Fatimska proca w obronie Sybiraków.
data:03 listopada 2013     Redaktor: MichalW

Z ks. Jarosławem Wiśniewskim z Uzbekistanu, misjonarzem wydalonym w 2002 r. z Rosji i uznanym przez władze za persona non grata, rozmawia



Robert Wit Wyrostkiewicz  opublikowano w  Moja Rodzina 22 listopada 2013


PiS przygotowało projekt ustawy o przyznaniu świadczenia pieniężnego i renty inwalidzkiej sybirakom, obywatelom polskim przebywającym w latach 1939–1956 na przymusowym zesłaniu lub deportacji  w Związku Sowieckim – z przyczyn politycznych, religijnych lub narodowościowych. Nie sądzi Ksiądz, że do tej pory państwo polskie bardziej interesowało się sprawą jeńców bolszewickich z 1920 r. niż sybirakami?


 


Jeńcy ci byli zbrodniarzami, którzy atakowali młode państwo polskie, by je zamienić w republikę sowiecką, i zmarli głównie w wyniku epidemii. Warto to przypominać, bo


porównywanie ich z Bogu ducha winnymi sybirakami jest jak opowiadanie o polskich obozach koncentracyjnych. Już przywykłem do tego, że rodaków ze Wschodu traktuje się po macoszemu. Mówię o nich czasami „Polacy wyklęci”, przez analogię do „żołnierzy wyklętych”, o których też przez lata nie mówiło się wcale albo mówiło się z pogardą. Jedynym wyjątkiem są sybiracy takiego chowu jak Wojciech Jaruzelski, którzy złamani przez reżym,  zwerbowani do sowieckich struktur, zatroszczyli się o siebie i ubrawszy się w piórka „wallenrodów”, walczyli z kim się tylko dało o swoje prywatne interesy, ale nie o umęczoną diasporę z Syberii czy z Kresów.


 


Kto dzisiaj pamięta o sybirakach?


 


 Wszelkie inicjatywy na rzecz sybiraków, jakie znam, pochodzą od


osób prywatnych lub ogniskują się przy parafiach. Tak było pod Częstochową – zdaje się w


Dobrodzieniu, gdzie pracował oddany sprawie kapłan. Tak było przy parafii  św. Wojciecha i św. Ducha w Białymstoku. Jest dużo inicjatyw oddolnych, które nie docierają do centrum i nie dają poczucia rehabilitacji. Wiele robił dla Sybiraków  nieodżałowanej pamięci ksiądz prałat Zdzisław Peszkowski, który przeszedł szlak wojenny z generałem Andersem jako opiekun harcerzy i polskich sierot. To jemu zawdzięczamy, że groby w Katyniu, Charkowie i Bykowni oznaczono i nadano bieg sprawie dokumentacji. Zrobił dla sybiraków stokroć więcej niż jakikolwiek polski urzędnik.


 


Ksiądz Peszkowski działał jednak raczej w sferze uczczenia pamięci zmarłych niż wsparcia dla żywych, a tych jest niestety coraz mniej, bo repatriowane w ostatnich transportach w latach pięćdziesiątych dzieci mają dziś ponad sześćdziesiąt lat. Mało pamiętają i pewnie wolą milczeć, bo bycie sybirakiem to dla wielu nadal wstydliwa sprawa. Gdy swego czasu sybiracy postawili sprawę na ostrzu  noża, to Putin wyraził gotowość wypłacenia odszkodowań im oraz rodzinom  katyńskim. W wysokości dziesięciu rubli miesięcznie, czyli 30 centów... Choć


byłaby to rehabilitacja symboliczna, i tak do niej nie doszło.


 


Myśli Ksiądz, że sybiracy dalej ukrywają swoją trudną historię?


 


Podam przykład kardynała Świątka z Białorusi, który przeżył trzy zsyłki: jako dziecko w czasie rewolucji, jako


student w 1939 r. i jako kapłan zaraz  po wojnie. Nie lubił rozmawiać o tych czasach. Usta otworzył dopiero przy okazji poświęcenia katedry w Irkucku. To były zdawkowe informacje. Wzruszenie nawet wtedy nie pozwalało mu opowiadać o tym, co przeżył. Bóg  dał mu długie życie, którym niezłomnie świadczył aż do niedawnej śmierci w wieku 97 lat.


 


Wierzy Ksiądz, że Polska jakoś realnie przypomni sobie o sybirakach?


 


Niewątpliwie, taki dzień nastąpi, ale to samo się nie zrobi. Świętej pamięci Lech Kaczyński pomógł odrodzić pamięć o powstaniu warszawskim poprzez niesamowite, żywe i ciekawe  Muzeum Powstania Warszawskiego. Coś podobnego powinni stworzyć sympatycy sybiraków. Inicjatywa już jest. Prałat Peszkowski został upoważniony przez Jana Pawła II do stworzenia Golgoty Wschodu w Częstochowie i prosił, by go tam pochowano. Koniunktura jednak zniknęła. Po śmierci papieża Polaka i świątobliwego prałata idea Golgoty zamarła, a ci, którzy ją dalej ciągną, zmienili nazwę na


neutralne „miejsce pamięci represjonowanych” czy coś w tym rodzaju. Jak widać, nawet społeczne inicjatywy Polaków są rozmydlane – o zgrozo – i to w łonie Kościoła. Kiedyś prałat Niedzielski postawił Krzyż Katyński na Powązkach. Komuniści usunęli go nocą. Dziś pamięć o patriotach ośmieszana jest w biały dzień w mediach, w szkołach itd. Niemniej póty dzban wodę nosi, dopóki mu się ucho nie urwie. Pamiętam przebudzenie Polaków na pogrzebie smoleńskim i wiem, że potencjał patriotyczny istnieje. Owszem, przymusowo na peryferiach, ale peryferie potrafią się zjednoczyć i


