Śledztwo obywatelskie w sprawie ?Katastrofy Smoleńskiej? - 94
data:20 grudnia 2011     Redaktor: Barbara Chojnacka

Zainteresowanych obywatelskim śledztwem FYM-a odsyłamy do jego początków tu: http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2011/01/drugi-katyn.html. Wcześniejsze wpisy FYM-a u nas w zakładce Katastrofa tu: http://solidarni2010.pl/news.php?id=11

Medytacje smoleńskie 5: Okęcie, Warszawa

FYM

Medytacje smoleńskie 5: Okęcie, Warszawa

1. Zaginiony raport gen. Załęskiego

29 kwietnia 2010, a więc niespełna dwa tygodnie po tragedii, "Czerska  Prawda" przedstawiała (bez opublikowania źródła, niestety) tezy raportu sporządzonego "kilkanaście godzin po katastrofie" (a przekazanego B. Klichowi), autorstwa gen. Krzysztofa Załęskiego, który po śmierci śp. gen. A. Błasika, pełnił obowiązki szefa Sił Powietrznych (http://wyborcza.pl/1,76842,7826286,Dlaczego_Tu_154_nie_wylecial_wczesniej.html). Gen. Załęski, dodajmy, miesiąc później, 18 maja, złożył dymisję, nie podając żadnych powodów (http://www.se.pl/wydarzenia/kraj/niespodziewana-dymisja-w-silach-powietrznych-gen-k_139755.html) (http://www.wprost.pl/ar/195780/Bessa-w-armii/), ale ten wątek tu pomijam.

Wracam do raportu gen. Załęskiego. Wedle niego:

"Wojsko chciało, by prezydencki tupolew wyleciał do Smoleńska wcześniej. Nie zgodziła się Kancelaria Prezydenta. Na pokład samolotu zabrała wszystkich dowódców wojskowych, nie pytając o zdanie ministra obrony. (...) [L]otnictwo zaplanowało wcześniejszą godzinę startu tupolewa. Plan przygotowano tak, że Jak-40 z dziennikarzami wystartuje o godz. 5 rano, a Tu-154 - o 6.30 (ostatecznie wystartował dopiero przed 7.30)."

Wcześniejsza godzina wylotu miała wg płk. R. Raczyńskiego, będącego wtedy jeszcze szefem 36 splt, dać: "zapas bezpieczeństwa czasu pozwalający np. na zmianę trasy przelotu lub krążenie nad lotniskiem w oczekiwaniu np. na poprawę pogody (...). Gdyby tupolew wystartował w planowanym czasie, byłby w Smoleńsku mniej więcej wtedy, kiedy lądował "dziennikarski" jak. - Ten tupolew to najszybszy latający pasażerski samolot na świecie, odkąd nie latają concordy - mówi płk Raczyński."

Raport miał stwierdzać dalej, że to: "Kancelaria Prezydenta zakwestionowała plany wojskowych lotników. Mówi o tym pismo adresowane do szefa MON 30 marca. "Pismem zastępcy dyrektora gabinetu szefa Kancelarii Prezydenta RP Katarzyny Doraczyńskiej [zginęła w katastrofie] przedstawiono szczegółowy program uroczystości, planowane godziny startów samolotów oraz skład delegacji" - czytamy w raporcie gen. Załęskiego. Start Tu-154 przesunięto na godz. 7 rano."

No i jak dalej drążyła sprawę "Czerska Prawda", wychodziło, że wg MON: "w ten sposób program został zapięty "na sztywno", bez marginesu bezpieczeństwa czasu. Nie było go na dojazd z innego lotniska niż Smoleńsk, bo uroczystość by się mocno opóźniła, a późnym popołudniem miał wyjeżdżać do Polski specjalny pociąg dla Rodzin Katyńskich, prezydent miał wrócić do kraju ok. godz.18.

Zalecane prezydenckiemu samolotowi przez rosyjską kontrolę lotów - już w czasie przelotu 10 kwietnia - dwa zapasowe lotniska Mińsk i Witebsk są oddalone od Katynia o 305 i 130 km. Podróż stamtąd samochodami trwałaby od dwóch do czterech godzin"
.

2. Odnalezione szczęśliwie zawczasu rejestratory

Jak te wyliczenia odległości ustalali cyrklem na mapie spece z "Czerskiej  Prawdy" to już pikuś. Ciekawe bowiem skąd się wzięła informacja o "zalecanych przez rosyjską kontrolę lotów ? już w czasie przelotu 10 kwietnia - dwóch zapasowych lotniskach Mińsk i Witebsk" - wiemy bowiem ze "stenogramów", że kto jak kto, ale moskiewska kontrola NIE ZALECA załodze żadnych lotnisk zapasowych, tylko przekazuje namiary na "Korsaża", czyli wieżę szympansów. Naturalnie, cytowany wyżej we fragmentach przeze mnie, tekst niejakiego Marcina Górki (http://wyborcza.pl/1,76842,7826286,Dlaczego_Tu_154_nie_wylecial_wczesniej.html), pisany był pod koniec kwietnia 2010, a więc na miesiąc przed "ujawnieniem zawartości czarnych skrzynek", Górka więc, mimo swych najszczerszych chęci, mógł nie wiedzieć, że w tych zapisach z rejestratorów rozmów w kokpicie wyjdzie coś zupełnie innego aniżeli głosiła "wczesna moskiewska narracja"i to ? pech chce ? potwierdzona "wczesnymi", bo jakby jeszcze z 10-go Kwietnia, odczytami zawartości tychże rejestratorów (http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114891,7757486,Piloci_ladowali_wbrew_zaleceniom__Potwierdza_to_zapis.html ):

