7 maja 1945 roku, w kwaterze głównej Alianckich Sił Ekspedycyjnych generała Eisenhowera w Reims we Francji, podpisano akt kapitulacji. Przedstawiciele USA, Wielkiej Brytanii i ZSRR, przyjęli akt kapitulacji od dowódców sił lądowych, powietrznych i marynarki III Rzeszy.
Prawie natychmiast po podpisaniu, w wyniku ostrego protestu Stalina, nazwano ten akt „wstępnym”. Prawdziwa kapitulacja miała się odbyć na ziemiach zajętych przez ZSRR.
I odbyła się. W kwaterze głównej generała Żukowa, w Berlinie.
Z powodu różnicy czasu, w krajach zachodnich Dzień Zwycięstwa obchodzony jest 8 maja, a w ZSRR - 9 maja.
Zabawnym aktem związanym z kapitulacją, który not bene przyczynił się do zmarginalizowania udziału Armii Polskich w działaniach wojennych, był wymuszony histerią udział w kapitulacji przedstawiciela de Gaulle. Po stronie przyjmujących.
Przez wiele dziesięcioleci karmiono europejczyków bohaterstwem „Resistance”, skwapliwie zasłaniając nim udział AK i NZS w działaniach wojennych. Do dzisiaj mitologia przesłania fakty.
Z powodu interwencji Stalina, Parada Zwycięstwa w Londynie miała się odbyć bez udziału Armii Polskiej. W ostatniej chwili próbowano zaprosić lotników, ale ci, solidarnie zrezygnowali.
I tak bohaterów zastąpiono skwapliwie przedstawicielami najbardziej kolaborującej z Niemcami nacji. Nakręcono parę propagandowych filmów, jak to wysadzano pociągi. Śmiem podejrzewać, że za komunistyczne pieniądze. W końcu, to pokolenie Sartre'a (nauczyciela Pol-pota), czas zachwytu komunizmem i ZSRR.
Wtedy, dzisiejsi działacze Unii Europejskiej, stawiali w polityce pierwsze kroki, budując barykady przeciw kapitalistycznym wyzyskiwaczom. Postępowy lud kupił tanie oszustwo.
Wczoraj, we Francji był dzień wolny od pracy. W Polsce, 9 maja był wolny do 1950 roku. Nie mamy czego świętować.
Shork