym z konspiracyjnych wieczorów poezji. Usłyszawszy wiersze Rumla, zachwycony starszy kolega powiedział do niej wtedy: „Niech Pani chroni tego chłopca – to będzie wielki poeta”. W profetycznym wierszu „Tobie Ewka – a Muzom” Zygmunt Jan Rumel pytał sam siebie – jak każdy chyba twórca – o to, co po nim i jego pisaniu pozostanie:
Może jutra nieznaną godziną
Co spowiada pór przyszłych początek –
[…]
Może tylko jednym westchnieniem
Może tylko zostanę imieniem - - -
Anna Rumlowa po wielu trudnych latach zdecydowała się pokazać utwory zamordowanego męża Annie Kamieńskiej - jednej z niewielu na ówczesnym literackim firmamencie osób godnych zaufania i powierzenia najcenniejszej osobistej pamiątki. Poetka, początkowo nieufna co do wartości wierszy w pożółkłej kopercie, pozostała sama z wytartymi przez czas i łzy maszynopisami… I nagle – to poezja, prawdziwa poezja […] Od razu wciągają czytającego ostre rytmy, gdzieś na dnie ucha drzemiące i nagle rozpoznawalne melodie dum i ballad ludowych, ukraińskich – napisała później we wstępie do wydanych w 1975 roku wierszy Zygmunta Jana Rumla. Recenzję z tomiku zamieścił w „Życiu Warszawy” Jarosław Iwaszkiewicz, pisał w niej:
spośród wielu, którzy mogli zostać ozdobą naszej literatury i zgubili się w wojennym tłoku, jeszcze po tylu latach od czasu do czasu wynurza się sylwetka nieznanego poety […] pieczołowitość najbliższych, żarliwa opieka poetki, wreszcie zrozumienie misji przez wydawnictwo dodaje nam jeszcze jedno nazwisko do szeregów straconego pokolenia. Nazwisko warte zapamiętania, bo oznacza ono […] prawdziwego poetę, a przy tym umysł i talent noszący cechy wręcz oryginalne.
Lektura wierszy poetów „straconego pokolenia” po latach – poraża. Stopniowo odkrywamy rozmiary spustoszenia, jakiego polska kultura doznała nie tylko z powodu opresji komunistycznej cenzury i planowej polityki, zmierzającej do zniszczenia paradygmatu polskości, ale i przez utratę tych, którzy byli ogniwem „między dawnymi a nowymi laty”, i mogli przekazać w kunsztownej formie literackiej osobiste doświadczenia swoich dziadków i rodziców, pamiętających jeszcze i powstanie styczniowe, i rok 1920. „Gniotący kamień” historii zabrał nam miliony ludzkich istnień, wśród nich - najcenniejsze poetyckie diamenty, Józefa Czechowicza, niewiele ponad dwudziestoletnich poetów - powstańców warszawskich, Baczyńskiego, Gajcego, Trzebińskiego, Krahelską, nieco starszego od nich Włodzimierza Pietrzaka, i tylu innych, których nazwisk ani wierszy może nigdy już nie poznamy. Z rozkazu Stalina zabito strzałem w tył głowy Władysława Sebyłę, jednego z ponad dwudziestu tysięcy zamordowanych w zbrodni katyńskiej polskich oficerów - jeńców wojennych. Zygmunt Jan Rumel, podporucznik artylerii w kampanii wrześniowej, wzięty do niewoli sowieckiej, nie zdradził swojej rangi i jako „szeregowiec” - został zwolniony, nie dostał strzału w tył głowy w katyńskim lesie. Nie uniknął jednak losu zamordowanych jeńców. Zginął śmiercią straszniejszą, tym gorszą, że zadaną przez ludzi, których traktował jak swoich braci. Kiedy Ukraińcy przywiązywali w Kustyczach ciało polskiego parlamentariusza do mających go za chwilę rozedrzeć koni, miał 28lat. Zaledwie o cztery więcej niż 24-letni Tadeusz Różewicz, który „ocalał, prowadzony na rzeź”.
Zygmunt Rumel nie ocalał, nie ocalały nawet jego kości, pochowane we wspólnym grobie, jak ciała tysięcy ofiar wołyńskiej zbrodni. Wiersze – „uszły cało”, ale spośród tych, które zdążył napisać – zapewne nie wszystkie.
