Wyzwanie papieża Franciszka - PCh24.pl
data:20 marca 2013     Redaktor: Redakcja



Rozpoczęcie nowego pontyfikatu jest doskonałą okazją ku temu, by przyjrzeć się relacjom między islamem i chrześcijaństwem. Czy nowa jakość, którą papież Franciszek zdaje się wnosić w posługę Piotrową wpłynie także na tzw. dialog międzyreligijny, czy też w tej kwestii będziemy świadkami swoistej „hermeneutyki ciągłości”? Druga strona owego dialogu prezentuje bowiem godną pozazdroszczenia ciągłość i konsekwencję. Tylko w Nigerii w ostatnim czasie zniszczono aż 50 z 52 katolickich kościołów. Za dzieło zniszczenia odpowiedzialna jest organizacja Boko Haram, której celem jest pełna islamizacja kraju.

Państwa islamskie, oraz te kraje, które nie posiadając zdecydowanie islamskiej większości, są miejscem działań agresywnych bojówek islamistycznych, muszą zdecydowanie wystąpić przeciwko prześladowaniom chrześcijan. Nie uczynią tego jednak z własnej woli i bez odpowiednich przynagleń. Jest to bez wątpienia jedno z głównych wyzwań, jakie stoją przed Franciszkiem.



Skala prześladowań chrześcijan na całym świecie nie tylko wzrasta, ale także pozostaje niemal niezauważona, zarówno przez popularne media, jak i przez ludzi aspirujących do miana autorytetów moralnych, z których żaden otwarcie nie wezwał muzułmanów do zaprzestania przemocy na tle religijnym. Słyszymy ze strony przywódców politycznych, religijnych i wszelkiej maści aktywistów obywatelskich o niekończącym się dialogu z muzułmanami, ale po pierwsze, dialog ten dotyczy mniejszości muzułmańskich zamieszkujących na Zachodzie, po drugie zaś –  jak dotąd nie przyniósł on żadnych wymiernych rezultatów.

Tymczasem prześladowania chrześcijan są coraz powszechniejsze i nie są przedsiębrane żadne kroki natury politycznej (ani też żadnej innej) aby im zapobiec. W rzeczy samej, Ahmed el Tayeb, wielki imam meczetu al Aqsa, jednej z najbardziej wpływowych i prestiżowych instytucji świata islamskiego, powiedział 15 marca, iż ma nadzieję, że wraz z wyborem papieża Franciszka stosunki między islamem i chrześcijaństwem powrócą do normalności. Brakiem owej normalności, do której el Tayeb się odnosił, był fakt iż Benedykt XVI nie tylko ośmielił się wypowiadać na temat islamu, ale wręcz napomknąć, że w istocie chrześcijanie są prześladowani i to głównie w krajach islamskich. Innymi słowy, szejk ma nadzieję, że Franciszek nie popełni błędu poprzedniego papieża i będzie pokornie milczał.

A przecież fenomen współczesnego męczeństwa za wiarę dotyczy nie tylko krajów tradycyjnie wrogich chrześcijanom, jak Arabia Saudyjska, Pakistan, czy Afganistan, ale także takich miejsc, gdzie od wieków zamieszkiwały mniejszości chrześcijańskie. Niestety, w obecnej dobie globalnych prześladowań Kościoła bezpieczne dni chrześcijan z Iraku, Syrii, Iranu, Palestyny czy Egiptu odeszły w zapomnienie. Co więcej, w wielu przypadkach ta dyskryminacja została zinstytucjonalizowana i poparta autorytetem władz państwowyvch. Dzieje się tak dlatego, że traktowanie chrześcijan nie tylko jako obywateli drugiej kategorii, ale wręcz podludzi, ma swoje korzenie w szariacie, tj. prawie koranicznym. Innymi słowy, nie możemy dawać wiary twierdzeniom, że owe prześladowania są trudnymi do skontrolowania wybrykami jakichś ekstremistycznych grup lub też osób, które do końca nie rozumieją, o co w islamie chodzi.

W tym właśnie leży clou problemu, że prawo islamskie naucza, iż święta wojna przeciw niewiernym jest obowiązkiem każdego pobożnego muzułmanina, zaś miejsce chrześcijan jest na samym dole hierarchii społecznej, przez co pozbawieni są oni podstawowych praw. Zapisy te nie są kwestią interpretacji lub też wymysłami legalistów, na których nikt nie powinien zwracać uwagi, można je bowiem znaleźć w Koranie expressis verbis. Jak to określił zaledwie kilka dni temu jeden z egipskich imamów: celem jest wprowadzenie w życie zapisów szariatu, a będzie to oznaczać, że chrześcijanie (w Egipcie chodzi o mniejszość koptyjską) zostaną wreszcie podporządkowani muzułmanom i obłożeni specjalnym koranicznym haraczem przewidzianym przez Mahometa dla niewiernych – podatkiem zwanym jizya. Trzeba także pamiętać, że za każdym razem, kiedy muzułmanie gardłują na temat tolerancji, jaką Koran przewiduje dla Ludzi Księgi, to jest dla chrześcijan i żydów, mają na myśli tolerancję nie według współczesnego rozumienia demokracji liberalnej, ale według  wąskich ram wytyczonych przez kontekst koraniczny – dyskryminującego, niesprawiedliwego prawa szariatu.



