Nie potrafię milczeć wobec Smoleńska
data:17 stycznia 2014     Redaktor: husarz

Z Witoldem Gadowskim, reporterem śledczym, autorem książek, rozmawia Magdalena Kowalewska.

- Dlaczego zdecydował się Pan na powieści, które oparte są na reporterskich relacjach i prawdziwych zdarzeniach?

 

- Powodem napisania tych książek jest to, że nie mogę przedstawianych historii opowiedzieć w sposób reporterski, ponieważ nikt nie jest nimi zainteresowany. Pracuję w tym zawodzie ponad dwadzieścia lat. Różnych tajnych informacji trochę się uzbierało, z których nie można było zrobić użytku. Pomysł napisania wspomnianej trylogii narodził się, kiedy spotkałem się kilka lat temu w Düsseldorfie z Józefem Tkaczykiem, jednym głównych maklerów finansowych FOZZ-u, który opowiedział mi o mechanizmach tej afery. To właśnie od niego zaczęła się afera FOZZ-u, ponieważ jako pierwszy złożył zawiadomienie do prokuratury. Kiedy wszystko mi opowiadał, wyciągał kolejne segregatory, zrozumiałem, że nie jestem w stanie tego opisać w formie reporterskiej, ponieważ pisząc o tej sprawie, na każde stwierdzenie musiałbym mieć bardzo mocne dokumenty, nagrania relacji świadków, zdeponowane gdzieś w niezależnych biurach adwokackich, żeby móc wybronić się przed naszymi sądami. Z drugiej strony szkoda było mi tej wiedzy.

 

- Dlatego uciekł Pan w literaturę?

 

- Tak. Ale drugim powodem było to, że wyrzucono mnie z wszelkich możliwych redakcji, w których pracowałem, albo sam się wyrzuciłem…

 

- Za bycie niepokornym dziennikarzem?

 

- Po prostu jakoś nie pasowałem do tego wszystkiego, co tam się działo, szczególnie w telewizji publicznej, która się zmieniała. Miałem trochę czasu, który mogłem poświęcić na wyjazdy na ryby i na pisanie, na coś, co było czymś nowym w moim życiu. Pomyślałem, że spróbuję przedstawić portret polskiej teraźniejszości w kontekście bliskiej zagranicy, naszej rodzinnej Europy oraz w kontekście ostatnich dwudziestu lat Polski, którą nazywamy III RP. Zabrałem się za to, jednak nie wiedziałem, czy podołam i czy przeskoczenie ze świata dziennikarskiego do świata literatury odbędzie się bezboleśnie.

 

- Niemniej jednak Pana bohater jest dziennikarzem śledczym, a niektórzy nawet doszukują się pewnych analogii jego historii życia z Pana zawodem.

 

- Niestety, do końca życia nie wyzwolę się z bycia reporterem. Piszę o tym, co widziałem, gdzie byłem, co dotknąłem. Nigdy nie opisuję miejsc, w których nie byłem. Można powiedzieć, że zająłem się pisarstwem z warsztatem reporterskim. Stąd też na bohatera wybrałem postać, którą rozumiem. Gdybym bohaterem uczynił profesora filozofii, byłby papierowy, widać byłoby w nim fałsz. Skąd mam wiedzieć, jakie są niepokoje i rozterki profesora filozofii? Wiem, co towarzyszy pracy reportera i dlatego wydaje mi się, że tworząc takiego bohatera, przedstawiam obraz prawdziwego człowieka.

 

- Bohater “Smaku wojny” jest na Bałkanach, na których Pan w latach 90. był korespondentem wojennym. Jaki obraz tego miejsca jawi się w Pana pamięci?

 

- Bardzo lubię Bałkany. Może to dziwna pasja, ale jestem zakochany w tamtym zakątku Europy, często tam jeżdżę. Zacząłem rozumieć ludzi i pewne wydarzenia. Właśnie tam nazbierałem mnóstwo klisz, obrazów, byłem uczestnikiem wielu zdarzeń, spotkałem mnóstwo ludzi… Pomyślałem, że szkoda byłoby, gdyby to wszystko zmarnowało się w mojej pamięci i nie zrobiłbym z tego prawdziwej panoramy losów ludzi, których spotkałem. I dlatego napisałem tę książkę. Jednocześnie zrzuciłem z siebie pewien ciężar, który wówczas nosiłem, podobnie zresztą jak z aferą FOZZ-u. Znowu wszystkie opisane miejsca, które odwiedziłem, są prawdziwe. Większość ludzi, których opisuję, mają swoje pierwowzory w swoim realnym świecie. Zresztą w “Smaku wojny” jeden z bohaterów jest prawdziwą osobą. Zresztą już o tym wie, ponieważ wysłałem mu książkę.