"Zapis rozmów pilotów Tu-154, który rozbił się pod Smoleńskiem wskazuje, że nie bacząc na zalecenia rosyjskiej strony, załoga polska postanowiła lądować- powiedział, wg relacji portalu newsru.com, z-ca prokuratora generalnego Aleksander Bastrykin na spotkaniu z Władimirem Putinem w sztabie operacyjnym na miejscu tragedii."

Skąd ów bystry prokurator Bastrykin, "Przewodniczący Komitetu Śledczego Federacji Rosyjskiej", mógł wiedzieć wieczorem 10-go Kwietnia, jak wygląda "zapis rozmów pilotów Tu-154, który rozbił się pod Smoleńskiem", jeśli dopiero miano z powagą przewieźć rejestratory z tymi zapisami tychże rozmów do Moskwy na ich (tychże rejestratorów) "komisyjne otwarcie" z udziałem naszych niezawodnych ekspertów oraz wojskowych prokuratorów (http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114873,7757743,Sledczy_badaja__czarne_skrzynki__samolotu__Moga_byc.html) (http://wyborcza.pl/1,76842,7776781,Rozmowy_pilotow_beda_ujawnione.html)? Jeden smoleński diabeł tylko wie. Możliwe, że akurat któryś z tych, co sponiewierali rejestratory (http://freeyourmind.salon24.pl/369017,o-diablach-co-rejestratory-sponiewierali). Może Bastrykin miał dostęp do jakichś zapisów jeszcze zanim otworzono rejestratory? Oczywiście to jest niewykluczone, a nawet zupełnie możliwe, przy założeniu, że np. te zapisy powstawały, tzn. zgrywały  się (jak to mówią dźwiękowcy czy producenci muzyczni) w różnych miejscach naraz. Takie rzeczy zawodowym realizatorom dźwięku są świetnie znane. Tak choćby Bono nagrywał, jak słyszałem, z sędziwym Frankiem Sinatrą piosenkę "I've Got You Under My Skin" do płyty "Duets" z 2007 r. - jeden artysta pracował w jednym studiu na jednym końcu USA, a drugi w drugim studiu.

Nie tylko zresztą Bastrykin był jakby "zawczasu", bo podczas wieczornej konferencji z carem, całkiem nieźle poinformowany o zawartości rejestratorów, ale i genialny Szojgu, twierdzący, że "Na miejscu katastrofy znaleziono czarne skrzynki. Już rozpoczęła się ich ekspertyza, może wyjaśnić przyczyny katastrofy" (http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114873,7753504,Odnaleziono_czarne_skrzynki_z_samolotu_prezydenckiego.html). Nadzwyczajną wiedzą, jakby odnoszącą się właśnie do jakichś zapisów (choć diabeł smoleński wie, jakich), wykazywał się również wybitny ruski gen. Aloszyn twierdzący na konferencji prasowej, z której migawki obiegły cały świat, że "gdy załoga nie wykonała polecenia szefa lotów, ten kilkakrotnie nakazał jej skierowanie maszyny na lotnisko zapasowe" (http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114873,7754920,Rosja__Polska_zaloga_nie_wypelniala_polecen_kontrolera.html; por. też późniejsze doniesienia ruskiego "Kommiersanta"http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114873,7773832,_Kommiersant___Warunki_ladowania_polskiego_Tu_154M.html).

Jak donosiła "Czerska  Prawda" już w dniu tragedii, także jakby dysponując wiedzą z jakichś ruskich bezcennych zapisów: "Kontroler lotów radził pilotowi samolotu prezydenta, by ten ze względu na mgłę lądował w Mińsku" (http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114891,7752603,Odradzano_ladowanie.html ? ciekawa składnia, nawiasem mówiąc), co więcej, głosiła, że: "Źródła wojskowe podają, że 15 min przed lądowaniem prezydenta służby kontrolne lotniska zabroniły lądować wojskowemu Ił-76 ze względu na złe warunki. On odleciał gdzie indziej."15 minut przed, powtórzmy. To by się akurat zgadzało z zeznaniami stewardessy "dziennikarskiego" jaka-40, która taką właśnie odległość czasową między iłem-76 a tupolewem miała podać podczas przesłuchania w prokuraturze (por. Nisztor i Galimski, "Kto naprawdę ich zabił?", s. 50).

