Na jednej nodze, gotowi do skoku
data:06 listopada 2011     Redaktor:

Warto przytoczyć jesienne refleksje Toyaha. Zachęcamy do kupna Jego książki:

(?.)Kiedy się rano obudziłem, pierwsze co pomyślałem, to nie to, że Ziobro z Kurskim są poza PiS-em, ale o tym, że jest tak znowu cudownie pięknie za oknem. Ktoś oczywiście mi od razu powie, że to iż osiągnąłem taki stan, akurat świadczy o mnie wyłącznie źle, i jedyne co mnie tu może usprawiedliwić, to mój wiek. Tyle że to jest akurat nieprawda. Jak na swój wiek bowiem, skutecznie bardzo udowadniam tu każdego dnia, że jeśli ktoś liczy na to, że ja się zapatrzę w tę jesień i zapomnę o wszystkim innym, lepiej niech tego sprawdzać nie próbuje. Mnie dziś chodzi tylko o to, że od tego co się wczoraj stało w Prawie i Sprawiedliwości, ta jesień i jej przyczyny, są znacznie ważniejsze.

No ale przecież, nie tylko jest ta jesień. Są też i zmartwienia. Jednak każde moje zmartwienie, które właśnie w tej chwili, kiedy piszę ten tekst, przychodzi mi do głowy, jest tak samo jak ta jesień, znacznie ważniejsze od tego, że nagle doszło do sytuacji, gdy oto Karski okazał się ważniejszy od Kurskiego. I tu też mi wcale nie chodzi o to, że się wszyscy starzejemy i że, zwłaszcza przy tej pięknej jesieni, myśl o tym, że trzeba umierać jest dla mnie w jakiś sposób obezwładniająca. Nie. Ja tę akurat myśl traktuje bardziej jako żart, czy swój kolejny udany bon mot, niż świadectwo mojego nastroju. Otóż mnie bardzo martwi co innego. To choćby ? jeśli już mamy uznać, że polityka jest jednak jakoś naszym życiem ? że wygląda na to, że po raz kolejny się pomyliłem i dałem się oszukać swojemu wrodzonemu optymizmowi, kiedy już w parę tygodni po Smoleńskiej Katastrofie ? czy wiecie, że już zawsze będziemy ją pisać z dużej litery, tak jak Amerykanie z dużej litery piszą słowa Depression i American Dream? ? uznałem, że Jarosław Kaczyński już zbiera się po tym ciosie, jak ten jakiś Feniks z popiołów, jak Don Vito Corleone po tamtym zamachu ("Stary żyje. Pięć kul w tej jego sycylijskiej skórze, i żyje"), jak tylu wielkich bohaterów sztuki popularnej, których zawsze, jeszcze jako dzieci, tak bardzo podziwialiśmy ("I w jego oczach zobaczył swoją śmierć"). Bo oto wszystko wskazuje na to, że choćbyśmy się nie wiadomo jak napięli, nigdy nie będziemy w stanie zrozumieć, czym dla Jarosława Kaczyńskiego był tamten sobotni poranek, i że okropnie naiwna była ta nasza wiara, że on jest większym herosem od herosów największych.

Przy okazji ostatnio obchodzonej rocznicy ataku na WTC w Nowym Jorku, obejrzałem po raz kolejny ten niezwykły dokument, zatytułowany po prostu "9/11", o tym nowojorskim strażaku, który krótko przed 11 września wstąpił do służby, i znów miałem możliwość podziwiania owej akcji z punktu widzenia jej egzekutorów, i, po raz kolejny, pomyślałem sobie, że dla nich to rzeczywiście musiało być najwyższej klasy święto. Bo naprawdę trudno sobie wyobrazić zamach bardziej spektakularny, i propagandowo i symbolicznie skuteczny, niż ten właśnie. Oni musieli być wówczas bardzo z siebie dumni. I bardzo szczęśliwi. Dokładnie tak samo dumni i tak samo szczęśliwi, jak ci, którzy niemal dziesięć lat później, w zupełnie innej części świata, jednym skutecznym ruchem, zlikwidowali całą współczesną historię Polski. I kiedy dziś, z jednej strony, patrzę na Jarosława Kaczyńskiego, który ? jak sam przyznaje w przygotowanym specjalnie na rzecz skutecznej kampanii filmie ? już nigdy nie będzie szczęśliwy, a z drugiej, choćby na rozgrzaną popularnymi emocjami publiczność, kiedy wyjaśnia sobie nawzajem piękne bohaterstwo kpt. Wrony w opozycji do zawstydzającej porażki kpt. Protasiuka, to martwię się jak cholera. Jestem zmartwiony aż do bólu serca.