Nieziszczenie się dzieł Rumla, które miały dopiero powstać, to strata nie do powetowania ze względu na szczególne uwrażliwienie poety na polską historię, na historiozoficzny wymiar losów Narodu – w tym podobny był Jan Zygmunt do największych, zwłaszcza do Cypriana Norwida.
Dzięki matce Janinie, pisującej własne wiersze pod pseudonimem Liliana, Zygmunt Jan wyrastał w podziwie dla polskiej tradycji literackiej, a kresowe korzenie sprawiały, że całym sobą czuł i rozumiał głos historii. Uczył się w słynnym Liceum Krzemienieckim, założonym przez Tadeusza Czackiego, redagował licealną gazetę. Jako znakomity, obdarzony mocnym głosem aktor grał w szkolnych przedstawieniach. I, co może najważniejsze, pisał pierwsze wiersze, patrząc na te same krajobrazy i budowle, wśród których wyrastał urodzony w Krzemieńcu Juliusz Słowacki. Rumel zamieszkał na stancji w domu rodzinnym pani Salomei z Januszewskich Słowackiej, później - Becu. Czy młody Zygmunt Jan mieszkał w dziecięcym, a później wakacyjnym pokoju Juliusza? Dworek, położony niemal naprzeciwko zabudowań liceum, jest niewielki, więc bardzo to możliwe. Na pewno dotykał tych samych klamek, patrzył z okien na te same widoki, na górę królowej Bony z ruinami zamku, na kościół i gmachy Liceum, położone po drugiej stronie wąskiej ulicy. W tamtych czasach przestrzeń nie zmieniała się tak szybko, a i sam Słowacki był wtedy, w wolnej Polsce, poznawany przez szerokie grono czytelników, i doceniany - dopiero wtedy kształtował się i utrwalał na dobre jego status wieszcza. A niemal tuż obok, na położonym na wzgórzu Cmentarzu Tunickim, Salomea Słowacka Becu, zmarła w 1855 roku, spoczęła w grobie, który za życia przygotowała dla zmarłego wcześniej na emigracji ukochanego syna. Wcześniej wymieniła z nim setki listów, przemycanych nieraz przez czujne carskie posterunki dzięki poświęceniu podróżujących poza granice imperium krewnych i przyjaciół, i podjęła trud wyprawy poza granice rosyjskiego zaboru, żeby ostatni raz móc zobaczyć się z synem we Wrocławiu. Juliusz spoczął w Ojczyźnie wiele lat później, dopiero w 1927 roku, dzięki staraniom o sprowadzenie jego ciała podjętym przez Naród, i osobiście przez Marszałka Józefa Piłsudskiego, który uważał, że Juliusz Słowacki „królom był równy” i powinien być wśród nich na Wawelu... Ale to już inna, choć nie całkiem inna, historia.





Te wszystkie okoliczności musiały niezwykle silnie oddziaływać na wyobraźnię dojrzewającego poety, obdarzonego muzycznym słuchem i bogatą wyobraźnią, pragnącego szczodrze korzystać z doświadczeń poprzedników zmierzających na polski Parnas. Czuł z nimi wszystkimi duchowe powinowactwo, starał się odczytywać ich dzieła jako drogowskazy na własnej twórczej drodze. Pisał o tym wyraźnie w jednym z najwcześniejszych swoich wierszy: dziś sercem i dłonią chcę nową pieśń ucieleśnić. W późniejszym wierszu – z sierpnia 1941 roku - Rumel daje świadectwo swych rozległych lektur i poszukiwania własnego tonu poetyckiego:
Tylu już bohaterów polskich opowieści
Poznałem osobiście - lub przez ich autorów
[…]
Liczni huczni szlachcice w połyskliwych blachach,
Starcy srebrem brodaci – tęskniący więźniowie,
Pacholęta kozacze w wiązanych papachach,
Romantyczne kochanki – strojni baronowie!
[…]
„Cóż więc stworzyć dziś można nad to co już było
[…]
Kogo pytać o radę? Gdyby żył Beniowski –
Ów rycerz romantyczny – orator fantazji,
Odwiedziłbym sąsiada, bo z mojej że wioski –
Lecz dziś – tej byłej – śmiesznie żałować okazji.