3. Typy bilokacji smoleńskich

No tak, pytanie tylko, co to by był za tupolew, skoro ił-76, jak z kolei wiadomo nam z "zapisów" przedziwnych szpul z wieży szympansów, o godz. 9.39 rus. czasu (czyli 7.39 polskiego) "odchodził na drugi krąg" http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2011/06/stenogramy-z-wiezy.html ), zaś o 7.39 pol. czasu to "prezydencki Tu-154M" jeszcze był w polskiej przestrzeni powietrznej, jak przekonują nas niemal wszyscy eksperci już od wielu wielu miesięcy. Co to mógłby być za tupolew? Ano ten, o którym z kolei wspominał cytowany na początku płk. Raczyński a mówiący (w komentarzu do raportu gen. Załęskiego), że "Gdyby tupolew wystartował w planowanym czasie (tj. o 6.30 pol. czasu ? przyp. F.Y.M.), byłby w Smoleńsku mniej więcej wtedy, kiedy lądował "dziennikarski" jak".

Mniej więcej wtedy - no to by pasowało do takiego "akademickiego kwadransu" odległości czasowej. Domyślamy się jednak, że tupolew, który dopiero wystartował z Okęcia o ok. wpół do óśmej naszego czasu, a więc jakieś dobre 2 godziny po jaku-40, nie mógł być o 7.56 (tj. 15 minut po ile-76) nad smoleńskim Siewiernym, choć, rzecz jasna, pojawiające się w "zapisach CVR" pytanie (ponoć o 10.25 rus. czasu, a o 8.25 polskiego, czyli - wg oficjalnej narracji - parę minut po przekroczeniu ASKIL i wejściu w ruską przestrzeń powietrzną) brzmiące: "A wyście wylądowali już?" i stawiane załodze jaka-40 przez załogę tupolewa w tym właśnie kontekście (wylotu delegacji prezydenckiej dobre 2 godziny później) brzmi nieco zastanawiająco.

Przypadki bilokacji różnych obiektów fizycznych były już sygnalizowane w blogosferze, w przypadku samej... "lotniczej katastrofy" (http://freeyourmind.salon24.pl/286838,bilokacja-o-8-38), oto bowiem o 10.38 rus. czasu nie kto inny a sam prześwietny gubernator Antufiew miał słyszeć "nierealny, nienaturalny dźwięk silników i nagle zrobiło się cicho", no i (jak wynikało z jego obliczeń przed Zespołem smoleńskim) sam legendarny "polski montażysta" ledwie ściągnął kamerę o godz. 8.37.34 pol.  czasu  (czyli 10.37.34 rus.  czasu)  sprzed blacharzy, miał też w ciągu niewielu sekund później mieć słyszenie dziwnego odgłosu silnika, no i widzenie w rozwiewce we mgle skrzydlatej orki (na temat owej skrzydlatej orki będzie jeszcze w mojej książce, więc cierpliwości :)).

Nie byłoby w tym czasie (mam na myśli podaną właśnie godzinę 10.38) nic nadzwyczajnego, wszak nawet prowadząca własne "dziennikarskie śledztwo", trzymające się twardo moskiewskiej narracji, "Rz" parę tygodni "po katastrofie" dotarła do wiekopomnego odkrycia w postaci ruskiej bumagi mówiącej o zerwaniu linii energetycznej w Smoleńsku, i wyszło jej (tejże "Rz", nie linii energetycznej), że do wypadku mogło dojść nie o 10.56 rus. czasu (jak "Rz" podawała wraz z innymi mediami wcześniej http://www.rp.pl/artykul/463304.html piórem tego samego P. Zychowicza, co osobiście poleciał jakiem-40 "dziennikarskim" na uroczystości katyńskie), lecz o 10.39.35 (http://www.rp.pl/artykul/466823.html?p=2), co przy lekkim retuszu zegara atomowego w Smoleńsku, dałoby się nieco do godziny 10.38 cofnąć - gdyby nie to, iż o 10.38 tupolew znajdował się jeszcze (wedle "stenogramów CVR") 10 km od lotniska Siewiernyj. Naturalnie, mogłoby być też tak, że Antufiew krzywo spojrzał na swój zegarek (szkiełko zaparowało lub cziesy niedokładnie chodziły), zaś Wiśniewskiemu parametry czasowe kamery się o tę przysłowiową chwilę rozjechały. Szczęśliwi zresztą i tak czasu nie liczą, jakie zaś może mieć znaczenie jakaś jedna minuta wobec wieczności? Może więc właśnie 10.39/8.39 jest OK? Niech najwybitniejsi eskperci od lotnictwa namierzają dalej.

4. Z Okęcia do Briańska?

No i tak to jest - zaczęliśmy od Okęcia, a znaleźliśmy się w Smoleńsku, a przecież wcale tak być nie musiało. Jak bowiem w innym, tym razem majowym (z 2010 r.), artykule pisała "Czerska  Prawda", znów powołując się na sobie tylko dostępne źródła, Moskale proponowali przelot do... Briańska:

"Jak powiedział "Gazecie" urzędnik biorący udział w polsko-rosyjskich rozmowach organizacyjnych przed obchodami rocznicowymi, Rosjanie ostrzegali, że nie mogą dać pełnej gwarancji bezpieczeństwa ciężkim maszynom lądującym w wyposażonym w prymitywny system naprowadzania samolotów na pas startowy porcie lotniczym Siewiernyj w Smoleńsku.

