Polonia domaga się : Wprowadźmy na wzór „kłamstwa oświęcimskiego” także „kłamstwo o polskich obozach zagłady”. Naszym zdaniem zwrot „polskie obozy zagłady” obraża naród polski.
Takie wezwanie pojawiło się w "Forum polonijnym" - magazynie polonijnym Hamburg-Berlin.
Poniżej jeden z artykułów gazety:
"Powracające obozy"
Niemcy nie chcą pamiętać i nie chcą ponosić dłużej odpowiedzialności za okropności, jakich się dopuścili podczas drugiej wojny światowej i nie chcą, aby im o tym przypominano, a najlepiej gdyby winę, co jakiś czas zrzucić na inny kraj na przykład Polskę.
Niemiecka prasa także na przełomie starego i nowego roku zadbała abyśmy nie zapomnieli, że „niemieckie obozy zagłady i koncentracyjne” były jednak polskie. Tym razem dziennik „Mein Post” z Wuerzburga opisując losy żydowskiej malarki Kaethe Loewenthal, pisze, że w 1942 roku została ona deportowana do „polskiego obozu zagłady Ibica”, gdzie została zamordowana.To nie jedyny taki przypadek, bowiem portal historyczny http://kulturreise-ideen.de kilka dni temu opisując jedną z tras turystycznych w Saarbruecken związaną z żydowską historią tego miasta, także twierdzi, że Żydów mordowano w polskich obozach zagłady. Portal ten pisze, że Żydzi Loeb i Kaiser po przymusowym przesiedleniu, zostali deportowani do „polskiego obozu zagłady Sobibor” gdzie zostali zamordowani. (Paula Loeb und Emilie Kaiser, am 3. Juni 1942 nach Zwangsaussiedlung und Deportation in das polnische Vernichtungslager Sobibor ermordet).
Z kolei portal dotyczący miasta Schweinfurt zaprasza na wystawę malarską, gdzie m.in. można obejrzeć prace (wspomnianej wcześniej) malarki Kaethe Loewenthal, która została deportowana i zamordowana przez nazistów w polskim obozie zagłady w Ibicy. Twierdzenie, że „niemieckie obozy koncentracyjne i zagłady” były jakoby polskie, przychodzi Niemcom bardzo łatwo, bowiem nie ulega wątpliwości, że w ten sposób próbują zdjąć z siebie część win (nawet, gdy temu zaprzeczają), obciążając przy okazji nimi innych... w tym wypadku Polskę.
W ostatnich miesiącach wiele niemieckich miejscowości w szczególny sposób próbuje czcić pokrzywdzonych przez III Rzeszę, umieszczając w miejscach publicznych tabliczki z nazwiskami obywateli danych regionów (najczęściej żydowskiego pochodzenia), którzy zginęli z rąk nazistów. Ale także przy tego typu akcjach mamy dowody na wypieranie pamięci o swoich zbrodniach, bowiem odnotowano nieprawdopodobny opór wielu lokalnych władz przy umieszczaniu tabliczek. W wielu miejscowościach inicjatywa ta spotkała się z wielkim sprzeciwem. Tak było m.in. w Villingen, czy Hellenthal, gdzie lokalni politycy CDU, ręka w rękę z członkami NPD zrobili wszystko, aby nie dopuścić do pokazania tabliczek w ich miejscowościach. Tam, gdzie udało się pomimo sprzeciwu umieścić takie dowody pamięci, wielokrotnie dochodziło do aktów wandalizmu. Nieznani sprawcy zakleili dziewięć z trzynastu położonych na chodniku tabliczek w miejscowości Wismar, w Greifswaldzie wszystkie skradziono, w Berlinie pomalowano czarną farbą. Tak było także w innych miejscach. Najwyraźniej część Niemców nie życzy sobie takich dowodów pamięci, ale nikomu nie przeszkadza ciągłe pisanie o „polskim obozie koncentracyjnym lub zagłady” – coś nie tak z ich pamięcią.
Waldemar Maszewski