W 1956 roku na Węgrzech wybuchło powstanie, jako bunt przeciw komunizmowi. Gdy sytuacja wewnętrzna zaczęła się zaostrzać i rozpoczęły się walki, Związek Sowiecki zdecydował zmobilizować swoje wojska (30 października).
Jednocześnie Kreml wydał oświadczenie o stosunkach między Związkiem Sowieckim a państwami socjalistycznymi zaznaczając, „iż mogą być różne drogi do socjalizmu „ (profesor Wojciech Roszkowski, „Z wyciągniętymi rękami”).
Natychmiastową reakcją premiera rządu, Imre Nagy, było ogłoszenie neutralności Węgier i wystąpienie z Układu Warszawskiego.
Jak wiadomo dzisiaj, Kreml podjął decyzję o stłumieniu węgierskiego powstania 31 października, zakładając, iż ZSRR „nie może sobie pozwolić na utratę renomy i że wyjście Węgier z obozu komunistycznego może być precedensem, przykładem dla innych krajów jak Polska czy Czechosłowacja” ( historyk Janos Tischler).
4 listopada 1956 roku na Węgry wkroczyło 16 dywizji i 2 tys. czołgów Armii Czerwonej. Nie pomogły odezwy rządu Węgier do świata – „ „jesteśmy napadnięci i wciągnięci w niezawinioną przez nas wojnę, wzywamy pomocy !”. Państwa zachodnie nie odpowiedziały. Do sterroryzowania Budapesztu użyto artylerii, samolotów i wojsk pancernych – „czołgi strzelały do wszystkiego, co żyje i co się rusza”.
„To była tak ogromna ilość armii, że można by rozpocząć wojnę, mniej więcej tyle ile liczyły wojska alianckie lądujące w 1944 roku w Normandii by wyzwolić Europę" –wspomina gen. Bela Kiraly, dowódca obrony Budapesztu.
Wojska radzieckie przebywały na Węgrzech od 1945 roku, żołnierze potrafili się już porozumiewać z ludźmi, wiedzieli gdzie są, sympatyzowali z Węgrami. „Kilkuset a nawet więcej żołnierzy radzieckich przeszło na stronę powstańców, nie wiem jaki ich los był później, na pewno tragiczny. Ale przeszli” –wspomina jeden z dziennikarzy obecnych w Budapeszcie w 1956 roku.
Natomiast te oddziały, które przyszły 4 listopada to już były oddziały spoza Węgier.” Nie wiedzieli gdzie są. "Ponieważ oni przyszli walczyć z faszystami to wielu z nich było przekonanych, że jest w Niemczech”- wspominają dziennikarze.
Ciekawe, kiedy członkowie grup antyterrorystycznych, przywożeni na wykłady profesora Zygmunta Baumana, byłego pracownika Korpusu Bezpieczeństwa Publicznego w PRL, zorientują się gdzie są i po co są.
Po wkroczeniu na teren Węgier, Rosjanie poprosili na rozmowy dowodzącego siłami powstańczymi, generała Pala Maletera. Żona próbowała powstrzymać generała a on tłumaczył jej, iż zgodnie z zasadami obowiązującymi w dyplomacji czas i miejsce spotkania określa druga strona i w tym momencie nie jest ważna rodzina, żona, on na spotkanie musi się stawić.
Na generale wykonano wyrok śmierci i pochowano go w dole na więziennym podwórku. W lutym 1961 roku przeniesiono szczątki straconych do wspólnej kwatery, „(…) jeszcze było widać, iż nadgarstki miał zawinięte drutem, a ponieważ generał miał 191 cm, nie mógł się zmieścić w pudle, więc odcięta głowa leżała obok”- wspomina po latach żona generała.
Brakuje nam elit, brakuje dyplomatów, urzędnik piastujący z wyboru obywateli funkcję w dużym mieście, nazywa swoich wyborców, reprezentujących inny niż on światopogląd „nacjonalistyczną hołotą”. A przecież minęło 57 lat od tamtych wydarzeń.
Bożena Ratter