Proponowali międzynarodowy port lotniczy w Briańsku położony około 250 km od Katynia.

Jednak jak zapewnił nas nasz rozmówca, prowadzący rozmowy Andrzej Kremer, wiceminister spraw zagranicznych, oraz Andrzej Przewoźnik, sekretarz generalny Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa (obaj zginęli w katastrofie samolotu prezydenckiego), zarzucali gospodarzom, że chcą tylko utrudnić Polakom dostęp do Katynia, i nakłonili Rosjan do wyrażenia zgody na lądowanie w Smoleńsku.

Tę informację potwierdziło nam niezależnie od siebie dwóch przedstawicieli strony polskiej. Jeden z nich ocenił nawet: -Niepotrzebnie zmusiliśmy Rosjan do zgody na przyjęcie samolotu w Smoleńsku.

- Port lotniczy w Briańsku ma znacznie lepszy system naprowadzania lądujących tam samolotów. W smoleńskim Siewiernym są tylko radiolatarnie, które nie pozwalają pilotowi na precyzyjne określenie kursu. A Briańsk ma system SP-80M. On, jak pisze się w gazetach, "automatycznie" naprowadza samolot na pas, czyli sygnalizuje pilotowi każde najmniejsze odchylenie od kursu i glisady, to jest właściwego toru zniżenia - powiedział "Gazecie" jeden z najlepszych rosyjskich pilotów oblatywaczy oraz specjalista od wyjaśniania przyczyn katastrof lotniczych. - Mówiłem już wcześniej czytelnikom waszej gazety, że piloci prezydenckiego Tu-154 w zasadzie zawsze lądowali tylko na tak wyposażonych lotniskach. Moim zdaniem w Briańsku bez problemów siedliby nawet przy widoczności praktycznie zerowej - dodał ekspert.
"

To dopiero musi być ruski zacny port, w którym "przy widoczności praktycznie zerowej" nawet polscy piloci, którzy mają w zwyczajach podczas lądowania we mgle, "szukać ziemi wzrokiem" (co także ustalili najlepsi ruscy eksperci (http://wyborcza.pl/1,76842,7842978,Rosyjscy_eksperci__Pilot_szukal_ziemi_wzrokiem.html)) - "bez problemów siedliby" (por. też (http://www.wprost.pl/ar/215934/Oficerowie-monitorujacy-lot-Tu-154-Witebsk-jest-na-Bialorusi/)http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2011/03/briansk-i-okolice.html). Bez problemów, to naprawdę musiałoby być coś.

Wariantu z Briańskiem jednak nie brał pod uwagę "BOR", który, jeśli już to, miał ? co piszę za genialnym gen. Janickim ? rozpracowane warianty mińsko-witebskie (cyt. za M. Górką):

"Zapytaliśmy BOR, jak zorganizowano by transport delegacji, gdyby pilot Tu-154 zdecydował się lądować w Mińsku lub Witebsku.

-
Natychmiast skontaktowalibyśmy się z polskim MSZ, rosyjską Federalną Służbą Ochrony lub jej białoruskim odpowiednikiem. Na któreś z tych lotnisk podstawiono by samochody i zorganizowano by podróż do Smoleńska w odpowiedniej asyście - mówi szef BOR gen. Marian Janicki. Jego zdaniem sformowanie takiej kolumny nie trwałoby dłużej niż godzinę od podjęcia decyzji.

Czy jednak BOR nie powinien wcześniej zadbać o to, by na lotniskach czekały samochody w zapasie?

- Nie ma takiej procedury, która nakazywałaby wystawienie kolumn samochodowych na innych lotniskach niż docelowe, ujęte w planie. To jest niemożliwe i niepotrzebne.
Alternatywny transport organizuje się z lotniska, o którym już wiadomo, po zmianie planu - podkreśla gen. Janicki. Dodaje, że w przeszłości bywały sytuacje, gdy delegacja musiała lądować w innym niż przewidziano miejscu z powodu złych warunków atmosferycznych. - Zawsze transport organizowano, gdy było już znane ostateczne miejsce lądowania - mówi szef BOR."