 

- Co jest najbardziej uderzające w Bałkanach?

 

- Dla nas, północnych Słowian, niezrozumiałe jest, że radości życia towarzyszy okrucieństwo. Ludzie z tamtego regionu są zdolni zarówno do kochania, jak i do mordowania. Jest to niezrozumiałe, ponieważ jesteśmy trochę jak słomiany ogień, łatwo zapalamy się, miotamy emocjami, a potem zapominamy. Tam, tak się nie dzieje. Ich emocje są bardzo mocne, żywe i trwałe oraz rodzą konsekwencje. Tam, do zbrodni jest bardzo blisko, ale do miłości również. Bardzo lubię ich słoneczny tryb życia, który czasami jest bezsensowny. Potrafią nieustannie prowokować piękne katastrofy i czynić rzeczy, których nikt nie potrafi zrozumieć.

 

Mam nadzieję, że w “Smaku wojny” udało mi się przedstawić ten klimat. Klimat dzikich zabaw, ponieważ tamtejsi ludzie czerpią wiele radości z życia, potrafią się dziko bawić, chociaż sami nie wiedzą dlaczego. To jest piękne, że potrafią cieszyć się byle czym i żyją zdecydowanie bardziej intensywnie niż my. My, północni Słowianie, jesteśmy bardziej melancholijni.

 

- “Smak wojny” stanie się bestsellerem, podobnie jak “Wieża komunistów”? Tym razem również Pan postanawia postawić kawę czytelnikom, którzy nie podołają lekturze w weekend, tak jak miało to miejsce po wydaniu “Wieży komunistów”?

 

- Tak. Stawiam kawę każdemu, kto nie będzie w stanie przeczytać książki w krótkim czasie, np. w długi weekend, a kawę z koniakiem temu, kto będzie niezadowolony ze “Smaku wojny”. Wydaje mi się, że piszę książki, które sam chciałbym przeczytać, a że takich nie znajduję, sam je piszę. Robiąc sobie frajdę, mam nadzieję, że robię frajdę czytelnikom.


To może paradoksalne, ale “Smak wojny” zaczęły czytać kobiety, czym jestem zaskoczony, ponieważ myślałem, że jest to taka męska proza …dużo wojny, dużo broni, przygody, skoki spadochronowe.

 

- Ostatnia część trylogii ma opowiadać o katastrofie smoleńskiej. To Pana będzie prywatny manifest czy może próba pokazania, w jaki sposób powinniśmy rozumieć to wydarzenie?

 

- Katastrofa smoleńska jest wydarzeniem bez precedensu. Nie można o tym zapominać i przechodzić bez tego do porządku dziennego. Dziennikarstwo polskie absolutnie nie zdało egzaminu i sam czuję się winny jako człowiek, który kocha ten zawód i który pracuje w nim bardzo długo. Polscy dziennikarze uciekli przed Smoleńskiem jak stado spłoszonych szczurów. Ten temat przerósł ich kompletnie. Pomyślałem, trochę megalomańsko, że jest to temat na wielką powieść, na trzecią część, najtrudniejszą, z którą przyjdzie mi się zmierzyć. Nie potrafię milczeć wobec Smoleńska, a z drugiej strony nie potrafię zrobić nic lepszego, dlatego staram się napisać rzecz o Smoleńsku. Czy będzie kompleksowa? Tego nie wiem, ale na pewno bohater zostanie zamieszany w to wszystko i zobaczymy, jak sobie z tym poradzi. W tym roku zamierzam wydać jeszcze zbiór humoresek, zatem ostatnia część, jak Bóg da i będę potrafił zmierzyć się z nią, powinna pojawić się w przyszłym roku.

 

Wywiad ukazał się w najnowszym numerze tygodnika "Nasza Polska" Nr 3 (950) z 14 stycznia 2014 r.






Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.