Bożena Ratter: Kto winien - czyj był strzał?
data:30 stycznia 2014     Redaktor: AK

„Polskie Betlejem ożywiło przełom 1945/1946. Co znaczniejsi goście szturmowali 3 stycznia salę Town Hall w Blairgowrie, gdzie zapowiedziano widowisko jasełkowe przystosowane do aktualnych oczekiwań widzów. Jan Maria Michał Rostworowski był na ustach wszystkich, Oprawę muzyczna przygotował Jan Sarbiewski, instrumenty nastroiła polska Orkiestra Taneczna 4. Dywizji Piechoty pod batutą sierżanta Tułodzieckiego. Zespól wykonawców składał się z polskiej kadry oficerskiej, dziewcząt szkockich i członków Polsko-Szkockiego Klubu Sportowego w Blairgowrie. Specjalnie przygotowany pamiątkowy program (souvenir programme) w języku angielskim poprzedził przedmową Zygmunt Nowakowski. Scenariusz przedstawił exodus żołnierza polskiego w II wojnie światowej, do Jezusa dotarł orszak Trzech miast, pierwsza Warszawa - kobieta w czarnej sukni z herbem miasta na piersiach, za nią Wilno - kobieta ubogo ubrana, na końcu Lwów- akademik w studenckiej czapce. Didaskalia zapowiadają sygnałem trąbki nadchodzących żołnierzy z Norwegii, z Tobruku, z Monte Cassino, La Falaise…” (Wojciech Jerzy Podgórski - Emigracja Walczących).

 

„Reflektor, który podczas sceny z chórem żołnierzy oświetlał lewą stronę - gaśnie, natomiast oświetlona zostaje prawa strona, gdzie stoją ludzie z kraju. Światło niezbyt mocne. Z prawej kulisy wychodzą: Ofiara Oświęcimia, za nią Ofiara Katynia, na końcu Oskarżony z procesu moskiewskiego.

 

Ofiara Katynia

Jest nas dziesięć tysięcy,

Dziesięć tysięcy ciał,

Każdy pod czaszką nosi

Rewolwerowy strzał.

Las ponad nami rośnie,

Jak wówczas niemy stał,

Sosna powtarza sośnie

Kto winien - czyj był strzał?

 

(…)

 

O tym kto winien, wiedział Józef Mackiewicz, dziennikarz wileński i literat,  autor wielu doskonałych powieści. Gdy powrócił w 1943 roku ze Smoleńska, gdzie był obecny przy wydobywaniu zwłok w lesie katyńskim pomordowanych oficerów polskich, „Goniec Codzienny” w Wilnie,  nr 577 z 3 czerwca, umieścił przeprowadzony z nim wywiad.

 

(…)

 

- Jest pan ciągle pod wrażeniem?

 

- Nie wiem, czy podobna to nazwać „wrażeniem”. Wrażenie zyskuje się raczej na skutek jakiegoś, najczęściej pojedynczego zdarzenia czy faktu, w sobie ograniczonego. Smoleńsk, który widziałem, Katyń, zbrodnie, trupy, ruiny, bolszewizm, który sam przeszedłem, i listy, listy dzieci do swych ojców, zaczynające się od słów: „Kochany Tatusiu”, czy „Kochany Ojczulku”, wydobywane dziś ze stosów sprasowanych, cuchnących ciał, z tej mazi śmierci lub na wpół zasuszonych mundurów polskich... Tak, wszystko to razem wytwarza jakby długi łańcuch asocjacji, myśli, refleksji, zapadający głęboko w duszę. Nie nazwałbym tego wrażeniem. To raczej przeżycie. (…)

 

- I tak mniej więcej wyglądają wszystkie te rzeczy tam, w Katyniu. Taki jest ich stan. Oto na przykład kładą na stole zwłoki o nieco podkurczonych nogach, z głową odrzuconą na bok, z czoła której zieje dziura wylotowa kuli. Władysław Bielecki. Kartka pocztowa doskonale zachowana.  Stempel pocztowy wskazuje datę. Białystok 14.I.1940 r. W bocznej kieszeni „Głos Radziecki” z dnia  29 marca 1940 r. Druk przebija wyraźnie poprzez lepką wilgoć: „Towarzysze. Idziemy ku lepszemu jutru. Przychodzą nowi ludzie, którzy naszą ojczyznę... Towarzysz Stalin...” no itd. Następny. List do Kozielska. Nazwisko nieczytelne. Książeczka do nabożeństwa. Portfel. Doktór Wodziński otwiera go i nagle na nas wszystkich, którzyśmy zbliżyli głowy, patrzy mokra, tak dziwnie wyraźna, kobieta, jasna, o dużych oczach, blondynka, z dzieckiem na ręku. Może ma na tej fotografii trochę niemodną i przydługą suknię, może się komuś wydać banalną... To jego żona z córeczką. Poszedł z nimi do grobu. Kula siedzi mu jeszcze w czaszce, co się zdarza rzadko.