A więc, tak ? to mnie martwi. Sytuacja w Prawie i Sprawiedliwości już nie bardzo. Bo wiem, że oni jakoś się tam ostatecznie pozbierają i będą dalej walczyć, lub choćby udawać, że walczą, a świat zewnętrzny zrobi wszystko, żeby im się zbyt duża krzywda nie stała. Wczoraj ? co za ironia! ? Grzegorz Miecugow w "Szkle kontaktowym" powiedział, że w momencie gdy PiS przestanie istnieć, przestanie natychmiast też istnieć Platforma Obywatelska, bo oni są tak tragicznie bylejacy, że bez tego szczęśliwego kontekstu, jaki im daje istnienie PiS-u stają goli i uświnieni swoją nędzą i kłamstwem. A więc spokojna głowa ? System nie dopuści do tego, by Polskiej prawicy stało się coś przykrego, a już na pewno nie przykrego w sposób ostateczny. Nie martwi mnie więc też bardzo to, że w Prawie i Sprawiedliwości swoje pozycje zachowali Hofman, Błaszczak i pani Szydło, i że stracili je Kurski, Ziobro i pani Kempa, bo, moim zdaniem, w obecnym stanie rzeczy, a więc w sytuacji, kiedy System złapał za gardło i społeczeństwo i całą sferę publiczną, a ? jak na to wiele wskazuje ? również i Kościół, nawet gdyby ten spór zakończył się z wynikiem odwrotnym, to dla nas akurat wszystko pozostałoby dokładnie tam samo, gdzie jest dziś. Włącznie z Jarosławem Kaczyńskim, wreszcie skutecznie zneutralizowanym. No i przede wszystkim, z nieżyjącym Lechem Kaczyńskim i nieżyjącym Przemysławem Gosiewskim i z nieżyjącą Grażyną Gęsicka i z nieżyjącą Aleksandrą Natali-Świat, z nieżyjącym Władysławem Stasiakiem, i z tym trupem polskiego samolotu, już ostatecznie zapomnianym i zlekceważonym. Na lotnisku w Smoleńsku.

O sytuację w Prawie i Sprawiedliwości zapytano wczoraj Annę Fotygę, i choć wiem, że z niej w dobrym towarzystwie wypada się wyłącznie śmiać, ona znów pokazała, że znajduje się znacznie wyżej, niż którykolwiek z nich może choćby tylko marzyć, by się wspiąć ( przy okazji wyrazy pogardy dla Roberta Mazurka). Otoczona bandą, jak zawsze kompletnie ogłupiałych, dziennikarzy, Fotyga odpowiedziała krótko, że ona się sprawą Ziobry nie zajmuje, bo od rana jest bardzo zajęta obserwowaniem, jak "kończy się dotychczas znany nam świat", i że za to naleganie, by ona opowiadała dziś o Ziobrze, dziennikarze powinni się wyłącznie "wstydzić". A ja sobie myślę, że ona zajmuje się sprawami zagranicznymi, tylko częściowo powiązanymi z gospodarką. No ale pozostają oczywiście jeszcze pieniądze. Więc ja czekam, aż oni pójdą do któregoś z wybitnych ekonomistów i im też zadadzą pytanie o stan towarzyskich stosunków w PiS-ie. Chętnie bym się dowiedział, co tam słychać, bo ? jak już wielokrotnie tu informowałem ? w tych tematach osobiście trzymam się blisko zera.

