Cykl wykładów: "Pejzaże polskiej pamięci" prof. Andrzeja Nowaka
data:12 marca 2012     Redaktor: Barbara Chojnacka





Wykład
"Bóg nie dopuści upaść żadnej klęsce". Początki walki o niepodległość.


wygłoszony przez prof. dr hab.


Andrzeja Nowaka


13 lutego 2012

BC


Wykład z cyklu "Pejzaże polskiej pamięci" zorganizowanego przez


PARAFIĘ PW. ŚW. STANISŁAWA KOSTKI W WARSZAWIE


oraz


KATOLICKIE STOWARZYSZENIE "CIVITAS CHRISTIANA"


ODDZIAŁ W WARSZAWIE


 


Informacja o następnym wykładzie z tego cyklu tu:
http://solidarni2010.pl/n,2696,12,warszawa-wyklad-prof-andrzeja-nowaka.html




dscn0001_640_550_15


Wykład



 


"Bóg nie dopuści upaść żadnej klęsce". Początki walki o niepodległość.


Kiedy czytaliście państwo tytuł dzisiejszego wykładu, być może zastanawialiście się państwo skąd on pochodzi. To jest fragment "Konfederatów Barskich" w wersji skomponowanej przez Juliusza Słowackiego, zapisanej w jego niezwykłym, wizyjnym dramacie "Ksiądz Marek", w akcie I. Ta pieśń otwiera cały, niezwykły, upamiętniający Konfederację Barską, dramat : Bóg naszych ojców i dziś jest nad nami, więc nie dopuści upaść żadnej klęsce, wszak póki on był z naszymi ojcami, byli zwycięzce".


W tym fragmencie "Pieśni Konfederatów Barskich" zawarta jest, jak w pigułce, najważniejsza, być może centralna, nauka, lekcja, doświadczenie, które odbierało pokolenie Juliusza Słowackiego; lekcja, która dochodzi i do nas, lekcja kilkudziesięciu- wtedy - lat (w 1836-7, kiedy powstawał ten dramat), lekcja zniewolenia kilkudziesięciu lat pozbawienia niepodległości Polski. Ta lekcja, która zwiera się przede wszystkim w stwierdzeniu, że klęski, które Polska ponosiła w tym czasie, w czasie niewoli, nie staną się ostateczna klęska polskości, dopóki nie zerwiemy naszej wiary i naszej nadziei związanej z Bogiem, i naszej miłości do tej ojczyzny. Jak długo ta więź nie zostanie rozerwana, tak długo żadna z klęsk wcześniej poniesionych, nie staje się klęską ostateczną. Pamięć o tych klęskach, o tych doświadczeniach, lekcja, nauka( także praktyczna) z nich wyciągana , jak walczyć skuteczniej i lepiej o swoją niepodległość. Ta pamięć ma zasadnicze znaczenie dlatego, by Polska nie przestała być.


Połowa czwartej dekady XIX wieku, to, jak ze szkolnej perspektywy byśmy na to patrzyli, tej, którą jeszcze gimnazjaliści będą się uczyli, to jakby połowa mniej więcej wieku XIX, połowa wieku rozbiorów. Najczęściej mówimy o okresie rozbiorów, zniewolenia, zamykając go datami 1795- 1918 (123 lata). Przyzwyczailiśmy się do tej chronologii, ale w istocie ten czas, który wymiennie nazywamy wiekiem XIX., czy długim wiekiem XIX., w istocie, gdy idzie o historię polskiego zniewolenia i walki o polską niepodległość, zaczął się znacznie wcześniej. A czy skończył się w 1918 roku? O tym będziemy jeszcze mówili.


Zaczął się znacznie wcześniej, bowiem wielu badaczy i wielu także współczesnych, którzy przeżywali ten czas, uświadamia(uświadamiało) sobie, że Polska Rzeczpospolita, jej obywatelska suwerenność traci praktycznie znaczenie już na początku wieku XVIII, od momentu, kiedy obywatele Rzeczypospolitej, stratowani kopytami szwedzkich rajtarów Karola XII i uciekających przed nimi wojsk sprzymierzonych z Rzecząpospolitą Saskich Augusta II Mocnego, sięgnęła po pomoc ze strony, która się oferowała tej pomocy udzielić- ze strony Rosji Piotra I, która jeszcze nie nazywała się imperium( tę nazwę przyjmie dopiero w 1721 roku). Wtedy Rzeczpospolita zawarła- można tak powiedzieć- pakt, który szybko doprowadził ją do zniewolenia ze strony sojusznika, bo Rosja zaczęła Polskę podporządkowywać sobie, jako "sojuszniczka Rzeczypospolitej" od układu zawartego ostatecznie w 1704 roku. O charakterze tego zniewolenie można było się przekonać już w czasie tzw. Sejmu Niemego w 1717 roku i od tego czasu często wielu historyków datuje początek zniewolenia Rzeczypospolitej.


Dlaczego Sejm Niemy- 1717 rok? Ano dlatego, że obradowali formalnie reprezentanci Rzeczypospolitej, przedstawiciele głosu wolnego, wolność ubezpieczającego tejże Rzeczypospolitej, w warunkach szczególnych: dookoła sali obrad stały wojska rosyjskie, a kontrolowały one wynik, który w najważniejszym swoim punkcie sprowadzał się do tego, że Rzeczpospolita nie będzie miała liczącej się siły zbrojnej, że ta siła będzie na poziomie gwarantującym? bezsilność Rzeczypospolitej wobec jej szybko rosnących w militarne zdolności sąsiadów(przede wszystkim Rosji i Prus).


Niektórzy mówią, że w istocie to zagadnienie polskiej niepodległości rozstrzygnęło się już wcześniej, kilka lat wcześniej, kiedy Rosja wygrała decydującą bitwę pod Połtawą w 1709 roku, na wschodniej Ukrainie; bitwę, w której rozgromiła swoją rywalkę o dominację w Europie wschodniej, ostatecznie rozgromiła Szwecję Karola XII i ostatecznie pogrzebała także nadzieje ukraińskie, kozackie na wyzwolenie spod dominacji rosyjskiej, trwającej, jeśli chodzi o wschodnią Ukrainę, już lat ponad 50.


