Za niewykonanie głupiego rozkazu zaliczyłem sobie kilka dni "peerelu" w twierdzy Modlin. Był tam kiedyś więziony Feliks Dzierżyński. Był to areszt garnizonowy Wojsk Lotniczych. Żołnierze tych wojsk byli b. wrogo nastawieni do władzy ludowej. To oni śpiewali Międzynarodówkę, zamiast wykonywać rozkaz zbiórki. To tam szczury czasami wyskakiwały na nas, po otworzeniu szaf z naczyniami.
Jechałem kiedyś pociągiem nocą i wszedłem do przedziału z czteroma młodymi mężczyznami popijającymi wódkę. Ich ożywiona rozmowa nagle ucichła. Po chwili zaczęli mnie wstydzić, że jestem zdrajcą, bo kapralem. Oni wracali z więzienia, po odsiedzeniu swoich wyroków za służbę w LWP. Jeden z nich opowiadał, że uderzył oficera w pysk, inni za oporne postawy, itd. Moje tłumaczenie, że ja też kilka razy siedziałem w areszcie, że czuję tak jak Oni - nie pomagały.
Zaczęli gniewnie się unosić i gdybym nie opuścił ich przedziału, chyba by mnie pobili. Po wyjściu na korytarz miałem łzy w oczach. Czułem się bardzo upokorzony. Niesprawiedliwie osądzony. Przyznawałem im rację, ale nie miałem wyboru i odwagi postępować zgodnie z sumieniem. I to było straszne!
Jesienią 1959 r. pojechałem na pogrzeb mego kuzyna S., wywiezionego z żoną i synem w 1948r. z Litwy do Igarki na Syberii. Zmarł on przedwcześnie w wieku 48 lat, kilkanaście miesięcy po przyjeździe do PRL. Był on zdrowym rolnikiem, ale głód i praca w nieludzkich warunkach wykończyły go. Na pogrzebie było kilku "sybiraków", którzy z nieufnością i może pogardą spoglądali na mnie, jako kaprala LWP.
Jego syn, mój rówieśnik, został powołany do wojska w Koszalinie. Syberia też zrujnowała mu zdrowie. Jeszcze w okresie przed przeklętą "przysięgą" rozchorował się i leżał kilka miesięcy w szpitalu. Dostał zwolnienie z wojska na zawsze; zmarł już dawno temu.
Edwilll
Od redakcji: przysięga w LWP, często w obecności bliskich ("przyjedź mamo na przysięgę") dla wielu poborowych była właśnie "przeklęta" ? jako że musieli publicznie przysięgać WBREW własnemu sumieniu.