Dowiedziałem się właśnie, że na słynnej drodze M5, łączącej Bristol z Exeter, doszło do wypadku, o którym ktoś powiedział, że czegoś takiego Anglia nie widziała w swojej "living bistory". Właśnie widzę, że wiadomość ta pojawiła się wreszcie na portalu tvn24.pl. Jednak, naturalnie, bez przesadnych gestów. Na samej górze oglądam twarz Ryszarda Czarneckiego i podpis: "PiS grał w piłkę nożną, a koledzy w football amerykański". Piętro niżej, zdjęcie Błaszczaka i cytat: "Ręka została wyciągnięta ? odrzucono ją". Jeszcze niżej, pewnie dla odmiany, jeszcze raz samolot bez podwozia, ale już za moment pełna błysku twarz Kazimierza Marcinkiewicza i kolejny cytat: "Jarosław Kaczyński jest politykiem przegranym". Pod Marcinkiewiczem ? Wołek, Lisicki i niejaki Perzyna, i informacja o tym, że "Rewolucja moralna pożera własne dzieci". To akurat ten Perzyna. Później reklama i wreszcie pojawiają się ? najpierw Grecja, a potem zdjęcie tej autostrady. Szukałem jeszcze to tu to tam, ale już akurat śladów Donalda Tuska nie znalazłem. W ogóle, jak idzie o naszą Polskę, to wydaje się, że poza ostatecznym końcem Jarosława Kaczyńskiego i bohaterskim lądowaniem kpt. Wrony ? od wczoraj nie wydarzyło się nic. No i owszem ? to mnie martwi. Bardzo. To mnie martwi tak, że aż chce mi się krzyczeć. I jeśli ktoś chce mnie przekonać, że przyczyną tej naszej polskiej nędzy jest odsunięcie od wpływów w Prawie i Sprawiedliwości Ziobry i Kurskiego, a pozostawienie na miejscu Hofmana, to go szczerze i z całą mocą zapewniam ? to jest nieprawda.

Moim zmartwieniem jest to, że wszystko wskazuje na to, że to dopiero ten straszny, niespotykany dotychczas kryzys, który przyniesie nam nędzę, jakiej nie widział nawet najgorszy PRL, sprawi, że obudzimy się z tego zaczadzenia i znów poczujemy, co znaczy być człowiekiem. Moim zmartwieniem jest to, że wciąż nie mogę zapomnieć tej strasznej okładki chyba "Polityki", która wygenerowała komputerowo obraz Donalda Tuska, jako premiera za dwanaście lat, który to obraz jako żywo przypomina coś, co pokazał Spielberg w swoim filmie "A.I." w granej przez Jude?a Law postaci robota do towarzystwa, któremu nagle coś się zepsuło w programie, i teraz musi się ukrywać. Nie mogę jej zapomnieć i nie mogę też przestać myśleć, że kiedy redaktorzy "Polityki" decydowali się na zamieszczenie tego projektu, wbrew pozorom wcale nie chcieli swoich czytelników przerazić, lecz wprowadzić w dobry nastrój. I jestem pewien, że ich w dobry nastrój wprowadzili. I ta świadomość martwi mnie, jak nie wiem co. Podobnie jak martwi mnie też to, że nawet jeśli ten kryzys, który nadejść musi, zrobi z nami wszystko to, co zapowiada już od dłuższego czasu, to jest wciąż dość prawdopodobne, że Donald Tusk nadal będzie się tak jak dotychczas pięknie starzał, że w kaplicy prezydenckiej nadal będzie stał ten biedny, zhańbiony, opluty, obsączany i zapomniany przez polskich biskupów krzyż z Krakowskiego Przedmieścia, plazmowe telewizory nadal będą nadawały tę samą co zawsze plazmę, tyle że nowym, dostosowanym do najświeższych potrzeb, wydaniu, a my będziemy nadal interesować się polityką na poziomie takim oto, czy Jarosław Kaczyński zdąży nas zbawić, zanim go Ziobro ostatecznie nie pozbawi wpływów. Lub czy nie lepiej by było, gdyby wreszcie władzę w Kraju zdobyła prawdziwa, patriotyczna, narodowa prawica, która i wie co to Wołyń, i rozumie, czym jest Naród, i potrafi rozpoznać nawet najbardziej zakamuflowanego Żyda. Nawet po samym zapachu.

Cieszę się dziś tą piękną jesienią, i martwię się dziś jak być może nigdy dotąd tym, że Jarosław Kaczyński, największy polityk najnowszej polskiej historii, dziś najprawdopodobniej siedzi gdzieś tam w tej swojej Warszawie i nie jest w stanie dzielić ze mną tej radości. Rozumiem go jednak i niech nikt nie liczy na to, że z moich ust usłyszy choć jedno słowo skierowane przeciwko niemu. A to dlatego, że przede wszystkim ja wiem, że za 50 lat ? jeśli oczywiście ten czas w ogóle nastąpi ? z tego naszego minionego dwudziestolecia, na kartach naszej dzisiejszej historii, pozostanie tylko to jedno nazwisko. A poza tym, ja żyję w znacznie szerszej perspektywie, niż tej wytyczonej przez nazwiska Ziobry i Hofmana, i swoje emocje zachowuję na moment, kiedy pojawi się szansa, bym ujrzał tryumf prawdy w pełnej krasie. I obiecuję, że zrobię wszystko, by tego momentu dożyć.

www.toyah.pl






Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.