Festiwal Piosenki Radzieckiej w Zielonej Górze.
data:21 sierpnia 2013     Redaktor: Shork

O przepraszam. Piosenki rosyjskiej. Ale czy to się czymś różni?
 
 
Tak samo jak za PRL dotuje się obcą kulturę.


 
 
Odzywa się we mnie stary zgred, którego nie dotknęło błogosławieństwo niepamięci, więc powspominam. Za późnego PRL liczyły się cztery festiwale. Cztery elementy kultury masowej, które gromadziły przed telewizorami, zwykle w wakacje, złaknionych muzyki widzów i słuchaczy.
Pierwszym był Sopot później przechrzczony na Interwizję. Tam występowały gwiazdy klasy światowej, co oznaczało w praktyce każdy zespół zza zachodniej granicy. Poza tym można było obejrzeć i usłyszeć wykonawców nadawanych zwykle w radio. Wykonawców polskojęzycznych.
W Sopocie śpiewały takie zagraniczne gwiazdy jak Demis Roussos , Drupi, Boney M.
Po zakończeniu stanu wojennego zapraszano muzyków sceny młodzieżowej, choćby Classix Nouveaux, OMD, czy Marillion. Wystąpiła nawet Republika. Ogólnie nie było lipy. Sopot rządził. Gromadził przed telewizorami starych i młodych, choćby po to, aby pośmiać się z prób odśpiewania przez konkursowiczów zagranicznych, polskich przebojów.
 
Drugim festiwalem było Opole. Tu się działo. Nie dość, że pojawiały się naprawdę rewelacyjne przeboje to jeszcze zdarzały się mocno polityczne kabarety. Z tego powodu, często festiwal nie był nadawany na żywo, lub pomijano co pikantniejsze kawałki.
Z perspektywy lat zdaje mi się, że pozwalano na tym festiwalu na pewne eksperymenty. Na pewno nie szedł on ręka w rękę z trendami światowymi. Demarczyk, Grechuta, Niemen.
Zanim pojawił się Festiwal Piosenki Żołnierskiej, dla tych którzy mogli odwdzięczyć się władzy, wyróżnienie za tekst piosenki żołnierskiej dostał Bruno Miecugow.
 
Festiwal Piosenki Żołnierskiej już nie był taki fajny, ale się oglądało. Chłopcy wychowani na Czterech Pancernych i Janku Klossie bawili się na podwórkach w strzelanego i potrzebowali sobie pośpiewać. Duch żołnierki nigdy w nas nie upadł. Na festiwalu śpiewali wykonawcy znani z programów radiowych. Mus to mus. Do dziś nie wiem jak zaplątał się tam Breakout?
Szczyt rozkwitu festiwal przeszedł w czasie władzy Jaruzelskiego i jego kumpli. Wtedy z tekstów można było zdrapywać wazelinę, pakować ją do beczek i sprzedawać za ciężkie dewizy.
„Wojsko wszystkiego za nas nie załatwi, wojsko ma przecież swoje ważne sprawy” do dzisiaj brzmi jak „łubudubu, niech żyje nam prezes naszego klubu”.
 
Dochodzimy w końcu do Festiwalu Piosenki Radzieckiej w Zielonej Górze. Wcześniej jednak wprowadzę pewien rys historyczny. W PRL w szkołach podstawowych uczyliśmy się obowiązkowo języka obcego. A jakże. Był to język rosyjski. Trudny, z ruchomym akcentem, pozbawiony wszelkich cech międzynarodowości nieudokumentowanych marksizmem. Każda szkoła podstawowa miała również oddział TPPR.
Towarzystwa Przyjaźni Polsko Radzieckiej. Klasa w której uczono rosyjskiego udekorowana była jak na zjazd PZPR. Sławiła ducha pionierskiego. Jedną z metod nauczania każdego języka jest zapamiętywanie wierszy i śpiewanie piosenek.
 
Przy całej mojej awersji to tego języka, którego nigdy nie zdołałem się poprawnie nauczyć i przez którego mam do dziś problem z każdym językiem obcym, muszę stwierdzić, że piosenki śpiewane po rosyjsku, są bardzo ładne.
No ale w Zielonej Górze odbywał się festiwal piosenki radzieckiej. Nie rosyjskiej.
 
Nieuświadomionym napiszę, że język rosyjski nie jest rodzimym językiem dawnych mieszkańców Moskwy, którzy za cel postawili sobie ekspansję w każdym kierunku, ustanawiając później carat i czyniąc z prawosławia religię państwową. Elementem ich cywilizacji było przejmowanie kultury. W taki też sposób przejęli język ruski, którego odmianami mówili mieszańcy wszystkich Rusi, a także większość Litwinów.
 
Będziecie pewnie zaskoczeni nazwiskami niektórych wykonawców festiwalu w Zielonej Górze.
Dwoje wokalistów Budki Suflera – Urszula i Felicjan Andrzejczak. Wokalistka Lombardu – Małgorzata Ostrowska.
 
Zielona Góra była pierwowzorem Szansy Na Sukces i wszystkich rozmnożonych do granic możliwości teleturniejów dla debiutantów. Ale honor trzeba było mieć. Ogłosiłem kiedyś oficjalnie koniec świata w dniu kiedy na tym festiwalu zaśpiewałby Ciechowski.
 
Teraz jest odwrotnie. Reaktywowany w 2008 roku, dotowany przez Rosjan i ich podnóżków, utrwala chwilową sławę laureatów właśnie tych teleturniejów.
Laureatem tegorocznego zostali: ni pies-ni wydra tylko Michał Szpak, Natalia Sikora, która po sukcesie w udawaniu Jopplin, zaczęła udawać Rodowicz (w piosence „Konie”) oraz zupełnie nieznany mi gość, którego po wysłuchaniu kilku piosenek na youtube, mogę spokojnie określić mianem szansonisty.
 
No ale najważniejsza przyjaźń i kasa. Okrągłe 4 miliony poszły na organizację koncertu, o wsparciu technicznym i promocyjnym TVP tylko wspomnę.


Materiał filmowy 1 :






Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.