Prawdziwe przyczyny powstania listopadowego według Grzegorza Brauna
data:30 listopada 2013     Redaktor: Shork

W 2013 roku, we Wrocławskim klubie Firlej, z inicjatywy offca.tv odbyło się spotkanie z reżyserem Grzegorzem Braunem na temat przyczyn powstania listopadowego. Historia się nie zmienia, dlatego przytaczamy, dla niektórych kontrowersyjną opowieść jeszcze raz.




Na spotkaniu, prelegent ułożył informacje w kolejności ich zdobywania w okresie 10 lat. Ja ustawię je w kolejności chronologicznej.
Na samym początku, Grzegorz Braun, wiedząc że może wzbudzić poważne kontrowersje, zaznaczył, że jest patriotą, pochodzi z rodziny patriotycznej i otaczającej powstanie listopadowe kultem. Jednak nie zawaha się złamać tego kultu w imię badań nad prawdą.
I rzeczywiście, parę osób wyszło oburzonych postawionymi tezami i wynikającymi z faktów wnioskami.
 
Grzegorz Braun i Gabriel Maciejewski współpracują ze sobą dość blisko. Panowie spotkali się nieco ponad dwa lata temu i dobrali, jak w korcu maku. Co ich łączy? Badanie historii z porzuceniem wszelkich konwenansów, świętości i utwierdzonych prawd. Założenie, słuszne, ale nieczęsto stosowane w badaniach, że historię piszą zwycięzcy, wybielając swoje grzechy, a oczerniając przegranych. Robią to zwykle pod płaszczykiem propagandy oraz sztuki, zamawiając w formach zbeletryzowanych wiarygodne historie u rządnych sławy i pieniędzy artystów. A wszyscy artyści to … wiadomo co.
 
Od tego miejsca zaczyna się historia, którą uzupełniłem moimi przemyśleniami, a osoby, które chcą się zapoznać z dwugodzinnym wykładem, zanim przeczytają moje zdanie, mogą ją w tym miejscu przerwać i według chęci powrócić do niej po obejrzeniu.
 
