List oceaniczny: Trzecia rocznica
data:09 kwietnia 2013     Redaktor: Redakcja

Comiesięczne marsze pamięci, nieustanne upominanie się o prawdę, demonstrowanie sprzeciwu wobec kłamstwa sprawiają, że tematu Smoleńska nie można zamieść pod dywan, odłożyć "ad acta", zagłuszyć... - pisze Aleksander Rybczyński.



Mimo, że niszczone są dowody, gmatwane fakty, a kłamstwa forsowane na pierwsze strony światowej prasy, wiedza o przyczynach tragedii smoleńskiej jest coraz lepiej udokumentowana, oparta na faktach, szczegółowej analizie rozpadu samolotu i rozpoznaniu politycznych intryg, które doprowadziły do rozdzielenia polskiej delegacji, upamiętniającej siedemdziesiątą rocznicę zbrodni katyńskiej. To jest wielki sukces, zawdzięczany głównie konsekwentnym wysiłkom zespołu parlamentarnego do spraw zbadania przyczyny katastrofy Tu 154M, badaniom wybitnych naukowców i specjalistów, a także pracy niezależnych dziennikarzy, filmowców, blogerów i niezłomnych ludzi dobrej woli.
Comiesięczne marsze pamięci, nieustanne upominanie się o prawdę, demonstrowanie sprzeciwu wobec kłamstwa sprawiają, że tematu Smoleńska nie można zamieść pod dywan, odłożyć "ad acta", zagłuszyć lokajskim jazgotem medialnych funkcjonariuszy, ani stłumić lawiną tematów zastępczych, ochoczo podrzucanych na żer opinii publicznej.
Mimo wysiłków obozu patriotycznego struktura percepcji jednego z najtragiczniejszych w dziejach Polski wydarzeń nie zmieniła się prawie wcale. Już w kilka tygodni po tragedii, kiedy opadły żałobne emocje, a szok po wstrząsającej, masowej śmierci niepodległościowej części polskiej elity politycznej zaczął być uśmierzany narkotyczną propagandą, podział w polskim społeczeństwie stał się bardzo wyraźny. Kiedy ludzie dociekliwi, sięgający po trudno dostępne informacje, spragnieni konkretów, powoli dochodzili do przerażających wniosków, wyraźnie wskazujących, że nad Smoleńskiem doszło do zamachu - cała reszta, rezygnując z logicznego myślenia, zatrzymała się jak wryta na wstępnym medialnym przekazie: w Smoleńsku doszło do zwykłej katastrofy, z winy pilotów, pod naciskiem żądnych władzy braci Kaczyńskich i pijanego generała. Te proste razy medialnych pałek okazały się tak oszałamiające, że do dzisiaj słyszy się te same, żenujące argumenty, pozbawione jakiegokolwiek oparcia w faktach, ale wzmacniające dobre samopoczucie establishmentu.

Jego środowiska z jednej strony oburzając się na zarzuty ulegania manipulacjom, z drugiej będą niezmiennie bulgotać słysząc argumenty, których żaden "ekspert" komisji Millera, Anodiny ani Laska nie będzie w stanie podważyć:

nie ma mowy, by na terenie słabo zalesionym i miękkim Tupolew rozpadł się na tysiące kawałków w wyniku uderzenia o ziemię, przy prędkości lądowania około 220 km/h. Rozczłonkowanie kadłuba samolotu na małe segmenty na takim dużym obszarze mogło nastąpić tylko i wyłącznie w wyniku szeregu eksplozji nad ziemią, co najmniej na wysokości trzydziestu metrów.

Nie ma mowy, by brzoza odcięła skrzydło tak dużego samolotu. Można z łatwością obliczyć, że skrzydło skosiłoby nawet kilkadziesiąt brzóz na wysokości dwóch metrów nad ziemią, a co dopiero przy wierzchołkach. Podobny Tupolew lądował w Rosji 22 marca 2010 przed pasem lotniska Demodiedowo w terenie zalesionym i wyciął skrzydłami cały łan lasu, bez złamania jednego nawet skrzydła.

Dodatkowo, teza o obrocie samolotu w wyniku utraty 1/3 długości skrzydła jest nieprawdziwa, gdyż tak uszkodzone skrzydło, zgodnie z zasadami aerodynamiki, powinno dalej działać. Ponadto, przy podanych w raportach wysokościach, obrót samolotu na grzbiet nie był możliwy, gdyż samolot zawadziłby skrzydłem o ziemię i inaczej by wyglądało jego tzw. lądowanie.

Zupełną bzdurą jest także teza, że kilkudziesięciotonowy odrzutowiec, po rzekomej kolizji z "pancerną brzozą", miał w czasie pięciu sekund wykonać 180 stopniową "beczkę" do kłamliwie podanego uderzenia o ziemię. Potrzebny byłby do tego niesamowicie wielki moment obrotowy. Najnowsze myśliwce o znacznie większej powierzchni sterowania w stosunku do bezwładności osiowej samolotu nie mogłyby tego z łatwością dokonać.

Zjawisko negowania racjonalnych faktów i prawdziwie profesjonalnych analiz jest powszechne nie tylko w Polsce; takie same postawy można zauważyć wśród Polaków na emigracji. Wynikają one chyba tylko z pragnienia utrzymania iluzji, że Polska jest wolna, że żyjemy w demokratycznym państwie, w Unii Europejskiej, która legitymizuje nasze paszporty, podnosząc poziom życia na wysokie, zachodnie standardy.

Przebudzenie z tego rodzaju błogostanu może okazać się gwałtowne i mogłoby kojarzyć się z upadkiem Ikara, choć można raczej odnieść wrażenie, że "elitarne" legiony "Europejczyków" już dawno zaprzestały rozwijania skrzydeł i drepczą tylko wokół podsuniętych im garnuszków. Jak ich przekonać, że zło, które uwiarygadniają, nie jest tylko opcją polityczną, ale niebezpieczną grą, której stawką jest niepodległość Polski?

Aleksander Rybczyński

Wykorzystano opinie jednego z ekspertów: z trzydziestoletnim, międzynarodowym doświadczeniem w projektowaniu i obliczaniu struktur dużych samolotów odrzutowych.


Materiał filmowy 1 :

Zobacz równiez:





Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.