Więc czy nie mamy wobec niej długu wdzięczności za ponadczasowe, ale i zarazem nowoczesne przesłanie? Np. że „wszelka władza społeczności ludzkiej początek swój bierze z woli narodu”, lub „niepodległość na zewnątrz, a wolność w obrębie granic stanowią najwyższe dobro narodu”, albo że „naród winien jest sobie samemu obronę od napaści i do przestrzegania całości swojej”. A wszystkie te wskazania, zapisane 222 lata temu, mogłyby posłużyć polskim władzom jako cenne drogowskazy, gdyby celebrując rocznicowe obchody, zamiast sięgać po pomysły z przedszkolnego podwórka, zdecydowały Konstytucję 3 maja trochę sobie odświeżyć.
Ta Konstytucja jest mi bliska dlatego, że powstała jako kontynuacja rozważań prawdziwych polskich myślicieli i mężów stanu, m.in. Jana Ostroroga i jego „Memoriału w sprawie uporządkowania Rzeczpospolitej”, gdzie, bodaj po raz pierwszy, nazwano Polskę republiką. Albo dzieła Andrzeja Frycza Modrzewskiego „O poprawie Rzeczpospolitej ksiąg czworo”, której autor w sposób bardzo jak na tamte czasy nowoczesny połączył trzy wartości - podstawa myślenia o państwie – wspólnota, uczciwość i pożyteczność. Czy te złote myśli Ostroroga, Frycza Modrzewskiego, Konarskiego, Staszica i Kołłątaja nie powinny znaleźć się w kanonie lektur każdego polskiego parlamentarzysty, gdyby w ogóle coś czytali? Mogłoby się tam znależć wiele innych pouczających tekstów z przeszłości, np. Jana Krasińskiego, który chwalił ustrój XVI-wiecznej Rzeczpospolitej, bo „jest ustanowione rządzenie według prawa…król sam bez zgody rady i senatu i zgody szlachty, nie ustanawia praw, lecz prawom podlegać ma nakazane”. zamieniając króla na prezydenta czy premiera - kiedy podobna myśl zagościła w Belwederze czy URM, 3 – 5 lat temu? Nasza ustawa zasadnicza 1791 roku jest mi droga także dlatego, że przypomina dawne dobre czasy, kiedy Rzeczpospolita współtworzyła europejską myśl polityczną, społeczną i brała udział w debacie o przyszłości Europy. Potem nad Polska zapadła Zelazna Kurtyna, rozbiory, krótki sen o niepodległości i kolejna izolacja od świata na 45 lat, która w istocie trwa do dziś.
Powracając do przeszłości, bardzo ciekawa była reakcja świata na ten jeden z najważniejszych dokumentów w Europie. Otóż świat – prócz najbliższych sąsiadów – gratulował Polsce Konstytucji. M.in. współtwórca amerykańskiej, Anglik Tomasz Payne oraz inny Anglik, „ojciec konserwatyzmu”, publicysta i orator Edmund Burke. Burke tak komplementował wydarzenie: ”nikt straty nie poniósł, nikt poniżonym nie został. Począwszy od króla az do dziennego wyrobnika…żadna kropla krwi nie prysnęła: nie było zdrady, ni obelgi, ni przysposobionego lżenia religii, obyczajów ani łupiestwa ani konfiskaty”. W oczywistej opozycji do krwawej jatki za Kanałem La Manche, którą potępił w swoim fundamentalnym dziele „O rewolucji francuskiej”. Interesujący może być też dalszy ciąg wywodu Burke’a: „…Lecz takowe podziwienia godne postępowanie zachowane było jedynie dla tego chwalebnego związku, którego cel stanowiło utrzymanie prawdziwych, istotnych i nieodzownych praw człowieka”. Prawdziwych – pisał – a nie pustych haseł, którymi dziś liberalna lewica spod znaku paryskiego Zgromadzenia Narodowego próbuje nas terroryzować, upychając pod dywan informacje o milionach ofiar, które to egzekwowanie praw człowieka pochłonęło. Z entuzjazmem przebieg zdarzeń relacjonował także francuski poseł Aleksander Bonneau, przebywający w tym czasie w Warszawie – i, o dziwo, francuski agent Joseph Aubert, który w swojej depeszy do ówczesnego ministra spraw zagranicznych Montmorina wskazywał na doniosłość przeprowadzanych reform: ”…jednym z najważniejszych osiągnięć jest nadanie przywilejów zarówno miastom, jak i mieszczaństwu. Było to z pewnością zręczne posuniecie, ponieważ w ten sposób związano mieszczan z losami państwa i zapewniono sobie ich pomoc”. Nie muszę przypominać, co z nieposłusznymi władzy mieszczanami robili Danton i Robespierre.