Ta klęska niepodległej czy autonomicznej Ukrainy i ogromne, strategiczne zwycięstwo Rosji, która po tym zwycięstwie staje się bezdyskusyjną panią wschodniej Europy, niewątpliwie znamionuje przełom geopolityczny. Ostatecznie zwycięstwo Rosji w długiej, 20.letniej wojnie ze Szwecją przypieczętowane pokojem w Nystad w 1721 roku sankcjonuje jakby, tę, absolutnie mocarstwową, pierwszoplanową rolę Rosji w Europie Wschodniej. Jest to także rok, w którym Rosja przyjmuje oficjalnie nazwę "Imperium", a car rosyjski od tej pory już nie nazywa się carem, ale Imperatorem Wszechrosji. Właśnie od roku 1721.


Ten przegląd dat, które niekoniecznie są najważniejsze w historii, ale które dają pewien szkielet chronologiczny, pozwalają się zorientować w tym rwącym prędko strumieniu czasu. Ten przegląd dat koniecznie musimy zobaczyć z innej strony. Kiedy obywatele Rzeczypospolitej zdali sobie sprawę z zagrożenia niepodległości i kiedy wyciągnęli z tego konsekwencje, i dali świadectwo temu, że zagrożenie dla wspólnej niepodległości pojęli, i chcieli to zagrożenie odsunąć, walczyć przeciwko niemu?


Stało się dopiero to w roku 1733. To jest data, którą nie tylko ja, ale także inni historycy, wśród nich najwybitniejszy polski historyk XX wieku, zajmujący się wiekiem XVIII ? Władysław Konopczyński- przyjmuje, jako początek polskiej idei niepodległości. Był to rok pierwszej, bezdyskusyjnie niewolnej, elekcji. Tym razem szlachta, uprawniona przecież do wyboru swego monarchy, wybrała sobie w sposób względnie swobodny, tak jak to dawniej bywało, monarchę ? Stanisława Leszczyńskiego- tego, którego , można powiedzieć, "w trokach przy siodle" przywiózł 20 lat wcześniej król szwedzki i wtedy został przez dużą część szlachty odrzucony; teraz przez szlachtę został legalnie wybrany.


Ale carska polityka, kierowana wtedy kobiecą ręką Anny Iwanownej i jej niemieckich doradców(był to okres niemieckiej dominacji na dworze w Petersburgu) oraz polityka pruska, zdecydowane były nie dopuścić do wyboru niezależnego od Rosji i od Prus władcy na tronie polskim. Dlatego do Polski wkroczyły dwie armie rosyjskie na czele z feldmarszałkiem Piotrem Lacym, który miał zaprowadzić porządek, tzn. dopilnować wyboru króla takiego, jaki odpowiada Rosji i Prusom. I taki król został wybrany ? August III, syn Augusta II Sasa. To było bezdyskusyjne, otwarte, jawne, przy pomocy, na wielką skalę podjętej, ingerencji zbrojnej dokonane, pogwałcenie niepodległości Polski. Po tej elekcji było jasne, nie mogło być zaciemnione żadną propagandą, żadnym udawaniem, to, że Polska Rzeczpospolita straciła niepodległość. I szybko, bardzo szybko, bo już w tym roku, ten właśnie termin "NIEPODLEGŁOŚĆ" wszedł do języka politycznego obywateli Rzeczypospolitej. Wprowadził go to tego języka, jeszcze w brzmieniu łacińskim ? independencja- Stanisław Konarski, najwybitniejszy może w całej historii Polski myśliciel polityczny o ogromnych zasługach dla ożywienia polskiej myśli politycznej, świadomości politycznej w wieku XVIII. Ten ksiądz- pijar był autorem przede wszystkim bardzo ważnej reformy oświatowej, która pozwoliła wydźwignąć kulturę polityczną Rzeczypospolitej II połowy wieku XVIII na poziom europejski, przygotować elity polityczne do zmierzenia się z wyzwaniami tego czasu (Collegium Nobilium- szkoła dla szlacheckich elit), ale także pamiętamy go, jako autora bardzo ważnego traktatu politycznego, krążącego w odpisach już w latach 50.,a opublikowanego w latach 60. XVIII wieku, w którym proponował ograniczenie zasady liberum veto.


Jednakże tym pismem politycznym, na które tutaj chcę zwrócić uwagę były listy pisane po łacinie, opublikowane w 1733 roku anonimowo, w których zwrócił uwagę Stanisław Konarski właśnie na to, by opinia szlachecka zrozumiała, że obok wolności indywidualnej, wolności, którą cieszą się na zasadzie "wolnoć Tomku w swoim domku", zobaczyli, że jest dom wspólny, szerszy, bez zagwarantowania wolności którego, ich wolność w domach prywatnych stanie się iluzoryczną; nie ocalą swojej indywidualnej wolności, jeżeli nie zobaczą wspólnej wolności zagrożonej, czyli nie zobaczą problemu niepodległości. Konarski był pierwszy, który jako pierwszy odróżnił wolność indywidualną od niepodległości wspólnej, państwowej, politycznej. To, czego Konarski dokonał w wymiarze refleksji politycznej, za którą pójdą kolejne teksty, pisma, to odruchowo, nie zagłębiając się w żadne pisma polityczne, zrozumieli konfederaci, wtedy zawiązanej, Konfederacji Dzikowskiej(od Dzikowa pod Sandomierzem, gdzie skupiła się generalność tej konfederacji, która przez półtora roku, w latach 1733-1734 walczyła przeciwko przeważającej , miażdżącej przewadze wojsk rosyjskich i wspierających je wojsk saskich). Ta konfederacja nie zostawiła śladu w polskiej legendzie, nie zostawiła śladu w naszej pamięci; rzadko ją przypominamy, ale warto ją wspomnieć, dlatego że to był pierwszy odruch postawy niepodległościowej.


Niepodległość została nam zabrana, to sięgamy odruchowo po szable i dajemy świadectwo swoim uczuciom; nie mówimy tego, co nakazuje nam rozum polityczny(bardzo często podpowiadający bierność, przeczekanie), ale skoro zostaliśmy poniżeni w sposób tak oczywisty, to reagujemy odruchem człowieka, który chce się bronić przed poniżeniem, odruchem walki.


Ta walka, jak wspomniałem, została przez przeważające siły stłumiona. To także wytycza pierwszy szlak tych konfederatów, którym pójdą następni konfederaci i powstańcy , a który pozwala spojrzeć także na Konfederacje Dzikowską , jako na ? by tak rzec- pierwsze polskie prapowstanie narodowe, bowiem konfederaci dzikowscy pójdą szlakiem "syberyjskim", zabierani przez wojska rosyjskie, porywani, bo przecież Rzeczpospolita wciąż była formalnie odrębnym państwem od Rosji(wojska rosyjskie zabierały, wziętych do niewoli dzikowian i szli pod eskortą na stepy kazachskie albo za Ural, na Syberię).