Nic dziwnego, rzecz jasna, iż 10-go Kwietnia "alternatywnego transportu nie organizowano" (przynajmniej oficjalnie, bo prawda wciąż leży przed nami nieco zakryta), skoro niemal żadnej łączności (pomijając dwa enigmatyczne telefony koło godz. 8.20) z polską delegacją nie było, zaś słynne rozmowy załogi tupolewa i załogi jaka-40 "zapisane" na dziwnych szpulach budzą wiele, chyba całkiem uzasadnionych, wątpliwości (http://freeyourmind.salon24.pl/373534,kotwice-pierwszej-hipotezy-zamachowej) (http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2011/06/konferencja-zespou-smolenskiego.html). Przypomnę, już tylko z kronikarskiego obowiązku, że wariant Briańska analizowała też grupa "kolegów z wojska" stojąca za książką "Zbrodnia smoleńska. Anatomia zamachu" (http://fymreport.polis2008.pl/wp-content/uploads/2011/12/Zbrodnia-smole%C5%84ska-recenzja-Free-Your-Mind.pdf) (http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2011/12/refleksje-po-lekturze-zbrodni.html).

Jak poza tym twierdził "C.K." przywoływany w "Białej  Księdze" na. s. 66 ? i tak kwestia ochrony Prezydenta nie należała do obowiązków BOR, skoro: "Na lotnisku nie planowano obecności żadnego funkcjonariusza BOR. W przypadku gdyby delegacja prezydencka wylądowała na innym lotnisku, za zabezpieczenie ? to jest zapewnienie ochrony przy lądowaniu i przyjeździe na miejsce wizyty odpowiadałyby służby rosyjskie. Jest to zwyczajowo przyjęta modelowa procedura działania służb ochrony w każdym kraju (?) Mieli przewidziane możliwości działania w przypadku lądowania w Moskwie Domodiewo, Witebsku i Mińsku. (?) Byłem po raz pierwszy na przygotowaniu pobytu zagranicznego osoby ochranianej, nie zetknąłem się nigdy z sytuacją zmiany miejsca lądowania samolotu." Tak więc, nawet gdyby łączność z załogą była, to i tak BOR czekałby, aż Ruscy zabezpieczą miejsce, bo, jak pamiętamy z opowieści Janickiego, "ochronę zapewnia gospodarz, ochronę zapewnia gospodarz".

BOR nawiasem mówiąc, dostaje 10-go w godzinach porannych z COP telefon z zapytaniem o lotniska zapasowe dla prezydenckiej delegacji: "W dniu 10 kwietnia 2010 r. o godz. 7.00 objąłem służbę oficera operacyjnego BOR w centrum kierowania. Ok. godz. (?) zadzwonił do mnie dyżurny operacyjny z centrum operacji powietrznych. Zapytał mnie, czy wiemy coś o możliwości innego miejsca lądowania z uwagi na złe warunki atmosferyczne nad lotniskiem w Smoleńsku.W moich dokumentach nie było informacji o możliwych lotniskach zapasowych, niczego takiego nie pamiętam. Nie miałem jakichkolwiek informacji czy dotyczących pogody w Smoleńsku, czy wyboru innego miejsca lądowania. Odpowiedziałem, że nie mam żadnych informacji i poprosiłem, że w przypadku gdyby COP miał jakieś informacje o innym miejscu lądowania, poinformował mnie o tym. Chodziło o konieczność poinformowania o tym służb dyplomatycznych na miejscu oraz naszych funkcjonariuszy zabezpieczających wizytę Pana Prezydenta na terenie Federacji Rosyjskiej. Kilka minut po tym telefonie, około 8.55 jeden z naszych oficerów czekających na przyjazd Prezydenta w Katyniu C. K. zadzwonił do mnie z pytaniem, czy mamy jakieś informacje, gdyż dochodzą do nich niepokojące sygnały, że może być problem, bądź że jest problem z lądowaniem samolotu."

Niestety w "Białej  Księdze", na s. 99 i 108, nie jest podana precyzyjna godzina tego połączenia, ale możemy się domyśleć, że było to koło 8.50, co oczywiście kłóci się z relacją innego borowca ? por. s. 52: "W dniu 10 kwietnia 2010 r. objąłem służbę zastępcy oficera operacyjnego BOR w centrum kierowania BOR. (?) Kolejną informacją dotyczącą tego lotu był telefon z Centrum Operacji Powietrznych, było to ok. godz. 8.30, może kilka minut później. Oficer, który pełnił tam służbę powiadomił nas o złych warunkach atmosferycznych nad Smoleńskiem i zapytał, czy jest nam coś wiadomo w tej sprawie. Spytał też, czy istnieje możliwość lądowania na lotnisku zapasowym". Jak jednak już się przyzwyczailiśmy w "zeznaniach okołosmoleńskim", nikomu wtedy nie chodził dokładnie zegarek, zwłaszcza osobom odpowiedzialnym za bezpieczeństwo delegacji prezydenckiej, zaś do tej pory żadna, podkreślam żadna, z instytucji zajmujących się "przyczynami katastrofy" nie opublikowała w całości stenogramów rozmów oficerów COP-u.