Jeno cień jego blady na Parnasu łąkach,
Bytując z Królem – Duchem – echem dzwonnej lutni,
Księżyca łuszcząc orzech w leszczyny koronkach,
Biesiadnikom potomnym mówi – bądźcie smutni!
Rumel od początku stara się mówić własnym głosem, nawet jeśli świadomie nawiązuje do wątków czy tytułów utworów najważniejszych polskich poetów; Beniowski jest dla niego bardziej sąsiadem niż bohaterem dygresyjnego poematu; Król Duch – to odddech historii, z którym poeta stara się współbrzmieć – a nie tylko echo dzieła Słowackiego; wspaniała „Bogurodzica” – to nie tylko nawiązanie do hymnu, jaki Słowacki napisał na wieść o wybuchu powstania w listopadzie 1830 roku, ale i do słynnej pieśni, towarzyszącej wojskom Jagiełły. Rumlowa „Święto-Bożyca” jest „Panią Lechicką”, która
Borami płynie! Bursztynobarwa!-
U kolan wiedzie kmiety brodate –
Lechy-Polany w płociennych barwach –
Co wozy toczą w woły rogate! –
A przed Nią zbrojne Woje-Witezie –
Wilczym pazurem w maczugi kłapią –
Puszcza za puszczą ostępy wiedzie –
Ciemne dubrowy bagnic ą sapią!-
Zbeigają bory garbato-dębe –
Rosochy jeleń nozdrzami chrapie –
I miedźwiedź wietrzy kosmato gęby…
Nie tylko najwcześniejsza historia polskiej i słowiańskiej wspólnoty interesowała Rumla – poetę. Pragnął on też zapisać to, co trwało wciąż w żywej pamięci starszego pokolenia. Rozpoczął pracę nad wielkim poematem „Rok 1863”, w którym Powstanie Styczniowe miało zostać zarysowane na szerokim historycznym tle, z pokazaniem wydarzeń poprzedzających - takich jak śmierć i pogrzeb pięciu poległych w czasie demonstracji w Warszawie w lutym 1861 roku, których pogrzeb na Powązkach stał się wielką manifestacją tysięcy ludzi. Z rozkazu zaborcy Krzyż z ich grobu wyrwano, mogiłę zrównano z ziemią i przysypano śmieciami, a moskiewski policjant pilnował co roku w Dzień Zaduszny, by nikt z Polaków nie ośmielił się położyć w tym miejscu kwiatka ani zapalić świecy. Ponownego pogrzebu polegli doczekali się dopiero po odzyskaniu niepodległości. Mały Zygmunt zapewne słyszał o tym wydarzeniu; pięciu poległych to symbol niepodległego ducha Polaków, i tak zostali oni ukazani we fragmencie „Pięciu poległych”:
Niby dzwony wieczności
W swojej śmierci tak dumne –
Jaśniejące jak kości
Liczbą swą pięciotrumne
Płyną – płyną jak wieże –
Pięciostrzelne – ogromne –
Zawrzeć z pomstą przymierze
Przysięgami niezłomne
[…]
Płyną – płyną – jak dzieje
Spętanego Narodu
W swe cmentarne wierzeje
Wiodą czoło pochodu
[…]
Spętanego narodu –
Który skargi tak grzebie…
Fragmenty „Roku 1863”, jakie Zygmunt Jan Rumel zdołał za życia napisać – a może napisał więcej, ale całość się nie zachowała – tego już się nie dowiemy, świadczą o skali tego poetyckiego zamierzenia, i o jego wielkiej literackiej wartości. Ocalałe fragmenty rozpoczyna inwokacja, opatrzona datą: marzec 1942:
Historio – kolędnico przeznaczenia pieśni –
Która Naród prowadzisz przez losu wierzeje
I smagasz jako kaci – złowrogo – złowieśni –
strugą wichru – co żywych – kość i popiół wieje.
Dziś bicz twój smagający nad nami jest z tobą –
I jak ból naszych kości cierpieniem nas smaga –
Ty stając a kurhanach pierś otwierasz grobom
I sądzisz jako prawda – każąca i naga.
Uczynków naszych wagę na szali układasz…
[…]
Wieki miną nad nami – przyjdą nowi ludzie
Na swoją miarę mali – na swoją ogromni –
I rozorzą mogiły i kość wydrą grudzie
I albo ślad zamiotą – albo czcią pokłonni
Odmierzą sławie dumnej w marmrze pomniki które ludzkość zadziwią
[…] ten tylko zostanie
Który mimo koleje – doskonali trwanie.