W znacznie większym wymiarze to doświadczenie powtórzy się w roku 1768. Rzeczpospolita jest wciąż państwem niepodległym(formalnie), niezależnym, ale właśnie przed 68. rokiem odebrała kolejną porcje upokorzeń, bardzo głębokich upokorzeń. Druga, niewolna elekcja w 1774 roku, kiedy Katarzyna II wyznaczyła swego byłego kochanka na króla, by mieć powolnego sługę na tronie Rzeczypospolitej. Stanisław August Poniatowski nie chciał być powolnym sługą, chciał reformować Rzeczpospolitą, by wzmocnić ją, by przygotować ją do suwerennego bytu. I wtedy właśnie Katarzyna, po tych próbach reform, podejmowanych w pierwszych dwóch latach panowania Stanisława Augusta Poniatowskiego, przypomniała mu z niezwykłą brutalnością o realnym "układzie siły".


Tak się składa, że akurat jestem pod wrażeniem dwóch wielkich dzieł, które mamy szczęście publikować w tym roku w Arcanach .


Pierwsze z nich to dzieło profesor Zofii Zielińskiej, najwybitniejszej badaczki historii Polski XVIII wieku, która prezentuje lata 1766- 67, krótki okres, ale niezwykle ważny dla dramatu zniewolenia Polski, ponieważ wtedy Katarzyna, wykorzystując tzw. sprawę dysydencką, postanowiła złamać kręgosłup politycznej suwerenności Polski.


Dla ludzi, którzy po kwietniu 2010 roku stawiali pytania "jaka może być racjonalność, żeby przyjąć hipotezę, że w Smoleńsku miał miejsce zamach?, jaka może być racjonalność takiego zamachu, kompromitującego dla Rosji, trudnego do wyobrażenia?", to warto sięgnąć właśnie do tego, co zrobiła Katarzyna w roku 1766 i 67 z Rzecząpospolitą. Chodziło przede wszystkim o zastraszenie i upokorzenie obywateli Rzeczypospolitej w taki sposób, by nawet nie ośmielili się głośno mówić, jak wygląda rzeczywistość. A rzeczywistość wtedy wyglądała w ten sposób, że Katarzyna nakazała zmianę praw, obowiązujących w Rzeczypospolitej i złamanie prawa najważniejszego dla tożsamości mieszkańców Rzeczypospolitej, elit tej Rzeczypospolitej, czyli prawa o panującym charakterze religii rzymsko-katolickiej. Przypomnę, że w tym czasie(często o tym się zapomina) na terenie RP mieszkało ok. 3% ludności prawosławnej, bardzo niewiele. Co się stało z resztą? Wszyscy w ciągu wieku XVII i do końca lat 60. wieku XVIII prawosławni stali się unitami; przyłączyli się do Kościoła łacińskiego. To zjawisko budziło, naturalnie, niepokój i wrogość ze strony prawosławnych, wciąż jeszcze w części elit Rosji (mówię- wciąż jeszcze- ponieważ znaczna część ludzi była o tożsamości niemieckiej). Rosja miała poczucie, że traci tę potencję, którą może mieć w postaci- nazwijmy to- "prawosławnej V kolumny" na obszarze Rzeczypospolitej. Zatem upomnienie się o prawa innowierców, czyli nie unitów, ale właśnie prawosławnych i protestantów, miało być narzędziem do otwarcia na nowo i wzmocnienia kanałów wpływu Rosji, i dywersji politycznej Rosji oraz Prus Fryderyka II w Rzeczypospolitej. Ten akt jednakże nie był najważniejszy przez to, że oznaczał, szanse pobudzenia ludności ruskiej przeciwko Rzeczypospolitej, odwołania się do solidarności prawosławnych czy protestantów, ale dlatego, że miał upokorzyć elity szlacheckie Rzeczypospolitej.


Przypomnijmy, że w tym czasie żaden kraj europejski nie uznawał tolerancji religijnej. W Wielkiej Brytanii prześladowania katolików miały bardziej brutalny charakter niż prześladowania katolików w Rosji, choć Rosja także nie uznawała żadnej innej formuły, jak tylko religii panującej, którą było na jej obszarze prawosławie. Również na terenie Prus obowiązywała jedna religia panująca- protestantyzm. I tak było w każdym państwie europejskim, włącznie z Wolną Republiką Genewy, gdzie obowiązywał kalwinizm. Nie było żadnego wolnego wyznaniowo kraju. Rzeczpospolita miała być pierwszym krajem tolerancji religijnej, narzuconej przez Rosję i przez Prusy.


Opór, który stawili w tej sprawie przedstawiciele elity szlacheckiej miał charakter nie wstecznego, ciemnego, jak to często przedstawiano później(np. w PRL-owskich podręcznikach) odruchu niewykształconych, szowinistycznych, tępych, zabobonnych ludzi, którzy tworzyli tę rządzącą warstwę Rzeczypospolitej, ale miał charakter obrony niepodległości, ponieważ rozerwanie więzi Polski z katolicyzmem, osłabienie tej więzi, miał być symbolicznym poniżeniem Rzeczypospolitej.


Katarzyna chciała, by takie właśnie poniżenie nastąpiło. Kiedy zorientowała się, że protest elit szlacheckich (ich części przynajmniej) jest nieuchronny, zdecydowała się działać jeszcze brutalniej.


Tu wracam do hipotetycznej analogii z racjonalnością hipotetycznego zamachu w Smoleńsku.


Katarzyna przysłała swojego pułkownika Osipa Igelstroma, który miał jeden rozkaz: porwać senatorów Rzeczypospolitej, stawiających opór prawom, które dyktuje ambasador carycy Nikołaj Repnin. I taki akt nastąpił. W środku Warszawy. Przy pomocy stu czy stu dwudziestu kozaków Igelstrom porwał dwóch biskupów- senatorów Rzeczypospolitej, biskupa krakowskiego ? Kajetana Sołtyka i biskupa kijowskiego- Załuskiego. Porwał także hetmana ? Wacława Rzewuskiego, hetmana koronnego konnego i jego syna, późniejszego, niesławnej pamięci, również hetmana- Seweryna, który w tym czasie był posłem.