Nam w tych medytacjach nie chodzi tym razem o to, czy faktycznie poleciano by z delegatami np. do Briańska (przy oficjalnie zaplanowanych lotniskach białoruskich), jak to choćby z opublikowanych fragmentów dialogów w COP-ie by wynikało (http://www.wprost.pl/ar/215934/Oficerowie-monitorujacy-lot-Tu-154-Witebsk-jest-na-Bialorusi/), lecz o to, że w tych wielu opracowaniach dokonywanych ex  post tragedii (bez względu na to, czy chodzi o akustyków z kancelarii Prezydenta, czy o ludzi z MSZ, czy wreszcie o środowiska mundurowe tudzież związane z różnymi służbami), pojawia się jeden wielce zastanawiający motyw: zrzucania winy na zmarłych (i na ich decyzje). Pozostaje nam więc w ostateczności poszukać w dokumentach pisanych przez (nieżyjące już) osoby, którym imputuje się jakieś niedociągnięcia i sprawdzić, czy faktycznie to, co im się imputuje, znajduje w tychże dokumentach jakieś potwierdzenie.

5. Umarli bronić się nie mogą?

Poczytajmy najpierw, co piszą żywi. Jeśli bowiem już 30 marca (po rzekomym piśmie śp. K. Doraczyńskiej) jasne było, że wylot jest o 7-mej, to jakim sposobem część pasażerów mogła być o 4-tej na lotnisku?: "Staszek (Mikke ? przyp. F.Y.M.) mówił, że leci samolotem o bardzo wczesnej godzinie, o 3 lub 4 rano ? wspomina jego przyjaciółka, mecenas Ewa Stawicka. ? Już po katastrofie dowiedziałam się, że poleciał później wraz z prezydentem" (http://www.rp.pl/artykul/466762.html).Tylko takim sposobem, że swój wylot miała wcześniej i to nie tupolewem.

W szeroko komentowanej w blogosferze relacji P. Świąder z RMF-u pisał zaś: "Nasz samolot miał odlecieć o 5 rano. Rzadko mam okazję towarzyszyć Prezydentowi w czasie oficjalnych wizyt, tym razem, na wyjazd do Katynia zgłosiłem się na ochotnika. Dopiero na Okęciu okazało się, że dziennikarze mają lecieć Jakiem, a dopiero godzinę po nas wystartuje Tupolew. OK - pomyślałem, widocznie zabrakło dla nas miejsca w "Tutce"."http://www.rmf24.pl/tylko-w-rmf24/pawel-swiader/komentarze/news-pawel-swiader-boje-sie-powrotu-do-polski,nId,272706 Z czego z kolei by wynikało, że jakiś wylot planowany był na piątą ? i to tupolewem, na Okęciu jednak doszło do zmiany tego właśnie planu - i ogłoszono dziennikarzom, że lecą jakiem-40 (wsadzono ich najpierw do 045, potem przesadzono do 044) i że tupolew odleci GODZINĘ później, co znaczyłoby, że o 6 rano. (Jest jednak kilka relacji świadczących o wylocie tupolewa dopiero o 7.30 ? pytanie zatem: jaki samolot i z kim na pokładzie wystartował między jakiem-40 a tupolewem, a ściślej, między 5.30 a 6 rano, oraz dlaczego jego wylot i przelot został utajniony? Jak-40 ? ten trzeci "czekający w hangarze", tak jak oznajmiono dziennikarzom? CASA ? taka jak ta, co leciała 7-go? Czy jeszcze inny samolot? (http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2011/05/by-jeszcze-jeden-samolot_31.html))

Powyższy scenariusz kłóci się z tym, co udało się ustalić gen. Załęskiemu i podać w jego raporcie. Jak z kolei pisali mundurowi autorzy "Zbrodni smoleńskiej...", zamieszczając nawet skan stosownego dokumentu wysłanego przez kancelarię Prezydenta do Arabskiego (por. http://fymreport.polis2008.pl/wp-content/uploads/2011/12/Zbrodnia-smole%C5%84ska-recenzja-Free-Your-Mind.pdf, s. 48),jeszcze 9 marca 2010 r. start tupolewa zaplanowany był na godz. 6.30 pol. czasu (zaś start jaka-40 na 5.00).

U dołu dokumentu widnieje zresztą pieczątka i podpis mjr. Zbigniewa Gontarczyka z 36 splt (zamieszczałem ten skan w mojej recenzji) ? z datą 12-04-2010. Jak pamiętamy, anonimowy urzędnik kancelarii Prezydenta (typuję "pana Wierzchowskiego" lub "pana Sasina") nie był w stanie stwierdzić, kto był autorem tego dokumentu, ponieważ "pieczątka się nie odbiła, czy jakoś jej faks nie uchwycił", zaś parafka okazała się "nieczytelna" - i wskazywał na "pana Strużynę" jako "koordynatora wszystkiego". Na kogo z kolei wskazałby "pan Strużyna", tego jeszcze nie wiemy, gdyż nie trafiło się do tej pory jego publiczne przesłuchanie przed Zespołem smoleńskim.