przyjechać do stolicy, o czym świadczą niedawne strajki i demonstracje na ulicach Warszawy. Paradoksalnie patriotyczne tematy podjęli też kibice zwani kibolami. Atmosfera tych protestów przypomina mi trochę to, co się działo w przeddzień powstania styczniowego. Nie wiem, jak się będzie nazywać to kolejne, które dojrzewa. Niewykluczone, że będzie to „powstanie smoleńskie”. Jedno jest pewne: prezydent Lech Kaczyński i jego świta z samolotu smoleńskiego zostawili nam


testament i jest to niezałatwiona sprawa troski o pamięć ludzi skrzywdzonych przez bolszewików nie tylko w Katyniu, ale również na Syberii.


 


Dlaczego dotąd Polska zapominała o sybirakach? Komuś przeszkadzali?


 


Syberia to temat niewygodny dla Rosji. Jak hydra z pomocą zalęknionego i pogrążonego w permisywizmie Zachodu to „kremlowskie imperium zła” o różnych nazwach odradza się po raz


kolejny i zdani jesteśmy sami na siebie. Jak w 1939 r. nikt na Zachodzie nie chciał ginąć „za Gdańsk”, tak dziś nikt nie chce ginąć za Katyń czy Smoleńsk.


Rok temu była siedemdziesiąta rocznica formowania armii Andersa  w Uzbekistanie. Tworzono tę armię spośród niedobitków naszych rodaków zesłanych w latach 1939–1941, którym udało się przetrwać, którzy nie zginęli w Katyniu, co przecież mogło się zdarzyć. Ambasador w Taszkiencie (skąd inąd zatroskany o Polonię, porządny człowiek), który „ma chody” wśród polityków rządzącej PO, był przekonany, że na jubileusz ktoś z „wielkiej trójki” musi przybyć.


 


„Wielkiej trójki”?


 


Najpierw mówiło się o „numerze jeden”, czyli o prezydencie Komorowskim, potem o premierze Tusku, na koniec o marszałek Kopacz. Ostatecznie przyjechał sympatyczny skądinąd pan Michałowski, szef kancelarii prezydenta (znany w kręgach kościelnych działacz KIK oraz spec od


tablic pamiątkowych i usuwania smoleńskich krzyży), przybyła też grupa kombatantów z Londynu z


córką generała Andersa na czele, ale nawet o tej reprezentacji media nie poinformowały Polaków.


No bo po co komu konflikt z Moskwą?


Obecny reżim na to nie pójdzie, a patrioci, jak już zostało powiedziane, są marginalizowani. Gdyby nie obsesyjne wręcz działania ks. Isakowicza - Zaleskiego i kilku entuzjastów sprawy, o


rocznicy pogromów na Wołyniu też by się pewnie nikt nie dowiedział. Jakimś cudem dotarł tam „numer jeden”, czyli prezydent (Kresowiak jakby nie było). Z jakim skutkiem – wszyscy pamiętamy. Polska racja stanu i polski patriotyzm nie są skutecznie chronione. W sposób ewidentny dostrzegliśmy to po Smoleńsku. Wiele osób zaangażowanych patriotycznie twierdziło, że w Smoleńsku „ubezwłasnowolniono Polskę” i po Smoleńsku właśnie zaczęto gadać o tym, co pan Putin wygłosił


na Westerplatte. O jeńcach wojennych 1920 r.!


Trzeba przyznać – diabelsko chytry plan ośmieszenia pokrzywdzonych i ukazania ich w roli krzywdzicieli. Prowokacja z wyższej półki. Coś w stylu Jedwabnego. Powiedziano nam otwartym tekstem: „Katyń i Syberia to zemsta za to, że nie chcieliście być republiką sowiecką”. Taki był zamiar i taki cel tragedii roku 1939 i 2010 i taki jest skutek. Wszelkie rozmowy o Syberii zepchnięto tam, gdzie toczyły się w czasach PRL, czyli na Powązki, a stamtąd jeszcze dalej... Pośród nocy na


śmietnik. Taki los spotka każdego, kto nie przyjmie reguł gry narzuconych przez Kreml. Tak będzie z


Gruzją i z Ukrainą, tak będzie też z Litwinami. Niemniej nie zawsze siłacze są górą. Stalin szyderczo pytał, ile pułków i ile czołgów ma Watykan.


Pan Bóg wie, co robi. Tak jak niegdyś w Izraelu w miasteczku Betlejem, w jakiejś niewielkiej polskiej wiosce rośnie dziś pastuch z podobnym do Dawida talentem. Wystarczy pięć kamieni z rzeki. Niektórzy powiadają, że te kamienie to zapowiedź pięciu tajemnic różańca. Może warto się wzmóc „fatimską metodą”? Tego nas uczył błogosławiony ks. Jerzy Popiełuszko: „Zło dobrem”. Oninam zgotowali Katyń i Smoleńsk, a my im w nagrodę Fatimę!


 Różaniec to też proca i już wiadomo, w którą stronę rzucać „kamienie”.


 Wywiad ukazał się w miesięczniku "Moja Rodzina


https://www.dropbox.com/s/pzmupg09vyj0moo/Moja%20Rodzina%20nr%2011_2013.pdf






Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.