Katarzyna nie ukrywała tego, że robi to ona, że robią to jej żołnierze; nie przebierała ich za jakichś "ufoludków", tylko chciała, żeby wszyscy w Rzeczypospolitej zobaczyli " mogę to zrobić, mogę porwać w biały dzień senatorów, najwyższych urzędników Rzeczypospolitej i zabrać ich z Rzeczypospolitej do Kaługi , w głąb Rosji , osadzić w więzieniu, a Polska nic nie zrobi. Król nic nie zrobi. Sejm nic nie zrobi". Bo co może zrobić, kiedy nie ma wojska? Wtedy właśnie, na to poniżenie, jakim było porwanie senatorów i próba narzucenia prawa podważającego panujący charakter religii katolickiej, została zawiązana w lutym 1768 roku w Barze - na granicy z Turcją( to był czas, gdy Rzeczpospolita graniczyła z Turcją), na terenie dzisiejszej Ukrainy - konfederacja. Konfederacja, która bardziej niż jakiekolwiek, nie tylko poprzednie, ale także następne powstania, zapadła w głęboką pamięć historyczną kolejnych pokoleń. Śmiem twierdzić, że większą niż Powstanie Kościuszkowskie, na pewno większą niż Powstanie Listopadowe. Być może dopiero Powstanie Styczniowe może konkurować, pod względem znaczenia w polskiej pamięci, z Konfederacją Barską.


Jeśli państwo rozejrzycie się w dorobku literackim, to zobaczycie państwo , że najwięcej dzieł literatury polskiej XIX wieku poświęconych jest właśnie Konfederacji Barskiej (chociażby wspomnienia Cześnika Raptusiewicza w Zemście Fredry, który bierze do ręki swoją "panią Barską", czyli szablę, którą "łupił moskali" czy też arcydramaty Juliusza Słowackiego- wspomnianego "Księdza Marka" oraz "Horsztyńskiego" ).


Dopiero potem, podobnie bogate literacko żniwa, pozostawia Powstanie Styczniowe.


Dlaczego? Odpowiedź jest prosta. Żadne inne powstanie nie miało tak długotrwałego charakteru i nie objęło w takim stopniu całego obszaru Polski. Konfederacja Barska trwała 5 lat- od lutego 1768 do końca 1772. Ponad 100 tysięcy uczestników przewinęło się przez szeregi barżan . To nie była tylko szlachta, to byli także, choć oczywiście w znacznie mniejszym procencie, chłopi, to byli mieszczanie w niemałej ilości (mogę powiedzieć poł żartem, że z sentymentem wspominam Konfederację Barską, bo to ostatni moment, kiedy Kraków mógł się czymś pochwalić). Kraków, ze wszystkich miast Rzeczypospolitej zapisał najbardziej bohaterską kartę, wtedy, w 1768., a w szczególności w 1771 i 72 roku. Nawet Kozacy w części służyli Konfederacji Barskiej, m.in. jeden z wielkich bohaterów tej konfederacji- Sawa - Caliński, opiewany w licznych pieśniach, obok, naturalnie, Kazimierza Pułaskiego i Józefa Pułaskiego, jego ojca- tych najbardziej znanych bohaterów konfederacji.


W pięć lat objęcie całego obszaru Rzeczypospolitej swoimi działaniami, to najprostsze wytłumaczenie zapadnięcia w pamięć tego ruchu oporu przeciwko zniewoleniu. Ale także swoisty patos tej walki , walki beznadziejnej, bo przecież Rosja znów użyła swoich sił, choć nie mogła użyć wszystkich sił, ponieważ Turcja wypowiedziała wtedy wojnę Rosji w obronie Rzeczypospolitej, czując się sama zagrożona coraz bardziej imperialną potęgą rosyjską (Turcja zrozumiała wspólnotę losu - swoją i RP), więc Rosja musiała dużą część rzucić przeciwko Turcji; jednak ta przewaga była wciąż miażdżąca. I to powstanie, tak jak poprzednie, i tak jak kolejne, będzie powstaniem, które nie mogło, niestety, wygrać. Czy w takim razie było absurdem, było tylko klęską, która ściągnęła na kraj pierwszy rozbiór? Bo bardzo często w takiej perspektywie widzi się Konfederację Barską; jako jej konsekwencje widzi się pierwszy rozbiór(zawarty układ w tej sprawie został w trakcie jeszcze trwania Konfederacji Barskiej- w 1772 roku). Pamiętamy jednakże, że decyzja o rozbiorze została przygotowana znacznie wcześniej; była przygotowywana staranną dyplomacją Fryderyka II, który był najbardziej rozbiorem zainteresowany i zabiegał od lat o to w Petersburgu, przez swojego brata Henryka, jako osobistego wysłannika do Katarzyny i była przygotowywana także przez wpływowe lobby (wojskowo-urzędnicze) w Petersburgu, które chciało bezpośredniego przejęcia terytorium Rzeczypospolitej, wcielenia do Rosji, bo tylko tak mogli ci chciwi urzędnicy cesarzowej Katarzyny uzyskać nadania ziemskie; w Rzeczypospolitej nie mogli uzyskać majątków od Katarzyny(jeszcze tak ta zależność nie wyglądała). Natomiast - dlaczego było alternatywą dokonanie rozbioru? To nie była niepodległa Polska, to była Polska w całości pod kontrolą Rosji! To była alternatywa, jaką rozpatrywała Katarzyna. Czy całą Polskę trzymać pod kontrolą czy podzielić się nią? Wobec Konfederacji Barskiej, zdecydowała się nią podzielić z Prusami i z Austrią.


Jednakże nie o genezie pierwszego rozbioru chce tutaj mówić, tylko o znaczeniu polskiej walki o niepodległość, kolejnych, podejmowanych w tej sprawie prób( gdyby ktoś z państwa był zainteresowany historią I rozbioru, to istnieje, jedyna do tej pory, wspaniała monografia Władysława Konopczyńskiego, wydana wyłącznie w wydawnictwie Arcana- 67 lat po napisaniu tej książki).


