Rocznica Bitwy Warszawskiej jest świetną okazją, aby odklamać polską historię i wyzbyć się narodowych kompleksów. Z pewnością historia filmu Jerzego Hoffmana "Bitwa Warszawska 1920 roku", burza po premierze tego filmu i opinie na jego temat stanowią dobry asumpt ku temu...
O filmie sporo mówiono i pisano. My proponujemy zapoznanie się z trzema opiniami:
1. Michała Karnowskiego: http://wpolityce.pl/artykuly/17210-1920-bitwa-warszawska-mozna-jeszcze-obejrzec-film-hoffmana-warto-jak-pokonac-omdlewajacy-strach-przed-barbarzyncami
2. Profesora Grzegorza Nowika, który w początkowej fazie realizacji filmu był konsultantem historycznym, ale ostatecznie wycofał swoje nazwisko: http://www.radiownet.pl/#/publikacje/po-co-hoffman-nakrecil-ten-film-prawda-czasu-i-ekranu
3. Na deser- recenzja 14.letniego Andrzeja - gimnazjalisty z Warszawy.
BITWA WARSZAWSKA? Samobójstwo w 3D
Gdy szedłem do kina aby obejrzeć ten film, spodziewałem się wielkiej, niezmiernie fascynującej superprodukcji.Krzewiącej patriotyzm, dobrze zrealizowanej i wiernej historycznym faktom. Chciałem zobaczyć - jak głosiły nagłówki gazet - że pogonimy ruskich w świetnej jakości 3D. Niestety film diametralnie nie sprostał moim wyobrażeniom i nadziejom.
Film pt. "1920 Bitwa Warszawska" jest dziełem znanego aczkolwiek niezbyt przeze mnie lubianego reżysera Jerzego Hoffmana. Scenografia Andrzeja Halińskiego nie zachwyca, chociażnie była najgorsza. Kostiumy i militaria według mnie nie były najlepszym odzwierciedleniem tamtych realiów. Muzyka świetnego polskiego kompozytora Krzesimira Dębskiego w zestawieniu z obrazami komponowała się fatalnie. Najbardziej zirytowało mnie jednak to, że głównymi bohaterami filmu, który mógł nieść ze sobą powiew patriotyzmu, w najlepszym amerykańskim stylu, uczyniono podrzędną śpiewaczkę kabaretową i lewicującego poetę. Główna bohaterka - Natasza Urbańska wymachująca nogami i śpiewająca kiczowate piosenki, których powstydziłaby się nawet wiejska dyskoteka wygląda żałośnie na tle naszych dzielnych polskich żołnierzy ginących za wolność w walce z rosyjską dziczą. Z kolei scenariusz autorstwa Jarosława Sokoła był według mnie kolejną kompromitacją. Ciągłe mieszanie wydarzeń, zbyt duża ilość faktów wywoływała u mnie mdłości. Zdjęcia wykonane przez niezwykle utalentowanego i cenionego za granicą artysty Sławomira Idziaka (znanego m.in. z wyjątkowo dobrego pod względem ujęć filmu "Helikopter w ogniu") na które szczególnie liczyłem - zawiodły. Zawiodły przez wykorzystanie fatalnego efektu 3D, który w tym filmie nie zdaje egzaminu, a całą sytuację pogarsza fakt, że widz musi siedzieć z niewygodnymi okularami na oczach. przy okazji modli się by przestano pokazywać Nataszę Urbańską, która w pojedynkę wygrywa wojnę z bolszewikami. Zostawmy jednak ten wątek i przejdźmy do następnego ? kompromitacji filmu z powodu wypaczeń historycznych. Nie pokazano ogromugwałtów, nieszczęść i zbrodni wyrządzanych przez krasnoarmiejców polskiej ludności. Zamiast tego pokazano: dobrze zorganizowany sztab kulturalnego generała Tuchaczewskiego, brudnych i biednych bolszewików, którzy nie chcieli już walczyć i zabijać.Reżyser nie pokazał także wielkiego zrywu narodowego, lecz przedstawił go jako efekt socjotechniki prowadzonej przez Witosa i Piłsudskiego.Dużo mówiono o dezerterach, a mało o bohaterskich ochotnikach, którzy zgłaszali się masowo. Miałem też nadzieję, że film przedstawitkwiącą w naszych przodkach ogromną potrzebę obrony ? dopiero co wywalczonej - niezawisłości i nienaruszalności granic Rzeczypospolitej. Ilu z nas dziś byłoby gotowymi na takie poświęcenie?! W tym miejscu nie przepowiadam jakiegoś konfliktu zbrojnego, nasz minister finansów robi to lepiej, ale zauważam, że Hoffman poprzez swoje filmy stara się umniejszyć poczucie naszego patriotyzmu. Robi to przez drobne ? a czasem duże ? manipulacje. Gdy w filmie pada zdanie: "Polska powstała" - widzimy upadającego z konia rannego ułana. Można to zinterpretować następująco: "i tak przegramy, jak nie dzisiaj, to w 1939 roku". Moim zdaniem jest to celowe oddziaływanie na podświadomość widza. Reżyser pokazał także kobietę (Ewa Wencel), która zaciągnęła się do armii, a jej służąca chodziła za nią w czasie bitwy po okopie z filiżanką herbaty. Czemu miała służyć taka scena? Chyba niesłusznej kompromitacji stanu szlacheckiego?