Jednak najbliżsi sąsiedzi byli wrogo nastawieni do ustawy, która bądź co bądż upominała się o „niepodległość na zewnątrz, a wolność w obrębie granic”. Katarzyna II twierdziła, że „Polacy zakasowali nawet wszelkie szaleństwa paryskiego Zgromadzenia Narodowego”, co było już czystą demagogią, bo kiedy Francja spływała krwią, w Warszawie nie rozlana została nawet jej kropla. I oczywiście niecierpliwie czekała na okazję, żeby spacyfikować polskie sny o wolności, tak mądrze i pięknie przetłumaczone na język prawa w Konstytucji 3 maja. Nastąpił drugi i trzeci rozbiór Polski, Rzeczpospolita została starta z mapy Europy, a za tym nasze szanse na niepodległość, rozwój, ale także na współtworzenie europejskiej myśli państwowej w duchu demokracji. To się także skończyło, i dziś podstaw wiedzy o demokracji musimy szukać za zachodnią granicą.
Bardzo ciekawa ocenę ówczesnej sytuacji przekazał także ówczesny minister spraw zagranicznych Prus, Ewald Fryderyk Hertzberg, w końcu nieprzyjaciel.”Rewolucja polska jest jednym z najważniejszych wypadków naszego stulecia, który według mojego zapatrywania pociągnie za sobą donioślejsze następstwa niż rewolucja francuska…” I można się z tym zgodzić, bo choć krwawy terror zwany wielką rewolucją francuską wciąż ma jeszcze dobrą prasę, powoli prawda o zbrodniach przeciw ludzkości nad Sekwaną - które potem inspirowały kolejne rozlewy krwi, rewolucję sowiecką, meksykańską czy wojnę domową w Hiszpanii - zaczyna pojawiać się w debacie publicznej. I choć wciąż stanowi dla lewicowo-liberalnych elit rodzaj symbolu, ideowego drogowskazu, to już na pewno nie dla wszystkich. Rzecz w tym – i widać to na przykładach partii konserwatywnej w Wielkiej Brytanii czy republikańskiej w Stanach Zjednoczonych – że aby program miał walor ponadczasowości, musi być oparty o aksjologię. Jeśli wartości moralne zastąpione zostaną socjotechniką, prawa człowieka szczuciem jednej grupy społecznej przeciw innej, przemoc, terror stają się nieuniknione. Jan Paweł II ustawicznie przypominał, że „polityka bez moralności wyradza się i zwykle prowadzi do dyktatury”. Ale który polski parlamentarzysta o tym pamięta? Nasza Konstytucja przypominała o przestrzeganiu praw człowieka, o zobowiązaniach władzy wobec obywateli, potępiając równocześnie przemoc i gwałt. Toteż, mimo wielu dramatycznych sytuacji, nie doprowadziła – jak we Francji – do rzezi na masową skalę. Może właśnie dlatego stała się symbolem reform, ale także żywą legendą, która nie tylko pomogła Polakom przetrwać półtora wieku niewoli, ale może być cenną wskazówką myślenia o państwie dziś. Dla nas, ale przede wszystkim dla ekipy rządzącej. Gdyby przynajmniej raz w roku, około 3 maja, zechcieli przekartkować Konstytucję. Co jednak robić, jeśli kompletnie odporne na mądrość przeszłości, zamiast zabrać się do lektury Konstytucji 3 maja, wolą piknik na Błoniach? Jakie władze, takie i narodowych rocznic świętowanie.
Elżbieta Królikowska-Avis. Londyn, 6 maja 2013.