Wracając do głównego wątku, jakim jest sama ocena tej decyzji walki o niepodległość, pozwolę sobie przytoczyć fragment rozkazu odczytanego przez Józefa Pułaskiego(ojca Kazimierza), jednego z głównych dowódców konfederackich, odezwę przed bitwą. Ona bowiem wyraża chyba lepiej niż jakiekolwiek słowa historyka patos tamtego momentu: "Oto dzień, w którym zwyciężać mamy lub umrzeć, tu czas wymierzy nam szczęście lub nieszczęście. Oto my, co święte zamysły, bo sami najlepiej chęci nasze znamy, nieinteresowne, a samym tylko prawidłem Boga i Ojczyzny miarkowane, przedsięwzięliśmy teraz ? za zbójcę, łotry, buntowniki, złoczyńce ? zgoła za ludzi na wszystkie występki wyuzdanych, bez sądu osądzeni, bez władzy potępieni ?jesteśmy". Tu przerwę, żeby przypomnieć państwu stan rzeczy wtedy. Konfederaci byli buntownikami przeciwko legalnej wtedy Rzeczypospolitej, przeciwko królowi, który całkowicie podporządkował się w tej tragicznej chwili Rosji. Znów- tak jak dzisiaj ci, którzy upominają się(oczywiście w innych warunkach, nie można tego całkiem porównywać, a jednak trudno od tych porównań się opędzić) o prawdę w dochodzeniu smoleńskim, są traktowani jak niemal buntownicy przeciwko władzy państwowej, przeciwko interesowi racji stanu, który reprezentuje prezydent, premier- te demokratycznie wybrane ciała przedstawicielskie Rzeczypospolitej.


Wracam do cytatu: "Dlaczego obierajmy albo haniebną, okrutną tych czasów nagrodę cnoty, śmierć przez kata, albo przez rycerską na placu dzielność? Jużeśmy dość pod uciążliwym nieprzyjaciela jarzmem jęczeli. Czas, by sromoty z imienia naszego zetrzeć plamę, a cudzym narodom okazać, żeśmy Polacy. My giniemy- Ojczyzna żyje, my żyjemy- Ojczyzna ginie; żyjemy w Ojczyźnie, niech też Ojczyzna żyje przez nas, ponieważ jej całość teraz na gardłach naszych i krwi naszej zależy. Ale dałby Bóg, nieszczęściem naszym kupić Ojczyźnie szczęście jej . Idźmy naprzeciw widocznej śmierci. Straciliśmy wszystko dla Boga, Ojczyzny, straćmy i życie, które nam zostaje. Niech o tym wie daleka potomność , że jeżeli Ojczyzny bronić nie umieliśmy, tedy umrzeć za nią umieliśmy. Wy zaś, którzy zdrowie wasze nad wiarę i wolność szacujecie, kiedy pewnie sił waszych pomocą utrzymać życia naszego nie chcecie, chciejcież pierzchliwą ucieczką nie strasznej nam przyspieszyć śmierci".


Te słowa są bardzo dramatyczne nie dlatego, że zostały tak napisane, ale dlatego że zaświadczyło o nich życie, tzn. ci ludzie, którzy słuchali tych słów rzeczywiście zwoje życie położyli na szali, wiedząc, że nie mają szans na wygraną. Czy w takim razie ta decyzja (liczenie na zwycięstwo graniczyło z cudem)była słuszna? Czy ma sens takie dawanie świadectwa w sytuacji beznadziejnej? Czy nie lepiej siedzieć spokojnie i przeczekać? I wtedy przychodzi mi na myśl takie porównanie , bardzo brutalne porównanie , które ktoś kiedyś użył w polemice dotyczącej Powstania Warszawskiego, bo to jest znów ta sama sytuacja. No po co to powstanie było? Bardzo często rozpaczamy, zwłaszcza warszawiacy mają prawo do takich rozważań. Ale kiedy zapytamy powstańców, to ogromna większość z nich nie ma wątpliwości, że powstanie było potrzebne. Porównanie brutalne, o którym mówię, zestawia sytuację Polski (Warszawy w tym momencie) z sytuacją gwałconej kobiety. Czy gwałcona kobieta ma biernie poddawać się gwałtowi czy ? nawet odruchowo- bronić się, dać wyraz swojemu sprzeciwowi? Trudno odmówić racji, a w każdym razie, zasadności odruchowi obrony. Beznadziejnej, rozpaczliwej, ale świadczącej o próbie ratowania godności w sytuacji, kiedy człowiek czy wspólnota jest tej godności pozbawiana. To była właśnie sytuacja z 1768 roku, sytuacja potem często się powtarzająca. Czy ta próba poszła na marne? Od 6.do 20. tysięcy (nie mamy dokładnych danych) konfederatów zostało wywiezionych, a raczej pomaszerowało pieszo na Syberię. Kilkanaście tysięcy zginęło w walce. Rzeczpospolita rzeczywiście została rozebrana. Częściowo. Ale to świadectwo dane w Konfederacji Barskiej miało ogromne znaczenie. Jakie? Pozwolę sobie znów na cytat z książki wspomnianego Władysława Konopczyńskiego, najważniejszej monografii poświęconej Konfederacji Barskiej. Pisał on tak: "Ów przeciętny Horsztyński (tutaj używa nazwiska z dramatu Słowackiego)ruszał w pole nie wiedząc dobrze o co ma walczyć, aby w oczyszczającym chrzcie krwi dowiedzieć się w obliczu śmierci, że cierpi i ginie nie za liberum veto, ani za prawo uciskania chłopów czy różnowierców, lecz za całość i niepodległość ojczyzny. Przez taki ogień wtajemniczenia przeszły kolejno różne sfery i okolice Polski(właśnie to miało znaczenie, że konfederacja przeszła przez całą Polskę- poznańskie, Małopolskę, Mazowsze, Litwę, Ukrainę- wszędzie była. Jak państwo rozejrzycie się, choć trudno jest znaleźć, są takie znikające już z ziemi cmentarzyki powstańców barskich we wsiach w każdym regionie Polski) i na pewno nie tylko Polski szlacheckiej. A przetrawiły się w nim tym mocniej, że zbrojny opór trwał wtedy nie parę miesięcy, jak w roku 1792, ale pięćdziesiąt parę miesięcy. Stanął i stężał w duszach ów mur nieprzebyty od strony najgroźniejszego rosyjskiego zalewu i odgrodzona nim Polska, mimo klęski wielokrotnego rozbioru, przebudzona, odmłodzona, zahartowana- jak to przepowiedział Rosjanom kanclerz Czartoryski- "Polska i tak pozostanie Polską".


