Sami tego chcieliście, wmawiając sowiecką nieprawdę kilkudziesięciu procentom społeczeństwa, aby w czas wyborów, zareagowali na odpowiednią nutę, jak psy Pawłowa na dzwonek.
A teraz, hołubiona część społeczeństwa odwraca się przeciw wam. Otwierają im się oczy, a co najważniejsze, zaczyna sączyć się na was jad. Jad przeznaczony do tej pory dla innych. Jad nad którym, mam nadzieję nie, zdołacie już zapanować.
Nakład „Resortowych Dzieci” wyczerpał się w rekordowym tempie. Dodruk w drodze. Zamówienia przekraczają najśmielsze oczekiwania, Empik ogłosił pozycję najlepiej sprzedającą się książką miesiąca. Książka dotarła do zainteresowanych, a echa jej treści do wszystkich.
I teraz rozpocznie się prawdziwe polowanie na czarownice, a właściwie na resortowe dzieci. Rozwiną się domorośli genealodzy, poszukujący korzeni co lepiej opłacanych ludzi mediów, którzy te media doprowadzili do opłakanego stanu.
O skali problemu resortowych dzieci usłyszałem na wieczorze autorskim Tadeusza Płużańskiego. Później na nieoficjalnym spotkaniu rozwinął temat Marek Król. Dziećmi zainteresował się Max Kolonko w apogeum swojej popularności, poszukując problemów TV Polonia.
To jemu przypada duża zasługa skierowania uwagi internetowych grzebaczy na pola dotychczas przez nich nieeksploatowane. Przecież media głównego ścieku odwracały uwagę jak mogły.
A później już wybuchło. „Resortowe Dzieci” wydane tuż przed Świętami kupowane były nie tylko jako prezent dla osoby o poglądach patriotycznych, ale także jako kontrargument w rodzinnych dyskusjach przy stole. Podały na tacy winnych obecnego stanu rzeczy. Biedy, bezrobocia i problemów gospodarczych. To już nie Tusk, na którego głosowali i będą go bronić do ostatniego grosza w portfelu. To ci wredni dziennikarze, którzy za cztery występy w miesiącu kasują pieniądze, na które wyborca pracuje czasem i dwa lata. To ci przez których nie ma w telewizji co oglądać, bo abonament idzie na ich pensje zamiast na nowości filmowe. To przez nich znów w Święta był Kevin.
Żakowski ośmieszył się żądaniem zasłonięcia twarzy z okładek. Natychmiast w sieci pojawiła się wersja okładki, na której twarze, a właściwie oczy zasłonięte są czarnym prostokątem. Takim jak na fotografiach przestępców. Lis mówił coś w wymiotowaniu na dziennikarzy. Wspaniale. Dopiero co rechotał z „rzygania Smoleńskiem”.
Internetowy hejt znalazł sobie nowe ofiary. Bardzo głupie, bo odwróconą do hejterów gołym brzuchem i z rozpędu nadal im się przymilające. Nawet memy zawodowców są żałosne. Choinka z fotografią Macierewicza i podpisem „ Chciałaś choinkę z niezłym czubkiem” natychmiast zniknęła pod fotografią Roberta Leszczyńskiego, z czubkiem na głowie, który obiecał pomalować na tęczowo.
Co poniektóre portale zaczynają zdawać sobie z tego sprawę, publikując co raz cieplejsze wizerunki Jarosława Kaczyńskiego. Nie dają się wplątać w wyrwane z kontekstu zdania polityków PiS.
Komentatorzy, ziejący nienawiścią do całej „prawicy” rozglądają się niepewnie, nagle osamotnieni w poglądach i mocno zminusowani, za wsparciem administratorów.
Media papierowe mają gorzej. Cechuje je dużo większa bezwładność, ale i tam widać, jak mniej umoczeni aktywiści delikatnie zmieniają front. Delikatnie, ale wystarczająco.
Wytresowany na zawiść elektorat łatwo zawłaszczyć, a jego łaska jeździ na pstrym koniu.
Shork