IV. 1. Brukselska pralnia pieniędzy jako sposób na przetrwanie III RP.
Wojny mają to do siebie, że się je wygrywa lub przegrywa. Tę, którą opisałem w książce, już jako państwo i naród przegraliśmy, chociaż wielu jeszcze tego nie dostrzega. Ale to nie znaczy, że mamy od raz kłaść się do trumny. I ku uciesze Niemieckiej Europy i Nowej Rosji umierać.
.
Ponieważ żadna wojna nie ma gładkiego przebiegu, tylko czekać aż otworzy się wiele frontów, które zwiążą liczne siły przeciwnika. I właśnie w tym tkwi nasza szansa, szansa Polski na rozwój własnej niepodległej gospodarki, a w wyniku tego silnego państwa. Polacy już kiedyś toczyli taką wojnę. Jak to zostało ładnie powiedziane: najdłuższą wojnę nowoczesnej Europy. I pomimo niesprzyjających warunków, bez opieki własnego państwa wygrali ją, chociaż wydawało się, że nie mają szans. To była cywilna, gospodarcza wojna w zaborze pruskim. Wojna z żywiołem niemieckim popieranym finansowo przez państwo zaborcę w celu germanizacji Wielkopolski. Polacy nie tylko nie utracili swojego posiadania w jej wyniku, ale wzmocnili się gospodarczo do tego stopnia, że później sami mogli sfinansować zwycięskie powstanie przeciwko Niemcom. Jedyne zwycięskie powstanie w dziejach Polski – Powstanie Wielkopolskie.
Wertując nawet pobieżnie dzieje Wielkopolski pod pruskim panowaniem, nie sposób nie zauważyć, że Polacy mieli bardzo silnego, naturalnego sprzymierzeńca w łonie Rzeszy. Tym sprzymierzeńcem byli sami Niemcy, nie tylko bawarscy katolicy ale także wszyscy nie zgadzający się na bezwzględną dominację Prus. Na ich sposób organizowania państwa. Bo również dziś, pisząc o hegemonii Niemiec i próbie podporządkowania Europy, nie sposób nie zauważyć, że spór trwa w łonie samego państwa niemieckiego. I chociaż dominujący ośrodek władzy znajduje się w rękach pogrobowców państwa pruskiego, to wcale nie znaczy, że wszyscy Niemcy są z tego powodu szczęśliwi. Jako jeszcze niepodległe państwo w żaden sposób nie powinniśmy podbijać pruskiego bębenka, jak to w ostatnim czasie czyni nasz minister spraw zagranicznych. Powinniśmy natomiast najgłośniej jak umiemy demaskować wszelkie próby odbudowy tak zwanej potęgi Niemiec. Próby, które nie tylko dla milionów Europejczyków, ale także dla milionów zwykłych Niemców, zwykły kończyć się nieszczęściem.
Wróćmy z powrotem do Wielkopolski. To musi być dla nas Polaków przykład jak wygrać w sytuacji, gdy wojna już została przegrana. Istnieje jedno słowo-klucz dla zrozumienia wielkopolskiego fenomenu. Tym słowem jest PRZEDSIĘBIORCZOŚĆ. Przedsiębiorczość jako sposób na obronę wiary katolickiej, polskości i polskiego stanu posiadania, wreszcie odzyskania swojego kraju w dogodnym do tego momencie geopolitycznym. W tę polską wojnę obronną włączyły się struktury Kościoła Katolickiego, bo była to zarazem obrona przed wrogą chrześcijaństwu cywilizacją pogańską Prus. A rozkwit polskich kas zapomogowo-pożyczkowych finansował rozwój polskiej drobnej przedsiębiorczości. Ich aktywność pokryła siecią cały obszar zaboru. Dlatego zgodnie z dzisiejszym nazewnictwem powinniśmy mówić o sukcesie sieciowości.
Przedsiębiorczość to również słowo-klucz do zrozumienia fenomenu wielkości I Rzeczypospolitej czyli naszej ukochanej Rzeczypospolitej Szlacheckiej. Chociaż w odróżnieniu od Wielkopolski trudniej to nam zrozumieć. Na nieszczęście dla nas samych niestety. Gdy jednak odkryjemy, że to nie przewagi militarne, nie agresja zewnętrzna, nie pruski reżim lub rosyjski zamordyzm, ale rozwój indywidualnej przedsiębiorczości Polaków spowodował dwa stulecia wielkości Polski, odnajdziemy klucz do rozwiązania naszych dzisiejszych problemów. Bo poznańscy Polacy wcale nie wymyślili prochu, a jedynie zastosowali sprawdzone przed wiekami rozwiązanie.
Niestety, tak przesiąkliśmy uproszczonym Sienkiewiczem w myśleniu o naszych przeszłych dziejach, że nawet pijaństwo, obżarstwo i pieniactwo gotowi jesteśmy uznać za przejaw patriotyzmu. Byłem na paru patriotycznych imprezach, wiem o czym mówię. I w sarmatyzmie, tej absurdalnie głupiej ideologii, która dowodziła, że Panowie Szlachta nie mogą genetycznie pochodzić od tych samych przodków co ich poddani ale od jakichś wydumanych Sarmatów, upatrujemy powód do dumy. Gdy tymczasem może to być najwyżej powód do wstydu. Ale zostawmy rubaszne czerepy i przejdźmy do spraw nas interesujących. U podstaw wielkości I Rzeczypospolitej leżało zwycięstwo Ruchu Egzekucyjnego Praw i Dóbr. Ruchu ówczesnego społeczeństwa polskiego czyli drobnej i średniej szlachty w obronie swoich praw obywatelskich i występującego przed bezprawnym rozkradaniem majątku państwowego. W owych czasach po powołaniu na jakieś państwowe stanowisko dostawało się od króla określone dobra ziemskie. I te dobra po zakończeniu sprawowania funkcji powinny być do skarbu monarchy zwrócone. A praktyka była niestety inna, co spowodowało bunt obywatelski. Jak zatem widzimy ówczesna szlachta, obywatele państwa polskiego poczuli się jego prawowitymi właścicielami. A król miał jedynie własnością tą zarządzać. I tu należy dodać to, co nas od początku najbardziej frapuje – ci szlachcice XVI-wieczni byli ówczesnymi przedsiębiorcami, a ich gospodarstwa były ówczesnymi przedsiębiorstwami. Co szczególnie istotne, pierwszym liderem tego ruchu był Jan Łaski – biskup!
Weźmy zatem przykład z Wielkopolan XIX i Polaków początku XVI wieku. Wbrew temu co sądzi większość obecnych polityków niezależnie od reprezentowanych aktualnie partii politycznych, to nie oni są właścicielami państwa polskiego. Chociaż większość z nas boi się nawet tak pomyśleć. Ale komunizmu już nie ma. Mamy się bać jakiejś jednej lub drugiej małej kliki niemającej nawet własnej ideologii? Skazujących nas na nędzę a nasze dzieci na trwałą emigrację, bo nawet polskie dzieci opłaca się rodzić Polakom w Anglii, a nie we własnej ojczyźnie. Dosyć tego - Polska jest nasza! Potrzebujemy jedynie egzekucji praw i dóbr. Musimy odzyskać własne państwo!
Jan Kowalski
cdn.