Nawet gdybym nie był Polakiem, zostałbym Powstańcem Warszawskim - 20
data:06 października 2011     Redaktor: Barbara Chojnacka

Cudzoziemcy w Powstaniu Warszawskim.
-  Powstanie Warszawskie oczyma Witka Piekarskiego.

Witek Piekarski
 
 


5 października 1944 na mocy umowy kapitulacyjnej podpisanej 3 dni wcześniej ostatnie oddziały* Powstania Warszawskiego opuściły Warszawę. Z dzielnicy śródmiejskiej poszło do niewoli 11 668 żołnierzy, nie licząc około 2 tysięcy kobiet oraz około 5 tysięcy rannych.

Wśród udających się do oflagów i stalagów nie było prawie wcale cudzoziemców. Nie znaczy to jednak, że nie brali oni udziału w tych "dniach krwi i chwały" stolicy, jak pięknie określił wybuchłe 114 lat wcześniej w tym samym mieście powstanie francuski poeta Kazimierz Delavigne [wym. delawiń] w pieśni La Varsovienne, którą przełożył na język polski Karol Sienkiewicz, stryjeczny dziadek słynnego Henryka.

Powstanie Warszawskie to jakże typowy dla Polaków zryw wolnościowy - w organizacji, planowaniu, podejmowaniu decyzji, ale i w uporczywym  trwaniu, bohaterskiej walce, nieustępliwej obronie przerywanej szaleńczymi ułańskimi szarżami (choć na piechotę) których określenie, że były prowadzone "z pogardą dla śmierci i wroga", byłoby dużym uproszczeniem i spłaszczeniem brawury atakujących nie rzadko tylko z jednym granatem, czy butelką z benzyną lub po prostu z gołymi z nadzieją na broń zdobyczną lub okrutne, ale tak było, tak musiało być -  po zabitym koledze

Jednorodny był  to zryw w swoim narodowym składzie, bo tylko ok.1% jego uczestników nie było Polakami. Jednak i temu jednemu procentowi warto poświęcić uwagę.

W okupowanej przez Niemców przedpowstaniowej Warszawie znajdowało się pewna liczba dobrowolnych i przymusowych pracowników z różnych zajętych przez III Rzeszę państw. Ukrvwali się w mrowisku milionowego miasta zbiegli z obozów - wielonarodowa grupa jeńców alianckich i sowieckich. W więzieniach, szpitalach i obozie KL Warschau przebywali kolejni wrogowie III Rzeszy.

Gdy 1-szego sierpnia 1944 Warszawa pokryła się hukiem wystrzałów i budowanych barykad, wyzwalanych domów i ulic, żadna szlachetna dusza nie mogła obojętnie się temu przyglądać. Zwłaszcza, że wielu z powyżej wymienionych miało swoje rachunki z hitlerowcami do wyrównania. Dlatego wśród tego małego ułamka cudzoziemców wśród uczestników Powstania można naliczyć aż 18 narodowości. Byli to m.in.: Anglicy, Australijczyk, Azerowie, Belgowie, Burowie (Południowi Afrykańczycy), Czesi, Francuzi, Grecy, Gruzini, Holendrzy, Ormianie, Rosjanie, Słowacy, Ukraińcy, Węgrzy, Włosi, Żydzi.

Najwięcej poza Polakami walczących po naszej stronie było naturalnie osób narodowości żydowskiej. Niestety nawet Ich przybliżoną liczbę trudno jest ustalić, ponieważ wielu z nich nie obnosiło się ze swoim pochodzeniem, narodowością, zwłaszcza w tym strasznym czasie, gdy kule, pociski i bomby nie rozróżniały proweniencji i wyznania. Mogło być ich nawet do ok. 2 tys. żołnierzy rozdrobnionych w oddziałach AK, AL, PAL. Jedynym jednolitym oddziałem żydowskim walczącym w Powstaniu był pluton Stanisława (Samuela) Koenigsweina w batalionie "Wigry". Była też drużyna / pluton Icchaka Cukiermana (walczył w niej m.in. Marek Edelmann) oraz  Międzynarodowa Pomocnicza Brygada Żydowska w ramach AL. Ze względu na obfitość dostępnych materiałów nie będę ich tu powtarzał (np. E.Kossoy "Żydzi w Powstaniu Warszawskim").