To właśnie książę August Czartoryski(lider najważniejszej grupy magnackiej, zorientowanej reformatorsko; był traktowany jako sojusznik Rosji) nie dał się przekonać ambasadorowi rosyjskiemu Woroncowowi, by wystąpić przeciwko konfederacji i na namowy owego ambasadora, by wystąpić przeciwko Polsce, użył pierwszy raz tego określenia , tej pewności, że "Polska i tak pozostanie Polską". Czartoryski uznał, że w tym momencie, w momencie walki, nie może stanąć po stronie Rosji, a przeciwko własnemu narodowi. To wymagało dania świadectwa innego jeszcze od tego, jakie dał sam stary książę Czartoryski, tego świadectwa, które dawały setki tysięcy czy dziesiątki tysięcy uczestników Konfederacji Barskiej. Gdyby tylko na tym świadectwie się skończyło, to moglibyśmy powiedzieć, że rzeczywiście "głupio zginęli, na marne", ale wartość ich świadectwa polegała na tym, że po rozbiorze przyszło bardzo szybko otrzeźwienie i oczyszczenie, w takim zakresie, w jakim było to możliwe. Było to poczucie, że wobec tego świadectwa woli niepodległości, nie można pozostać obojętnym, trzeba reformować kraj, trzeba umocnić to, co zostało, by uratować Polskę przed jej zniszczeniem. I tak właśnie zaczyna się wiekopomne dzieło reform Komisji Edukacji Narodowej, która powstała przecież na tym samym sejmie, który zatwierdził rozbiór. Tak zaczyna się intensywna praca intelektualna, która prowadzi do wielkiego dzieła Konstytucji Majowej.


Wspomnę teraz drugą książkę - ponad tysiąc stu stronicowa, ogromna monografia historyka angielskiego, który wniknął tak głęboko w sprawy polskie - Richarda Butterwicka, poświęcona sejmowi czteroletniemu, być może najważniejszemu i najwspanialszemu okresowi w historii polskiego sejmowania, choć pełnego też kart smutnych i ponurych(zdrajcy byli przecież i na tamtym sejmie; zdrajcy i głupcy). Jednak ta wola reformowania, odnowienia rzeczy polskich bez utraty ich charakteru- to jest ważne. To nie był triumf "ślepego" oświecenia, które chciało zniszczyć wszystko, co stare; to był triumf roztropnej reformy. Został bardzo wnikliwie przedstawiony właśnie w tej książce, która ukaże się niebawem pod tytułem "Rewolucja polska i Kościół polski na Sejmie Czteroletnim". To właśnie impuls jakiegoś zobowiązania tą ofiarą Konfederacji Barskiej, impuls, który miał charakter przypomnienia "tak, niepodległość jest najważniejsza, trzeba teraz mądrze przygotować się do obrony tej niepodległości", sprawił, że to dzieło zostało także w takiej wersji, nazwijmy to, bardzo praktycznej, związanej z prawodawstwem, ze zmianami administracyjnymi, a przede wszystkim ze zmianą oświaty, systemu oświaty, postawienie jej na najwyższym w całym regionie Europy poziomie, że ten wysiłek został podjęty. To sprawiło, że kiedy Polska po raz drugi musiała zmierzyć się z podobnym wyzwaniem, jak w 1767 roku, kiedy Katarzyna najechała na zreformowaną już Rzeczpospolitą w 1792, to już była inna Polska.


Ona nie mogła się obronić, bo aukcja wojska do 50 tysięcy nie mogła sprostać połączonym już siłom Rosji i Prus, ale elity polskie zostały przygotowane do zmierzenia się z sytuacją, w której przewaga siły będzie po stronie przeciwnika, ale przewaga racji, będzie mogła być broniona nie tylko gołą szablą, ale także racjami, przedstawianymi Europie i racjami przedstawianymi własnemu społeczeństwu- w sposób coraz bardziej skuteczny - racjami drogą oświaty, szerzonej edukacji.


Przypomnę, że w szkołach KEN (szkoły średnie i dwie wyższe) zostało wykształconych w ciągu 20 lat blisko 100 tysięcy osób. To ogromna masa ludzi o wysokim wykształceniu(była to nauka kilku języków, nauka matematyki, historia ojczysta). Prawie 1700 szkół podstawowych(tak byśmy je dzisiaj nazwali), oczywiście nieobejmujących swoją siatką całej przestrzeni Rzeczypospolitej, ale i tak nieporównanie gęstszą niż u wschodnich i południowych sąsiadów. Te 100 tysięcy ludzi wykształconych , a także 200 tysięcy abonentów czasopism (tyle właśnie było abonentów na początku lat 90.!),a rozchodziły się czasopisma w nakładzie 600 tysięcy egzemplarzy, co oznaczało, że różne pisma i pisemka docierają do co 20. mieszkańca Rzeczypospolitej; to był procent zdecydowanie wyższy niż w jakimkolwiek innym kraju Europy wschodniej i środkowej, a gęstość debaty politycznej czasu Sejmu Wielkiego była podobna do tej, jaką toczono we Francji w czasie Rewolucji Francuskiej. Polska była dojrzałym, nowoczesnym, takim, jak tylko mógł być nowoczesny naród końca XVIII wieku. To miało ogromne znaczenie. Polska została zabita w sensie politycznym, państwowym w momencie, kiedy osiągnęła dojrzałość narodową. To zwiększało tę tragedię, zwiększało poczucie ? jakbyśmy to dzisiaj powiedzieli językiem psychologów- traumy, urazu, ale jednocześnie tworzyło z Polski wspólnotę, której brak państwa nie mógł zabić; wspólnotę, która mogła przetrwać następne 123 lata.


