Eurodeputowani chcą niedyskryminacji osób objętych skrótem LGBTQ w zatrudnieniu, ochronie zdrowia czy edukacji.

Ale jakiej niedyskryminacji? W zatrudnieniu, ochronie zdrowia i edukacji obowiązują pewne reguły. Będą karali dyrektorów, że na stanowisko asystentki nie przyjął brodatego faceta, który przyszedł na rozmowę kwalifikacyjną w pończochach i na szpilkach? Bez kolejki będą mogli się dostać do proktologa, albo wenerologa? Będziemy refundować operacje zmiany płci? A może zamiast nauki, choćby teorii Darwina, w której jednym z praw jest dążenie do zachowania gatunku, będziemy uczyć wyjątkowego prawa do uprawiania seksu?

 

Jednocześnie w PE nie chcą przyjąć do wiadomości raportu będącego wynikiem badań nad homoseksualizmem.

 

Do takich śmiesznych rzeczy doprowadza demokratyczne głosowanie nad wartościami, które jako niedyskutowalne stanowią o podstawach cywilizacji.

 

Wystarczyło, żeby głosowaniem zamienić chorobę w niechorobę i proszę minęło kilkadziesiąt lat i „niechorzy” nagle stwierdzają, że domagają się równości w związku ze swoją odmiennością.

To tak, jakby pacjent zgłosił się do lekarza z problemem moczenia się w nocy, a leczenie polegałoby na uświadomieniu pacjenta, że powinien być z tego dumny.

 

Wiem, że czyta się to jak tekst jakiegoś kabaretu. W ogóle oczytany i posiadający dobra pamięć człowiek musi odnieść wrażenie, że obecna polityka garściami czerpie inspiracje z Huxleya, Orwella czy też z Monty Pythona.

Co prawda raport nie ma żadnej mocy prawnej, ale lewactwo ma już wypracowaną ścieżkę i dążyć będzie do zmian prawnych.

A wtedy, przy obecnym bezrobociu łatwo będzie można zaszantażować pracodawcę. Będzie się opłacało zostać dewiantem. A prawnicy będą mogli świetnie żyć z zaskarżania o homofobię.

 

Gender jest sprzeczne z nauką.

Głosowanie nad wartościami jest sprzeczne z logiką.

 

W drugim filmie nie jest już tak wesoło,