Drugi w kolejności pod względem ilości walczących w Powstaniu Warszawskim naród to Rosjanie. Może to wydać się dziwne, bo informacje o rosyjskich Powstańcach Warszawy są zapominane, jakby zamiatane w kąt od lat. Oczywiście cieniem kładzie się bestialski udział innych przedstawicieli, właściwie wyrodków tego narodu w formacjach wspomagających hitlerowców. A także niejednoznaczny stosunek Armii Czerwonej, składającej się z ok.60-70% z Rosjan, do Powstania. Ale nie należy zapominać, że głównodowodzący tą armią nie był Rosjaninem i nie reprezentował rosyjskiego interesu narodowego. Mimo wszystko przemilczanie (choć może to tylko nie przypominanie, zapominanie) o bohaterskich Rosjanach walczących w szeregach walczącej stolicy Polski wydaje mi się niesprawiedliwe. O 28 Słowakach walczących w 535. plutonie AK na Czerniakowie napisano wiele artykułów, nakręcono reportaż, wydano książkę. O ponad dwukrotnie większej liczbie Rosjan walczącej i prawie w całości poległej w sierpniu i wrześniu'44 w Powstaniu Warszawskim ciężko jest się czegokolwiek dowiedzieć. Nawet jak się bardzo chce. W to niechlubne zaniechanie wpisuje się również Muzeum Powstania Warszawskiego. Na jego internetowej stronie można przeczytać: "W Powstaniu Warszawskim obok Polaków walczą ochotniczo przedstawiciele wielu narodowości. Najliczniejszą grupą są Żydzi. Słowacy tworzą 535. pluton "Słowaków", w skład którego wchodzą też: Gruzini, Ormianie, Azerowie, Czesi i Ukraińcy. W Powstaniu bierze również udział kilkunastu Francuzów i Węgrów, kilku Belgów, Holendrów, Greków, Anglików i Włochów. Walczą też Rumun i Australijczyk. Powstańcy-obcokrajowcy to przeważnie zbiegowie z obozów jenieckich. Ale są też wśród nich osoby, które los wcześniej związał z Warszawą." "Cudzoziemcy z powstańczą opaską" (link TUTAJ)

Tylko jedno rosyjskie nazwisko jest wyryte na Ścianie Pamięci Muzeum Powstania ... st. lejtnanta Baszmakowa ps. "Inżynier". Był dowódcą plutonu w kompani AK por. "Kwarcianego" (Jerzy Zdrodowski) na Żoliborzu. Udało mi się dowiedzieć w spisie żołnierzy Armii Czerwonej (strona nr 5265579), że urodził się w 1916 r. w Symbirsku (obecnie Ulianowsk, w 1918 r. miejsce zwycięskich bojów nad bolszewikami Zawiszy Czarnego Białej Rosji - walecznego generała, wtedy jeszcze pułkownika Kappela), był oficerem 97. dywizji strzelców. Nie chciał iść po raz drugi do niemieckiej niewoli i zginął podczas przedzierania się na drugą stronę Wisły już po ogłoszeniu kapitulacji Żoliborza 30 września wieczorem wraz ze wszystkimi swoimi żołnierzami. Na Pragę zdołało przedostać się zaledwie 20 Polaków z oddziału AL. I żaden Rosjanin. Okrutnym zrządzeniem losu nie przeżył tego przedarcia żaden Rosjanin. A może?? Nie, nie chcę i nie mogę w tą stronę snuć smutnych domysłów.

Na Starym Mieście 2 sierpnia oddział AK składający się z byłych członków eNDeckich Narodowych Sił Zbrojnych (który potem stał się niezbyt lubianą żandarmerią Starówki majora Barrego) wraz z przypadkowo zebranymi, oderwanymi od swoich jednostek ochotnikami pod dowództwem por. Leszka Kossowskiego, między którymi był największy ówczesny poeta polski Krzysztof Kamil Baczyński, uwolnił z więzienia przy ul. Daniłowiczowskiej ponad 20 oficerów radzieckich. Zgłosili się oni do oddziałów AL i weszli w skład 1. kompanii III batalionu Armii Ludowej, gdzie walczyli jako szeregowcy. Prawie wszyscy polegli w Powstaniu na Starówce. Wyróżnili się szczególnie m.in.: kpt. "Tank", por. "Granat", ppor. "Aeroplan".

