CUD nad Wisłą a studium wojskowe w PRL
data:19 sierpnia 2013     Redaktor: ArekN

 
 
Jasna sprawa: cud był. Ignacy Skorupka, który zginął 14 sierpnia w Ossowie, gdy „w stule i z krzyżem w ręku prowadził tyralierę do ataku”, dwa tygodnie wcześniej mówił, że „nie minie dzień 15 sierpnia, dzień Matki Boskiej Zielnej, a wróg będzie pobity” oraz że „Bóg i Matka Boska… nie opuści nas i ześle nam człowieka…”.

fot. eostroleka.pl
 
 
 
W wojsku nie byłem, ale za komuny, jak każdy student, studium wojskowe zaliczyć musiałem. Oficerowie prowadzący zajęcia nosili w naszym żargonie wdzięczne miano „trepów” i po stanie wojennym łatwego życia nie mieli. Mieliśmy poczucie uczestniczenia w absurdzie i „trepy” padały ofiarami absurdalnych żartów.

 

I oto mamy rok 1987: któryś „trep” przynudza o wojskowości polskiej, wygłaszając banały na temat przewodniej roli sił itp. itd. Jeden z dyżurnych „śmieszków” podnosi dwa palce z miną niewinnego debila:

 

– Obywatelu poruczniku, a co to był „Cud nad Wisłą”?

 

Kamień obrazy. Tu się o wojnie 1920 roku nie mówi, to godzi w bratnie sojusze i porządek społeczny (acz przypomnę, że poza studium wojskowym mówiono już wtedy o wszystkim swobodnie). Obywatel porucznik zalewa się purpurą jak burak, ale znajduje wyjście:

 

– Obywatelu studencie, nie wyznawajcie przesądów, nie było żadnego cudu, po prostu daliśmy bolszewikom w d[…].

 

Tymi słowami „trep” zaskarbił sobie pewne uznanie studenckiej braci. A i przed swoim dowództwem mógł się w razie czego wytłumaczyć – że stanął w obronie tradycji świeckiej i antyklerykalnej.

 

No, to był cud czy nie było cudu?

 

Był cud?

 

Jasna sprawa: cud był. Ignacy Skorupka, który zginął 14 sierpnia w Ossowie, gdy „w stule i z krzyżem w ręku prowadził tyralierę do ataku”, dwa tygodnie wcześniej mówił, że „nie minie dzień 15 sierpnia, dzień Matki Boskiej Zielnej, a wróg będzie pobity” oraz że „Bóg i Matka Boska… nie opuści nas i ześle nam człowieka…”.

 

Zastrzegam, że piszę tu jako zainteresowany historią Polak, nie zaś badacz współczesnych dziejów, bo takim nie jestem. Jednak na podstawie znanych mi wypowiedzi historyków uznaję, że cud był. I to wcale nie dlatego, że bolszewicy zobaczyli na niebie Matkę Boską – w co zresztą wątpić nie potrzeba. Objawienie się Matki Boskiej na niebiosach, jeśli miejsce miało, wieńczyło jedynie serię cudownych zjawisk na ziemi.

 

Były pośród nich cuda społeczne, które socjologowie będą skłonni tłumaczyć pewnymi prawami i mechanizmami (szkoda, że nie potrafią ich skutecznie przewidzieć i uorzedzić). Ale będą też wydarzenia, których nie można nazwać inaczej, jak serią niezwykłych zbiegów okoliczności. Takich zbiegów okoliczności, jakich zabrakło nam – niestety i na przykład – w latach 1772, 1794, 1831, 1863. Teraz – nagle się pojawiły i to na skalę masową. Wraz z kilkoma ludźmi Opatrzności. Przypadek? Nie ma przypadków.

 

Kossak i sarmacka wojskowość

 

Patrzę na znane płótno najmłodszego z Kossaków, Jerzego: „Cud nad Wisłą”. Ponad ruszającymi do boju polskimi szeregami stoi na obłokach Matka Boska w błękitnym płaszczu. Wokół niej galopuje po niebie husaria – czyli dawne pokolenia, patrzące na nas z nieba – i współczesne 1920 rokowi samoloty, które pikują ku bolszewickiej tłuszczy.

 

Tłuszcza rejteruje ku prawej stronie płótna, tylko jeden z bolszewików zamiast uciekać podniósł ręce i oczy ku górze – najwyraźniej jako jeden z nielicznych dostrzegł Matkę Boską. Reszta nie ma czasu na obserwację, pchana bagnetami polskich żołnierzy, skautów, a nawet (na pierwszym planie) – jednej z dziewcząt z Legii Kobiet. W centrum, w głębi, dzierżąc w uniesionej dłoni krzyż, idzie na czele polskich szeregów ksiądz Ignacy Skorupka, stojący jednak nieco wyżej, jakby wyniesiony przez fale dziejów ku górze.

 

W dali, za wodami Wisły, na drugim brzegu, niemalże na horyzoncie – jedzie na rumaku Józef Piłsudski ze swoim sztabem. Oddalenie Marszałka – porównywalne z odsunięciem nielubianego Jagiełły na margines płótna Matejkowej „Bitwy pod Grunwaldem” – dobrze oddaje dystans żywiony do tego Józefa („Wedle pewnych pogłosek | To nie Józek, lecz Josek”) przez tę cześć Polaków, którzy w Bitwie Warszawskiej chętniej widzieli cud, niżeli dzieło nielubianego geniusza. Niewątpliwego geniusza, choć takiego geniusza, który nie wiadomo, czy do nieba trafił. Tak czy inaczej był Narzędziem Bożym.

 

referat o wojskowości

 

Niedawno wysłuchałem pewnego referatu – no, takiego na luzie – o sarmackiej wojskowości. Prelegent wyśmiał sarmackie przywoływanie świętych, którzy mieli unosić się ponad wojskami, a jako późny przykład owej uwiędłej sarmackiej wojskowości podał właśnie płótno Kossaka. Tym samym – jak sądzę – złamał ostrze czyli pointe swojej wypowiedzi, nie do końca zresztą słusznej (jej słuszność zależałaby od tego, do czego by te wywody odnosić). Sarmacka wojskowość to bowiem wojskowość zwycięska. Kossak przedstawił scenę, która nie była „życzeniowa”, ale odzwierciedlała prawdziwy sukces, który miał miejsce dzięki prawdziwemu wysiłkowi całej społeczności, która ponadto liczyła na cud - i cud ten wymodliła, i była jego świadkiem.

 

Liczę na takie cuda coraz bardziej teraz i tu – i nie wiem, czy się doliczę. Pocieszam się jednak, że socjologowie też tego nie wiedzą.

 

Jacek Korabita Kowalski, Salon24.pl

Zobacz równiez:





Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.