To miała być zwykła sobota...
data:11 kwietnia 2013     Redaktor: csp

Publikujemy wspomnienie dnia katastrofy smoleńskiej - 10.04.2010






To miała być zwykła sobota jakich wiele w roku. Miałem w tym wolnym od zajęć szkolnych dniu przygotowywać się do zbliżającej się matury. Miałem iść grać w piłkę z kolegami, posprzątać, pójść na zakupy… Miałem…


Mój sen został przerwany przez telefon mamy:

 

-Karol!- głos w słuchawce brzmiał niepokojąco- Coś się stało z samolotem, którym leciał Prezydent. Mieli jakieś problemy przy lądowaniu. W radiu mówią..


Wstałem niezbyt szybko, zupełnie nie zdając sobie sprawy z tego, co za parę chwil miało tak boleśnie do mnie dotrzeć. Włączyłem telewizor i zobaczyłem Las Katyński i rzędy pustych siedzeń. Panował kompletny chaos informacyjny. Pierwsze doniesienia mówiły o problemach przy lądowaniu. Nie mogłem uwierzyć w to co widzę. –To nie jest prawda- pomyślałem. Wziąłem do ręki telefon i zadzwoniłem do mamy. – Słuchaj jest jakiś problem, ale nikt nie wie co się stało. Będę dzwonił jak tylko powiedzą coś więcej. Już po chwili, owo „więcej” stało się  najtragiczniejszą informacją, jaką w moim życiu przyszło mi przekazać. Podano informację, że nikt nie przeżył katastrofy. Po chwili, na ekranie telewizora, pojawiło się czarno-białe zdjęcie Prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Zacząłem płakać. W Lesie Katyńskim odmawiano różaniec w intencji poległych. Przyłączyłem się do tej modlitwy, choć zdjęcie Prezydenta, a następnie Pary Prezydenckiej i płacz ludzi zebranych w Katyniu nie pozwalały na modlitewne skupienie. Moje myśli były skupione na jednym pytaniu: JAK TO MOŻLIWE? Po raz kolejny wykonałem telefon do mamy. Czułem się jak posłaniec złej nowiny. Drżącym głosem powiedziałam:

 

-Mamo… To jest największa tragedia w historii naszego kraju.. Prezydent nie żyje..Nikt nie przeżył.. W odpowiedzi usłyszałem tylko -Matko Boska..


Od tej chwili Ne odchodziłem od telewizora. Może dlatego, że chciałem usłyszeć, że to nieprawda, ponury dowcip, nieporozumienie… Niestety nic takiego się nie wydarzyło. W zamian dostarczano informacji o ponad 130 ofiarach, forowano, że do katastrofy przyczynił się błąd pilotów, którzy za nisko zeszli do lądowania… Pamiętam to tak, jakby to było wczoraj..

 

Kolejne dni mijały w atmosferze żałoby. Nie tylko tej oficjalnej, państwowej, ale tej noszonej w sercu.  Wraz z mamą i babcią podjęliśmy decyzję, że wyruszamy do Warszawy na uroczystości żałobne wszystkich Ofiar katastrofy. Przybyliśmy do stolicy 16 kwietnia rano. Wielokrotnie bywałem w Warszawie przy różnych okazjach, ale takiej stolicy jeszcze nie widziałem. Od Warszawy Centralnej udaliśmy się na Krakowskie Przedmieście by ustawić się w kolejce do Pałacu Prezydenckiego. Chcieliśmy podobnie jak miliony ludzi oddać hołd Panu Prezydentowi i jego Małżonce oraz pozostałym pracownikom Kancelarii. Wielogodzinne oczekiwanie, pomimo niskiej temperatury, nie spowodowało w nas zniechęcenia. Wręcz przeciwnie. Były to rekolekcje w drodze. Dosłownie i w przenośni.

 

Droga wiodła do Pałacu Namiestnikowskiego, a jednocześnie można było uświadomić sobie drogę własnego życia, jej niesamowitą wręcz kruchość. Po wejściu do siedziby Prezydenta, zobaczyłem pracowników Kancelarii, którzy pozostali w Warszawie. Ujrzałem ludzi zrozpaczonych, wstrząśniętych, zapłakanych.. Trasa tego niezwykłego, narodowego konduktu wiodła przez salę, w której złożono doczesne szczątki prezydenckich ministrów, lekarza i kapelana.. Nie dało się przejść wobec tego widoku obojętnie. Dalszą trasę trzeba było pokonać po schodach, na których spotkaliśmy funkcjonariusza BORu. Płakał. Wstrząsający widok. Gdy stanęliśmy przed trumnami Pary Prezydenckiej, uświadomiłem sobie tak namacalnie ogrom tej narodowej tragedii.

 

To była krótka chwila modlitwy, a jednocześnie niesamowita lekcja patriotyzmu i przywiązania do Polski, jakiej uczył nas poległy Prezydent. Przed pałacem powstało morze zniczy i kwiatów. Nieprzebrane tłumy ludzi spieszyły oddać hołd swemu Przywódcy.

 

17 kwietnia uczestniczyliśmy w uroczystościach żałobnych wszystkich Ofiar. W beznadziei tej sytuacji i olbrzymim smutku, nadzieją były słowa pieśni, która rozpoczynała Eucharystię: „Chrystus zmartwychwstan jest, nam na przykład dan jest, iż mamy z  martwych powstać, z Panem Bogiem królować… ” Tymczasem tu na Ziemi musimy poznać prawdę o tym co stało się tego 10 dnia kwietnia tragicznego roku.

 

KM

 

 






Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.