Inni Rosjanie walczyli w szeregach AK. Wspomina por. Garliński "Bełt":

"1. sierpnia ok. godz.18-tej: Cywil staje na baczność i mówi: "Nazywam się Grigorij Siemionow, rodem z Urala. Uciekłem od Niemców, aby razem z wami walczyć o wolność i bić mierzawców. Przyjmijcie mnie do waszego oddziału". Uradowany Grisza w pierwszej akcji daje przykład odwagi i brawury. Zdobywa kilka karabinów, bierze do niewoli 2 Niemców. Potem za zasługi bojowe dostaje Krzyż Walecznych. Ginie ok. 20 sierpnia w obronie Starego Miasta". Dlaczego Jego nazwiska nie ma na tablicy pamięci Bohaterów Powstania Warszawskiego?

Może to jego dotyczy kartka w archiwum - "Siemionow Grigorij Romanowicz, ur. 1904 w Czelabińska obłast?, w 1942 r. zaginął bez wieści" ? Choć takich Grigorijów Siemionowych zaginionych bez wieści jest tam ponad setka...

Edmund Odorkiewicz z AK wspominał o 2 młodych lejtnantach radzieckich, którym udało się uciec z obozu, niestety z zaawansowaną gruźlicą. Po wybuchu Powstania zgłosili się do szeregów AK z prośbą, aby pozwolono im walczyć, zemścić się na Niemcach i polec z bronią w ręku. Tak też się stało ... walczyli na wysuniętych pozycjach, jako zwykli żołnierze, nie chcieli przyjąć żadnych funkcji dowódczych (mimo doświadczenia wojskowego). Zginęli w brawurowym wypadzie na wroga. Znaleźli czego szukali - zemstę i śmierć żołnierską.

Ze wspomnień Henryka Stanisława Łagodzkiego, żołnierza Armii Krajowej ps. "Hrabia", "Orzeł" zgrupowanie "Chrobry II":

"Żbik" Marian Tomaszewski, zastępca dowódcy plutonu zrobił małą odprawę z chłopcami swojego plutonu. Zgłosiło się czterech: ja - "Orzeł" Henryk Łagodzki, "Moneta" Tadeusz Tarczyński, "Zenek" Zenon Wojciechowski, "Czapla" Zygmunt Krajewski. Do naszej grupy włączeni zostali dwaj Rosjanie, którzy zbiegli w pierwszych dniach z armii Kamińskiego i byli w kompanii "Lecha Żelaznego". Byli to "Żeńka" Eugeniusz Mulkin i "Miszka" N.N., który zginął 20 września 44. Mulkin zmarł po wojnie. Rosjan włączono do naszej grupy dlatego, że na terenie Syberii razem z oddziałami niemieckimi byli zwerbowani do armii Kamińskiego Rosjanie i Ukraińcy. W razie spotkania nasza drużyna udawałaby Ukraińców. (...) Dalej iść nie możemy, jest zbyt niebezpiecznie. Postanawiamy wycofać się i podpalić magazyny. W pewnej chwili na tle rozbłyskującej rakiety zobaczyliśmy liczne sylwetki i usłyszeliśmy głosy. Wycofujemy się, to ostatnia chwila. Pozostaje tylko "Miszka", który ma podpalić magazyny i szybko się wycofać. Zostawiamy mu butelki z benzyną, a sami szybko wycofujemy się w pobliże murowanej budki. "Miszka" pozostał, ponieważ mówił po rosyjsku i w razie wpadki mógł się uratować bo obaj z "Żeńką" założyli niemieckie mundury. Dłużej nie mogliśmy pozostać, rozpoznaliśmy tylko kilka punktów ogniowych, nie było możliwości poruszania się po tak niebezpiecznym terenie. Kryjąc się starannie powoli wycofaliśmy się w stronę bramy. Gdy byliśmy w pobliżu budki, skryliśmy się za nią i daliśmy znak "Miszce", by podpalił magazyny. No i stało się. Pokazał się ogień, w jego świetle widać było poruszającą się wzdłuż magazynów sylwetkę. "Miszka" nie zdążył podpalić następnych lontów, bo rozszczekały się karabiny maszynowe. Teren został oświetlony rakietami, zrobiło się widno jak w dzień. Nie mogąc wykonać zadania "Miszka" serwował się ucieczką z niebezpiecznego miejsca w stronę zbawczej bramy i budki, za którą i my się skryliśmy. Za bramą czekaliśmy na "Miszkę", który dobiegł zdyszany, ale cały i zdenerwowany, że nie wykonał zadania i magazynów nie podpalił." (Całość wspomnienia TUTAJ).

Odnalazłem Go w spisie żołnierzy Armii Czerwonej www.obd.ru:

ur. 1922, plutonowy, 230. dywizja 33.Armii, 13.04.42 trafił do niewoli, wyzwolony. Dane radzieckie nie mówią, że 2 razy wpadał do niewoli nazistowskiej

(...)
 

