Nasi Bracia cierpią dla Chrystusa -Droga Krzyżowa w intencji prześladowanych chrześcijan
data:19 marca 2013     Redaktor: Redakcja

W intencji prześladowanych chrześcijan po Mszy św. trydenckiej w kościele św. Klemensa Hofbauera przy ul. Karolkowej w Warszawie grupa kilkuset wiernych wyruszyła w niedzielę 17 marca (w tradycyjnym Mszale zwaną niedzielą pasyjną) w Drogę Krzyżową z Woli na Żoliborz, do grobu bł. Ks. Jerzego Popiełuszki przy kościele św. Stanisława Kostki.

foto: mb
 
 
***
 
 
Pątników nie wystraszył mroźny wiaterek, ani długa trasa marszu, który trwał dwie i pół godziny. Znicze troszkę ogrzewały dłonie, a domowe krzyże dodawały odwagi. Drogę poprowadził o. Krzysztof Stępowski, redemptorysta, duszpasterz wiernych tradycji łacińskiej. Prowadził po prostu niestrudzenie, z sercem i z mocną wiarą, z gołymi rękami zgrabiałymi od trzymania mikrofonu, od stacji do stacji, a każda z nich była wybrana nieprzypadkowo, choć na trasie nie było kościołów, kapliczek, ani przydrożnych krzyży.
 
Pierwszą stacją był kamień upamiętniający miejsce masowej egzekucji Polaków dokonanej tu przez Niemców 6 sierpnia 1944 roku. Jedną z kolejnych był pomnik przy Rondzie Zgrupowania AK „Radosław”. Przystanęliśmy także naprzeciw jednej ze „świątyń konsumpcji”, jaką jest centrum handlowe „Arkadia”. Jedną z ostatnich stacji był Pomnik Czynu Zbrojnego Polonii Amerykańskiej przy Placu Grunwaldzkim, zwany pomnikiem Hallerczyków. W swoich rozważaniach o. Krzysztof koncentrował się przede wszystkim na cierpieniach chrześcijan w Azji, na Bliskim Wschodzie i w Afryce, ale poruszał także wiele innych trudnych tematów i problemów, którymi dziś żyjemy i z którymi musimy mężnie się zmagać w obronie naszej wiary, Kościoła, tradycji, niezbywalnych wartości. Między stacjami trwał nieustannie różaniec.
 
Zapadał zmierzch, gdy dotarliśmy do rozjarzonego światełkami grobu bł. Księdza Jerzego, przy którym powitał nas serdecznie proboszcz parafii św. Stanisława Kostki, ks. prałat Tadeusz Bożełko. Ostatnie modlitwy, pieśni, pokropienie wodą święconą, błogosławieństwo – i zapowiedź o. Krzysztofa, że za rok, jeśli Bóg pozwoli, znowu odbędziemy wspólnie tę drogę. Podziękowanie
– i delikatne przypomnienie, że nasz niezbyt wielki trud był niczym w porównaniu z cierpieniami i tragedią wielu tysięcy prześladowanych na świecie chrześcijan.
 
Ojcu Krzysztofowi dziękujemy za to niezwykłe, dobre i ożywcze przeżycie. Do zobaczenia za rok!
 
Tekst i foto mb
 
***
***
***
***
***
***
***
***
***
***
***
***
***
***
***
***
***
***
***
***
***
***
***
***
***
***
***
***
***
***
***
***
***
***
 
 
 
PS. Polecam przy okazji lekturę ciekawego wywiadu Anny Sosnowskiej z o. Krzysztofem, jaki ukazał się na portalu Rebleya.
http://rebelya.pl/forum/watek/61616/
Oto fragment:
Niegdyś lekcje mszalne były czytane lub śpiewane tylko po łacinie, a potem powtarzano je w języku narodowym. Papieski dokument „Summorum Pontificum” z 2007 roku pozwala, aby czytania prezentować w języku narodowym. Liturgia mszy tradycyjnej, rzymskiej, łacińskiej, którą celebrujemy po dawnemu, pięknem gestu, znaku i słowa pragnie prowadzić uczestników do głębi jej istoty…
 
Niewątpliwie paschalne misterium śmierci i zmartwychwstania Pana Jezusa. Liturgia trydencka w swojej modlitwie i obrzędzie nieustannie przybliża właśnie ofiarę Jezusa Chrystusa, którą msza święta uobecnia w sposób bezkrwawy. W nowej liturgii ten aspekt
ofiarniczy nie jest już aż tak mocno akcentowany, choć niewątpliwie też jest w niej obecny. We współczesnej mszalnej liturgii bardziej akcentuje się wymiar uczty, wspólnoty, wzajemnego otwarcia się na siebie…
 
Na pewno tych spraw nie można rozpatrywać z perspektywy wyższości. Niewątpliwie środowiska tradycyjne chcą liturgię przeżywać z wielkim pietyzmem i zaangażowaniem. Nie robimy tego po to, żeby się pysznić i podkreślać naszą elitarność czy wyższość. Absolutnie
nie. Chcąc spełniać liturgię zgodnie z normą i tradycją, musimy włożyć niejako większy wysiłek w jej przygotowanie. Czy zatem ze względu na ten wysiłek: kapłana, ministrantów, kantorów i uczestniczących w liturgii wiernych należy nas posądzać o elitarność? To, co
czynimy, chcemy również świadomie przeżywać. Czasem nawet modlitewnik czy mszalik rzymski w ręku wiernego podczas liturgii jest powodem dla niektórych, aby ową wyższość zauważyć…
 
Liturgia tradycyjna jest jasno określona, a więc ukształtowana i przez to przewidywalna. Kapłan i lud Boży w niej uczestniczący mają spełniać to, co w mszale zostało zapisane. Pod tym kątem można spojrzeć na nową liturgię. Znajduje się ona jakby ciągle na etapie
tworzenia, mimo że jest już stworzona i w nowym mszale zapisana. To jednak nie chroni jej od – niekiedy przedziwnej – twórczości kapłanów i wiernych. Często kapłan postrzega mszę świętą jako przestrzeń, którą trzeba ciągle udoskonalać, adaptować, uwspółcześniać, dostosowywać. Jeśli tego nie będzie czynił, nie uda się mu zauroczyć wiernych Bożą obecnością i w konsekwencji wierni będą rozczarowani, i za tydzień do kościoła już nie przyjdą. Dzisiaj często zapomina się, że liturgia to nie prywatna własność kapłana czy poszczególnych grup wiernych. Liturgia to własność i dar Boga oraz Jego Kościoła. Przez jej misterium człowiek powinien zawsze zwracać się ku Bogu, a nie skupiać się wyłącznie na celebrowaniu samego siebie i wzajemnych człowieczych oczekiwań czy relacji. (...)”
 





Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.