Mamy listopad 1830 roku. Sytuacja na świecie wygląda tak: Francja liże rany po próbie zdominowania Europy, Prusy rosną w siłę ekonomicznie, a jednocześnie kombinują, jak tu uniknąć pełzającej z zachodu rewolucji i zjednoczyć, a właściwie wchłonąć pozostałe landy. Austria okrzepła, rozleniwiła się i poszła w kulturę. Turcja stoi okrakiem pomiędzy kontynentami, nie wiedząc, do którego przynależy. Na świecie liczą się dwa mocarstwa imperialne. Anglia i Rosja. Oba imperia mają ciągoty, by władać światem i oba systematyczne rozciągają swoje strefy wpływów. Z tym, że Rosja rozrasta się od centrum, a Anglia, nie mając takich możliwości, anektuje zdobyte w punktach strategicznych kolonie.
Oba mocarstwa prowadzą swoistą grę. Kto grał na komputerze w gry strategiczne, ten wie, o co chodzi. Rosja zdaje się mieć niezliczone zasoby własne. Anglia nadrabia okrzepłą doktryną, świetnie wyszkolonymi agentami i bezwzględnością. W obu krajach, bardzo liczną część armii stanowią wojska złożone z obywateli państw podbitych. I tak Królestwo Polskie jest swoistą hodowlą dobrego, bitnego i nieustraszonego żołnierza.
Rosja cierpi na brak dostępu do morza. Bałtyk i Morze Czarne bardzo łatwo jest zablokować, a porty na północy są za daleko od centrum światowych wydarzeń.
W ramach prób przebicia się do Oceanu Indyjskiego, wojska kozackie gromadzone są w okolicy Orenburga. Kampania planowana jest na najbliższe miesiące. Do tego wybuchła rewolucja w Belgii, którą miał zamiar spacyfikować car rosyjski, właśnie siłami wojska polskiego.
Królestwo Polskie cieszy się z tego względu dużo większymi przywilejami niż państwa podbite i wchłonięte. Ma własny rząd i własną konstytucję. Na tronie zasiada co prawda władca z innego kraju, ale dla Polaków to normalne od czasu wygaśnięcia dynastii Piastów. Gospodarka, szczególnie ziemska rozwija się bardzo dobrze. Nadal „żywimy Europę” Rozwija się przemysł, bo mamy ogromny rynek zbytu w Rosji.  Namiestnik komunikuje się z Polakami po francusku, wtrącając słowa polskie. Nie pokazuje swojej wyższości, jak mógłby, wobec narodu podbitego.
A o tym, że krajanom nie przeszkadza carska władza, świadczy choćby pieśń „Boże, coś Polskę”, która do dziś odczytywana jako skrajnie patriotyczna, powstała dla uczczenia pierwszej rocznicy powstania Królestwa Polskiego i koronacji króla Aleksandra I.
Kraj kwitnie.
A właściwie kwitłby, gdyby nie nieudolna władza składająca się z Polaków. Tych samych albo protegowanych tych, którzy przed rozbiorami próbowali wzniecić w Polsce rewolucję burżuazyjną. Wzorzec, w teorii bardzo bliski do praktycznego, zoligarchiowanego komunizmu nie sprawdzał się. Społeczeństwo poza ziemiaństwem spolaryzowało się znacznie. Rząd nie panował nad dochodami ani nad podatkami. Wydawał ogromne sumy na eksperymenty socjologiczne zaimportowane prosto z Francji, gdzie porzucono rozsądek na rzecz wydumanych teorii, kłamliwie nazywanych nauką oświeceniową. Na przykład, budowane jest na ulicy Pawiej więzienie dla miejscowych włóczęgów i osób, których przydatność społeczna jest wątpliwa.
Nie bez znaczenia było kumoterskie obsadzanie wysokich stanowisk w gospodarce, przyniesionymi w teczce kolesiami, z szeroko pojętego dworu w Petersburgu.
Jednym z takich „teczkowców” był wołyński, zrusyfikowany Żyd – Nawachowicz (nie jestem pewien pisowni). Który za dość wysokie sumy zakupił od Królestwa Polskiego monopol na alkohol i tytoń zapełniając dziurę budżetową wydumanego budżetu.
Dziwne, z jaką obojętnością traktują ten fakt historycy. Dziwnie, jak zauważając ogromny wpływ amerykańskiej prohibicji na całe życie publiczne i polityczne, całkowicie pomijają znaczenie koncesjonowania i wzrostu cen alkoholu w Królestwie Polskim. Gdyby rzutować Chicago na Warszawę – logicznym było powstanie ogromnego czarnego rynku, kontrolowanego przez lokalną mafię. I logicznym było zwiększenie sił i policyjnych i prywatnej ochrony interesów monopolisty.
I te represje mają odzwierciedlenie we współczesnej prasie warszawskiej i pamiętnikach.
Mamy wkurzony lud, który nie może się napić. Mamy zorganizowaną mafię przemytników. Mamy wkurzonych podchorążych, których chcą posłać na wojnę. (Ojejku, żołnierzy na wojnę!)
Jest podpałka, potrzeba iskry. A iskrę przynoszą ci, którzy w zamieszaniu w Warszawie i osłabieniu Rosji mają interes.
Prusy, Austria i oczywiście konkurencyjne mocarstwo imperialne – Anglia.
Anglia, która w czasie blokady kontynentalnej zmuszona została rozwinąć rolnictwo, cierpi teraz na brak rynków zbytu. Wysyła w latach dwudziestych do Polski przedstawiciela swojego parlamentu, który z pozycji siły, proponuje ograniczenie produkcji zboża, by kupować je z Anglii, zablokowanie kopiowania angielskich produktów przemysłowych z przeznaczeniem na rynek rosyjski. Ewentualnie zapłacenie haraczu, w formie wzięcia od Anglików pożyczki na 75%.
Wszystkie propozycje zostają odrzucone. Więc w tajnym, angielskim gabinecie zapada decyzja podpalenia tego kraiku, który mimo zaborów, nadal stanowi bardzo duże zagrożenie gospodarcze i technologiczne dla gospodarki imperium.
Do Warszawy zostają wysłani anglikańscy misjonarze z zadaniem nawracania Żydów na anglikanizm. Już sam ten pomysł jest zabawny, a w kontekście stosunku Anglików do Żydów na przestrzeni wieków jest absurdalnie śmieszny. Oceniając po kilkudziesięciu latach skutki nawracania (300 konwertytów, którzy szybciutko wrócili do poprzedniej wiary) widać, że to po prostu pic. Monty Python. Misjonarze dysponują bardzo dużymi środkami finansowymi, tak dużymi że chcą od praprapradziadka reżysera odkupić dużą posiadłość znajdującą się na obrzeżach Warszawy. Dysponują też drukarnią zatrudniającą tuzin pracowników. W drukarni drukuje się zwykle ulotki propagandowe. A informacje do ludu warszawskiego docierają prawie wyłącznie za pomocą ulotek.
 