W Zgrupowaniu "Chrobry II" walczył też Siemion Mihajlowicz Mdinaradze. Osoba o takich danych ur. w m. Mohoradze widnieje w spisie żołnierzy sowieckich jako "????" w 09/1941. Jeśli to on, musiał 3 lata przeżyć w niewoli niemieckiej i ukryciu, póki nie znalazł się znów na wolności. I wybrał walkę...

W plutonie głuchoniemych powstańców w Instytucie Głuchoniemych w rejonie Placu Trzech Krzyży walczył m.in.: strz. Kozyrew Mikołaj. Poszukałem na obd.ru - zaginął bez wieści, np. ?????  między 10.08 a 20.09.1941 (nr 1085311) z Moskowskiego obwodu. To samo ???? - przepadł 22.09.1941. Ale nie, ten to młodszy lejtnant - nie walczył by chyba jako strzelec. Chociaż powyżej przypomniałem parę przypadków oficerów walczących w Powstaniu jako strzelcy. Dlazczego? A może to ????, który zaginął w 1941. Przeżyłby 3 lata w niemieckiej niewoli? Osób o takim imieniu i nazwisku jest tam 134. Z tego połowa mogła być tym rosyjskim żołnierzem plutonu AK?

Zofia Michalska Szaruch ps. "Zośka" sanitariuszka batalionu "Zaremba"  kompania "Ambrozja" wspomina szczególnie jednego towarzysza broni:

2 VIII 44  zgłosiłam się do punktu sanitarnego zorganizowanego przy ul. Wilczej 61. Przydzielono mnie do batalionu "Zaremba" do patrolu sanitarnego, gdzie pełniłam służbę do 8 IX. Wśród żołnierzy mego plutonu był Rosjanin, który zbiegł z niewoli niemieckiej przed Powstaniem i wstąpił do AK. Miał dokumenty na nazwisko Sokołowski. Biegle znał język polski w mowie i w piśmie. Nosił pseudonim "Wańka". Pod koniec sierpnia "Wańka" został ranny. Razem z koleżanką odniosłyśmy go na noszach do szpitala polowego na ul. Poznańską. Opiekowałam się "Wańką" - odwiedzałam go kosztem wolnego od służby czasu i przynosiłam jedzenie. Powstała między nami przyjaźń mimo dużej różnicy wieku: ja byłam uczennicą i miałam zaledwie 16 lat, a on już przed wojną był architektem, znał kilka języków i miał 26 lat. Ofiarował mi swoją fotografię z dedykacją napisaną po polsku, dał mi swój adres (mieszkał z rodzicami w Dniepropawłowsku) i poinformował mnie, że nazywa się Grigorij Czugajew, a nie Włodzimierz Sokołowski. Napisał dla mnie wiersz, w którym zapewnia, że będzie zawsze miło wspominać o mnie. Wiersz poprzedzony jest dedykacją: "W dowód głębokiego szacunku", co dla mnie, szesnastoletniej dziewczynki, brzmiało niezwykle poważnie i uroczyście. Czy rzeczywiście "Wańka" będzie o mnie pamiętał?

Po kapitulacji Powstania "Wańka" odwiedził moją mamę i prosił ją o wpłynięcie na mnie, żebym nie szła do niewoli z wojskiem, tylko opuściła Warszawę razem z nią i z ludnością cywilną. Uważał, że tak będzie bezpieczniej dla mnie. On już był w niemieckiej niewoli i wiedział, co to znaczy... (...) On poszedł do obozu jenieckiego razem z kolegami z batalionu "Zaremba Piorun". Po zakończeniu wojny chciał wrócić do Warszawy, ale losy rzuciły go do Australii. Korespondowaliśmy wiele lat z sobą.

Oto jeden z listów z dalekiej Australii od Rosjanina do Warszawianki, napisany wzruszającą chromą, lecz szczerą, wzruszającą polszczyzną. Wzrusza i treść listu z 1962 roku:

"Droga Zosia,

18 lat spłyneło za "parę dni"; teraz przynajmnie zdaje że to wszystko było wczoraj. Pamiętam pierwszego Sierpnia po obiedzie my za Szymonem (dowódca baonu na ochocie przed powstaniem) wyjechali z Placu Narutowicza. Chcieli zabrać chłopaków z Królikarni. No z 18 tramwaju musieli wysiadać na skrzyżowaniu Alej Jerozolimskich i Marszałkowskiej, gdyż niemcy już proli z rozpulaczów. My wskoczyli do bramy Marszałkowska 91. Później do krytego rynku na Koszykowej. Stąd Szymon poszedł w kierunku (......), a ja na Hoża 45. Byłem na wojnie, byłem w ciężkich bitwach (lecz to była wojna (......) z regularnego wojska), a nie widziałem takowych bohaterskich wypadów dokonanych przez młodych chłopaków i dziewczynek jak w Warszawie. Nie można opisać to na papierze. I to wszystko na ochotnika. Pamiętam jak dziś, jak żeś nieśli mnie przez złamane mury do Poznańskiej II, a cóż - byliście jeszcze młode jak dzieci (Te odłamki w nogach jeszcze mam, teraz nie wyciągniente.)
Mnie wtedy nawet było wstyd, że dziewczynki mnie musieli transportować na noszach. Pozniej do szpitala przynieśli mnie mandoline i coś do jedzenia (z łączniczką Gigą byliście razem) to było 30.8.
Byłem bardzo wdzięczny, bo nie miałem nikogo z rodziny toż byliście dla mnie jak siostry.
Wszystko, wszystko to się przypomina (trudno to napisać na papierze).

Grigorij."

"10 IX 1969 Sydney Australia
Droga Zosia, Andrzej i Darek!
Bardzo dziękuję za list i pocztówkę dźwieńkową, która przypomina mnie te 63 dni powstania 25 lat temu. Jak ten czas leci? 25 lat, a dużo jeszcze nie zapomniano gdybyż to było wczoraj. Strażak, Półtowo, Giga, Marta, Kora (ew. Dora - przypisek mój, Beretka), Ignaś, Ryż, Zbigniew, Bohun, Artur, Siwy, podch. Wir i Śniady, Porucznik Bohdan, Ambrozja to tylko pierwsze znajomości z naszego odcinka. Pseudonimy, pseudonimy a za nimi młode byli ludzi że gotowe byli złożyć i złożyli (niektórzy) głowę. Gdzie oni dziś, kto przeżył to piekło? Kto jest jeszcze w Warszawie, to chociaż przejdzie się po ulicach czyle do Kościoła i przypomni sobie; natomiast tutaj, daleko od Kraju, nic podobnego. Losy rozłączyli nas i rozrzucali po świecie. I zostali wspomnienia, wspomnienia... Jak tam mowi w piosence (na pocztówce) "Dalekiej dziewczyny spiew" - lecą moje wspomnienia, gdy pierwszy raz (w spitalu św. Józefa) widziałem dziewczynę z warkoczami piękną i młodziutką byłem zaczarowany. (Siwe włosy mam - nie kłamię)
Nie marzyłem nawet, że my się poznamy, gdyż nie byłem Warszawiakom czy nawet Polakom. Nigdy nie zapomnę, jak byłem wzruszony gdy przyszli do mnie do szpitalu, na Poznańskiej, kolegy i koleżanki po broni. A "Zośka" nawet mandolinę wykombinowała i to dla obcego człowieka! Wiedziałem, że takiego miłego charakteru i dobrego serca, nie często spotkać na całym świecie! A jednak los nie pozwolił nam być razem. Te miłe wspomnienia zostają w mojim sercu jak marzenie w bajce - dopóki żyję!
Możliwe było moja wina, że nie radziłem Cie, droga Zosia, iść do niewoli, lecz bałem się za Ciebie. Byłaś młodą i nie miała praktyki tego życia (żebyś go nikt więcej nie próbował) Bo ja już wiedziałem co to znaczy jeniec wojenny.
Gdy odchodziłem to myślałem, że wrócę do Warszawy a los skierował inaczej... Wszystko przeszło i spłyneło i nigdy nie wróci, tak nie za długo i życie człowieka się skończy... Ale nic. Jak piszesz, droga Zosia - żyjesz i mamy nadzieję że jeszcze trochę pożyjemy!

Grigorij."

Warto wspomnieć śmiertelnie rannego na Przyczółku Czerniakowskim 17.09.1944 oficera LWP, obywatela ZSRR Siergieja Gryzantowicza Kononkowa, dowódcę batalionu 9.pułku 3.DP. Zmarł on z ran przetransportowany na Pragę dwa dni później. Dowództwo jego batalionu objął do ewakuacji kapitan AK "Motyl" (Zbigniew Ścibor-Rylski). Był to jedyny taki wypadek w Powstaniu Warszawskim, a może w całej II wojnie.