 

- Tak, proszę panów - mówi dalej pan Mackiewicz - fotografie i listy, to drugi tom tej tragedii, a dla mnie osobiście ten tom drugi wydaje się jeszcze smutniejszy, jeszcze bardziej rozdzierający. Mówiłem poprzednio o kulminacyjnym punkcie tematu. Dotyczy on wszakże strony niejako rzeczowej, tych oficerów, tych mężczyzn rodaków naszych, którzy ginęli mordowani w nieludzki sposób przez największego z naszych wrogów. Jest jeszcze inny punkt kulminacyjny, gdy oderwawszy wzrok od trupów pomordowanych ojców, skierujemy go na listy ich dzieci. Te które miałem w ręku, wszystkie pisane były do Kozielska.

 

„Kochany Tatusiu. Jesteśmy niespokojni, bo nie mamy wiadomości ani listu. Wysłaliśmy 100 rubli i paczkę, i rzeczy, o które Tatuś prosił. My jesteśmy zdrowi i na tym samym miejscu. Proszę się o nas nie bać. Gdy się zobaczymy... Podpisane: Twoja Stacha. 15 lutego 1940 r.”

 

„Drogi Ojczulku. Dziękuję Ci bardzo i życzę również zdrowia i wszystkiego, wszystkiego najlepszego. Do szkoły nie chodzę. Z powodu mrozów jest zamknięta. Na Hnidówce nie byliśmy bo daleko i mróz. Znaczki pocztowe zbieram...”

 

Jakże ważną wydawała się ta wiadomość synka, która turkotała po szynach sowieckich kolei, zanim dosięgła ojca na niewiele dni przed jego straszliwą śmiercią: Tadzio zbiera znaczki. Tadzio wierzy: „...kiedy wrócisz” - pisze. Ten refren powtarza się ciągle: „gdy wrócisz”, „jak będziemy razem”, albo: „zobaczysz”, „Tatuś zobaczy”... Nie!! nie zobaczył już nigdy! Dzieci są pełne zaufania. Wierzą w dobry koniec, w samo przez się zrozumiały powrót do domu. Przebija w nich taka doza wiary i tęsknoty, że czytając te listy, tam w Katyniu, nad przedziurawionymi czaszkami, jakaś gorzka ślina dusi w gardle. Tu mam jeszcze jeden, tak pełny miłości dziecinnej, tak tchnący troską o los „najukochańszego Tatusia”, a jednocześnie wiarą i otuchą, że nie ważę się go przytoczyć, ani wymienić imienia. Mimo wszystko byłoby to świętokradztwem. List ten doszedł na krótko przed końcem. Widziałem na własne oczy, jak w stosie trupów wyglądał ten, do którego był adresowany. Złożył on to pismo dziecinne, pisane ołówkiem, wielkimi literami, skrupulatnie we czworo i schował w portfelu. Teraz dopiero go wydobyto z cuchnącego padołu. Ale nie zdaje mi się, żeby pisany był daremnie. Dziś już przeadresowany jest na imię Boga i wołać będzie o pomstę.

 

(…)

 

- A jak wygląda ta willa czy dom wypoczynkowy agentów NKWD, o którym wspominały komunikaty, że mieści się w lasku katyńskim?

 

- Leży w odległości niespełna kilometra od miejsca kaźni, prześlicznie położona na górze. U stóp wije się wśród zieleni Dniepr. Z tej strony leży weranda i w dół do Dniepru zbiegają schody. Widok stąd piękny. Istotnie trudno sobie uzmysłowić nastawienie psychiczne katów, którzy tu mieszkali i - „wypoczywali” po swojemu. Dla mnie osobiście zestawienie to jest nie do pojęcia.”