29 listopada podchorążowie wzniecają bunt. Idą ulicami Warszawy, mordując po drodze swoich dowódców i nawołują do powstania. Ludzie barykadują się w domach. Idą sami na Belweder, ale Wielkiego Księcia już tam nie ma. Dopiero pod Arsenałem napotykają na kilkutysięczny lud Warszawy, z którego pomocą zdobywają broń. Oprócz arsenału rozbite zostają również składy alkoholu Nawachowicza. Do tłumu rewolucjonistów dołącza każdy, kto ma ochotę się napić. Noc listopadowa to noc pijaństwa.
Oprócz podchorążych, po ulicach grasują uzbrojeni złodzieje, mafiozi i ich towarzyszki konduity wątpliwej.
Rosyjskie garnizony głupieją. Ich dowódcy nie chcą ruszać na krwawą rozprawę przeciw ludziom, którzy na co dzień goszczą ich w swoich dworkach. Z którymi spacerują po ulicach. Warszawa była dla nich czymś, czym był Paryż dla hitlerowców. Egzotyczną krainą. Wytchnieniem od reżimu i dworskich intryg.
 
Wybucha powstanie. Wymordowanych dowódców zastępują inni. Między innymi przybyli z ościennych zaborów generałowie, którym „udało się uciec”. Do Warszawy ściągają przedsiębiorcy, których zubożył monopol alkoholowy i wrogowie nieudolnej, polskiej władzy -potomkowie konfederatów. Wojsko Polskie nie interweniuje w Belgii. Nie przechodzi przez ziemie pruskie, na których w drodze powrotnej, mogłoby się zatrzymać na dłużej, bo w Prusach nie było siły zdolnej im się przeciwstawić. Ba połączone siły zaborców miały z nimi nie lada problem. Galicja jest bezpieczna i nadal austriacka. Kozacy, zagrażający koloniom brytyjskim, zawracają, by pacyfikować bunt w Królestwie Polskim. Anglicy nadal mogą sprzedawać Europie swoją drogą żywność i technologie. Państwo polskie znika z map. Z budulca, zgromadzonego w celu upiększenia miasta, Moskale budują cytadelę.
Co zyskują Polacy? Całą epokę literacką, pełną cierpienia, wzniosłości, patosu i tęsknoty. Jedną z najbardziej znaczących w sztuce. Całą epokę, a właściwie dwie lub trzy. Bo echa powstania nie milkną w Młodej Polsce. Czy było warto? Oceńcie sami. Przynajmniej próbowaliśmy.
 
Shork.
 
 


Materiał filmowy 1 :






Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.