Ta wspólnota zyskała oparcie nie tylko w czynie bojowym, znów powtórzonym w 1792 roku w walce regularnej, wojną między Rosją, która wtargnęła siłami trzech korpusów i nową już, zorganizowaną naprędce armią polska pod wodzą księcia Józefa Poniatowskiego; wojną ważną dlatego, że z niej pochodzi nasz Krzyż Virtuti Militari, wtedy właśnie ustanowiony po pierwszej, zwycięskiej bitwie, stoczonej przez wojsko polskie(samodzielnie - od czasu zwycięstw Jana III Sobieskiego). To była bitwa pod Zieleńcami 18 czerwca 1792 roku. Wtedy król Stanisław August Poniatowski, stryj księcia Józefa, nadał 15 pierwszych odznaczeń Virtuti Militari. Ta walka i późniejsza o 2 lata walka- Powstanie Kościuszkowskie- miały znaczenie nie tylko, jako świadectwo analogiczne do tych, o jakich mówiłem wcześniej(Konfederacji Dzikowskiej czy Barskiej), tej woli położenia własnego życia na szali zmagań o polską wolność, polską niepodległość, ale miała także znaczenie potwierdzające pewną zasadę, którą myśl polityczna polska wtedy właśnie sformułowała albo raczej przypomniała: myśl o prawie narodów do niepodległości. Nam wydaje się to prawo (no, może dzisiaj już mniej oczywiste niż jeszcze kilkanaście lat temu) rzeczą naturalną, choć kwestionowaną przez siły polityczne współczesnego świata, ale w wieku XVIII nikt nie rozumował tymi kategoriami, nie traktowano narodów jako bytów- nazwijmy to - realnych, zasługujących na potraktowanie ich poważnie. Istniały państwa dynastyczne o charakterze imperiów albo o charakterze małych państewek dynastycznych, dzielących przestrzeń zamieszkałą przez poszczególne narody na drobne kawałeczki. Jednakże narody nie powstały dopiero w wieku XVIII czy XIX, jak chcą niektórzy, ale część narodów istnieje od średniowiecza, niektóre od starożytności (jak naród żydowski czy naród ormiański). Większość narodów europejskich ma swoje dziedzictwo jeszcze w czasach średniowiecza. Wtedy właśnie, w okresie późnego średniowiecza, pierwszy raz zasadę prawa narodów do wolności, do niepodległości- można by powiedzieć- sformułowała Szkoła Krakowska Prawnicza na czele ze Stanisławem ze Skarbimierza i Pawłem Włodkowicem (najpierw Stanisław ze Skarbimierza w kazaniach swoich, wygłaszanych w Krakowie, a później Paweł Włodkowic w traktacie "O władzy papieża i cesarza nad niewiernymi", przedstawionym na soborze w Konstancji). Ta zasada mówi, że narody mają prawo do życia niezależnie od władzy cesarskiej czy papieskiej. Została ona wysunięta w sytuacji zagrożenia Polski, polskiego narodu, przez roszczenia Krzyżaków do nawracania Polaków , jako sojuszników pogan(Litwinów), a przede wszystkim samych Litwinów, by pozbawić ich niepodległości, pod hasłem szerzenia chrześcijaństwa.


W wieku XVIII nastąpił powrót do tej idei w sytuacji jeszcze bardziej dramatycznego zagrożenia niepodległości narodowej. Pierwszy wrócił do tej idei ksiądz Wincenty Skrzetuski - inny, bardzo oświecony( w dobrym tego słowa znaczeniu) pijar, który w swoim traktacie, opublikowanym w Wilnie w roku 1773 roku (rok po pierwszym rozbiorze) użył argumentów, które są powodem do dumy dla myśli polskiej; byłyby powodem do dumy, gdyby ktokolwiek o nich uczył w szkołach, gdyby o nich mówiono codziennie, przypominano w państwowej polityce historycznej; niestety, nie są przypominane. Ksiądz Wincenty Skrzetuski pisał wtedy tak: "Podbijania dzikich narodów dla onych polerowania jest pozór również niesprawiedliwy jak śmieszny". Odnosił się do całej polityki kolonialnej ,która wtedy się zaczynała. "Nie ma usprawiedliwienia dla kolonializmu"- mówił ksiądz z Wilna. Do kolonializmu. Który był wtedy przez wszystkich uznawany: we Francji, w Hiszpanii, w Anglii, w Holandii- w tych najbardziej zaawansowanych cywilizacyjnie krajach Europy. Ksiądz Skrzetuski pisał dalej tak: "Każdy naród sam dla siebie powinien być sędzią. Nie może mu obcy naród przepisywać reguł, głośno rozkazywać, nie naruszając independecyi. Wszystkim krajom- zarówno służącej wedle nieodmiennych praw natury". Zatem niepodległość narodów jest prawem natury- głosił ksiądz Skrzetuski.


Po nim podjęli tę piękną myśl w okresie Sejmu Wielkiego i w tym najbardziej gorącym okresie 1771-72 i inni myśliciele. Znów przytoczę te piękne słowa i te nazwiska, bo warto o nich przypominać, a niestety nie przypomina się o nich, choć one pokazują uniwersalne znaczenie polskiej walki o niepodległość, nie ograniczone tylko do tego, co się nazywa "polskim zaściankiem".


Adam Wawrzyniec Rzewuski, który był bratankiem wspomnianego hetmana Wacława Rzewuskiego i kuzynem niesławnego hetmana Seweryna Rzewuskiego, w swoich uwagach o rządzie republikańskim, wydanych w 1791 roku określił to samo, co Skrzetuski, tylko jeszcze piękniej: "Co człowiek człowiekowi, obywatel obywatelowi , to samo naród winien narodowi", zaś Hieronim Strojnowski, także ksiądz-prawnik, w nauce prawa przyrodzonego sformułował 4 zasady:


"- nie naruszać własności i wolności innych narodów


- nie używać przemocy przeciw innym narodom


- zachować wierność i rzetelność w obopólnych zgodach


- nie uchylać obrony i pomocy narodom w potrzebie pozostającym".


Zwłaszcza to czwarte prawo pozostanie wytyczną polskiej myśli niepodległościowej i wolnościowej na następne wieki . To jest to hasło, które później Joachim Lelewel przeformułuje w czasie Powstania Listopadowego w bardziej znaną nam formułę "za wolność naszą i waszą". Adam Mickiewicz dwa lata później odwróci tę kolejność i formuła ta przyjmie postać "za wolność waszą i naszą".


To formuła, w imię której znajdujemy Lecha Kaczyńskiego na trybunie w Tbilisi w momencie, kiedy czołgi rosyjskie zmierzały ku stolicy Gruzji i w tylu setkach innych przykładów walki "za wolność naszą i waszą" przez tych 200 lat, jakie upłynęły między słowami księdza Strojnowskiego a prezydenturą Lecha Kaczyńskiego. Tych przykładów mógłbym przytoczyć oczywiście więcej, ale chcę tylko wskazać, jak wiele głębokich, uniwersalnych lekcji kryje się w tym, tak często wyśmiewanym, tak często wyszydzanym zjawisku polskiej, desperackiej walki o wolność w czasach, kiedy ta wolność była Polsce wydzierana.


Jak wiele inspiracji można by znaleźć, odkopując na nowo te źródła polskiej refleksji politycznej, jak warto by je było przypominać także współczesnej Europie?