Poniższy akapit nie dotyczy bezpośrednio walk powstańczych, ale we wspomnieniowej książce tłumaczki z obozu przejściowego w Pruszkowie Dulag-121 (Danuta Sławińska "Kiedy kłamstwo było cnotą")  znalazłem nazwiska 4 lekarzy, jeńców radzieckich, którzy bardzo przysłużyli się swoją pomocą byłym powstańcom i wypędzonym mieszkańcom stolicy. Byli to:

- pułkownik Aleksandr Anikiejew, pękaty specjalista od chorób zakaźnych (pod koniec działalności obozu w listopadzie zdecydował się z pozostałymi lekarzami uciekać, podczas przeciskania się pod drutami kolczastymi ogrodzenia swoim niemałym brzuchem utknął pod nimi i jego towarzysze ucieczki musieli rękoma wykopać pod nim dołek w ziemi, aby się doktor Aleksandr przecisnął na wolność),

- bardzo przystojny (zdaniem autorki wspomnień pani Danuty) kapitan Bażanow,

- chirurg Kazanow kapitan marynarki (m.in. operował Francuza rannego w Powstaniu w bardzo intymnym miejscu)

- i o przepięknej ponurej twarzy dr Szejtanow.

Był też tam Wania ordynans pułkownika Siebera, komendanta obozu Dulag-121.

Mimo ponawianych prób, nie udało się z tymi ofiarnymi ludźmi po wojnie, a nawet po śmierci Stalina nawiązać kontaktu, mimo że na pewno korzystając z pomocy polskiego podziemia dożyli oni wszyscy wyzwolenia w styczniu'45. Polacy, nawet chyba związani z AL i PPR, dali im pisemne zaświadczenia, że będąc w niewoli pomagali polskiej ludności i nie działali na korzyść wroga. Czy to im pomogło? Doktor Anikiejew na pewno trafił do łagru, gdzie ze swoją specjalnością na pewno się nie nudził..

Na Powiślu Czerniakowskim razem ze Słowakami w 535. plutonie AK por. Stanki walczyła drużyna Gruzinów. Uciekli oni do Powstańców z kolaboracyjnego batalionu Bergmann, do którego trafili z okrutnej niewoli niemieckiej, mając do wyboru wstąpienie do niego lub głodową śmierć... Artemi Aroniszydze, Micheil Rusziaszwili, Juri Alchazaszwili, Wano Babulaszwili, Giorgi Babulaszwili, Juri Babukaszwili, Elizabar Dżangdżawa, Giorgi Kuczawa, Nikolom Madeszwili, Juri Suszanaszwili, Ioseb Tamradze. Ormianie: Gasparian i Galustian oraz Nazarow. Juri Alchazaszwili uratował życie dowódcy plutonu Słowakowi Miroslavovi Iringhowi przenosząc go niemal na rękach na drugi brzeg Wisły. Wcześniej z trójką z nich poszedł na niebezpieczną akcję: mieli zlikwidować niemiecki karabin maszynowy. Trzech kolejnych uparło się, że też pójdą, choć za jedyną broń mieli jedną butelkę zapalającą i... kindżał. Starszy lejtnant Józef Tamaradze zginął 15 września, ogniem rkm osłaniając odwrót plutonu przed nacierającymi Niemcami. Sanitariuszka "Aga" opowiadała, że gdy ostatni raz zaniosła mu jedzenie, krzyczał, że chce pić, ale nie wodę, tylko niemiecką krew. Niektórzy z tej "sekcji sowieckiej" przeżyli Powstanie, ale ich los po przeprawie na prawy brzeg Wisły, gdzie stacjonowała już Armia Czerwona, jest nieznany. Można się domyślać, co ich spotkało, znając stosunek Stalina do byłych jeńców. "Stanko" po wojnie starał się ich odszukać, ale listy, które słał do ZSRR, pozostawały bez odpowiedzi (link TUTAJ)

Przy okazji Gruzinów wypada przypomnieć bohaterską łączniczkę elitarnego baonu "Parasol", córkę kapitana lotnictwa WP Arkadiusza Schirtładze Irenę pseudonim "Irka". Miała 16 lat, gdy zginęła biegnąc z meldunkiem na ulicy Ludnej (Czerniaków).

Wojenne losy ojca Gruzina i córki Polki splotły się tragicznie symbolicznie - on zamordowany czekistowskim strzałem w potylicę w Katyniu (gdzie leżą również tysiące ofiar NKVD rosyjskiej narodowości), ona poległa w Powstaniu Warszawskim, w dniu w którym Stalin łaskawie zaczął zrzucać pomoc dla Polaków, po 44 dniach "niemożności" takowej.