 

Kaci w  PRL wypoczywali podobnie po zbrodniach dokonywanych w ubeckich  katowniach i zakładach karnych, wojskowi wyżsi rangą za 25 zł dwukrotnie w ciągu roku, i wciąż „nie wiedzieli” czyj to był strzał. W 1951 roku sąd w Łodzi skazał zadenuncjowaną przez kolegów studentkę szkoły filmowej Zofię Dwornik na rok więzienia za to, że opowiadała przyjaciołom, iż NKWD zamordowało jej ojca, jeńca Starobielska, i stryja, jeńca Kozielska. W końcu lat sześćdziesiątych w Lublinie zostali aresztowani dwaj studenci KUL tylko za to, że wypisali z zagranicznych encyklopedii hasła "Katyń". 21 marca 1980 roku na Rynku Głównym w Krakowie Walenty Badylak zginął przez samospalenie w proteście przeciw zatajaniu prawdy o zbrodni katyńskiej. Władze PRL w 1985 r. - w miejsce pierwszego w Polsce pomnika ku czci ofiar Katynia, podającego nazwy: Ostaszków, Starobielsk, Katyń oraz 1940 r. jako datę dokonania zbrodni - odsłoniły w "Dolince Katyńskiej" na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach pomnik z napisem: "Żołnierzom polskim ofiarom hitlerowskiego faszyzmu spoczywającym w ziemi katyńskiej - 1941 rok". (Rzeczpospolita, 12 kwietnia 2000). Wciąż pozostaje aktualne pytanie  "Kto winien - czyj był strzał" wobec zbrodni dokonywanych w PRL i "wolnej Polsce".

 

A Józef Mackiewicz za wytrwałość przy prawdzie, za niezłomną postawę, został skazany na niebyt w literaturze polskiej przez ziejącego do niego nienawiścią  redaktora, zwolennika komunizmu. Mackiewicz wraz z żoną żył i zmarł w  wielkim ubóstwie na obczyźnie. Prawa autorskie nabyła  Nina Karsow-Szechter, wdowa po Szymonie Szechterze, stryju Adama Michnika, może dlatego wielki erudyta zasługujący na nagrodę Nobla jest „reglamentowany”.

 

http://niezalezna.pl/28122-sprawa-mackiewicza-zwyciestwo-prof-trznadla

 

„Warto tu zauważyć, że wszystkie prawie książki Mackiewicza ukazują ducha wojen i przemocy i mieszczą się także w dominacji związanych z historią militariów w jego prozie. Jednocześnie terenem ich dziania się - jak sygnalizowałem - jest obszar kresów polskich, a by rzec ściślej: ta trwająca mimo podziałów, rozbiorów, zmiany epok i systemów trwałość pewnych cech na terytorium polskiej kresowej Rzeczypospolitej, tej niezmiernej połaci cywilizacyjnej Ziem Zabranych i kresów polskich, nie naruszonych w pewnych cechach przez stulecia, i zniszczonych dopiero przez komunizm. Jeśli Mackiewicz wolał nazywać ten obszar Wielkim Księstwem Litewskim, miał powód po temu.

 

Jawi się w obserwacji spraw tego terenu Mackiewicz nie jako polski szlachcic czy polski nacjonalista lub odwrotnie, ludowiec czy rewolucjonista, lecz tylko jako „człowiek stamtąd”, reprezentant wspólnoty, niejednorodnej oczywiście, naznaczonej jednak przede wszystkim przez czynnik polski. Ten czynnik Mackiewicz czuje i rozumie najsilniej, w jego także interferencji z innymi etnicznymi społecznościami, tam ze sobą współżyjącymi. I przeżywa Mackiewicz ich katastrofę, załamanie się. Nie czuł tego załamania rozważając metody caratu (wyrozumiałość wobec dawnej Rosji zbliża tu jakby Mackiewicza do Sołżenicyna). Bowiem apogeum nieludzkości nastąpiło po powstaniu czerwonego totalitaryzmu.

 

(…) Bowiem komunistyczne jądro ciemności nie jest dla Mackiewicza wielkoruskie, choć naznaczy Rosjan na wiele pokoleń, jak hitleryzm Niemców - jest po prostu nieludzkie. Jest rakiem ludzkości. Zło, niestety, może być łatwe dla człowieka. Człowieka wykształconego, jakim był tak często Nazi, czy ideolog komunistyczny, dlatego że wykształcony, i jednocześnie łatwe i bliskie prymitywnemu człowiekowi na Zachodzie i Wschodzie, dlatego że ciemny i niewykształcony.” (Jacek Trznadel)

 

W sanktuarium Matki Bożej Łaskawej w Warszawie (ul. Świętojańska 10) 31 stycznia br. (piątek) o godz. 20.00  zostanie odprawiona Msza św. w intencji Józefa Mackiewicza.

 

Bożena Ratter

Zobacz równiez:





Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.