Kto pogada ze mną... o życiu? (5)
data:03 stycznia 2012     Redaktor:

Wszyscy chłopcy lubią walczyć. Jeżeli tylko są zdrowi, właściwie traktowani w domu (szczególnie przez matki) walczą zawzięcie. Każdy taki mały mężczyzna myśli o zwycięstwach: sam przeciw wszystkim, niepokonany, wspaniały, niezwyciężony. Męska sprawa - moja sprawa. Kiedy tak myśli, odczuwa w sobie wielką, potężną siłę i radość życia. Przekonuje się jednak wkrótce, że są wśród "mężczyzn" silniejsi.


www.sxc.hu
Mój brat - Marcin jest właśnie na tym etapie - jest ciągle siłą wspierającą bójki, a nie przewodnią. Uznaje to za porażkę życiową, a niekiedy za totalną klęskę.Wszyscy zresztą tępią w nim (tak jak poprzednio we mnie) instynkt walki, według zasady:"lepiej go oduczyć, bo jeszcze będzie nieszczęście". Próbuję protestować, mam przeczucie, że instynkt ten jest ważny, potrzebny. Niczego tak dobrze nie pamiętam, chwila po chwili, jak stoczonych walk.

Przed laty boksowałem ojca. Byłem jeszcze jedynakiem i tato lubił takie zabawy. Bawiło go to, że jest nas dwóch i mamy takie same upodobania. Ja biłem zapamiętale, wolno mi było, więc tłukłem pięściami w tors taty i rozgrywałem pojedynek na moją korzyść. Jakaż to radość! Przeciwnik pozwalał się pokonać (wiedziałem już o tym?) - markował ciosy skupiony, z powagą zbierał razy, celne i skuteczne. Jego przeciwnik był godny szacunku, miał wiele ambicji i tato dawał do zrozumienia, że warto z takim przeciwnikiem przegrać. Siedziałem na tacie okrakiem i żądałem, żeby wstał aby walczyć dalej. Ale walka toczy się tylko dopóty, dopóki przeciwnik nie pozwoli się pokonać. - I to mimo woli zostało mi w pamięci.

Pewnego dnia wróciłem do domu naprawdę pobity. Stoczyłem walkę taką, jak przed laty mój ojciec, to znaczy - pozwoliłem się pokonać. I nie jest ważne, że przeciwnik może na to nie zasługiwał.
Wchodziłem właśnie do bloku. W zagłębieniu klatki schodowej stali jacyś chłopcy. Było ich kilku.

- Ten! - powiedział jeden z nich.
- Może zafajczysz? - zaczepił mnie drugi.
- Nie palę - odpowiedziałem - czego chcecie?
- Słuchaj, laluś, my do ciebie po przyjacielsku. - chwycił mnie za klapy i przycisnął do muru - Nie pękaj! Pogadaj! Może masz ochotę na winko?
- Postawmy koledze, niech wypije brudzia ...
Próbowali wlać mi wino w gardło. Zaciskałem zęby, a cierpki płyn lał mi się po koszuli.
- Dosuń mu...zmięknie
- Nie cackaj się ! Popamięta szmata...

Poczułem razy w brzuch, skrępowane ręce i czyjeś dłonie na ustach. Wtedy pomyślałem, żeby szybko udać pokonanego. Zsunąłem się na kolana, potem pochyliłem się w przód, a kiedy czułem, że usta są wolne zmusiłem się do śmiechu. Potem już śmiałem się histerycznie, a echo niosło mój głos po klatce schodowej. Trzaskały klamki u drzwi na kolejnych piętrach. Nieśmiało wychylili się z mieszkań ludzie i usłyszałem: Zwariował, ten chłopak zwariował. Rozejrzałem się, koło mnie nie było żadnego z tamtych.

Potem nie czułem się dobrze, miałem torsje. Ale muszę zauważyć, że nie czułem się, jak ktoś przegrany, nie dławiła mnie rozpacz. A przecież o to właśnie chodzi. Jeżeli w walce można coś wygrać, mieć jakąś przewagę, to chyba tylko taką, by narzucić swemu przeciwnikowi własną taktykę. Bo cóż innego? Jeżeli nie dysponuje się silną pięścią, ani nożem w rękawie - Zyga.





Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.