Ten wiek zaczął się formalnie, jak już wspomniałem na wstępie wykładu, wraz z wymazaniem Rzeczypospolitej z mapy. Ostatecznie nastąpiło to w styczniu 1797 roku; wtedy dopiero została podpisana ostateczna konwencja rozbiorowa w Petersburgu, której jeden z punktów głosił, że imię Królestwa Polskiego nie zostanie nigdy przywrócone. Determinacja trzech imperiów, które zlikwidowały Rzeczpospolitą była wielka. Rozpacz, poczucie tragedii obywateli Rzeczypospolitej było równie wielkie. W tym czasie wielu z nich desperowało o przyszłości Rzeczypospolitej . Ten szok zniknięcia wielkiego państwa był tak duży, że Tadeusz Czacki, tak zasłużony w szerzeniu nowoczesnej edukacji patriotycznej, uznawał, że Polska na zawsze została wymazana z listy narodów. Także Hugo Kołłątaj(postać bardziej kontrowersyjna, ale na pewno ważna) uznawał , że naród zginął, a jego imię będzie wymazane z Księgi Czasów, tak jak Haldejczyków, Greków czy Rzymian. Inni szukali pociechy w tym, że naród zginął, ale jego kultura może przetrwać, jak to Franciszek Ksawery Dmochowski ? tłumacz Iliady ? głosił: "Grecy zginęli, ale Homer żyje, więc nasza literatura będzie o nas świadectwem". Niektórzy- bardziej cynicznie, jak Szczęsny Potocki do Seweryna Rzewuskiego: "Każdy z przyszłych Polaków ojczyznę sobie obrać powinien. Ja jestem już Rosjaninem na zawsze". Także niektórzy biskupi, jak biskup piński Cieciszowski, nakazywali modły "miłości do nowej ojczyzny", ale był to wynik często tego szoku "?no jak to, rozpadło się państwo, koniec nadziei! Walczyliśmy, przegraliśmy". I wtedy okazało się, że było tak, jak głosiła pieśń Juliusza Słowackiego, którą przypomniałem na wstępie: "Bóg nie dopuści upaść żadnej klęsce". Wtedy, w tym najczarniejszym momencie, gdzieś w dalekich Włoszech, zabrzmiała piosenka, że "jeszcze Polska nie zginęła", a jeszcze kilka miesięcy później, w Nowogródku, urodził się mały Adam Mickiewicz, którego literacki geniusz sprawił , że Polska (tak jak geniusz innych twórców, którzy poszli za nim) uzyskała potęgę słowa, która umacniała jej trwanie przez cały wiek niewoli.


Z tego szoku wychodzili Polacy szybko ze względu na niezwykle dynamiczną sytuację, jak byśmy to dzisiaj powiedzieli- międzynarodową. Od razu w 1798 roku rozpoczęła się pierwsza konspiracja, prowadzona przez dominikanina z Wilna ? ojca Ciecierskiego; była także próba partyzanckiej walki prowadzonej z Bukowiny, czyli z terenów podległych Turcji, przeprowadzenia jej pod wodzą Joachima Deniskina, na tereny dawnej Rzeczypospolitej. Przede wszystkim jednak były legiony Dąbrowskiego. Była zmiana na mapach Europy, wprowadzana przez kolejne ofensywy Napoleona. I wkrótce powstała namiastka państwa polskiego- Księstwo Warszawskie.


Niedawno warszawski historyk, Jarosław Czubaty, wydał znakomitą pracę- monografię Księstwa Warszawskiego ( warto po nią sięgnąć).Potem, po klęsce Napoleona, jednak imię Polski zostaje przywrócone -nie tylko nie zostało wymazane, ale zostało przywrócone, przynajmniej jako imię. Na Kongresie Wiedeńskim zostaje ustanowione Królestwo Polskie, w kadłubowym kształcie, ale jednak wraca na mapę i mieszkańcy tego regionu (mniej więcej 130 tysięcy kilometrów kwadratowych) mieli wszelkie instytucje polskie, także częściową autonomię językową (Kongres Wiedeński gwarantował ją przecież mieszkańcom Galicji i Księstwa Poznańskiego, czyli części zaboru pruskiego i zaboru austriackiego). Również na terenie Litwy funkcjonowały wciąż instytucje autonomiczne. Wszystkie one były wynikiem tego zrywu niepogodzenia się ze zniewoleniem i świadectw w walce o wolność, składanych od 1733 roku, kontynuowanych także po upadku Rzeczypospolitej. Były skutkiem tego nieugiętego ducha w walce o wolność. Ale wszystkie były niewystarczające; to nie była pełna wolność, to było jej złudzenie. To złudzenie, które oddaje najlepiej specyficzna ewolucja twórcza młodziutkiego Adama Mickiewicza. Pierwsze jego dzieła, to są dzieła pisane przez człowieka, który czuje się właściwie wolny; rozpatruje zagadnienia cywilizacyjne: "Zima w mieście"- pierwszy poemat Mickiewicza- żartobliwy i także żartobliwy, ale bardzo ważny, z punktu widzenia cywilizacyjnego, poemat "Kartofla"( być może najważniejszą rewolucją, jaka dokonała się w wieku XIX. w Polsce i w Europie, była rewolucja kartoflana, która pozwoliła przebić tę maltuzjańską ścianę demograficznego rozwoju (było czym wyżywić gwałtownie wzrastającą ludność). I to warto także sobie uświadomić. To sprawiło, że na terenie, który zajmowała Rzeczpospolita w granicach przedrozbiorowych w końcu XVIII wieku mieszkało mniej więcej 15 milionów ludzi, a gdyby Rzeczpospolita przetrwała w niezmienionym kształcie terytorialnym, to w 1914 roku zamieszkiwałoby jej obszar 52 miliony ludzi.


Od tej tematyki, takiej cywilizacyjnej, pół żartem mówiąc - ekonomicznej, Mickiewicz przechodzi do tematyki wolnościowej, bo rozumie, razem z pokoleniem swoich współstudentów z Uniwersytetu Wileńskiego, gdzie uczono przecież po polsku, że ta wolność im darowana w Cesarstwie Rosyjskim, jest wolnością częściową, pozorną, że Polska nie jest wolna, że niepodległość nie jest uzyskana. I podjęli pałeczkę w tej sztafecie walki o pełną wolność, pełną niepodległość ? o "wolność naszą i waszą".


 


Pytania



 


dscn0003_640_550_10








Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.