Kiedy przychodzisz do mego domu
Zrywam się na równe nogi
Rozsuwam ściany
Zgarniam okruchy ze stołu
Na białym obrusie stawiam karafkę
Pełną krystalicznie czystej wody
Sok z winogron i pszenne pieczywo
Roztacza swój ożywczy zapach *
Empatia – bardzo lubię to słowo. W moich uszach brzmi ono niezwykle delikatnie, ciepło, miękko, serdecznie. Chcę być empatyczny. Chcę być współbrzmiącym, współodczuwającym.
Czytałem wiele definicji tego pojęcia. Interesuje mnie dalszy rozwój badań neuro-psycho-biologii, gdzie rozpoznaje się funkcjonowanie systemu tzw. komórek lustrzanych. Tajemnica dobrego samopoczucia osób w relacjach ma prawdopodobnie swoje podłoże neuronalne.
Piękną metaforę empatii może stanowić obraz kobiety brzemiennej. Cokolwiek uczyni, cokolwiek pomyśli, przeżyje, odczuje – robi to wspólnie z osobą rozwijającą się w jej ciele. Robi to dla tej osoby rozwijającej się, rozwijając siebie. Te dwie istoty są w nierozerwalnym związku. Matka stanowi szansę pełnego życia dla dziecka. Dziecko może stanowić inspirację rozwoju matki. Ona wsłuchuje się w swoje ciało, aby najlepiej, jak w danym momencie potrafi, służyć dziecku możliwą do stworzenia harmonią. Są jednością. Są nierozerwalną całością. Jakość tej międzyosobowej relacji okupiona jest trudną do wyrażenia ciężką pracą. Jest w tej relacji coś z samospalania.
W uniesieniu miłosnego oddania naturze, pojawia się energia rozsadzająca większość dotychczasowych schematów. Dziecko wykonuje szaloną pracę a zwieńczeniem tego wysiłku jest objawienie się – urodziny. Matka dołączając wszystką własną energię życiową, dodaje cierpliwość, wytrwałość i moc.
Tak scharakteryzowana relacja empatii nie wymaga jakichkolwiek intelektualnych decyzji. Nie wiążą się z tym żadne „bohaterskie” postanowienia. Obie istoty czynią to, co jest w ich naturze: współbrzmią. Przyjmują zasadę życia codziennego – współzależność.
Objawić się – czyli okazać swoją odmienność. Jednak nikt nie jest w stanie zaprzeczyć, że trwa tożsamość osób. Podwójność i jedność. Dualite.
Innym obrazem empatii może być gościnność. Oto słyszę dzwonek u drzwi. Otwieram. Z radością w sercu i w oczach. Zapraszam do środka. Czynię kilka kroków do tyłu, aby gestem okazać, że jest dla nas obu wystarczająco dużo przestrzeni. Zapraszam głębiej, podsuwając wygodny fotel. Pytam: „Może łyczek gorącej herbaty? A może kawa? Waniliowa? Z mlekiem? Cukier?” I toczy się spotkanie, coraz serdeczniejsze, coraz bardziej przeźroczyste. Kwiaty w wazonie na stole jakby coraz bardziej wielobarwne i wyrazistsze? Ściany mego pokoju zachowują ciszę, przyglądając się nam - skupionym, uważnym, słuchającym się wzajemnie?
Jerzy Binkowski
…………………………………………………………………………………………………………………………………………
*(Fragment wiersza z tomiku Na drugą stronę białych brzóz Jerzego Binkowskiego)