Chrześcijanie w islamie owszem są tolerowani, ale tylko w takim zakresie, na jaki zezwolił prorok Mahomet – a nie zezwolił on na wiele. Szariat tworzy bowiem system, w którym Ewangelii nie można swobodnie praktykować, nie mówiąc już o jej przepowiadaniu. W wielu islamskich krajach do dzisiaj nie można swobodnie budować nowych kościołów, nie można też odnawiać starych świątyń. Istniejące budynki kościelne nie mogą mieć widocznych krzyży ani też nie mogą być wyższe od budowli muzułmańskich. Sami zaś chrześcijanie nie dość, że muszą płacić podatek, o którym była mowa powyżej, to poddani są jeszcze szeregowi upokarzających regulacji, na przykład nie wolno im obejmować stanowisk nadrzędnych wobec muzułmanów, co w praktyce skazuje ich na wegetację na samym dnie drabiny społecznej.

Pamiętać także należy, że celem tego systemu nie jest jakakolwiek sprawiedliwość, ale raczej przekonanie każdego wyznawcy Chrystusa, że tak się po prostu żyć nie da, a pozostawanie przy chrześcijaństwie jest bez sensu wobec profitów, jakie oferuje konwersja. W ten sposób muzułmanie chcą zmusić jak największe rzesze innowierców do przejścia na islam. Patrząc choćby na wymuszoną islamizację Bałkanów, jaka zaszła na tym terytorium w czasie imperium ottomańskiego przyznać należy, że jest to system, na skuteczność którego propagatorzy narzekać nie mogą. Zatem jeśli w ciągu wieków możemy znaleźć w świecie islamskim kraje, gdzie chrześcijanom powodziło się lepiej niż to zaplanował Mahomet, będą to miejsca, w których paradoksalnie prawo koraniczne nie było wprowadzone w życie – zazwyczaj w krwawych dyktaturach nacjonalistycznych, przesiąkniętych ideologiami panarabizmu, jak to się działo w Syrii Assadów lub Iraku Saddama Husajna. Zdaje się, że chrześcijanom było lepiej nawet w zeświecczanej na siłę Turcji Kemala Atatürka, gdyż tam dopiero w ostatnich latach, od czasu, gdy sekularyzm zaczął uciekać z podkulonym ogonem, planuje się, by z Hagii Sophii funkcjonującej obecnie jako muzeum uczynić ponownie meczet.



Pierwsze dni nowego pontyfikatu zazwyczaj przypominają koncert życzeń – i nic dziwnego, jest wszakże Ojciec Święty pasterzem wielu i ogromne rzesze pokładają w nim swoje nadzieje. Nie chodzi przecież o to, by przykrawać papieża do swoich wobec niego oczekiwań, ale by zwerbalizować pragnienia (a czasem lęki) dotyczące Kościoła i świata. Mnie marzy się, że podobnie jak Franciszek bierze przykład z Biedaczyny z Asyżu w kwestiach społeczno-ekonomicznych, tak i z podobną gorliwością będzie go naśladował pod względem głoszenia Ewangelii. Święty Franciszek pozostaje bowiem najsłynniejszym misjonarzem, który podjął szerzenie Dobrej Nowiny pośród muzułmanów. Był on przekonany, że pozostają oni przy swojej błędnej religii tylko dlatego, że nikt nie zapoznał ich z nauką Jezusa w całej jej prostocie i pięknie. Zgodnie ze swoją ewangelizacyjną intuicją, św. Franciszek udał się do Egiptu, gdzie opowiadał o Jezusie niemal nawracając samego sułtana.

Marzy mi się, że Ojciec Święty udzieli audiencji takim znawcom islamu, jak Magdi Cristiano Allam, Robert Spencer, Hans Jansen, Giulio Meotti czy Bat Yeor. Marzy mi się, że otwarcie weźmie pod swoją opiekę ludzi, którzy znaleźli odwagę przyjąć naukę Chrystusa - takich, jak Lina Joy (obecnie katoliczka), ale także tych podobnych Asii Bibi i Rimszy Masih, którzy cierpią za swoją wiarę. Marzy mi się, że pod przywództwem nowego Ojca Świętego na światło dzienne wyjdzie to, co Magdi Cristiano Allam nazwał europejskim „Kościołem katakumb”, składającym się z tych, którzy ze strachu o swoje życie przyjmują chrześcijaństwo w tajemnicy i żyją w ukryciu lub pod zmienionymi imionami w lęku przed krwawym odwetem swoich byłych współwyznawców.

Marzy mi się, że nie tylko w Europie byli muzułmanie z Turcji, Iranu, Somalii, Egiptu i wielu, wielu innych miejsc ujawnią się i dadzą świadectwo Prawdzie. Marzy mi się wreszcie, że delegacja złożona z setek takich osób, a reprezentująca przecież tysiące innych rozsianych po całym świecie, uda się do Rzymu i tam, na placu św. Piotra będzie świadkiem koronacji papieskiej. Marzy mi się, że ci współcześni wyznawcy w białych szatach, pod znakiem Krzyża świętego, niosąc transparenty z imionami, a może i twarzami tych wszystkich, o których nie wiemy i nie dowiemy się z mediów; którzy w świecie muzułmańskim cierpieli, a być może i stracili życie za wiarę w Chrystusa, wezwą Ojca Świętego oraz kardynałów, biskupów i cały Kościół, aby rzucić wyzwanie islamskiemu prawu apostazji. Oby wezwali rządy krajów niemuzułmańskich (a szczególnie nominalnie wciąż chrześcijańskich państw europejskich), by te zareagowały wreszcie na prześladowania chrześcijan w krajach islamu oraz na kary nakładane na tych, którzy chcą porzucić go dla Jezusa.

Monika Gabriela Bartoszewicz


Read more: http://www.pch24.pl/wyzwanie-papieza-franciszka,13416,i.html#ixzz2O7TXYPqJ





Na skróty




Nasz Facebook


Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.