Która pomogła Warszawie jak umarłemu kadzidło, ale którą "pomocą" mógł herszt (nazywany tak przez A.I.Sołżenicyna) pochwalić się sponsorowi - dostawcy Lend-Leasu "przecież pomagaliśmy jak tylko mogliśmy". A 4 dni później "nawet" pozwolił jedyny raz lądować alianckim samolotom niosącym pomoc Powstaniu..

W walkach na przyczółku Czerniakowskim, o których zamilczał i skłamał w swoich pamiętnikach Marszałek Związku Sowieckiego (i PRL) wyróżnił się doktor Sułtan Safijew z Buchary (Uzbekistan), kapitan Armii Czerwonej, który poległ 22.09.44 na ul. Wilanowskiej na Czerniakowie. Przez cały szlak bojowy, od uwolnienie z KL Gesia przez baon "Zośka" był lekarzem polowym w jednego  z najwaleczniejszych batalionów AK - "Parasol" .

Razem z nim zginął węgierski Żyd Paweł Foerro, który po oswobodzeniu z obozu Gęsiówka przez bliźniaczy harcerski baon "Zośka" został ochotniczo żołnierzem AK i z uwagi na "świetne oko" strzelcem rusznicy przeciwpancernej "Piat". Zniszczył wiele niemieckich czołgów. Poległ u boku doktora Safijewa, gdy próbowali poddać hitlerowcom pełen rannych szpital polowy, aby uratować znajdujących się tam ludzi...

Niemiecka seria przeszyła ich obu, mimo białych flag trzymanych w rękach...

O Słowakach jest obszerna literatura, nie będę jej zatem powtarzał. W poniżej linkowanych wspomnieniach por. Miroslava Iringha ps."Stanko" można o nich również poczytać (TUTAJ link)

Wielu Węgrów (i Słowaków wcielonych do węgierskiej armii) zbiegło z madziarskich dywizji otaczających Warszawę, jednak zdecydowana większość do partyzantów lasów kabackich i Kampinosu niż do Powstania w mieście. W Podkowie Leśnej spoczywają we wspólnej mogile: Karol Hunyadi, Andras Toth i Józef Verer, którzy polegli 15 września'44.

Kilku Francuzów utrwaliło się w polskiej pamięci bohaterstwem i walecznością:

kapral Rożek (Roger Barlet) wstąpił 2 sierpnia'44 dobrowolnie do elitarnego batalionu "Zośka" i zginął w obronie Starego Miasta 29 sierpnia.

15 sierpnia na ul. Grzybowskiej (gdzie obecnie mieści się Muzeum PW) poległ sierżant armii francuskiej, Wehrmachtu i na koniec kompanii AK "Grażyna" Herbert Vengoli. W Godzinę "W" swoją zdecydowaną voltą (przejście z Wehrmachtu na stronę Powstańców "zaklepał" zastrzeleniem majora Luftwaffe dowodzącego na Marszałkowskiej grupą przypadkowo zgromadzonych Wermachtowców) uratował sytuację, ocalając tym samym parę polskich młodych, gorących, niedoświadczonych serc.

Piękne wspomnienie o innym Francuzie napisał por. Tadeusz (Jacek Rolicki):

"Na Placu Wilsona jest kilka grobów w maleńkim ogródku. Spoczywa tam snem wiecznym sierżant armii francuskiej "Roland". Jego historia: 1940 linia Maginota, Wogezy, Somma, niewola w Arras, z niej ucieczka. Potem łapanka w Paryżu, Organizacja Todta, 4 ucieczki, ostatnia udana, do wileńskiej partyzantki, prawdopodobnie do legendarnego oddziału por. "Góry". Z nim dostaje się w przeddzień Powstania do Kampinosu, a stamtąd z odsieczą majora "Okonia" przybył do stolicy. Tam na powstańczej barykadzie pocisk niemiecki ugodził go w serce".

Inni Francuzi walczyli na Powiślu (m.in. "Gwiazdka" zginął próbując unieszkodliwić Goliatha) i na Mokotowie (lotnik ppor. Jean Gasparue).

Holendrzy: Leendert van der Heijden z Rotterdamu walczył w Śródmieściu, po powstaniu trafił do obozu koncentracyjnego (dlaczego?), z którego wrócił do ojczyzny. W 1969 został odznaczony Krzyżem Partyzanckim (może dlatego trafił do KL nie bezpośrednio po PW a z partyzantki?) i Medalem za Warszawę.

