Bożena Ratter: Nie zabraniajmy pamiętać.
data:20 lipca 2013     Redaktor: GKut

W 1942 roku Seweryna Szmaglewska została wywieziona do niemieckiego obozu koncentracyjnego. Ocalała.  „Dymy nad Birkenau” to wstrząsająca relacja z przeżyć autorki podczas pobytu w niemieckim obozie koncentracyjnym Auschwitz-Birkenau. Książka została przetłumaczona na wiele języków: m.in. angielski, holenderski a nawet mongolski. Seweryna  Szmaglewska zeznawała podczas procesu zbrodniarzy niemieckich w Norymberdze a jej książka została włączona w poczet dowodów  w tym procesie. W  czasach PRL,  przez kilkadziesiąt lat, książka była obowiązkową lekturą dla  każdego, polskiego dziecka.

Inna obowiązująca lektura to  „Dziennik Anne Frank” – książka powstała na podstawie obszernych fragmentów pamiętnika napisanego przez kilkunastoletnią dziewczynkę  ukrywającą się 2 lata, wraz z  rodziną, w czasie niemieckiej okupacji Holandii. Ich kryjówka została ujawniona przez donosiciela w sierpniu 1944 roku, a Anne Frank zmarła na tyfus w obozie koncentracyjnym Bergen-Belsen. W 1955 roku powstała sztuka teatralna Pamiętnik Anny Frank, a na jej podstawie film w reżyserii George'a Stevensa.

Shoah – dziewięcioipółgodzinny film dokumentalny Claude'a Lanzmanna z 1985 roku o ludobójstwie Żydów. Za film ten Lanzmann otrzymał wiele nagród i 13 doktoratów honoris causa. Szymon Wiesenthal, polski Żyd ze Lwowa, który cudem ocalał z koncentracyjnego obozu Janowskiego, współtworzył Jewish Historical Documentation Center, które zbierało dokumentację dotyczącą zbrodni wojennych oraz otworzył Żydowskie Centrum Dokumentacji w Wiedniu, które doprowadziło do skazania około 1200 niemieckich zbrodniarzy.

W 1997 roku odbyła się w Kijowie konferencja pt. „Zbrodnie OUN UPA przeciwko narodom Ukrainy i narodom Europy”. W obradach uczestniczyło 600 osób, w referacie dr Witalija Łucenki padło pytanie i odpowiedź: Czy trzeba? Trzeba - choć prawda będzie gorzka. Spadkobiercy  OUN-UPA nie osądzili swej zbrodniczej przeszłości ale mają na celu gloryfikację swej działalności.

Dotąd niewiele mówiło się o polskim dramacie za Bugiem, na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej. Koniec wojny nie oznaczał końca ludobójstwa na narodzie polskim. „Z obszarów przygranicznych ruszyły nowe sotnie UPA na powiaty Lubaczów, Jarosław, Tomaszów Lubelski, Hrubieszów. Teraz tu, podobnie jak na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej ludność znalazła się w straszliwym niebezpieczeństwie. Zgrozę potęgował fakt, że to właśnie tu schroniło się 300 000 Polaków, którym udało się uciec spod topora UPA” (Edward Prus).

Artur Bata w książce „Bieszczady w ogniu” przytacza fragment pamiętnika sotennego UPA: „Wbiegamy pod  chaty we wsi Kuźmina. Komendant „Hromenko” między nami. On daje rozkaz – palić chaty! W jednej chwili kilkadziesiąt domów staje w ogniu, w każdym pełno Polaków. Ale są tam również nasi zdrajcy ( Ukraińcy, sąsiedzi Polaków)..Striłci zarzucają chaty granatami i strzelają przez okna do środka. Polacy krzyczą – bracie, daruj życie! Hospody, pomyłuj! – rozlegają się głosy. W następstwie straty wroga – 90 zabitych i około 100 rannych (kobiety, dzieci, mężczyźni, przypis autora).”

W sobotę 20 lipca w Radymnie (woj. podkarpackie, powiat jarosławski) odbędą się dwudniowe uroczystości upamiętniające 70 – rocznicę ludobójstwa na Wołyniu i Kresach Południowo – Wschodnich dokonanego przez OUN – UPA na Polakach i innych narodowościach. W ramach uroczystości odbędzie się także widowisko rekonstrukcyjne  pt. „Wołyń 1943  nie o zemstę lecz o pamięć wołają ofiary”. Należy podkreślić, że w świadomości społecznej panuje ogromny deficyt tej wiedzy, a pamięć o strasznym ludobójstwie od lat pielęgnują  wyłącznie osoby które cudem ocalały z tych strasznych ludobójczych rzezi i ich rodziny zrzeszeni w różnego rodzaju organizacjach pozarządowych. Za własne pieniądze wydają książki, gazety, organizują własny przekaz medialny. Nie wpiera ich w tym Państwo Polskie, lokalne samorządy, jeśli już to w bardzo nikłym zakresie, hojnie wspierając przy tym mniejszość ukraińską w Polsce. (Horyzonty Podkarpackie).

Na pewno potrzeba wielu lat by tak znacząca część historii Polski, zakazana już  w PRL, została przekazana Polakom. Może potrzeba będzie tylu lat na jej upamiętnianie, przez ile obowiązująca była lektura „Dymy nad Birkenau”.

I nie naśladujmy zbrodniarzy z UPA, którzy zabraniali rodzicom opłakiwać śmierć syna poległego w szeregach UPA. Także rodzinom polskim nie wolno było płakać nad trupem pomordowanych i modlić się ich dusze. Wiktor Poliszczuk, ukraiński historyk, przytacza w Dowodach zbrodni relację Stanisława Wołczyńskiego: „We wrześniu 1944 roku weszliśmy do wsi Trościaniec po dwie pozostałe tam polskie rodziny. Na wierzbach wisiały powieszone kobiety, było ich jedenaście. We wsi cisza, napotkaliśmy Ukrainkę. Ta kobieta z wielką obawą powiedziała nam, że to są Ukrainki – matki, które opłakiwały swoich synów, którzy ponad rok temu poszli na Wołyń i nie wrócili do domu. Powiesił te kobiety banderowiec Proc, on też samodzielnie zamordował rodzinę Rybczyńskich i zamieszkał w ich domu. Powiesili te kobiety głową w dół, żeby je zhańbić, bo wtedy kobiety nie nosiły majtek”.

Bożena Ratter






Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.