Z tego jednak, co miał ustalić raport gen. Załęskiego sporządzony kilkanaście godzin po tragedii, z kancelarii Prezydenta wyszło jeszcze parę tygodni później po 9-tym marca, pismo z 30 marca 2010 r., a więc na półtora tygodnia przed wylotem delegacji, zmieniające wcześniejsze ustalenia z 36 splt. Dokumentu tego nie znalazłem w "Białej Księdze" Zespołu (http://naszdziennik.pl/zasoby/smolensk/bialaksiega.pdf), mimo że jest w niej np. dokument autorstwa śp. K. Doraczyńskiej z 4 marca 2010 do niesławnego "pana Strużyny". Pismo Doraczyńskiej z 30 marca 2010 nie figuruje także, o ile wiem, w opasłej dokumentacji millerowców ? może jednak dołączone zostało chociaż do raportu gen. Załęskiego?

Jeśli zajrzymy ponownie do "Białej  Księgi", to na s. 50 przytoczony jest mail Doraczyńskiej z 11  marca kierowany do pracowników kancelarii Prezydenta, w którym pada zdanie: "na dzień dzisiejszy Darku zamów proszę TUtke i JAKa i pewnie ruszą 2 samochody z Polski (z załaga KP RP)", z czego można by wnioskować, że jeszcze 9-go marca (vide bumaga "bez autora" podana w "Zbrodni  smoleńskiej...") dokładnych ustaleń z 36 splt, co do wylotu, wcale nie było. To z kolei stoi w sprzeczności z tym, co miał zeznać "mjr P.O. z 36 splt": "zamówienie na lot Prezydenta RP na trasie Warszawa?Smoleńsk?Warszawa na dzień 10.04.2010 wpłynęło 10.03.2010 (?) w dniu 30.03.2010 wpłynęło zamówienie na lot Premiera trasie Warszawa?Smoleńsk?Warszawa na dzień 7.04.2010" ("Biała Księga", s. 83). Jak jednak z tego zeznania widać, nie ma mowy o żadnym piśmie z 30 marca, które dotyczyłoby wylotu delegacji Prezydenta, zaś zgadzałoby się to zeznanie z dziwnym (bo "bez autora") dokumentem z 9 marca, zgłaszającym, przypominam, godz. 6.30 pol. czasu (jako start tupolewa) ? no i zgadzałoby się ono z "ustaleniami" słynnej "komisji Millera": "W dniu 9.03.2010 r. Zespół  Obsługi Organizacyjnej Prezydenta RP wystąpiłdo 36 splt z zamówieniem na transport lotniczy do SMOLEŃSKA w dniu 10.04.2010 r. dwoma samolotami (Tu-154M i Jak-40)" (s. 13, pseudoraportu).

Niżej natomiast we wzmiankowanym mailu Doraczyńskiej jest jeszcze ważniejsze sformułowanie dotyczące... podziału grupy naszych żurnalistów mających lecieć na katyńskie uroczystości: "dziennikarzy zgodnie z ustaleniami weźmiemy 14, połowa w JAKu i połowa w TU." Wychodziłoby więc na to, że nie musiało być planu z upakowaniem wszystkich dziennikarzy w "dziennikarskim jaku-40", jak nam to opowiadał pewien "ocalony z katastrofy", a zdziwienie Świądra z RMF-u na Okęciu, gdy się dowiedział, że wcale nie lecą tutką, było zupełnie naturalne. I czytamy dalej w tym samym mailu Doraczyńskiej: "Adam dowiedź się kiedy TVP i inne media się wybierają (bo może większość zostanie tam po 7.04 i wtedy pula miejsc w samolocie się zwiększy) (...)".

f1-mail-kdoraczynskiej_550

Faktem zaś jest, że część ludzi mediów, dokładnie tak, jak przewidywała Doraczyńska, rzeczywiście została w Smoleńsku po 7-mym kwietnia. Robi się ciekawie, prawda?, zwłaszcza że 11 marca, a więc tego samego dnia, kiedy poszedł mail Doraczyńskiej do jej kolegów z kancelarii, M. Jakubik pisze do D. Jankowskiego (tego samego, co był jednym z adresatów maila Doraczyńskiej), że coś jest nie tak z lotniskiem w Smoleńsku ("Rosjanie twierdzą że ono niezbyt działa"; "Biała Księga", s. 52, 72). O tym mailu o "niezbyt działającym lotnisku" (jednego z pracowników kancelarii do drugiego), jak pamiętamy z przesłuchań przed Zespołem smoleńskim, nic kompletnie nie wiedzieli ani "pan Wierzchowski", ani "pan Sasin", czyli dwaj najsłynniejsi akustycy z kancelarii Prezydenta.

Ciekawie byłoby więc, gdybyśmy znali raport gen. Załęskiego, ba, ale podobnie jak z tym "zmieniającym wcześniejsze ustalenia", dokumentem kancelarii Prezydenta (z 30-go marca 2010 r.), rzecz się ma z tajemniczym raportem gen. Załęskiego. Nie ma go ani w "Białej Księdze", ani w dokumentacji millerowców, ani nawet wzmianki o nim nie ma w tzw. "Polskich Uwagach" do raportu komisji Burdenki 2 (http://freeyourmind.salon24.pl/345616,uwagi-do-uwag). Nie podejrzewam oczywiście, by to gen. Załęski sporządził wadliwie swój dokument (przedłożony ówczesnemu ministrowi obrony), lecz, że to jego jako óczesnego p.o. szefa Sił Powietrznych, przy konstruowaniu tego raportu wprowadzono w błąd. Z tego też powodu dobrze by było, by ów raport ujrzał w końcu światło dzienne i by przyjrzała się mu choćby prokuratura wojskowa, nawet jeśliby raport leżał gdzieś na dnie szuflady obecnego szefa MON. No, chyba że raport już przestał istnieć.