Inny Holender - Lu, mąż Polki Alicji S. ps. "Terry" okazał się w Powstaniu znakomitym strzelcem.

Anton Zietse ps. "Bob" walczył w grupie "Narocz" por. Damazego i kompani ochrony KG AK. Za dwukrotną próbę ucieczki z obozu Fallingbostel XI B dostał się do kompanii karnej obozu w Muehlberg. Wrócił do Holandii.

Anglik por. John Ward z Birmingham uciekł w 1942 r. z obozu jenieckiego i do 1.8.44 ukrywał się przy ul. Kruczej i na Żoliborzu (pamiętamy temat o angielskich lotnikach w przejmującym "Ziele na kraterze" Wańkowicza ). W Powstaniu nadawał korespondencje do brytyjskich mediów, określał też miejsca zrzutów dla lotnictwa. Został ranny, po upadku nie chciał iść do niewoli, doczekał się Armii Czerwonej w oddziale AK na Kielecczyźnie.

Jan Nowak-Jeziorański wspomina o Belgu, przemytniku diamentów, który w radio "Błyskawica" wygłosił po francusku płomienną przemowę z apelem do wyzwolonego przez (innych) sojuszników Paryża. Kilku innych było w partyzantce Kampinosu.

Walczyło kilku Włochów, którzy nawet na służbie starali się nie rozstawać ze swoimi polskimi dziewczętami. Po prostu wstąpili do oddziału najładniejszych dziewczyn i starali się z nimi odbywać służbę... Nie wiem czy jednym z nich był żołnierz "Lodovico" oddziału "Grażyna" 15 sierpnia ranny na ul. Grzybowskiej.

Australijczykiem był jeniec z Krety Walter E. Smith. Uczestniczył w walkach w Śródmieściu, dalszych jego losów nie znam.

Czech Albin Huska z Ostrawy zdezerterował z Wehrmachtu i dostarczył tuż przed Powstaniem wóz lekarstw i środków medycznych, po czym włączył się do walki, był dwukrotnie ranny. Po wojnie otrzymał Złoty Krzyż Zasługi z Mieczami.

W jednym z oddziałów walczył czarnoskóry powstaniec z Nigerii: August Agbala (Agboola) O'Brown ps. "Ali", przybysz z Afryki" brał udział w Powstaniu Warszawskim i był jego jedynym czarnoskórym uczestnikiem. Walczył w Śródmieściu, w batalionie "Iwo", jego przełożonym był kapral Aleksander Marcińczyk, ps. "Łabędź" (link TUTAJ).

Przy omawianiu narodowości walczących dla Powstania nie można zapomnieć o brytyjskich i południowoafrykańskich lotnikach (148. dywizjonu do zadań specjalnych), którzy z dalekiej Italii starali się dostarczyć bezcenną dla Warszawy broń i amunicję i których około 100 zginęło w tej służbie (link TUTAJ)

Wszystkim tym, którzy walczyli w szeregach obrońców Warszawy winniśmy - bez względu na ich pochodzenie -  naszą pamięć i wdzięczność. Cześć Ich pamięci!

Witek Piekarski

Źródła:
A. Borkiewicz "Powstanie Warszawskie 1944. Zarys działań natury wojskowej"
K. Iranek-Osmecki "Powołanie i przeznaczenie"

Pamiętnik żołnierzy baonu "Zośka"
J. Ciechanowski "Powstanie Warszawskie" i "Na tropach tragedii"
N. Davies "Powstanie'44"
J.  Kirchmayer "Powstanie Warszawskie"

E. Kossoy Żydzi w Powstaniu Warszawskim
J. Nowak-Jeziorański "Kurier z Warszawy"

S. Okęcki "Cudzoziemcy w polskim ruchu oporu 1939-45"

S. Podlewski "Wolność krzyżami się znaczy"
A. Starżyński "Polityczne przyczyny Powstania Warszawskiego"

D. Sławińska "Kiedy kłamstwo było cnotą"

S. Stachiewicz "Starówka?1944"

Z. Wróblewski "Pod komendą Gozdawy"

J.K. Zawodny "Powstanie Warszawskie w walce i dyplomacji"

+ źródła internetowe linkowane w tekście

Materiał filmowy Nr 1

witek_550

Dowódca plutonu w Zgrupowaniu AK "Kwarciany" por. Wiktor Baszmakow "Inżynier"



Materiał filmowy 1 :

Zobacz równiez:





Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.