Oddech historii – również tej współczesnej, doświadczanej osobiście, która splatała trudne losy dwu Ojczyzn i dwóch Narodów żyjących wspólnie na wołyńskiej ziemi jest odczuwalny w Rumlowej poezji od pierwszych wierszy. W „Pieśni III” opublikowanej przez zaledwie siedemnastolatka w „Drodze Pracy” w 1937 roku brzmią echa straszliwego sowieckiego planu, wypełniającego Lemkinowską definicję ludobójstwa – wielkiego głodu, do jakiego planowo doprowadziła zbrodnicza władza na żyznych ziemiach, chcąc pozbawić Uraińców narodowej tożsamości i – kosztem wielu milionów ludzkich istnień – stworzyć posłuszne, bezwolne i wykorzenione sowieckie masy zamieszkujące tereny zajmowane przez niepokornych i dumnych ukraińskich chłopów. Ich symbolem jest w wierszu Rumla oracz Hryć:
Czyście żyto ukryli w stodołach,
że o głodzie Hryć na konie woła,
czy zabrakło kaszy hreczanej
Z rodnej ziemi latoś oranej?
Czarno się skiba kładzie, bo rodny jest czarnoziem,
choć Hryć wiosną orze o głodzie.
Lecz nie wstrzyma głód chłopa dłoni
Póki chlebem nie wzejdzie Wołyń…
Poezja Rumla jest świadectwem wielkiej dojrzałości młodego Autora, jego świadomości ciężaru historii i znaczenia kultury narodowej – jest to twórczość istotna dla wspólnoty, i pisana dla niej. Ale nie tylko ciężkie i smutne tony wybrzmiewają w tej poezji.
Jak Słowacki, Rumel umiał pisać i „sztambuchowe” wiersze – takie jak mieniąca się „kropelkami literek” miniatura liryczna „W pamiętniku Marysi Janeckiej” – świadome nawiązanie do zapisanego „W pamiętniku Zofii Bobrówny” niezapomnianego obrazu krainy nad Ikwą, w której nie poeci, a kwiaty i gwiazdy „składają całe poematy”. Umiał też znaleźć tkliwy ton dla uczuć najbardziej osobistych. Jednak i te osobiste wiersze były zakorzenione w najwspanialszych dokonaniach polskiej poezji. Niezwykły wiersz „Sawitri” nawiązujący i do poematu Jana Kasprowicza pod tym samym tytułem, i do fascynacji polskich twórców Orientem– poświęcony jest ukochanej żonie, poślubionej w 1941 roku Annie z Wójcikiewiczów, która jest nie tylko boginią przetowłosą, promienną Sawitri, symbolem wiernej i ofiarnej małżeńskiej miłości, która stopą dotyka ziemi jak fala tajemna, ale – czymś więcej, mistyczną jednią:
Nie – to drżenie kosmiczne za globem nad nami
Nie – to czas wirujący wszystkimi czasami.
Jak Słowacki, Rumel chciał dać polskiej poezji „pieśń nową”:
Poema by nam trzeba stworzyć polskie nowe –
Jędrnej gwary społecznej pełne, mocne, zdrowe.
Jare jak pszenica, jako chłopy żytnie,
W których Polska jak długa, szeroka – zakwitnie.
I wygada, wyśpiewa, wyrębuje gwarnie
Niby prawda mielona na ogromnym żarnie,
Niby łany szumiąca ku życiu rozrzutnie –
Ochoczo, tęgo, prosto – a nie bałamutnie
Na modłę galanterii salonowych styli,
W których słowo się szminką i pudrami pyli.
Jako poetka – i czuję i wiem, że swój poetycki program, zawarty w tym ostatnim może wierszu, zatytułowanym „Poema”, napisanym w czerwcu 1943 roku, a więc tuż przed straszną datą 10 lipca 1943 roku, Jan Zygmunt Rumel mógł wypełnić najwspanialszymi dziełami, na których kolejne pokolenia uczyłyby się i pięknego literackiego języka, i polskości, i poczucia wspólnoty z bratnim sąsiednim Narodem.
Mroczne siły działające w historii narodów zadbały o to, żeby tak się nie stało.
Aleksandra Niemirycz