W tekście Górki pojawia się jeszcze taka informacja:

"Kancelaria Prezydenta nie pytała MON o zgodę w sprawie zabrania na pokład najwyższych dowódców polskiej armii (w katastrofie zginęło sześciu). 17 marca minister Bogdan Klich otrzymał jedynie informację podpisaną przez szefa prezydenckiej kancelarii Władysława Stasiaka (zginął w katastrofie): "Pan Prezydent zamierza zaprosić do wzięcia udziału w tej uroczystości najważniejszych dowódców Wojska Polskiego".
- Nie mieliśmy nic do powiedzenia - mówi nasz rozmówca w resorcie obrony.

Dowódcy dostali zaproszenia datowane 25 marca. Były adresowane osobiście, jeden z dowódców przerwał urlop, by polecieć do Katynia z prezydentem Lechem Kaczyńskim. -
Nie wiedzieli, że tylu ich leci naraz. Zobaczyli się dopiero na pokładzie samolotu - mówi nasz informator. (był z nimi na pokładzie czy ich na ten pokład prowadził? - przyp. F.Y.M.)- Oczywiście, takie rzeczy się zdarzały, już latali razem np. do Afganistanu, ale nie wszyscy naraz."

Oczywiście ostatnią osobą, która powinna udawać świętego po największej tragedii, jaka dotknęła Polskę po wojnie, jest B. Klich, na co zwracał uwagę nawet Hypki (http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114873,7818023,Hypki__Po_Miroslawcu_i_Smolensku_Klich_powinien_odejsc.html), ale mogło być tak, że faktycznie tenże Klich nic nie wiedział o tym, co się dzieje na Okęciu 10-go, tzn. nie on akurat musiał podejmować wtedy poranne decyzje (to tak czy tak kwestia do ustalenia w dalszym śledztwie ? kiedyś w wolnej Polsce). Jeśli jednak nie Klich, to ktoś inny musiał decydować ? zarówno na wojskowym, jak i ministerialnym poziomie.

Okęcie to nie postój taksówek, gdzie można sobie dowolnie wsiąść do pojazdu i udać w podróż, zwłaszcza że, jak podkreślano w "Białej  Księdze", 9 kwietnia wieczorem nadeszło do Polski, do Dyżurnej Służby Operacyjnej Sił Zbrojnych "ostrzeżenie o możliwości uprowadzenia statku powietrznego z jednego z lotnisk Unii Europejskiej" (s. 109) ? przekazane do COP, ale i do Ośrodków Dowodzenia i Naprowadzania oraz do bazy w Mińsku Mazowieckim (s. 110). W komentarzu do tej informacji dodawano w "Białej  Księdze": "Brak danych świadczących o wpływie tego ostrzeżenia na działania BOR oraz innych osób, instytucji i organów państwowych zaangażowanych w organizację i zabezpieczenie podróży delegacji z Prezydentem RP na czele do Katynia w dn. 10 kwietnia. Brak reakcji na zagrożenie terrorystyczne obciąża zwłaszcza szefów służb specjalnych i nadzorującego ich premiera D. Tuska"(s. 109).

Albo więc ktoś świadomie dokonał usadzenia wszystkich wysokich rangą dostojników cywilnych i wojskowych na pokładzie jednego samolotu, by nie tylko złamać przepisy, ale i narazić ich na śmiertelne niebezpieczeństwo ? albo też delegację rozdzielono na (przynajmniej) dwa samoloty, z których wylot jednego został "utajniony" (np. ze względów bezpieczeństwa w związku z terrorystycznym zagrożeniem). I teraz osoby, które podjęły takie a nie inne decyzje na Okęciu, skrywają się za zmarłymi lub za dziwnymi dokumentami, licząc, że prawda nigdy nie wyjdzie na jaw.

Mylą się. Bardzo się mylą.

http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2011/05/okecie-10-kwietnia.html

http://arturb.salon24.pl/279487,ludzie-pana-prezydenta

http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2011/06/gdzie-jest-dyrygent-z-okecia.html

http://www.rp.pl/artykul/460202,463122-8-56---tydzien-po-katastrofie.html

http://freeyourmind.salon24.pl/373534,kotwice-pierwszej-hipotezy-zamachowej#comment_5460850

http://freeyourmind.salon24.pl/373534,kotwice-pierwszej-hipotezy-zamachowej#comment_5460871

 

 

 

Źródło: http://freeyourmind.salon24.pl/374828,medytacje-smolenskie-5-okecie-warszawa






Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.