W waszej śmierci umieram powoli
- dzień po dniu, od tamtego kwietnia,
od środka rozdarty – tak jak wasze ciała –
z duszą bolesną w cierniach,
nic jej nie ukoi,
zastygła jak martwa.
W waszej śmierci słychać znowu strzały
znad katyńskich mogił,
od lat próbują wymazać
pamięć o Umarłych,
w leśnej ciszy modlą się głosy
crescendo wzlatują pod gwiazdy
W waszej śmierci szeleszczą zdjęcia bliskich
czekających waszego powrotu,
twarze wśród drzew nikną, wśród ciemnych obłoków,
a do wystrzałów i do chóru liści
wiatr śmiertelny niósł mgłę i płomienie
spadając z jękiem motorów
W waszej śmierci listy niosą słowa,
których nie usłyszycie, uśpieni.
Światło dnia ukryło się w Bogu
- mieli zapalić znicze, nie dotarli do was
otoczeni mgłą-nienawiścią, strąceni
w jar i ogień, odłamki i popiół.
W waszej śmierci umieram powoli
i słychać w niej jeszcze strzały
- dzień po dniu, od tamtego kwietnia -
a w trumnach zaplombowanych
woła do nas prawda o poległych Cieniach,
grzebanych w pośpiechu przez wspólników zbrodni.
Marek Baterowicz