Według mnie film nakręcony jest nieudolnie. Sceny dramatyczne nie wywołują u widza zamierzonego celu, ba czasem są nawet śmieszne. Para głównych bohaterów Ola(Natasza Urbańska) i Jan (Borys Szyc) to postacie papierowe, pozbawione emocji. Borys Szyc w filmie przyjął (delikatnie rzec biorąc) postawę dziecka zagubionego we mgle. Gdy maszeruje z wojskiem polskim i mija protestujących przeciwko wojnie polskich, zdradzieckich, komunizujących chłopów, patrzy na nich z głupim wyrazem twarzy, jakby nic nie rozumiał. Gra aktorska pozostawia wiele do życzenia. Bogusław Linda nie wykorzystał swojego potencjału i gdy tylko widziałem go przypominał mi się film "Psy". Daniel Olbrychski i Michał Żebrowski grali z tą samą miną i kompletnie nie wczuwali się w swe role. Sytuację ratuje Wojciech Solarz, który dosyć inteligentnie wyczuł swoją rolę i dobrze odegrał szyfranta Samuela rozpracowującego bolszewicką depeszę generała Tuchaczewskiego. Zachwyciła mnie w tym filmie jedna rzecz. Otóż jest nią genialny dobór aktora grającego Lenina, niesamowita charakteryzacja i podobieństwo do oryginału sprawiało, iż myślałem, że to sam Lenin wyszedł ze swej szklanej trumny i "zaszczycił" nas swoją obecnością na planie.
Moim zdaniem film jest kompletną klapą. Wszelkie przekłamania, błędy zamierzone i przypadkowe stawiają ten film w gronie największych kompromitacji stulecia. Film mógł stać się arcydziełem, mógł przedstawić Polaków jako bohaterów , mógł pokazać prawdziwy patriotyzm, jednocześnie budząc go w nas. Mógł, ale niestety tak się nie stało. Potencjał tego filmu jest tak nie wykorzystany, że aż robi się smutno. Najgorsze jest to, że dla dużej części Polaków film ten będzie jedyną stycznością z rokiem 1920 i wojną polsko - bolszewicką. Niestety autorzy wyolbrzymili za nadto złe polskie cechy, a zbagatelizowali dobre. Jest to dalszy ciąg wmawianych nam z każdej strony kompleksów: że jesteśmy, byliśmy i będziemy słabi, że mimo zwycięstw i tak jesteśmy i będziemy gorsi, że Polska to "bagno" i trzeba z niej jak najszybciej wyjechać. To sprawia, iż poziom naszej narodowej dumy i poczucia polskości zanika i zanikać będzie jeśli sami tego nie zmienimy. Należy pamiętać, że Polska i Polacy mają z czego być dumni! I mieć nadzieję, że jeszcze kiedyś będziemy, tak jak dawniej, potężnym narodem, przed którym drżeć będzie i Wschód i Zachód. Będziemy Państwem, z którym każdy będzie się liczyć.
Andy Boa